Żużel. Z ROW-em zgarnął złoto 11 razy! Miał trenować ZSRR, został bohaterem transferowego skandalu

4 godzin temu

88 lat temu w Rybniku urodził się Stanisław Tkocz. W swojej karierze reprezentował barwy klubów z Rybnika oraz Opola, gdzie spędził ostatni sezon startów, ten z 1972 roku. Dwukrotnie był indywidualnym mistrzem Polski, dwukrotnie startował w finałach indywidualnych mistrzostw świata i również dwukrotnie był drużynowym mistrzem świata.

– Tkocz bez wątpienia był jednym z talii największych rybnickich asów obok Woryny, Wyglendy i Maja. Stanisław na pewno nie był z nich najbardziej „ozłocony” medalami, bo ten tytuł miał Andrzej Wyglenda. Tkocz wpisał się do historii jako pierwszy rybniczanin, który zdobył złoty medal mistrzostw świata – mówi nam dziennikarz i historyk żużla Henryk Grzonka.

Stanisław Tkocz brał udział w pamiętnym finale DMŚ we Wrocławiu w 1961 roku, kiedy to jako rezerwowy „przeważył” szalę zwycięstwa dla Polski. Sam finał, jak pamiętamy, kończył się przy świetle świateł, ale tych… z samochodów ustawionych wokół toru. Wszystko za sprawą opóźnionego przylotu samolotu z reprezentacją Anglii oraz dwoma szwedzkimi zawodnikami na pokładzie. Z powodu niesprawnego motocykla Floriana Kapały jego miejsce zajął w trzynastym biegu właśnie Tkocz. Zawodnik zespołu z Rybnika przegrał z Fundinem, ale zdobył dwa punkty, a jego plecy „oglądał” Peter Craven. W drugim swoim starcie, w ostatnim biegu finału, Tkocz dowiózł do mety niezbędne do złota dwa punkty. Ostatecznie Polska wygrała finał z przewagą jednego „oczka” nad Szwecją. Nic dziwnego, iż po minięciu mety wpadł w ramiona kolegów.

W barwach Górnika Rybnik Tkocz debiutował w 1955 roku. W spotkaniu na torze w Rzeszowie zdobył w debiucie dwa punkty, wygrywając wraz z Pawłem Dziurą podwójnie bieg z drużyną gospodarzy. W swojej karierze Tkocz z zespołem Rybnika zdobył 15 medali Drużynowych Mistrzostw Polski, w tym aż 11 złotych. Drugi medal drużynowych mistrzostw świata wywalczył 21 września 1969 roku, na doskonale znanym sobie torze w Rybniku.

– Stanisław wtedy miał już swoje „lata” i tak naprawdę pojechał w finale w miejsce Antoniego Woryny, który był wówczas kontuzjowany. Pamiętam, iż cudów w finale nie zwojował, ale złoty medal z drużyną wywalczył – dodaje Grzonka.

Stanisław Tkocz był nie tylko doskonałym zawodnikiem, ale i mentorem dla młodszej, wschodzącej gwiazdy śląskiego zespołu, Andrzeja Wyglendy.

– Można powiedzieć, iż przed dekadami w klubie rybnickim zawodnicy dobierali się w „pary”. Tkocz był mentorem Andrzeja Wyglendy, z kolei Antoni Woryna był bardziej zżyty i lgnął do Joachima Maja. Tkocz z Wyglendą często jeździli razem w parze. Andrzej na pewno na Staszka nie powie złego słowa ponieważ uważa go za swojego nauczyciela i mentora. W 1965 roku jak Stanisław Tkocz zdobywał drugi swój tytuł indywidualnego mistrza Polski to w jednym z biegów bardzo mocno wywiózł Wyglendę. Gdyby zrobił to ktoś inny, to, mówiąc żartobliwe, dostałby od Andrzeja po „ryju”. W tym wypadku Andrzej zajście ze swoim nauczycielem przyjął ze spokojem i pogodził się gwałtownie z faktem, iż będzie drugi. Warto pamiętać, iż bronił wówczas tytułu najlepszego polskiego zawodnika – tłumaczy nasz rozmówca.

Zawodnik z Rybnika dwukrotnie wystąpił w finałach indywidualnych mistrzostw świata. W 1961 roku na torze w Malmoe zajął 15. lokatę. Pięć lat później, na stadionie w Goeteborgu, zajął dziewiąte miejsce.

Co ciekawe, w listopadzie 1969 roku Tkocz zdobył oficjalne uprawnienia trenerskie i był jednym z kandydatów do prowadzenia reprezentacji… ZSRR. Proponowanego stanowiska ostatecznie nie przyjął.

Zmarły osiem lat temu żużlowiec był też bohaterem pierwszej poważnej „afery” transferowej w polskim żużlu. Pod koniec sezonu 1959 odmówił udziału w test meczach Rybnika z drużynami Częstochowy oraz Rzeszowa. Tajemnicą poliszynela był fakt, iż zawodnik był bardzo kuszony przez działaczy ówczesnej Stali Rzeszów. Absencja zawodnika w testmeczach miała swoje konsekwencje w cofnięciu mu rekomendacji na starty w lidze angielskiej oraz nałożeniu półrocznej dyskwalifikacji. W grudniu zawodnik wysłał pismo do klubu, w którym poinformował, iż z przyczyn osobistych odchodzi z zespołu Rybnika i zamierza kontynuować karierę w Stali Rzeszów. W odpowiedzi klub przedłużył dyskwalifikację do 12 miesięcy, zawodnikowi nakazał oddać mieszkanie, a klub z Rzeszowa oskarżył pisemnie o praktyki kaperownicze, które były wówczas piętnowane.

