Żużel. Wciąż ma w sobie to „coś”. „Gapa” szczerze o dalszej karierze, ofertach i pracy z młodzieżą (WYWIAD)

5 godzin temu

Ten sezon był dla pana słodko-gorzki, bo z jednej strony pańska Polonia wywalczyła awans, a z drugiej strony znów miał pan gigantycznego pecha i zakończył sezon w maju. Jak pan patrzy na ten miniony sezon?

W maju nie, bo we wrześniu i październiku już trenowałem, więc na play-offy byłem gotowy. Ale tak, nie ułożyło się to po mojej myśli – kibiców i zarządu pewnie też. Znów przydarzyła mi się kontuzja, i to nie mała. Byłem załamany. Co mogłem zrobić? Rehabilitacja rehabilitacją, ale tych złamań było sporo i potrzebny był czas. Wyleczyłem się, wróciłem do ścigania, a ten głód jazdy był jeszcze większy niż wcześniej. Przejechałem raptem dwa mecze, w trzecim złapałem kontuzję. Byłem tak fajnie nastawiony – dyspozycja fizyczna i psychiczna na początku sezonu była znakomita, co pokazały testy przedsezonowe, ale taki jest żużel. Pewnie, cieszymy się, iż klub awansował, jednakże niedosyt pozostaje.

Na pana miejsce klub ściągnął Wiktora Jasińskiego i jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę.

Wiktor okazał się czarnym koniem całych rozgrywek. Cieszyliśmy się, iż odpalił z taką formą. Chyba nikt nie wierzył do końca, być może choćby on sam, iż tak może punktować. Tak naprawdę dzięki niemu Polonia ma awans. Przynajmniej ja to tak oceniam. Gdyby Wiktor nie przyszedł do drużyny, mogłoby nas zabraknąć w wielkim finale. Nie ma się co czarować, non stop notował dwucyfrówki. Swoje punkty dołożyli również juniorzy. Oczywiście cały zespół zasługuje na pochwałę.

Ostatnie lata nie są dla pana łaskawe i ciężkie kontuzje pana nie omijają. Tak szczerze – nie ma pan dosyć żużla?

Przez chwilę jak leżałem w szpitalu w Gnieźnie to takie myśli przechodziły przez głowę. choćby małżonka mówiła: daj sobie już wreszcie spokój stary ch… (śmiech), bo mamy co robić, a ty dalej chcesz jeździć. Jednak gdy dochodziłem do pełnej sprawności, kiedy mogłem wstać z łóżka i pojechać na stadion, to „coś” wróciło i jest silniejsze ode mnie. Żona powiedziała: rób co chcesz.

Czyli ostatniego słowa pan nie powiedział.

Jeszcze nie. Ten sezon był dla mnie jakby go w ogóle nie było. To „coś” we mnie jeszcze jest i będę próbował w przyszłym roku się ścigać.

Czy zatem w przyszłym sezonie znów zobaczymy pana w barwach Polonii?

W Polonii raczej mnie zabraknie. Odbyliśmy rozmowę, ale po prostu zabrakło dla mnie miejsca. Tyle. Taki jest sport, klub zakontraktował innych zawodników, więc będę szukał nowego klubu. Nie ma wielkiego ciśnienia, ale chce się jeszcze trochę pościgać.

Żużel. Kto powinien objąć stery reprezentacji? Ma swojego faworyta!

Żużel. Nowa jakość w Unii Tarnów? “Klub ma potencjał, by wrócić do Ekstraligi” (WYWIAD)

Otrzymał pan już jakieś oferty?

Były dwie luźne rozmowy z klubami Krajowej Ligi Żużlowej. Pojawiły się również oferty prowadzenia zespołu, ale mam jeszcze czas na podjęcie decyzji. Muszę się zastanowić.

W tym sezonie łączył pan obowiązki żużlowca z trenowaniem młodzieży. Czy przez cały czas będzie miał pan pod opieką pilskich juniorów?

Jest to uzależnione od tego, gdzie będę występował w przyszłym sezonie. jeżeli będę zmuszony jeździć gdzieś dalej, to będę mógł przeprowadzić tylko jeden trening dla młodzieży, a wiadomo iż to jest za mało. Zobaczymy.

Jak pan myśli, ma pan rękę do młodzieży? Jak pan sam wspomniał, pilscy juniorzy dołożyli dużą cegiełkę do awansu w play-offach. Czy to głównie pana zasługa?

Trzeba pytać zawodników (śmiech). Starałem się pomagać, jak mogłem. Jest to na pewno cięższa praca niż jazda na żużlu. Nigdy się tak nie denerwowałem jak w tym roku. Był większy stres niż jak startowałem w zawodach. Pierwsze dwie młodzieżówki to była dla mnie ostra nerwówka. Aż myślałem, iż z tych nerwów wydeptam jakąś ścieżkę. (śmiech) Z zawodów na zawody troszkę się już przyzwyczaiłem i wyglądało to lepiej. Wydaje mi się, iż młodzież się rozwinęła. Kiedy skończyło się moje zwolnienie lekarskie, to tych treningów przeprowadziliśmy dużo. Praktycznie trenowaliśmy trzy razy w tygodniu. Raz udało nam się pojechać grupą do Ostrowa, za co klubowi bardzo dziękuję. Mieliśmy też dogadane treningi w Łodzi, ale ta kontuzja wszystko pomieszała. Jak będę dalej współpracował z młodzieżą w przyszłym roku, to znów będę chciał powtórzyć ten schemat, może choćby nieco go rozszerzyć. Chodzi o to, żeby młodzież poznawała też inne tory.

Czyli po zakończeniu kariery widzi się pan w roli trenera?

Myślę, iż tak. Żużel to jest całe moje życie. Kocham to, co robię. Lubię „babrać” się w tych smarach. choćby jeżdżąc na młodzieżówki pomagałem przy sprzęcie, zmieniałem zębatki czy łańcuchy. Nie siedziałem na trybunie i nie wypisywałem programu, tylko bardziej doradzałem czy pomagałem przy sprzęcie. Ostatnie trzy tygodnie robiłem choćby tor w Pile na młodzieżówki, bo nie było toromistrza na koniec sezonu. Każdy mówi, iż jestem „wariat”. No ale co, jeżeli nie ma kto tego zrobić, to ktoś musi. Z mechanikiem klubowym Damianem i kolegą Piotrkiem przygotowywaliśmy tor, żeby młodzież mogła pojeździć. Pogoda dopisywała, a iż nie było rąk do pracy, to wzięliśmy się za to my. Szkoda nam było tych dzieciaków, chcieliśmy żeby mogli sobie potrenować. A iż cały okres letni leczyłem kontuzję i tych treningów nie było, to chcieliśmy to nadrobić końcówką sezonu.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał JAKUB MRÓZ

Idź do oryginalnego materiału