Złe wieści dla Jagiellonii. Jak grom z jasnego nieba. "Aroganckie i nierozważne"

2 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl


- Na pewno oczekiwanie, iż Jagiellonia rok po roku będzie zdobywała mistrzostwo Polski, byłoby zbyt aroganckie i nierozważne. Konkurencja w Ekstraklasie jest bardzo duża, poza tym trzeba spojrzeć na budżety. My wciąż mamy ten budżet średni choćby w warunkach ligowych - mówi w rozmowie ze Sport.pl Wojciech Strzałkowski, przewodniczący rady nadzorczej i główny akcjonariusz Jagiellonii Białystok. - Ważne jest jednak to, iż patrzymy długofalowo na ten projekt. Nazywamy go choćby projektem społecznym. To jest coś, co robimy nie dla siebie, ale dla całego środowiska, społeczeństwa, dla Białegostoku i Podlasia - dodaje.
To jest bez wątpienia najlepszy rok w historii Jagiellonii Białystok. Po zdobyciu historycznego mistrzostwa Polski, Jaga również w kolejnym sezonie spisuje się bardzo dobrze. Po raz pierwszy w historii gra w fazie ligowej/grupowej europejskich pucharów, a w Ekstraklasie zajmuje trzecie miejsce ze stratą ledwie trzech punktów do prowadzącego Lecha Poznań. jeżeli białostoczanie wygrają w czwartkowe popołudnie z Petrocubem, będą już bardzo blisko gry wiosną w Lidze Konferencji Europy. Ale jak zdradza Sport.pl przewodniczący rady nadzorczej i główny akcjonariusz klubu Wojciech Strzałkowski, aktualne priorytety mistrza Polski wiążą się z ambitnym planem długofalowym.

REKLAMA







Zobacz wideo Ogromna euforia w Białymstoku. "Pięć pokoleń na to czekało"



Jakub Seweryn: Tuż przed meczem z FC Kopenhagą w Lidze Konferencji Europy, gruchnęła wiadomość, iż jeden z twórców historycznego sukcesu Jagiellonii Białystok, prezes Wojciech Pertkiewicz, odejdzie z klubu z końcem roku. Co się stało? Próbował pan jakoś go zatrzymać?
Wojciech Strzałkowski: Kilka tygodni temu Wojciech Pertkiewicz poinformował mnie o tym, iż po wygaśnięciu obecnej kadencji, czyli z końcem 2024 roku, ze względów rodzinnych nie przedłuży z nami współpracy. Podjąłem więc próby rozwiązania tej sytuacji. Zaproponowałem przeprowadzenie się całej rodziny do Białegostoku, wynajęcie dużego mieszkania na nasz koszt, znalezienie żonie pracy czy dzieciom szkoły. Aktywnie obaj szukaliśmy rozwiązania, ale z wielu powodów, które w pełni rozumiem, nie udało się znaleźć takiego, które pozwoliłoby na przedłużenie kadencji prezesa zarządu w Jagiellonii.
Szukamy kandydata na jego miejsce, zasięgnęliśmy informacji na ten temat, na razie nie mogę więcej powiedzieć, by nie spalić tematu. Po meczach reprezentacji Polski ten proces rekrutacji rozpoczął się na poważnie.
Macie już kogoś na oku?
Mamy jedną bardzo ciekawą kandydaturę, ale nie chciałbym spalić tego tematu, więc nie udzielę na razie więcej informacji.
Jaki ma być nowy prezes Jagiellonii Białystok? Czy będzie to osoba znana w środowisku piłkarskim?
To na pewno nie może być osoba z ulicy, kompletnie spoza piłki. Musi choć trochę znać się na piłce nożnej, choćby przyjmując, iż sprawami sportowymi będą się zajmować dyrektor sportowy oraz trener.