Tkocz mieszkanie opuścił i podstawioną przez działaczy Stali ciężarówką udał się ze swoimi rzeczami do Rzeszowa. Kolejne tygodnie to wymiana korespondencji pomiędzy klubami i Polskim Związkiem Motorowym. Trójstronne spotkanie 12 stycznia 1960 nie przyniosło przełomu w statusie zawodnika, a z chęci jego pozyskania zaczął wycofywać się Rzeszów. Z racji faktu, iż w Rybniku był zdyskwalifikowany i skłócony, Tkocz postanowił zaoferować swoje usługi beniaminkowi ligi – Unii Tarnów. Z Rzeszowa wyjechał tym samym do Tarnowa. Ostatecznie Tarnów nie podjął próby zatrudnienia zawodnika. Warto wspomnieć, iż sprawa miała swój rozgłos w mediach, o co zadbali, jak się okazało z dobrym finałem, działacze Rybnika.

– Sprawa ucieczki St. Tkocza z Rybnika do Rzeszowa stała się tak głośna, iż w końcu musiała się nią zająć Główna Komisja Żużlowa PZMot. Na posiedzenie GKŻ, które odbyło się 12 stycznia w Warszawie zaproszono przedstawicieli kierownictw: RKS Górnik Rybnik, Stali Rzeszów, Unii Tarnów oraz żużlowca „wędrownego ptaka”, jakim okazał się Tkocz. Zawodnik ten przybył na posiedzenie z butną miną, spo­dziewając się pomyślnego dla sie­bie wyroku. Główna Komisja Żużlowa nie pozwoliła się jednak wywieść w pole (oświadczenie Tkocza uznano za niewiarygodne) i uznając go winnym naruszenia obowiązujących przepisów spor­towych, zatwierdziła karę 12 mie­sięcy dyskwalifikacji. Ponadto ostrzeżono Tkocza, iż jeżeli w bie­żącym roku nie wykaże poprawy w zachowaniu się, zostanie całko­wicie zdyskwalifikowany jako żu­żlowiec. W czasie posiedzenia GKŻ wy­szły także na jaw metody, jaki­mi posługiwał się Tkocz, pragnąc zostać zawodnikiem Stali Rzeszów, a później Unii Tarnów. Tkocz oświadczył kierownictwu sekcji żużlowej Stali, iż okres jego dyskwalifikacji kończy się już w kwietniu br., wobec czego bez żadnych przeszkód będzie mógł startować w barwach tej druży­ny. Stal uwierzyła, jednak po kilku dniach, gdy okazało się, iż Tkocz nie posiada zwolnienia z RKS Górnik oraz, iż został uka­rany dalszymi 6 miesiącami dyskwalifikacji i będzie musiał przez rok pauzować, zainteresowanie jego osobą w Rzeszowie poważnie zmalało. Wówczas Tkocz postano­wił szukać szczęścia gdzie in­dziej. W oko wpadła mu Unia Tarnów. I znów tajemnicza cię­żarówka przewiozła jego rzeczy, tym razem do Tarnowa. Działa­cze Unii przygotowali nowemu zawodnikowi mieszkanie, ale niedługo spotkało ich rozczarowa­nie. Okazało się bowiem, iż Tkocz nie może przez najbliższy rok startować w barwach żadnego zespołu. Jaki więc pożytek z ta­kiego zawodnika? Czy Tkocz ustatkuje się? Coraz częściej słyszy się głosy o chęci powrotu tego żużlowca do Rybnika, a tym samym do klubu, któ­rego przez cały czas jest członkiem. O da­rowaniu kary nie może jednak być mowy. Takie już są przepi­sy. I słusznie – pisał w 1960 roku dziennik Nowiny.

Ostatecznie w maju 1960 roku Tkocz wrócił na żużlowe tory. Dyskwalifikację skrócono do sześciu miesięcy. Wpływ na przywrócenie żużlowego „życia” Tkoczowi miała jego publiczna samokrytyka oraz pozytywna opinia wystawiona przez kierownictwo kopalni Chwałowice, w której zawodnik był zatrudniony. Co ciekawe, na początku swojego zatrudnienia pracował w kopalni, jak inni zatrudnieni fizycznie. Dopiero po osiągnięciu poziomu „mistrzowskiego” odwiedzał miejsce pracy po odbiór uposażenia jak inni koledzy oddelegowani do pracy w klubie.

Henryk Glucklich i Stanisław Tkocz

– Stwierdzam niniejszym, iż mo­im postępowaniem zasłużyłem na otrzymaną karę zawieszenia. Przepraszam swój klub RKS Górnik w Rybniku i jego prezesa oraz władze sportowe i przyrzekam, iż w przyszłości nie dam żadnych po­wodów do niezadowolenia z moje­go postępowania – napisał drużynowy mistrz świata w swoim oświadczeniu.

Po przeprosinach zamieszczonych w mediach Tkocz na tor powrócił w barwach Rybnika i pomógł uchronić klub przed spadkiem w słabym wyjątkowo dla niego sezonie 1960.

Zawodniczą karierę Stanisław Tkocz zakończył w barwach Kolejarza Opole w roku 1972. Po zakończeniu kariery był taksówkarzem, a po paru latach wyjechał do Niemiec, gdzie pozostał do śmierci. Legenda polskiego żużla zmarła 19 maja 2016 roku.

W artykule wykorzystano materiały pozycji – „Czarny Sport, Czyste emocje – Historia sportu żużlowego w Rybniku”.

Idź do oryginalnego materiału