Żużel. Był w tym sezonie na 130 imprezach żużlowych! Opowiada o swojej pasji do speedwaya (WYWIAD)

9 godzin temu

130 zawodów żużlowych w jednym sezonie. Taką liczbą obejrzanych spotkań nie może pochwalić się wielu choćby najbardziej zagorzałych fanów speedwaya. Jest jednak osoba, która dokonała tego wyczynu i spędziła cały rok, kibicując na wielu stadionach w różnych zawodach żużlowych. Poznajcie bydgoszczanina, Andrzeja Matkowskiego, który opowiedział nam o swoich wyjazdach i podzielił się planami na kolejne podróże ze speedwayem w tle.

130 obejrzanych zawodów na żywo to naprawdę pokaźna liczba. Skąd czerpie Pan motywację do realizowania tych wszystkich wyjazdów?

Żużlem interesuję się tak naprawdę już od wielu lat. Pierwsze zawody na żywo widziałem w Toruniu chyba w 1982 roku, całkiem przypadkiem przy okazji imienin wujka. Wtedy jeszcze nie zacząłem regularnie uczęszczać na mecze, ale już kilka lat później tata zabierał mnie na zawody i można powiedzieć, iż złapałem tego żużlowego bakcyla. Głównie chodziliśmy na zawody w Bydgoszczy. Później zdarzały nam się jakoś krótkie wyjazdy np. do Torunia czy Gniezna. Pod koniec XX w. zacząłem bardziej regularne wyjazdy. Na początek były to najczęściej wyjazdowe mecze Polonii, ale potem wraz z grupą znajomych zaczęliśmy także jeździć na zawody pozaligowe i za granicą.

Jakie najciekawsze przygody spotkały Pana podczas tych podróży?

W tym sezonie za mój najciekawszy wyjazd uznałbym dwudniowy wypad do Czech. W pierwszym dniu był to półfinał Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów w Pilźnie, a następnego dnia były połączone trzy imprezy tym razem na torze w Chabarovicach. Dla mnie ten wyjazd okazał się także interesujący z tego względu, iż jeden z moich znajomych ma powiedzmy taką żyłkę do zwiedzania. Opracował nam plan ciekawszych miejsc w okolicy i zwiedziliśmy kilka zamków w Czechach. Później też z tym samym znajomym miałem okazję wybrać się na finał Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów do Herxheim, a później na weekend do Pardubic. Podobnie jak wcześniej połączyliśmy to wtedy ze zwiedzaniem. W drodze do Pardubic zajrzeliśmy np. do Norymbergi. Zwiedziliśmy m. in. miejsce, w którym po II wojnie światowej byli sądzeni naziści.

Zawody w Chabarovicach

A dokąd najdalej wybrał się Pan w tym sezonie?

Najdalszy wyjazd był do Wielkiej Brytanii. W tym roku udało mi się zaplanować taki czterodniowy wypad, gdzie miałem okazję zobaczyć cztery różne tory i zawody w trzech angielskich ligach. Zaczęliśmy od meczu Championship w Poole. Później kolejnego dnia w czwartek spotkanie w Ipswich. W piątek dotarliśmy wraz ze znajomymi do Middlesbrough na trzeci poziom rozgrywkowy w Anglii. Na koniec mieliśmy z kolei okazję zobaczyć finał mistrzostw kraju w Manchesterze. Także sporo się działo, ale zawsze staramy się to zaplanować w taki sposób, aby na jednym wyjeździe pomieścić jak najwięcej zawodów. Ta podróż akurat była także jedną z nielicznych, którą zaplanowałem trochę wcześniej, bo wiązała się z kupnem biletów lotniczych i potrzebowała trochę szerszej logistyki.

Czyli jak rozumiem, na co dzień te wyjazdy wychodzą bardziej spontanicznie?

Zwykle tak, ponieważ dużo z tych meczów, na które uczęszczam, ma miejsce po prostu w okolicy. Jestem z Bydgoszczy i tak się akurat złożyło, iż w promieniu 200 km jest chyba z 10 stadionów. Dlatego na większość z tych imprez nie mam daleko. W samej Bydgoszczy zaliczyłem ponad 20 spotkań. Oprócz tego często jeżdżę do Torunia, ponieważ tam są mecze i w Ekstralidze, i w U24 Ekstralidze oraz wiele innych zawodów. Dlatego często wychodzi mi to spontanicznie. Patrzę w kalendarz, jakie są zawody powiedzmy w któryś weekend i sobie to tak rozplanowuję, iż w tym czasie jestem w stanie być np. na trzech różnych zawodach.

Zawody w Stralsund

Liczył Pan, ile musiał Pan zapłacić za te wszystkie dojazdy, bilety i noclegi?

Aż tak, to nie. Może i dobrze, bo bym się pewnie trochę przeraził (śmiech). Na szczęście to wszystko jest rozłożone w czasie, więc aż tak tych kosztów nie odczuwam. Koszty da się też trochę zmniejszyć, jeżeli tak jak w moim przypadku wyjazdy są w kilka osób. Dodatkowo na wiele zawodów mam możliwość wejścia, dzięki akredytacji. Gdyby nie to, możliwe, iż nie mógłbym sobie pozwolić, żeby wziąć udział w takiej liczbie imprez.

Będzie Pan się przymierzał do pobicia rekordu imprez w kolejnym sezonie?

W sumie to ja aż tak bardzo tego nie planuję. W zeszłym roku tak naprawdę, pierwszy raz sobie policzyłem te wszystkie imprezy. Wyszło mi wtedy chyba coś ze 115 i myślałem, iż nie ma szans, aby tę liczbę zwiększyć, tym bardziej, iż w tym roku wszystko wskazywało na to, iż będę musiał więcej czasu spędzić w domu z rodziną. Jednak tak się życie poukładało, iż udało się dobić do 130 imprez. W mojej opinii to jest już liczba, którą będzie bardzo trudno zwiększyć. Zobaczymy, co przyniesie kolejny sezon.

Finał MEP 250cc Gdańsk

A ma Pan może jakiś stadion, na którym Pan jeszcze nie był, a chciałby go odwiedzić?

Stadionów, na których nie byłem jest dość sporo. W tym roku np. udało mi się w końcu pojechać na zawody do Świętochłowic. To był taki stadion w Polsce, którego mi tak brakowało i bardzo się ucieszyłem, iż udało mi się w tym roku tam pojechać. Kuszą mnie wyjazdy trochę dalsze na stadiony w Norwegii i Finlandii. Do Norwegii mieliśmy ze znajomymi już choćby w zeszłym roku wykupione bilety lotnicze, ale jedną z imprez odwołali i ostatecznie wtedy zrezygnowaliśmy. Kiedyś jednak chciałbym się tam wybrać. Szczególne miejsce na mojej liście zajmuje, bardzo ciekawie położony w górach, tor w Kristiansand. Finlandia też kusi ze względu na to, iż niby jest to kraj europejski, ale jednak z żużlowej perspektywy brzmi dość egzotycznie. Może w kolejnym sezonie uda się zobaczyć, któryś z tych państw na żywo. Będę się zastanawiał, gdy będą już dostępne terminarze na wszystkie zawody. Jednak tak jak już mówiłem wcześniej, wszystko bez jakiegoś specjalnego napięcia.

Rozmawiała JULIA CYNTLER

Zdjęcia z prywatnego archiwum Andrzeja Matkowskiego

Idź do oryginalnego materiału