Byłoby dobrze, gdyby był z tego środowiska, ale przede wszystkim powinien być dobrym organizatorem i administratorem, czyli rozdzielać umiejętnie zadania poprzez personel najwyższego szczebla i umieć egzekwować wykonanie tych zadań. A gdy to jest dłuższy projekt to dochodzi etapowanie projektu, osiąganie poszczególnych jego etapów. Tego wszystkiego jest niemało - kluczowymi są bowiem kontrola finansowa i budżetowa. No i kooperacja ze wszystkimi działami, jeżeli chodzi też o poszukiwanie sponsorów, umowy handlowe, sponsorskie, marketingowe itd.
Prezes musi być osobą kontaktową, żeby tworzyć dobrą atmosferę w pracy. Gdy jest odpowiednia atmosfera, ludzie wzajemnie się uskrzydlają, a gdy jej brakuje, mało komu chce się pracować, ludzie czują się jak ptaki z podciętymi skrzydłami. Wtedy efektywność pracownika, czy tego kapitału intelektualnego, jest niska. Musi być atmosfera skupienia, solidności, punktualności, odpowiedzialności. I rzetelność zarówno prezesa, jak i ludzi, którymi on będzie musiał zarządzać.
Wprowadzenie nowego prezesa w dobrze funkcjonującego mistrza Polski w tak intensywnym czasie nie będzie łatwe.
Ale Wojtek Pertkiewicz będzie tu jeszcze przez 2,5 miesiąca. Mam obietnicę od niego, iż nie zostawi tu spalonej ziemi, nie rzuci dokumentami. To wystarczająco dużo czasu, by płynnie przekazać obowiązki następcy. Wygasające kontrakty, wszystkie najważniejsze sprawy - sponsorskie, marketingowe czy sportowe... Aczkolwiek wiadomo też, iż sprawami sportowymi zajmuje się dyrektor sportowy, który rzecz jasna współpracuje z prezesem i tak też będzie tutaj.


Wiemy, w jakim miejscu w tej chwili znajduje się Jagiellonia Białystok, a proszę zdradzić - z jak dużych problemów prezes Pertkiewicz musiał ją wyciągnąć przez te trzy lata?
Wojtek zastał nas w trudnej sytuacji finansowej, a i sportowo nie było najlepiej, bo Jagiellonia wówczas walczyła o utrzymanie w Ekstraklasie. Pierwszym problemem, o którym sam Wojtek już wiele razy mówił i który pierwszy nam zameldował, to iż nigdy nie widział tak długiej listy piłkarzy na kontraktach. To było ponad 90 osób w pierwszej i drugiej drużynie, co oznaczało też ogromne wydatki na wynagrodzenia. Nasza płynność finansowa była zachwiana, musieliśmy dla utrzymania tej płynności pożyczać nasze własne pieniądze.



