Słabe wyniki polskich skoczków na początku sezonu sprawiły, iż rozpoczęło się szukanie winnych kolejnego spadku formy kadry Thomasa Thurnbichlera. Po pierwszym konkursie 73. Turnieju Czterech Skoczni uratowało ją tylko dziesiąte miejsce Pawła Wąska. Poza nim mieliśmy w drugiej serii tylko 30. Jakuba Wolnego. Teraz w Garmisch-Partenkirchen było co najwyżej przeciętnie, a wyniki środowego konkursu to jakieś nieporozumienie. Takie rezultaty na początek jednej z najważniejszych imprez sezonu w wykonaniu kadry, którą wciąż widzimy jako jedną z potęg światowych skoków, nie powinny być akceptowane.
REKLAMA
Zobacz wideo Fatalny start TCS polskich skoczków. Czy ufają trenerowi?
- Cofamy się. choćby jak popatrzymy na zeszły sezon to no, słabo jest. Pytanie tylko: dlaczego? Dlaczego tak, a nie inaczej? I to jest "good question" - mówił po zawodach przed kamerami Eurosportu Aleksander Zniszczoł. Jego słowa to potwierdzenie, iż wewnątrz polskiej kadry trudno zrozumieć obecną sytuację. I dość naturalnie wśród możliwych przyczyn tego, co dzieje się z Polakami zaczyna się patrzeć na sprzęt.
Zniszczoł jak Lewandowski. Milczał, a potem uciekał od odpowiedzi
To także pokłosie wywiadu Adama Małysza dla "Przeglądu Sportowego Onet" jeszcze sprzed Turnieju Czterech Skoczni. - Tracimy dużo w kwestiach sprzętowych. Rozmawiałem z Alexem Stoecklem, który z kolei dużo analizował wszystko z trenerami i widzą, iż szczególnie Niemcy i Austriacy mają przewagę nad resztą w kwestii kombinezonów - mówił prezes Polskiego Związku Narciarskiego. I choć już po zawodach w Oberstdorfie w kolejnej rozmowie z Kamilem Wolnickim twierdził, iż "nie wierzy, iż problem jest tylko w sprzęcie", to jego słowa odbiły się szerokim echem.
Po kwalifikacjach do konkursu w Oberstdorfie zapytałem Aleksandra Zniszczoła o to, jak się czuje się ze swoim sprzętem. - Nie wiem. Mam to skaczę - próbował uciec od odpowiedzi. Potem dopytałem, czy ten, którego w tej chwili używa, jest konkurencyjny wobec tego, co mają rywale. A on "zrobił Lewandowskiego", czyli użył długiej, kilkusekundowej pauzy. - Nie mnie to oceniać. Pracujemy nad sprzętem cały czas i to jest... jakaś tam droga, wspólna praca. Czy nie wiem, jakbym miał ocenić, iż mam typowy sprzęt... Znaczy nie będę się tu wypowiadał na temat sprzętu, bo to nie ma sensu. Każdy stara się, jak może, żeby było jak najlepiej - wydusił skoczek.
Mówił z przerwami, ewidentnie ważąc słowa i zastanawiając się co chce i pewnie co może powiedzieć. Choć przekaz dotyczący dokładnie tego, o czym mówi Zniszczoł nie jest negatywny, to już forma tej odpowiedzi nie wskazuje, iż ze sprzętem wszystko jest w porządku i praca nad nim trwa, układa się dobrze. Wskazuje raczej, iż coś tu nie gra.
Teraz, po konkursie w Ga-Pa, Zniszczoł został zdyskwalifikowany. Jak powiedział w rozmowie z TVP Sport, za nowy kombinezon. Trudno o lepsze podsumowanie sytuacji.
Nazywają go winnym katastrofy Polaków. Teraz się tłumaczy
Po rozpoczęciu Turnieju Czterech Skoczni zaczęło się pojawiać sporo komentarzy sugerujących, iż głównym odpowiedzialnym za kryzys Polaków jest sprzętowiec Mathias Hafele. Od początku sezonu słychać głosy, iż być może trener techniczny kadry nie podąża za tym, jak rozwijają się skoki, stosuje dużo sprawdzonych rozwiązań i nie potrafi odmienić sytuacji, gdy ta zrobi się kryzysowa. Teraz głosów krytykujących "Hafesa" jest coraz więcej, także wewnątrz kadry.
