Zniszczoł odpalił bombę! Ujawniamy prawdę o niesamowitym skoku Polaka

3 godzin temu
Zdjęcie: Screen X @pzn_pl


Nagranie, na którym Aleksander Zniszczoł leci na 140. metr skoczni w Wiśle-Malince na jednym z ostatnich treningów przed wylotem na inaugurację Pucharu Świata, rozgrzało polskich kibiców. Z informacji Sport.pl wynika, iż forma kadry Thomasa Thurnbichlera, która jeszcze niedawno wydawała się bardzo niepewna i niestabilna, na ostatniej prostej przed startem zimy wreszcie znacznie wzrosła.
Te doniesienia mogą rozbudzać nadzieje, ale najpierw ostrzeżenie: na te kilka dni przed początkiem nowego sezonu najlepiej zachować spokój. W zeszłym roku choćby prezes Polskiego Związku Narciarskiego, Adam Małysz dał się nabrać, gdy Marc Noelke, asystent trenera Thomasa Thurnbichlera, mówił mu o dobrej formie skoczków na zgrupowaniu w Lillehammer. Odbyli je tuż przed wyjazdem na pierwsze zawody PŚ w Ruce i tam niestety była już katastrofa. Okazało się, iż Noelke kłamał.

REKLAMA





Jak jest teraz? Dopóki Polacy nie porównają się z innymi kadrami, niczego nie możemy być do końca pewni. Na razie poruszamy się w sferze przypuszczeń, sporadycznych doniesień ze skoczni i obserwacji. Choć trzeba przyznać, iż już dawno nie było w nich tyle pozytywów.


Zobacz wideo Probierz reaguje na kompromitację! Od razu ruszył do Świderskiego



To nagranie rozpaliło polskich kibiców. Zniszczoł odleciał
Tych dotąd brakowało. Ostatnia zima była dla Polaków jedną z najgorszych w XXI wieku. I niestety po niej nie przyszło lato, które dałoby duże nadzieje, iż nowy sezon będzie o wiele lepszy. Co prawda, Paweł Wąsek wygrał klasyfikację generalną Letniego Grand Prix, ale bardziej dzięki frekwencji i regularniejszym startom w zawodach od rywali niż pokonaniu ich, gdy startowali wspólnie. Pozostali zawodnicy za bardzo się nie wyróżniali, a forma całej polskiej kadry była bardzo nierówna. Pojawiły się chwile, gdy nawiązywali kontakt z najlepszymi - jak podczas zawodów w Hinzenbach, ale też wyniki wręcz fatalne - jak te z Wisły, a potem Klingenthal. Mistrzem Polski w październiku w Zakopanem został 19-letni Klemens Joniak. Była to jednocześnie sensacja, ale i sygnał, iż skoki najlepszych polskich zawodników pozostawały dalekie od ideału.


Trzeba było czekać na to, co kadrze Thurnbichlera uda się doszlifować w ostatnim etapie przygotowań do sezonu. Podczas niego zaplanowano trzy zgrupowania w Polsce: dwa w Wiśle przedzielone jednym w Zakopanem. Po obozie w Tatrach, na którym odbył się wewnętrzny sprawdzian, austriacki trener zapowiedział, iż do Lillehammer, na pierwsze zawody Pucharu Świata tej zimy, polecą Dawid Kubacki, Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek, Kamil Stoch i Maciej Kot. Na ostatnie zgrupowanie do Wisły ta piątka jechała zatem pewna miejsca w składzie, po to, żeby spokojnie dopracowywać to, co jeszcze się da. I może ten spokój im pomógł? Bo z Wisły napłynęły świetne informacje.
W czwartkowe popołudnie w mediach społecznościowych PZN-u pojawił się filmik przedstawiający bardzo daleki skok Aleksandra Zniszczoła. Polak poleciał aż na 140 metrów, 4,5 metra bliżej od zimowego rekordu skoczni w Wiśle Andreasa Wellingera.