I to Wojtek Pertkiewicz zatrudnił tu Łukasza Masłowskiego. Ale też mogę powiedzieć, iż przyczyniłem się do tego sukcesu, bo słyszałem w PZPN bardzo dobre opinie o trenerze Siemieńcu, który wtedy uczęszczał na kurs UEFA Pro. Usłyszałem, iż jest bardzo dobrze oceniany, zaangażowany, ambitny i ciężko pracujący na tym kursie. Powiedziałem to prezesowi i dyrektorowi sportowemu, choć gdybym tego nie powiedział, to też propozycja od nich wypłynęła, iż mamy w drugiej drużynie bardzo dobrego trenera, któremu warto dać szansę.
I ten ruch przyniósł wam upragnione mistrzostwo Polski.
Tak, a wtedy choćby nie wiedzieliśmy przecież, czy w ogóle się utrzymamy w lidze. Adrian Siemieniec miał 32 lata i nie miał wówczas jeszcze licencji na prowadzenie drużyny w Ekstraklasie, ale ze względu na uczestnictwo w kursie mógł przejąć zespół. Bardzo młody człowiek, ale proszę zwrócić uwagę, jak mądrze mówi i jak mądrze komunikuje się z drużyną, z zawodnikami.
Wypowiedzi na konferencjach prasowych świadczą o tym, iż pomimo naprawdę młodego wieku ma już dużo pewności siebie. Ma też dobrą rękę do zawodników, dobrze ich motywuje, buduje z nimi bardzo dobre relacje, a to nie jest takie proste. Wspaniały człowiek! Cieszymy się, iż jest z rodziną w Białymstoku. Czasami żartuję z nim, mówiąc mu, iż chciałbym, aby był w Jagiellonii 25 lat, jak Sir Alex Ferguson czy Arsene Wenger. Albo jak Guy Roux we Francji, ale ta liga angielska jest chyba bliższa Polakom. Naprawdę fajnie by było, gdyby chociaż jedna polska drużyna współpracowała z trenerem przez długie, długie lata, bo na razie takich przykładów nie mamy. Chcielibyśmy być pierwsi, ale to będzie też zależało od Adriana.
Jagiellonia ostatnio jest w bardzo dobrej formie. Był pan na zwycięskim meczu w Kopenhadze. Jak pan odebrał z trybun wydarzenia z doliczonego czasu gry?
To było coś niesamowitego, ogromna radość. Już gol wyrównujący na początku drugiej połowie to było dla nas wielkie szczęście i trzymaliśmy kciuki, żeby dowieźć do końca ten remis, bo dla nas wielkim sukcesem już byłby ten remis z takim zespołem, jak FC Kopenhaga, która jest we wszystkich rankingach od nas wyżej, ma wielokrotnie większy budżet, dużo większe doświadczenie na arenie międzynarodowej i niedawno grała w 1/8 finału Ligi Mistrzów.



A tu 97. minuta, wykop bramkarza, zgranie Tarasa Romanczuka do Pululu i Pululu do Czurlinowa... Niesamowite! Radość, wielkie szczęście, po prostu nie do wiary. Ja i moi koledzy jeszcze nie dowierzamy po zdobyciu mistrzostwa Polski, iż potrafiliśmy to wygrać mimo tak niskiego budżetu.
Od tego czasu wiele się już wydarzyło.
Minęło od tego czasu już prawie pięć miesięcy, a ciągle jesteśmy dumni z tej drużyny. choćby jeżeli przydarzył nam się ten mały kryzys w postaci sześciu porażek z rzędu, ale wszyscy pamiętamy, iż cztery z nich były w europejskich pucharach z Bodo/Glimt i Ajaksem Amsterdam. Choć bardzo byśmy chcieli, to nie możemy wymagać od drużyny, żeby wygrywała z takimi zespołami. Zmęczenie fizyczne i psychiczne zawodników było widoczne. Grali oni od połowy lipca do końca sierpnia w systemie środa - sobota albo czwartek - niedziela. A nikt z nich wcześniej nie miał styczności z taką intensywnością rozgrywek, nie miał doświadczenia związanego z grą w europejskich pucharach.
Przecież z tego zespołu tylko Taras Romanczuk pamiętał mecze z Rio Ave i Gentem, gdy Jagiellonia po raz ostatni grała w eliminacjach europejskich pucharów. Trzeba było zdobyć trochę tego ogrania i doświadczenia. Efektem tego było to niesamowite zwycięstwo w Kopenhadze, wiara do końca i gol Czurlinowa w 97. minucie. Bardzo się z tego cieszę.
Obie polskie drużyny bardzo dobrze weszły w fazę ligową Ligi Konferencji.
Tak i cieszymy się również ze zwycięstwa Legii Warszawa, bo na arenie międzynarodowej nie powinno być tych wszystkich animozji. Raz ze względów patriotycznych, a dwa to fakt, iż wszyscy zdobywamy cenne punkty do rankingu UEFA. Ekstraklasa jest 18. w Europie, a gdybyśmy nadgonili 15. Greków to bodajże aż dwie nasze drużyny grałyby w eliminacjach Ligi Mistrzów. To nie jest takie proste, ale cieszymy się, iż obie nasze drużyny solidnie zapunktowały na początek. Nasi zawodnicy powinni też zyskać sporo pewności siebie przed meczami w Białymstoku z Petrocubem i Molde.