Sztab z jednej strony go broni. Trener Thomas Thurnbichler mówi, iż "mamy dobry sprzęt, a zawodnicy byli zadowoleni z niego przed i w trakcie Turnieju, więc to nie duży problem". Chwali też pracę, którą wykonuje Hafele. Z drugiej strony skoro szef polskich skoków, Alexander Stoeckl mówi w rozmowie z Adamem Małyszem, iż największą różnicą dzielącą polskich skoczków od światowej czołówki, są materiały, których w swoich strojach używają Austriacy, to przekłada spory ciężar odpowiedzialności na sprzętowca Polaków. Bo skoro inni mogą to czemu my nie?
- Austriacy mają cały sztab ludzi pracujący tylko nad kwestiami dotyczącymi sprzętu. My mamy jednego Mathiasa i dwóch serwismenów przygotowujących narty. Tyle. I w tym elemencie musimy się poprawić w kolejnych latach, jeżeli chcemy utrzymać tempo najlepszych - twierdzi Thurnbichler.
W tym sezonie opisywaliśmy pracę Hafele na Sport.pl w długim tekście. I warto podkreślić, iż widać, jak sprzętowiec Polaków stara się szukać rozwiązań, ma pomysły i wizję. Nie bez powodu przed przyjściem tu był bardzo chwalony. Tylko, iż w skokach trzeba być zabójczo skutecznym. A niektóre błędy z czasem stają się niewybaczalne.
- Nasz sprzęt jest konkurencyjny - broni się w rozmowie ze Sport.pl Mathias Hafele. - Widać to po najlepszych skokach naszych zawodników. Kiedy wszystko zagra, są w stanie walczyć o najwyższe pozycje. To także dzięki sprzętowi i to znak, iż idziemy w dobrym kierunku. Z większą pewnością siebie nasi zawodnicy w tym sprzęcie byliby w stanie stawać na podium. To kolejny krok, jaki możemy wykonać - przekonuje Hafele.
- Ludzie szukają problemu w sprzęcie? Wszyscy szukamy czegoś, co mogłoby nam pomóc. Chcemy też być pewni, iż nic nam nie umyka, iż nie robimy czegoś niewłaściwie. Nie chodzi tu tylko o ewentualne braki. Każdy z nas w sztabie pracuje tak, żebyśmy mogli się rozwinąć. Ale sprzęt nie może być jedynym rozwiązaniem dla problemów. Jest więcej elementów, które muszą być lepsze. Jest więcej puzzli do ułożenia. Trzeba je złożyć w jedną całość i wtedy zobaczymy prawdziwe efekty naszej pracy - ocenia trener techniczny polskiej kadry.
Stoeckl mówi o inwestycjach i wynikach za 5-10 lat. I brzmi jak Thurnbichler sprzed roku, bo nic się nie zmieniło
- Niektórzy mają własne materiały, ekskluzywne. Jest np. kooperacja Niemców z firmą Meininger, która produkuje im ich własny materiał. Wiem, iż niektóre nacje pracują w taki sposób na własną rękę. Do tego potrzeba jednak odpowiedniej infrastruktury i podjęcia decyzji, żeby coś takiego rozpocząć. Ale chodzi też o to, żeby mieć możliwość wykonać taki ruch. I musimy patrzeć długofalowo. Żeby doprowadzić na szczyt kolejną generację polskich skoczków, mamy tu do wykonania sporo pracy - opisuje Thomas Thurnbichler.
Podobnego zdania - iż Polska ma wiele do wykonania w kwestii rozwoju technologicznego - jest Stoeckl. - Myślę, iż mamy środki. Musimy jednak być cierpliwi i patrzeć długofalowo. Wtedy zobaczymy wyniki za 5-10 lat. Tak wygląda nasza sytuacja - uważa dyrektor skoków i kombinacji w PZN. - Oczywiście, to nie wyklucza dobrych wyników teraz. Ale musimy pracować głównie nad rozwojem pod kątem przyszłości - dodaje Thurnbichler. Problem w tym, iż już rok temu swoje dość sceptyczne podejście do tych kwestii pokazał Adam Małysz.
- Musimy zdecydować: dobra, to ważne, wchodzimy w to, inwestujemy. Prowadzimy dyskusje i musimy zrozumieć, jakie mamy możliwości. Mamy dużo dobrych firm, uniwersytety, z którymi możemy współpracować. Politechnika Krakowska pomaga nam teraz z testowaniem materiałów. Rzeczy zaczynają się układać i zajmować swoje miejsce. Musimy mieć jednak wsparcie sponsorów i ministerstwa. Czy działamy wystarczająco szybko? W sporcie zawsze da się coś zrobić szybciej i lepiej. kooperacja ze związkiem, żeby to wszystko rozwinąć? Możemy to zrobić lepiej, mamy możliwości i potencjał. Adam wie o tym i po prostu musi powiedzieć: robimy to. Dyskutujemy o tym - opisuje sytuację Alexander Stoeckl.
