Jednym z bardziej przykrych doświadczeń tego lata jest śledzenie historii bramkarza Barcelony Marca-Andre ter Stegena. Niemiec gra w katalońskim klubie już 11 lat. Wystąpił w ponad 400 meczach. jeżeli chodzi o liczbę występów w barwach Barcelony, jest na 11. miejscu w klasyfikacji wszech czasów. Gdyby brać pod uwagę tylko obcokrajowców - byłby liderem. Lionel Messi rozegrał co prawda najwięcej spotkań dla Barcy, ale przecież od 20 lat jest nie tylko Argentyńczykiem, ma też obywatelstwo hiszpańskie.
REKLAMA
Zobacz wideo
Ikona Barcelony wypychana z klubu
I taka ikona klubu jest obiektem bezpardonowych ataków kibiców katalońskiego klubu. Na szczęście przede wszystkim w mediach społecznościowych. Jedynym powodem jest fakt, iż Niemiec nie chce dać się sprzedać do innego klubu. Barcelona potrzebuje bowiem ogromnego zastrzyku gotówki, by móc zarejestrować nowych zawodników, których sprowadziła i ma jeszcze zamiar sprowadzić latem. Są wśród nich m.in. Joan Garcia i Wojciech Szczęsny, którzy mają według hiszpańskiej prasy być bramkarzami numer 1 i numer 2 w klubowej hierarchii. Dla ter Stegena ma już nie być miejsca na boisku. Co jakiś czas przypominają mu o tym artykuły w różnych hiszpańskich mediach. Dziennikarze powołują się przy tym na swoje źródła w klubie.
A mimo to ter Stegen ani myśli odchodzić, choć w perspektywie ma mistrzostwa świata, na które ciężko będzie mu się załapać do składu Niemiec, jeżeli przez rok nie zagra ani jednego meczu.
Jednak w zaciętej postawie ter Stegena jest pewna logika. Można powiedzieć więcej: racja. To on w tym sporze jest tym, który kieruje się swoim racjonalnym interesem, a rozwiązanie "problemu", które mu sufluje hiszpańska prasa, byłaby z jego strony niczym innym jak frajerstwem.
Pieniądze i rodzina. Ter Stegen ma motywację, by zostać w Barcelonie
Warto na całą sprawę spojrzeć jego oczyma. Po pierwsze to nie jego wina, iż klub przedłużył z nim kontrakt dwa lata temu i dał mu umowę aż do 30 czerwca 2028 roku. Nie było też jego winą, iż klub zaproponował mu niezwykle wysokie zarobki. jeżeli wierzyć hiszpańskiej prasie, to w ciągu kolejnych trzech lat zarobi jeszcze 42 mln euro.
Jednak gigantyczne pieniądze to nie jest cała motywacja, która zmusza ter Stegena do pozostania w stolicy Katalonii. Chodzi też o życie prywatne. W marcu Niemiec rozstał się z żoną - Danielą. Mają dwóch synów, a ter Stegen nie chce, by ewentualny transfer do innego miasta przeszkadzał mu w kontaktach z dziećmi.
W dodatku każdy kolejny dzień uporu niemieckiego bramkarza przybliża go do... bramki FC Barcelony. Nie wykluczone bowiem, iż słowa niemieckiego bramkarza o tym, iż zostaje w klubie, by walczyć o miejsce w składzie, nie są tylko czczą paplaniną. Zwłaszcza, iż ostatnie dni przyniosły fatalne wieści dla Barcelony, które mogą okazać się szczęśliwe dla ter Stegena, bo to, iż klub kupił Garcię i zakontraktował Szczęsnego to jedno, ale teraz musi ich jeszcze zatwierdzić do gry La Liga. A z tym może nie być tak prosto, o czym przekonaliśmy się już w ubiegłym roku, gdy Barcelona mogła wystawić do składu Daniego Olmo tylko dzięki przychylnej interwencji agencji hiszpańskiego rządu, czyli Najwyższej Rady Sportu. Gdyby nie to La Liga nie pozwoliłaby na grę zawodnika z uwagi na to, iż Barcelona nie przestrzegała przepisów tzw. finansowego fair play.
Ter Stegen naprawdę może wierzyć, iż jeszcze zagra w Barcelonie
Teraz nie wiadomo, czy sytuacja się nie powtórzy. Barcelona - choć zapewnia, iż z rejestracją nowych zawodników nie będzie problemu - może mieć z tym jednak spory kłopot. Po pierwsze dlatego, iż przebudowa Camp Nou się opóźnia i prawdopodobnie drużyna będzie znów musiała grać poza swoim "domem" przez kolejne pół roku. A to oznacza mniejsze wpływy z tzw. dnia meczowego. Po drugie – jak twierdzi hiszpańska prasa - budżet Barcy się zepnie, jeżeli klub pozyska znaczące kwoty ze sprzedaży zawodników. Jeszcze lepiej, jakby odchodzący zawodnik czy zawodnicy, mieli wysokie kontrakty, co w większym stopniu odciążyłoby napięte finanse. A jak na razie nie widać, by kogokolwiek takiego Barcelona miała sprzedać.
Potwierdzeniem, iż w samym klubie nie wiedzą, co to będzie, był nieudany transfer Nico Williamsa. Hiszpańska prasa już pisała, iż przejście zawodnika reprezentacji Hiszpanii do drużyny mistrza kraju jest już pewne, by w końcu okazało się, iż Williams przedłużył kontrakt z Athletikiem Bilbao. Jedną z przyczyn, iż transfer nie doszedł do skutku, był fakt, iż kataloński klub nie mógł zapewnić zawodnika, iż będzie zatwierdzony do gry od początku rozgrywek.
Właśnie historia niedoszłego transferu Williamsa to coś, na czym ter Stegen może budować swoje nadzieje na przyszłość w klubie. Skoro finanse klubu wciąż są w fatalnym stanie, skoro klub nie daje gwarancji rejestracji zawodnikom, na których mu zależy, skoro po historii z Olmo klub wciąż ma nadszarpnięte relacje z władzami ligi, to może nie uda się zatwierdzić do gry ani Garcii, ani Szczęsnego.
Ter Stegen liczy na nieszczęście Szczęsnego
Nie jest to mało realny scenariusz. W sierpniu, gdy liga będzie zatwierdzać budżety klubów na kolejny sezon, La Liga będzie sprawdzać drobiazgowo każdy rachunek Barcelony. Ma przecież w pamięci, iż kataloński klub potrafił sobie zaksięgować w budżecie wpływy, których wcale nie było.
Swoją drogą byłaby to ironia losu, gdyby okazało się, iż koniec końców, to mieszany z błotem przez kibiców ter Stegen, byłby ratownikiem Barcelony w podbramkowej sytuacji.