Wierzę, iż nasi kibice tak jak zawsze solidnie nas wesprą i poniosą do dobrych wyników. Wspierają też mnie, dlatego chciałbym im podziękować za to wsparcie.


Czego oczekuje pan po drużynie w tym sezonie? Obrony mistrzostwa?
Na pewno oczekiwanie, iż Jagiellonia rok po roku będzie zdobywała mistrzostwo Polski, byłoby zbyt aroganckie i nierozważne. Konkurencja w Ekstraklasie jest bardzo duża, poza tym trzeba spojrzeć na budżety. My wciąż mamy ten budżet średni choćby w warunkach ligowych. W tym roku jest on większy o 10 milionów, wzrósł z 35 do 45 milionów, ale to wciąż sporo mniej od kilku innych polskich klubów.
Ważne jest jednak to, iż ja, moi wspólnicy, akcjonariusze i członkowie rady nadzorczej patrzymy długofalowo na ten projekt. Nazywamy go choćby projektem społecznym. To jest coś, co robimy nie dla siebie, ale dla całego środowiska, społeczeństwa, dla Białegostoku i Podlasia. Gdy przegrywaliśmy sześć meczów z rzędu, nikt się specjalnie nie stresował, denerwował, bo wiedzieliśmy, iż kiedyś i taka seria może się przytrafić. Spokojnie czekaliśmy na to, aż ten okres minie. I tak też się stało, mamy kontakt z liderem, a to się wcale nieczęsto zdarza w Ekstraklasie w przypadku mistrza Polski grającego w europejskich pucharach.
zwykle pucharowicze odczuwają zadyszkę w rozgrywkach ligowych, a my możemy pozytywnie oceniać miejsce na podium, na którym się w tej chwili znajdujemy. Zobaczmy, gdzie jest wicemistrz Polski Śląsk Wrocław. Życzę mu, aby się podniósł i zaczął punktować, bo to dobra drużyna. Brązowy medalista Legia Warszawa też jest poza pierwszą trójką. Dlatego uważam, iż nasza drużyna jest w dobrej sytuacji.



Pamiętamy też, iż w zeszłym sezonie Legia i Raków po jesieni też nie były w najgorszej sytuacji, a kompletnie zepsuły wiosnę, może również poprzez zmęczenie "materiału" przez cały sezon. Nie obawia się pan tego?
Wszyscy chcielibyśmy zajmować co roku miejsce na podium czy w pierwszej czwórce. Żeby grać w europejskich pucharach. Ale też nie stawiamy sprawy na ostrzu noża. Chcielibyśmy, ale tak jak wspomniałem, ważne jest dla nas długofalowe traktowanie tego projektu. Dużo mówiliśmy o akademii, ale dopiero teraz po mistrzostwie Polski możemy tę pokaźną premię przeznaczyć przede wszystkim na boiska. Bo wiele mówi się o systemach, poziomach szkolenia, ale trzeba dać ludziom na to miejsce. Musi być w Polsce dużo boisk dla dzieci i młodzieży.
Jakie działania w tym celu poczyniliście?
Robimy to, co możemy w tym kierunku. Daliśmy ogłoszenie, iż poszukujemy gruntów, zgłosiło się do nas kilka podbiałostockich gmin. Ważne jest dla nas, aby ten dojazd nie był zbyt długi - 15-20 minut, bo wiadomo, iż po szkole dzieci idą grać w piłkę, a potem wracają do domu, muszą odrobić lekcje i położyć się spać o normalnej godzinie. Dlatego też ten czas dojazdu nie może być zbyt duży. Chcemy zbudować te boiska, myślę, iż od wyboru terenu, przygotowania dokumentacji do wybudowania tej inwestycji, miną około dwa lata. Chcemy, żeby tej młodzieży było jak najwięcej i będzie można mieć większy wybór spośród tych chłopców, a co za tym idzie, wyłowić więcej talentów, którymi będzie można zasilić pierwszą drużynę.
Jak się spojrzy na skład Bodo/Glimt, to widzimy, iż tam przy zawodnikach są praktycznie same norweskie flagi, a do tego bodajże dwóch Duńczyków i bramkarz z trzema różnymi paszportami. My też chcielibyśmy, aby w Jagiellonii też było jak najwięcej chłopaków stąd. A mamy bardzo duży teren oddziałowywania, bo najbliższe duże kluby w okolicy to Legia Warszawa i Motor Lublin. Taki właśnie mamy długofalowy plan i zobaczymy, czy to się uda. Nie chcemy wydawać pieniędzy na drogich piłkarzy, tylko właśnie na rozwój młodzieży, ale wiemy też, iż to wymaga cierpliwości i konsekwencji.
Trio Pertkiewicz - Masłowski - Siemieniec to w pana opinii...
Trzy brylanty, nasze największe gwiazdy. Niestety, jeden brylant odchodzi, ale to nie zmienia mojej opinii.