A ja mam deja vu. Rok temu pytałem Thomasa Thurnbichlera o te same kwestie, które porusza teraz Stoeckl. I nic się nie zmieniło, odpowiedzi są bardzo podobne. Minął tylko czas, który polskie skoki najwyraźniej straciły.
Austriacy mają "cudowne kombinezony"? Coraz więcej jest znaków, iż nie do końca
Co z Austriakami? Czy faktycznie mają "cudowne kombinezony", jak piszą o nich niemieckie media? - To, iż tak się o tym rozmawia to dla naszego sztabu komplement. Zwłaszcza iż nic wyjątkowego nie mamy, niczego nie chowamy. Bardziej patrzyłbym na to, jak zmieniliśmy nasze skoki od strony technicznej. Oczywiście, mamy dobre materiały do kombinezonów, ale nie sądzę, iż są gamechangerem - mówił nam w Oberstdorfie trener Austriaków, Andreas Widhoelzl. Od innego austriackiego trenera słyszymy jednak inny głos. - Jasno widać, iż mają świetnie dobrany sprzęt. Wiemy o pewnych rzeczach, ale to jedyne, o czym mogę powiedzieć. Nie wiem, co dokładnie mają, ale wygląda bardzo dobrze - przekonuje pracujący z Polakami Thomas Thurnbichler. Co warto podkreślić, trenerowi chodzi o przewagę zgodną z przepisami, a polegającą na tym, iż to elementy niedostępne dla innych.
Jak jest naprawdę? Oczywiście trudno ocenić. Ale rzeczywiście coraz częściej w odpowiedzi na pytanie, czy Austriacy rzeczywiście odjechali innym w temacie kombinezonów, słyszymy: "Nie". I to nie tylko od nich. - Powiedziałbym nawet: zupełnie nie. To są te same materiały, których używają od dłuższego czasu, nic wyjątkowego. I naprawdę możemy wykluczyć, iż czerpią swoją dużą przewagę nad innymi nacjami dzięki nim. Jestem tego stuprocentowo pewny - mówi nam Wolfgang Meininger, producent materiałów dla dużej części stawki Pucharu Świata. - Czy słyszałem coś od naszego sztabu o kombinezonach Austriaków? Nie. Wiadomo, iż dobrze rozwijają swój sprzęt i pewnie mają własne materiały. Ale nie szukamy tam ich przewagi. W dodatku najpierw patrzymy na siebie - ocenia szef niemieckich skoków, Horst Huettel.
Zwróćmy uwagę, jak Austriacy używają poszczególnych materiałów. Pierwszy lider Turnieju Czterech Skoczni i zdobywca Kryształowej Kuli z zeszłej zimy, Stefan Kraft skacze w całkowicie białym kombinezonie, zrobionym z materiału uważanego za bardzo podstawowy. Inne kombinezony są czarno-czerwone, biało-czerwone lub w całości czerwone (tylko strój używany przez Markusa Muellera). - Bądźmy poważni, gdyby Austriacy mieli coś w tym elemencie, wszystkim dawaliby to samo - uważa Meininger. - W przypadku Austriaków patrzyłbym na technikę i tu szukał największych zmian - dodaje.
I wskazuje nieco inną teorię na temat tego, czemu Polakom nie idzie. - Mieli naprawdę dobry sezon, gdy panowały ekstremalne zasady co do tego, gdzie można było mieć krok w kombinezonie. To były bardzo lotne stroje. Nie mówię, iż były głównym powodem ich siły w tamtym czasie. Były jednak uszyte w taki sposób, żeby jak najmocniej wykorzystać te przepisy. I gdy zasady zmieniono, o wiele trudniej było im się do nich dostosować. Nie tylko pod kątem kombinezonów - tłumaczy Wolfgang Meininger.
Rywalizacja w 73. Turnieju Czterech Skoczni przenosi się do Innsbrucku. 2 stycznia skoczkowie będą mieli dzień wolny. Kolejnego czekają ich treningi i kwalifikacje, a 4 stycznia trzeci konkurs TCS. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.