Żużel. Widziane zza Odry. O dzikich kartach i awansach (FELIETON)

1 tydzień temu

Jak to się w minioną niedzielę okazało, w żużlu też cały misterny plan może, parafrazując pewną komedię, wziąć w p****. Przekonano się o tym najdobitniej w Bydgoszczy i w Gnieźnie.

W mieście „klanu Gollobów” od dłuższego czasu zastanawiano się nad tym, kim pojechać tę upragnioną PGE Ekstraligę, a nie jak do niej wejść. W teorii drzwi były otwarte na oścież, wręcz wyrwane z zawiasów. Nie brakowało prezesów, którzy nad działaniami Bydgoszczy się „pochylali” i byli nimi zniesmaczeni. Z powodu prozaicznego. „Klan Kanclerzy” od dłuższego czasu sondował zawodniczy rynek i proponował co niektórym stawki całkiem, całkiem za jazdę w najlepszej – ponoć – lidze świata.

Żużel. Kanclerz mówi o braku PGE Ekstraligi, słynnym namiocie i tym, co dalej (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Nie robili jednak tak naprawdę nic innego, aniżeli to, co robią inni prezesi, którzy na przełomie czerwca czy lipca układają skład zespołów na kolejny sezon. Różnica była jednak taka, iż włodarze bydgoskiego klubu nie narzekali na brak monet w swoim portfelu i oferowali je w ilościach niemałych potencjalnym chętnym. Kiedy już wszystko było niemal dogadane na 100 procent i paru lewoskrętnych za pieniądze miasta Bydgoszcz „bukowało” swoje wakacje okazało się… iż ponownie, czytaj, jak co roku, Ekstraligi nie będzie.

Szok przeżyli chyba wszyscy. Największy oczywiście zapanował w samym klubie. Po pierwszym spotkaniu w Rybniku wszystkim wydawało się, iż 10 punktów straty podopieczni Tomasza Bajerskiego odrobią do biegu, załóżmy, dziesiątego, a potem sponsorzy i działacze będą się martwić wyłącznie tym czy alkohole w specjalnie przygotowanym namiocie będą dla nich odpowiednio schłodzone. Żużel po raz kolejny pokazał jednak jak potrafi być piękny i zarazem nieprzewidywalny.

Nie ukrywam, iż rozbawił mnie piątkowy telewizyjny wywiad, w którym Krzysztof Mrozek deprecjonował wartość Polonii na własnym torze przed niedzielnym rewanżem. Pomyślałem sobie: „Wariat, czy co?” i choćby wypowiedź na swoim profilu w mediach społecznościowych zgryźliwie skomentowałem. I co? I nie trafiłem. Rybnik pojechał do miasta nad Brdą, ujechał upragnione 41 oczek i jest dziś w PGE Ekstralidze. Bydgoszcz została z „ręką w nocniku” i to już po raz kolejny za rządów Jerzego Kanclerza.

Żużel. ROW zabiera się za budowę składu. Możliwe zaskakujące ruchy! – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Został sam w boksie na 15. bieg! Jamróg: Rybnik sprzyja, chcę PGE Ekstraligi! (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Swoją drogą, o ile prawdą jest, iż paru zawodników z Gryfem na piersiach usłyszało przed finałami, iż w razie awansu muszą szukać nowego klubu, to się też nie dziwię, iż nie wszyscy w niedzielę za tę Bydgoszcz na torze się „zabijali”. Gratulowałem prezesowi śląskiego klubu wiadomością prywatną i ponowię to publicznie, aby się już nikt mnie nie pytał, kto zna moją i prezesa Mrozka wzajemną awersję, jak się teraz do awansu Rybnika osobiście odniosę. Gratulacje. Sportowo egzamin w okresie 2024 zdany na piątkę. To nie ulega jakiejkolwiek wątpliwości. Miejsce tak zasłużonego dla polskiego żużla klubu jest wyłącznie w Ekstralidze i oby Rybnik pozostał tam dłużej aniżeli sezon, bo beniaminkom, jak historia pokazuje, wcale łatwo nie jest, aby na dłużej pozostać przy zastawionym telewizyjnymi milionami stole.

W ogóle ten żużel bywa przewrotny. Przed półfinałem Bydgoszczy z Ostrowem chwili spokoju od telefonów z Polonii nie miał ponoć Gleb Czugunow. Po półfinale telefon zamilkł, by mocno się ożywić wczoraj. Chyba jednak za późno, ponieważ utalentowany Gleb ma być niemal na pewno jednym z „żołnierzy” Krzysztofa Mrozka w ekstraligowych bojach. Tak więc z telefonami bywa różnie. Jak się mówi A, to wypada powiedzieć gwałtownie B, bo inaczej to w potrzebie telefon do zawodnika może okazać się już, niestety, ale dla prezesa głuchym.