A co planujecie zrobić, aby zatrzymać pozostałe dwa brylanty? Dyrektor Masłowski w rozmowie z nami zaznaczał, iż najważniejszy będzie projekt, który będzie mogła zaoferować Jagiellonia.
Ależ to, o czym przed chwilą opowiadałem, to również jest projekt Łukasza Masłowskiego! Jemu także bardzo zależy na tym, by stawiać na rozwój akademii piłkarskiej. Będziemy konsekwentnie dążyć do tego, żeby zwiększać liczbę boisk i rozbudowywać naszą akademię. To jest nasz wspólny projekt, bo wszyscy są zgodni jak jeden mąż, iż to jest adekwatny kierunek.
Ale dyrektor sportowy pewnie też chciałby móc pozyskiwać piłkarzy nie tylko za darmo. Czy jest na to szansa w Jagiellonii? Wiadomo, iż wcześniej sytuacja finansowa klubu była zbyt poważna, a jak wygląda to obecnie?
To prawda, wcześniej finanse nie pozwalały nam na budżet transferowy, ale dziś jesteśmy już w innej sytuacji. Nie chcemy przepalić tych pieniędzy, ale nie mamy ograniczeń, jeżeli chodzi o transfery i nie mówimy dyrektorowi sportowemu, iż ma pozyskiwać zawodników tylko bez kwoty odstępnego. Jesteśmy otwarci na jego wszystkie propozycje. jeżeli będzie odpowiedni zawodnik, to Łukasz może przyjść do nas w ten sprawie.
Jak dużo jesteście w stanie zrobić, żeby zatrzymać Łukasza Masłowskiego?
To sytuacja podobna jak z prezesem Pertkiewiczem. To jego prywatna, osobista decyzja. Projekt, który wspólnie realizujemy, tak jak on zresztą mówi, nie jest zakończony. Teraz priorytetem jest dla nas zwiększenie akademii i liczby boisk. I to nie chodzi o jedno czy dwa boiska, choćby dziesięć nie będzie za dużo. To jest nasz wspólny projekt, ale wiemy, iż u Łukasza Masłowskiego jest podobna sytuacja, jak u prezesa Pertkiewicza. 300 kilometrów do domu, dzieci... Chcemy współpracować z Łukaszem jak najdłużej.
Czyli decyzje jeszcze nie zapadły?
Nie zapadły. Na razie Łukasz chce tu pracować, choć zgłasza tylko, iż to nie jest łatwa sytuacja, jeżeli chodzi o kwestie rodzinne, co w pełni rozumiemy. Myślę jednak, iż ten temat stał się gorący w mediach głównie ze względu na dwa czynniki - zwolnienie dyrektora sportowego w Rakowie Częstochowa oraz odejście Wojciecha Pertkiewicza, a wiadomo, iż to on zaprosił do współpracy Łukasza. Od tego momentu to jednak się trochę wyciszyło.



