– Szkoda, iż Wiktor Przyjemski w tej chwili nie jeździ w Bydgoszczy, ale cały czas nasza kooperacja istnieje i dobrze się układa. Życzyłbym sobie, by trójka moich wychowanków startowała jednocześnie w Polonii. Mówię jeszcze o Szymonie Woźniaku oraz Maksymilianie Pawełczaku – przyznaje w wywiadzie dla naszego portalu trener Jacek Woźniak. Nasz rozmówca jest w wąskim gronie najlepszych specjalistów w Polsce, jeżeli chodzi o szkolenie młodzieży. Praca w Bydgoszczy sprawia mu radość, choć nie ma długoterminowego kontraktu. Umowa z ŻKS Polonią jest przedłużana co roku o jeden sezon.
Niedawno dwóch pańskich wychowanków stanęło na podium finału Srebrnego Kasku w Świętochłowicach. To musiał być miły moment dla pana.
Dokładnie, był to miły moment. Byłem bardzo zadowolony z osiągniętego wyniku przez Wiktora Przyjemskiego oraz Maksymiliana Pawełczaka. Szkoda tylko, iż Wiktor w tej chwili nie jeździ w Bydgoszczy, ale cały czas ta nasza kooperacja istnieje i dobrze się układa. Podium było miłym obrazkiem. Taki widok to dla mnie satysfakcja, bo pokazuje, iż ciężka praca przynosi efekty.
Na zawodach był pan z bydgoskimi zawodnikami.
Tak, m.in. z Maksem Pawełczakiem, ale mieliśmy też drugiego przedstawiciela naszego klubu – Kacpra Andrzejewskiego. Moja obecność w jakimś stopniu na pewno im pomogła i cieszę się z tego, ponieważ miałem taki cel.
Niepokojące wieści, Krakowiak potwierdza: „Problem lęku do mnie powrócił” (WYWIAD)
Wspomniał pan o współpracy z Wiktorem Przyjemskim. Rozumiem, iż utrzymujecie bardzo regularny kontakt.
Wiktor często pojawia się w Bydgoszczy na treningach. Jak ma tylko czas i możliwość, to trenuje, a o ile nie, wtedy pojawia się na treningach prywatnie. Po prostu jesteśmy w dobrych relacjach i współpracujemy. choćby gdy nie mogę uczestniczyć w imprezach, w których on startuje, łapiemy się telefonicznie. Prowadzimy rozmowy przed zawodami, jak i po zawodach, aby wymieniać pewne sugestie i spostrzeżenia.
Jak się nie mylę, to towarzyszył pan choćby Wiktorowi na podium po zeszłorocznym finale IMŚJ.
Zgadza się. Termin mi pasował, więc pojechaliśmy razem do Torunia. Muszę od razu zaznaczyć, iż mam też zobowiązania wobec bydgoskiego klubu. Prowadzę Akademię Czarnego Gryfa, pomagam przy pierwszej drużynie, pracuję z juniorami, a w wolnych chwilach jeżdżę z Wiktorem na zawody. Jest dużo tych zajęć. Bardzo dziękuję prezesowi Jerzemu Kanclerzowi za to, iż mogę łączyć te funkcje. Wiktor pracuje ze mną od 8. roku życia. Podobnie działam z innymi chłopakami, za przykład mogę podać Maksa Pawełczaka. Skoro kooperacja przynosi rezultaty i obie strony nie chcą tego zmieniać, to trwa ona już tak długo.
Kacper Gomólski opowiada o swojej nowej roli. Co dalej z karierą? (WYWIAD)
Wiktor chce mieć w teamie zaufaną osobę, która w przerwie między wyścigami wskaże jego błędy?
Wiktor ma już dosyć sporo doświadczenia w tych sprawach, ale o ile moja osoba daje mu pewność, uspokaja go i moje spostrzeżenia są trafne, to bardzo mnie to cieszy. To zawodnik, który wiele potrafi, ale jest świadomy swoich błędów. Gdy ktoś mu je wyłoży, od razu chce to poprawiać, uczyć się i stawać się coraz lepszym zawodnikiem. choćby oficjalnie mówi o tym, iż kilka sezonów temu jego słabszą stroną była jazda po dużej, a teraz wygląda to o wiele lepiej. Cały czas musimy pracować nad pewnymi rzeczami, korygujemy błędy.
W rozwój Wiktora angażuje się cały team, począwszy od mechaników, managera, ojca, po mnie i oczywiście samego zawodnika. Nie można też zapominać o odpowiednich fizjoterapauetach. Każdy dokłada swoją cegiełkę.
Pan, jako trener, pewnie teraz powie: „spokojnie, pozostało za wcześnie na takie prognozy”. Dotychczasowe wyniki Pawełczaka pokazują jednak, iż ten młody zawodnik może iść śladem Wiktora.
Już w szkółce BTŻ-u Bydgoszcz następuje pierwszy przesiew adeptów. Sito zaczyna się w szkółce na minitorze. Z wieloma zawodnikami miałem przyjemność pracować, m.in. z Szymonem Woźniakiem, który jest jednym z moich pierwszych wychowanków. Od miniżużla znam też właśnie Wiktora Przyjemskiego, Emila Maroszka oraz Maksymiliana Pawełczaka. Często dzieje się tak, iż pojawiają się chłopcy znikąd w wieku od 8 do 10 lat. Dopiero po czterech lub pięciu latach dzięki ciężkiej systematycznej pracy mojej, rodziców i przede wszystkim chłopców przychodzą pierwsze efekty.