Płakał oglądając mecz finałowy w Bydgoszczy Wiktor Przyjemski i powiem Wam, iż ja jednego nie rozumiem. Chyba nikt mu nie broni, jak tak bardzo chce, przenieść się do Bydgoszczy na jeden sezon. W 2026 PGE Ekstraliga przecież już będzie na pewno… A tak zostanie najpewniej w klubie, który jak się okazuje nie jest tak naprawdę jego pierwszym wyborem. Dla mnie trochę dziwne.

Żużel. Prezes Motoru śledził finał w napięciu. Mówi, co z Przyjemskim – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Podobne rozczarowanie jak w Bydgoszczy było niedzielnego wieczoru w Gnieźnie. Blisko osiem tysięcy ludzi na trybunach złaknionych awansu, który miał być jednocześnie finansową sprężyną dla odbudowy żużla w pierwszej stolicy Polski. Miał być awans, potężny sponsor przyniesiony w walizce przez Michała Kołodziejczaka, sekretarza stanu, i kontrakty z zawodnikami na poziomie minimum 300 tysięcy za parafkę i jakieś 4 koła za punkt. Takie oferty niedawno włodarze klubu składali. Póki co, awansował Tarnów, który też ma teraz potężny ból głowy pod tytułem: awans jest, ale co dalej?

Gniezno złożyło po przegranym finale deklarację, iż na pewno w KLŻ wystartują, obojętnie jakby ona ostatecznie nie wyglądała. Wypada zatem mieć tylko nadzieję, iż pomimo braku awansu znajdą się sponsorzy na pokrycie sporych zobowiązań z sezonu 2024 i zapewnienie budżetu na sezon 2025. Ponoć nie brakuje takich optymistów, którzy przy braku Orła Łódź, braku licencji dla Tarnowa widzą dalej Gniezno w Metalkas 2. Ekstralidze. Pożyjemy, zobaczymy.

Łódź. Tam może być istny „majstersztyk” w wykonaniu Witolda Skrzydlewskiego. Póki co, chętnych na przejęcie Łodzi, a dokładniej łódzkiego żużla, najwyraźniej brak. Coś mi się wydaje, iż działalności zawodowej na pole żużlowe prezes nie przeniesie i nie zostanie wcale, jak niektórzy piszą, „grabarzem” łódzkiego żużla. Myślę, iż Witold Skrzydlewski powróci lada moment na białym koniu i zdąży jeszcze za pół darmo, w świetle desperackiego szukania pracodawcy przez paru zawodników, zmontować całkiem niezły jak na zaplecze PGE Ekstraligi. Będzie tym samym i wilk syty i owca cała. Paru zawodników znajdzie szansę na pokazanie się w wyższej lidze, a prezes oszczędzi finansowo. Ci bowiem „lewoskrętni”, którzy nie znajdują klubów chętnych na ich usługi gwałtownie weryfikują cyfry przy rubryce dotyczącej tego, ile tak naprawdę potrzebują na przygotowanie do kolejnego sezonu.

I to jest, napiszę Wam, bardzo słuszny kierunek, jeżeli chodzi o poprawienie kondycji finansowej klubów. Im mniej ekip, gdzie można startować i dostać wypłatę przed końcem października, tym mniej cyfr w propozycjach startów rozsyłanych przez zawodników. W wielu przypadkach z 400 czy 500 tysięcy na przygotowanie robi się 350 czy 300. Można? Można.

I na koniec Grand Prix. W sobotę ostatni turniej w Toruniu, gdzie kibice będą emocjonowali się walką już tylko o srebrny medal. Niedługo po turnieju przeczytamy o tym, kto dostanie „dzikie karty” i zasili Grand Prix w okresie 2025. Podoba mi się inicjatywa szwajcarskiego kibica, Rolfa Majeranty, który nawołuje do podpisywania specjalnej petycji i pisania maili do FIM, aby przywrócić Emila Sajfutdinowa i Artioma Łagutę do Grand Prix. Wygrane Bartkowi Zmarzlikowi z pewnością smakowałyby lepiej. Może zatem warto drodzy działacze skorzystać z pomysłu kibiców i z przydziałem dwóch dzikich kart poczekać choćby do początku roku. A nuż sytuacja polityczna się zmieni… Myślenie nie boli, a to byłby też miły gest w kierunku obu zawodników, choćby gdyby ostatecznie ich start okazał się niemożliwy.

Żużel. Specjalna petycja! Chcą przywrócenia Łaguty i Sajfutdinowa do GP! – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

ŁUKASZ MALAKA

REKLAMA, +18

Idź do oryginalnego materiału