Przed kończącym się już sezonem, tak jak i w jego trakcie debatowano, który transfer okaże się bardziej kluczowy. Czy przyjście Bradiego Kurtza do Wrocławia, czy Mikkela Michelsena do Torunia. Patrząc na wkład obydwu zawodników można śmiało powiedzieć, iż obydwa ruchy na rynku były udane. Jednak w przeciwieństwie do Australijczyka to ostatecznie Duńczyk był bohaterem swojego nowego klubu w rozgrywkach PGE Ekstraligi.
Michelsen okazał się być niebywale odporny psychicznie w dwóch najbardziej kluczowych dla Pres Grupa Deweloperska Toruń momentach. Mimo trudnej przeszłości kibice klubu z Torunia gwałtownie pokochali tego zawodnika, który oddał w 2025 roku Toruniowi całe swoje serce.
Eliminacja Sparty
Torunianie świetnie rozgrywali rewanżowe spotkanie w półfinale PGE Ekstraligi. Nie dawali odskoczyć wrocławianom na sporą odległość i wyglądało na to, iż mieli nad tym spotkaniem pełną kontrolę. Lekko wymknęło się to po wyścigu numer trzynaście. Wszystko rozstrzygnęło się w pierwszym z wyścigów nominowanych. Ze strony „Aniołów” na starcie stanęli Patryk Dudek jadący z rezerwy taktycznej i właśnie Mikkel Michelsen. Toruńska para odbiła rywalom piłeczkę, a duński zawodnik wyciskał wszystko ze swojej maszyny w walce z rywalami. Po wyścigu nie krył on euforii eksponując fanom napis „Apator” na kombinezonie.
Najważniejszy wyścig od 17 lat
Pres Grupa Developerska w pierwszym spotkaniu finałowym dała z siebie 150% i z osiemnastopunktową przewagą torunianie przystępowali do rewanżu. Orlen Oil Motor Lublin jednak nie złożył broni i walczył do samego końca. Podobnie jak we Wrocławiu o wyniku dwumeczu zadecydował czternasty wyścig. W nim na starcie pojawił się Mikkel Michelsen. Duńczyk wraz z kapitanem zespołu Robertem Lambertem wyszli na podwójne prowadzenie. Lublinianie zdołali co prawda wyprzedzić Brytyjczyka, ale do przodu uciekł Michelsen. Miejscowi zdawali sobie już sprawę, iż nic już ich nie uratuje. Jedynie biegowy triumf „Koziołków” dawał im jakieś nadzieje na ostatnią gonitwę wielkiego finału PGE Ekstraligi. Tak się jednak nie stało. Michelsen dowiózł trzy punkty, dzięki czemu tak jak we Wrocławiu stał się bohaterem kibiców z „Grodu Kopernika”, którzy po 17 latach mogli i mogą wciąż świętować upragniony piąty tytuł Drużynowego Mistrza Polski.
