Bandy (bezpieczeństwo) i ubezpieczenia.
Szczególnie po kraksie Taia Woffindena zawrzało. Potem jeszcze protest „bandy czworga” przed zawodami w Poznaniu i… nastała cisza. Czyżby zwiększenie bezpieczeństwa szaleńców, narażających własne życie dla naszej uciechy, nikogo już nie obchodziło? Na to wygląda. Bandy jakie były – takie są. Nikt widać nie ma „interesu” by pociągnąć temat. PZM to krajowa federacja z przełożeniem na FIM. Co szkodzi ogłosić konkurs, zlecić badania, skonsultować z innymi federacjami stosowane tamże zabezpieczenia, wreszcie powołać zespół… nie, nie do brania kasy – do działania? Sensownego i konsekwentnego. To, iż dziś nie szukamy rozwiązań, już w tym sezonie odbiło się czkawką kilku ciężko kontuzjowanym rajderom. Owszem, ryzyko jest genetycznie wpisane w uprawianie szlaki. Ale czy to zwalnia „tęgie głowy” z odpowiedzialności za zdrowie i życie tych, dzięki którym mogą przyssawszy się, nie odrywać coraz obszerniejszych zadów od zajmowanych stołków? Braknie małp w tym cyrku i co wtedy? A skoro już wspomniałem o ryzyku. Urazy, w tym ciężkie, u nas najczęściej wiążą się z ogłoszeniem… zrzutki. Dlaczego? Bo ściganci to bezrozumni wariaci nie dbający o przyszłość? Otóż nie. Głównie z tego powodu, iż nikt im sensownej oferty nie składa. W porządku. Grono nieliczne. Może więc pora zewrzeć szyki z reprezentantami innych, równie niebezpiecznych sportów? To wydaje się sensowne. Szersza grupa objętych potencjalną ochroną, to i propozycja w ogóle jakakolwiek, a przy tym rozsądniejsza finansowo, od oferowanych dziś przez ubezpieczyli kilkuset tysięcznych, rocznych składek w zamian za tylko jednorazowe odszkodowanie w wysokości maksymalnie podwojonej składki. Głupiec by się zastanawiał. W istocie to próba nabijania sobie kabzy przez ubezpieczycieli, kosztem bogatych naiwniaków, jak najwyraźniej traktują żużlowców. A co z gladiatorami z niższych lig? Tymi opłacanymi „symbolicznie” i nie zawsze w całości przy tym na czas? Za nimi nikt się nie wstawi. A sami nie podołają wyzwaniu. Z wielu powodów. No i kto miałby taką inicjatywę powołać takoż przeprowadzić? W tej materii potężny ugór do zagospodarowania.
Żużel. Co z Dariuszem Śledziem w Sparcie? Trener mówi jasno – PoBandzie – Portal Sportowy
Żużel. Pickering idealną okazją dla Polonii? „Powalczą o TOP 4!” – PoBandzie – Portal Sportowy
Kolizje terminów z Kodeksem Pracy i Drogowym.
Kolejna perełka to terminarz. Od lat te same (uzasadnione) pretensje i zarzuty „środowiska”. Że SGP w środku ligowej kolejki. Że ściganci reprezentujący narodowe barwy ganiani jak bydło po polu, z jednego końca Europy na drugi w czasie mission imposible. Przy tym w dużej mierze na własny koszt. Dają radę. Bo muszą. Bo chcą. Bo kochają to co robią. Ok. Speedway to biznes w pierwszym rzędzie. W tym biznesie jednak wciąż pozostaje nutka bezinteresownego romantyzmu. Z marzeniami małego chłopca, by zostać najlepszym i usłyszeć na podium Mazurka Dąbrowskiego. A gdzie w tym amoku, fundowanym bez przyczyny przez marynarki czas na regenerację, często zwykły sen, iż o odnowie biologicznej nie wspomnę? Gdzie przerwy, gdzie czas na respektowanie przepisów ruchu drogowego i Kodeksu Pracy? Takie trudne? Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku przy układaniu kalendarza startów.
Brak kontroli finansowej nad klubami.
Kolejny (nie)załatwiony temat, to licencje. Nazwa „licencja nadzorowana” w naszych realiach brzmi nader groteskowo. Co usprawiedliwia zespół licencyjny, zatem PZM gdy przyjrzymy się sytuacji konkretnych ośrodków? Otóż nic. Niedawno problemy choćby w „Wandzie” Kraków czy Rawiczu. Nawrocki w Rzeszowie. Wnioski? Żadnych. Konkretne działania? Żadne. Jak traktować „nadzór” nad finansami Tarnowa, Gorzowa, czy Częstochowy? To jawna kpina i jedynie wierzchołek góry lodowej. A tęgie głowy kasiutę z federacji przytuliły za „przeprowadzenie procesu”. Ja bym nie chciał, żeby mnie przez ulicę przeprowadzali. Co tu dodać? Nadzór nad finansami spółek to fikcja. A Niemców z Landshut czy Łotyszy z Dyneburga to nie chcieli wpuścić wyżej, bo… spółki w Polsce nie mogą zarejestrować. Pytanie – po co? Przecież z nimi ani nie było, ani nie ma problemów natury budżetowej. Może gdyby jeden czy drugi możnowładca własnym majątkiem odpowiadał za losy „nadzorowanego” byłby skuteczny. To jednak mrzonka.