Przez przypadek nie biorą się te „bydgoskie perełki”, jak to niektórzy nazywają tych zawodników. Ja jednak zawsze powtarzam, iż spokojnie trzeba podchodzić do takich określeń, bo media czasem pisały o „złotych dzieciach”. Chłopcy to czytają i ciąży na nich pewna presja, a tak naprawdę powinni pracować przy motocyklach, nad poprawą swojej jazdy i eliminowaniem błędów. Mam to szczęście, iż mogę wyselekcjonować chłopaków, którzy naprawdę chcą iść do przodu. Chcą robić wynik i być najlepsi. Dla trenera to budujące, iż dzisiaj jeszcze można mieć takich pracusiów.
Trzy niespodzianki w GKM-ie Grudziądz! Legenda rozlicza zawodników
Jak dużo czasu poświęca pan na pracę z młodszymi zawodnikami?
Nie można tak dokładnie policzyć, ile to trwa godzin. Dwa lub trzy treningi w tygodniu, systematyczna ciężka praca. Trzy razy praca i trzy razy pokora, a następnie do przodu. Do młodych chłopców trzeba mieć dużo cierpliwości i zaangażowania. Nie może też opuszczać szczęście w postaci unikania kontuzji. Przykra kontuzja może zblokować zawodnika w wieku 14-16 lat. Życzyłbym sobie i wszystkim trenerom pracującym z młodzieżą tego, żeby urazy omijały młodych chłopaków. Na tym etapie życia psychika nie pozostało tak twarda, jak u dorosłych czy seniorów. Moi wychowankowie odnoszą sukcesy nie tylko na polskich torach. To pokazuje, iż ich psychika jest już na dosyć porządnym poziomie.
Wspomniał pan o „perełkach”. Zapytam zatem, ile jeszcze takich perełek czeka w Bydgoszczy w kolejce (śmiech).
To oczywiście nie są moje określenia, tylko pojawiały się w artykułach (śmiech). Ja nigdy nie określam chłopaków „złotymi dziećmi” czy „perełkami”. Zawsze od nich wymagam i wymagać będę. jeżeli jest już dobrze, to zawsze może być jeszcze lepiej. Trzeba iść do przodu, nigdy nie można powiedzieć, iż już jest idealnie i zostajemy przy tym, co jest. Trzeba pracować więcej, więcej i jeszcze więcej. Dopiero po tym przyjdą sukcesy.
A wracając do pańskiego pytania, to na razie powiem, iż w BTŻ-cie Bydgoszcz dwóch moich wychowanków zdało licencję na minitorze, w przyszłym roku do egzaminu podejdzie chłopak w wieku 10 lat. Nazwisk zdradzać nie będę. Myślę, iż swoimi wynikami w zawodach potwierdzą opinie, iż szkolenie w Bydgoszczy rozwija się dobrze. I oby tak dalej.
Transfery. Zwrot akcji w Stali Rzeszów. Mówi o zarobkach Klindta
W jednym z niedawnych wywiadów mówił pan, iż dostaje pan propozycje pracy w innych klubach. Powie pan coś więcej na ten temat?
Gdy kończy się sezon, mamy okres transferowy i kluby podpisują kontrakty z zawodnikami. Wtedy też odzywają się prezesi do trenerów. Nie chcę mówić o szczegółach, bo nie o to tutaj chodzi. Pracuję w Bydgoszczy, mam co robić. Jest ŻKS Polonia na dużym torze, kooperacja z Wiktorem, a także miniżużel w BTŻ-cie, gdzie mam pełną swobodę działań. Ukłon w stronę prezesów z BTŻ-u, bo kooperacja od lat układa się idealnie.
Bardzo zależy mi na tym, żeby wszyscy najlepsi zawodnicy wychodzący z miniżużla wchodzili do prawdziwego żużla w Bydgoszczy. Życzyłbym sobie, by trójka moich wychowanków startowała jednocześnie w Polonii. Mówię o Szymonie Woźniaku, Maksymilianie Pawełczaku i Wiktorze Przyjemskim. Do tego są jeszcze Emil Maroszek i pozostali chłopcy. Najfajniej by było, gdyby wymienieni przeze mnie zawodnicy byli wartością dodaną do drużyny. Ludzie mający wpływ na to, iż Wiktor może do nas wrócić dla dobra drużyny i euforii kibiców powinni zrobić wszystko, aby tak się stało.
Z pańskich słów wynika, iż jest pan nie do wyjęcia z Bydgoszczy. Prezes Kanclerz pana nie puści?
Nie wiem, o to trzeba już pytać prezesa Kanclerza. Nie chcę się za niego wypowiadać. Staram się wykonywać swoją robotę, jak najlepiej potrafię i skupiać się na sobie. Teraz jest sezon, więc robię wszystko, aby juniorzy dobrze się prezentowali. Całą odpowiedzialność na siebie za wyniki zespołu bierze trener Tomasz Bajerski, ale mogę powiedzieć, iż nasza kooperacja dobrze się układa. Jestem bardzo usatysfakcjonowany z tego, iż się dogadujemy i mogę wyrazić różne swoje spostrzeżenia. Wszystko ma służyć dobru drużyny.
Do kiedy ma pan istotny kontrakt w Polonii?
Do końca sezonu. Co roku ustalam warunki współpracy z prezesem na jeden sezon, zawsze tak postępowaliśmy. Myślę, iż jest to dobre rozwiązanie zarówno dla jednej, jak i dla drugiej strony. W żużlu różnie bywa, nigdy nie można mówić „nigdy”. Dzisiaj jest tak, a jutro może być inaczej. Uważam tak jak prezes Kanclerz, iż jeżeli obie strony chcą dalej współpracować, to się po prostu dogadają.
ROZMAWIAŁ SEBASTIAN ZWIEWKA
Chwali nową gwiazdę PGE Ekstraligi. ROW Rybnik i tak spadnie?