Lądowanie na rozmiarze skoczni w wykonaniu najlepszego polskiego skoczka ostatniej zimy wzbudziło entuzjazm u kibiców, ale rozpoczęło się też śledztwo. Z której skakał belki, jakie były warunki, dlaczego na filmiku ucięto fragment, w którym Zniszczoł jest na rozbiegu? Polskiego kibica skoków nie tak łatwo oszukać, a po ostatnich miesiącach słabych wyników i rozczarowań nikt nie chce zbyt gwałtownie podpalić się taką bombą z treningu. Zwłaszcza gdy nie zna się jej okoliczności, bo takimi oczywiście nikt się oficjalnie nie podzieli.
Z dość sporym zdumieniem odkrywano zatem zdjęcia z profili PZN-u sugerujące, iż skoczkowie startowali z belek kilka wyższych lub tych samych co w zawodach najwyższej rangi rozgrywanych w ostatnich latach w Wiśle. Co więcej, na filmiku widać jak zachowywały się chorągiewki ustawione wzdłuż zeskoku i ewidentnie nie było dużego wiatru pod narty. To oznaczało jedno: skok Zniszczoła był naprawdę dobry, na wysokim poziomie. Nie chodzi o to, żeby go przeceniać, ale jednocześnie nie ma co zupełnie się nim nie przejmować. Wyglądał na naprawdę dobry znak.
Zniszczoł oddał jeszcze lepszy skok niż ten z nagrania. Kubacki, Wąsek i Stoch też latali daleko
Według informacji Sport.pl Zniszczoł oddał ten skok z 16. belki, a warunki były niemal bezwietrzne - podmuchy miały około 0,3 metra na sekundę pod narty zawodników. W Pucharze Świata, gdy w Wiśle w styczniu tego roku przeprowadzono konkurs duetów i wiało trzy razy mocniej, skakano z 13. lub 12. na belki. To znaczy, iż próba Zniszczoła nie była daleko od poziomu czołówki PŚ zeszłej zimy. Ale to wcale nie koniec dobrych informacji.
Bo Zniszczoł miał oddać jeszcze lepszy skok. Krótszy, mniej spektakularny niż ten, który widzimy na nagraniu, ale jednocześnie potwierdzający, iż jest w formie. Z belki nr 14, także bez wiatru, Zniszczoł osiągnął aż 135 metrów.



Oczywiście, zdarzały się też gorsze skoki, ale te najdłuższe pokazują, iż Polak tuż przed startem sezonu potrafi odpalić bombę i błysnąć na treningu. Trudno o lepsze wskazówki, iż w jego przypadku jest spory potencjał na wyniki choćby w granicach najlepszej dziesiątki-piętnastki Pucharu Świata. Choć porównywać się z innymi Polakom bardzo trudno - w końcu od trzech zgrupowań trenują sami.
Jego forma ewidentnie zwyżkuje. Solidna była już na poprzednich obozach, a Thomas Thurnbichler jak mantrę powtarzał słowa, iż Zniszczoł był w gronie trzech najlepszych skoczków. Razem z Dawidem Kubackim i Pawłem Wąskiem. Ten pierwszy skacze solidnie już dłużej i jeździł choćby z niższych belek niż Zniszczoł. Wąsek jest nieco za tą dwójką, ale wydaje się, iż około regularnego punktowania w PŚ.
Regularne skoki na 130 metrów z podobnych belek miał oddawać także Kamil Stoch. W październiku, po powrocie do treningów, miał okazję porównać się z Austriakami, trenując na skoczni w Garmisch-Partenkirchen. Teraz wydaje się prezentować niezłą formę. Jednego dnia zgrupowania w Zakopanem podobno skakał choćby najlepiej ze wszystkich Polaków.
Alexander Stoeckl ogłasza: Odległości były konkurencyjne
O sytuację tuż przed startem zimy pytamy dyrektora skoków narciarskich i kombinacji norweskiej PZN, Alexandra Stoeckla. Dawno nie słyszeliśmy go tak podekscytowanego. - Też powinniście czuć ekscytację. Byłem na ostatnim obozie w Wiśle i moje wrażenie jest takie, iż cały zespół odwalił kawał dobrej i skutecznej roboty. Świetnie, iż przygotowano nam skocznie w Zakopanem i Wiśle, za to należą się podziękowania dla władz obiektów i tych, którzy przy tym pracowali. Pogoda była idealna, warunki nie przeszkadzały i były znakomite do treningu. A skoczkowie? To wyglądało bardzo obiecująco. Zawodnicy są głodni dobrych wyników, razem z trenerami są gotowi by rozpocząć sezon. Kadra może być pewna siebie, zrobili wszystko, żeby być w dobrej formie - mówi Austriak.



Latem Polakom brakowało stabilności, ale tu ten najważniejszy element przed zimą miał powrócić. - Jesienią, czy początkiem zimy skoczkowie zwykle powinni ją zyskiwać i tak się właśnie dzieje. To nie tylko ten skok Olka, który widzieliście. Tych na naprawdę dobrym poziomie było znacznie więcej, od wielu zawodników. Olek miał tę jedną fantastyczną, ale Dawid czy Paweł też pokazywali naprawdę dobre próby. I ogółem cała kadra była na wyższym poziomie niż do tej pory - przekonuje Stoeckl.
- Zupełnie zgadzam się z tym, iż rok temu byli w zupełnie innym, dużo gorszym położeniu. To nie były belki z lasu. Raczej takie normalne, sugerujące wysoki poziom. Prędkości najazdowe i odległości były konkurencyjne. Teraz chodzi już tylko o to, żeby to utrzymać, pojechać do Lillehammer i cieszyć się skokami - dodaje.


W Norwegii Polacy pojawią się w środę wieczorem. To oznacza, iż nie będą oddawać skoków na śniegu przed oficjalnym sesjami w Pucharze Świata - piątkowymi treningami i konkursem drużyn mieszanych. Na sobotę i niedzielę zaplanowano dwa konkursy indywidualne.
Idź do oryginalnego materiału