Trend na pęd.
Zaryzykuję teorię, iż większość urazów we współczesnym speedway`u wynika z nieokiełznanego trendu na pęd. Coraz poważniejsze prędkości w pakiecie z brakiem wymaganych regulaminem zabezpieczeń prokurują poważne kłopoty. Do tego spolegliwi (w znaczeniu potocznym) medycy, gotowi za kilka Judaszowych srebrników podpisać każdy cyrograf. Argumenty znane i powtarzane wielekroć nie mają przez cały czas mocy sprawczej. Zmiana techniki jazdy, rosnąca moc i moment obrotowy, tyłek na bagażniku, ręce wyprostowane z wyjścia, prawa noga w poprzek, lewa z tyłu- dźwignie i nikt nad tym żelastwem nie zapanuje. Przymusowa przerwa po urazie jak po nokaucie, zakaz startu przed całkowitym wyleczeniem. Co z tego, iż „wszyscy” wiedzą i oficjalnie potępiają niecne praktyki niektórych? Kiedy ich to dotyczy, są w stanie wsadzić na bajka choćby nieprzytomnego kozaka. Bo wynik, bo… co jest ważniejsze od życia i zdrowia? Moim zdaniem – nic. Taki mamy jednak klimat. Składy okrojone do minimum bez realnej możliwości uzupełnienia w trakcie sezonu. Z wielu przyczyn. A degradacja, to zrazu wpływy na dno z prędkością wodospadu. Chyba, iż samorząd uratuje.
Fundacja PZM.
To także wątek „mielony” od lat bezskutecznie. Dlaczego nie ma stałego zasilania? Dlaczego o wysokości (różnej) wpływów w różnych okresach, ma decydować wysokość nałożonych na zawodników kar? Przecież PZM przytula samozwańczo określony procent dochodów ze sprzedaży praw transmisji. To ogromna kwota. Co więc przeszkadza niewielką jej część przeznaczyć na realne wspomaganie leczenia, ale też codziennych zmagań ze schodami zwykłego życia byłych gladiatorów? Nie jednego Golloba. Są też inni. Niewielu i nie mających już ochoty, przy tym samozaparcia, by kolejny raz prosić bez efektu. To żałosne. Żenujące. Za ten brak skutecznego działania przydzielam marynarkom czerwoną kartkę. Historię, również tę żywą, należy pielęgnować. Odsyłam do definicji rzeczonego pojęcia.
Komisarze i pogodynka.
Na koniec lżejszy kaliber. Mecze w Polsce odwołują prognozy pogody. Na potęgę. A wystarczy nakazać klubom posiadanie nawierzchni o ściśle określonych parametrach. Obrazowo mówiąc bardziej keramzytowych niźli asfaltowych. Nie będzie „aż takiego” problemu z wodą, której ani odwodnienia liniowe za miliony, ani też przepuszczalne plandeki za setki tysięcy nie rozwiązały i nie rozwiążą. Za te poronione inwestycje PZM powinien zwrócić klubom poniesione z konieczności i przymusu nakłady. Przy odpowiedniej nawierzchni pojechaliby jak… w Anglii. Najlepiej w pakiecie z ograniczeniem parametrów silników. Widowiska lepsze, bardziej ekscytujące, z mijankami, przy tym sprzęt znacznie tańszy… ech, rozmarzyłem się. Wreszcie instytucja komisarza toru. Od momentu powstania wyśmiewana i słusznie krytykowana. Ale… przez cały czas istnieje. Po co i dla kogo? Nie rozumiem. Bez sensu, bez argumentów „za”, bez uzasadnienia, bez spektakularnych dokonań (chyba, iż skandalicznych). Zlikwidować. Natychmiast.
Żużel. Widziane zza Odry. O śląskiej „Familiadzie”, końcu Lublina i początku Piły (FELIETON) – PoBandzie – Portal Sportowy
Żużel. „Nie wiadomo czy klub przeżyje”. Fajfer szczerze o sezonie 2025 w Starcie (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy
To tylko wycinek spraw znanych i przez cały czas nie załatwionych przez „władze”, ale nie tylko. Pono kropla drąży skałę. Oby. Mam nadzieję, iż doczekam. A media? Uwikłane w pajęczą sieć uzależnień i powiązań, generalnie nie spełniają roli społecznego (konstruktywnego) krytyka poczynań żużlowej władzy. O tempora! O mores!
Przemysław Sierakowski