Sam Łukasz Masłowski potwierdził te słowa na portalu X:



Cieszymy się razem z tych wspólnych osiągnięć prezesa, dyrektora i trenera czy też nas, akcjonariuszy, którzy wspierają działania w/w trójki. Nie tylko słowem, ale też wtedy, gdy było ciężko, finansowo. Jest między nami doskonałe zrozumienie, również wśród członków rady nadzorczej. Wszyscy myślimy podobnie, podobnie też marzymy o sukcesie długofalowym.
Wiemy jednak, iż często jedno jest połączone z drugim i z sukcesu sportowego wynika sukces finansowy, bo premie za dobry wynik zwykle są bardzo wysokie. choćby za samo zwycięstwo w Kopenhadze klub zarobił 400 tys. euro. Wierzę, iż będą też kolejne premie. Zarobią zawodnicy, zarobi też klub. Te pieniądze będzie można przeznaczyć na boiska, ale też, gdyby była taka potrzeba, na transfery. Jesteśmy naprawdę otwarci na propozycje dyrektora Masłowskiego w kwestii budżetu transferowego.
Kibice Jagiellonii mają jednak sporo zastrzeżeń do działań klubowego działu marketingu, którym przewodzi pana zięć - Adrian Molski-Strzałkowski. Szczególnie odnosi się to niewykorzystanego potencjału po mistrzostwie. Brak odpowiedniej liczby gadżetów, spore opóźnienia w dostawie... Czy słyszy pan te uwagi i jak się do nich odnosi?
Przecież wiadomo, iż ani rada nadzorcza ani akcjonariusze nie zajmują się nadzorowaniem poszczególnych działów w klubie bo to są kompetencje zarządu. W przypadku Jagiellonii jednoosobowego zarządu czyli prezesa Wojciecha Pertkiewicza.



Jednak zainteresował mnie pan swoim pytaniem i poprosiłem o komentarz w tej sprawie dyrektora marketingu (odpowiedź przedstawiamy na końcu tekstu).
Jest pan dumny, oglądając obecną Jagiellonię?
Jestem przeszczęśliwy! A ile dostałem gratulacji z całej Polski po meczu w Kopenhadze! Coś wspaniałego. Cały Białystok, kibice byli bardzo szczęśliwy. W samym mieście była odczuwalna euforia i oby tak było częściej!
Odpowiedź dyrektora marketingu Jagiellonii Białystok - Adriana Molskiego-Strzałkowskiego:
Jesteśmy świadomi okresowych problemów z dostępnością produktów w sklepie. Zmierzając po tytuł mistrza podjęliśmy decyzję, iż nie będziemy podejmować ryzyka związanego z zamówieniami przed sukcesem sportowym. I faktycznie żaden produkt z tak długo wyczekiwaną gwiazdką nie pojawił się w klubie.
Nasze działy zamówień, sprzedaży i marketingu przygotowując się do realizacji potrzeb kibiców wielokrotnie konsultowały się z innymi klubami ekstraklasy, które sięgały po mistrzostwo, jak również z dostawcami produktów. Jednak ilość zamówień przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Może przedstawię to na liczbach: w roku 2023 sklep internetowy Jagiellonii zrealizował ponad 2500 zamówień. W roku 2024 przekroczyliśmy już 10500 zamówień. To oznacza iż spakowaliśmy i wysłaliśmy naszym kibicom ponad 17000 produktów. Skala sprzedaży wymaga zupełnie nowych rozwiązań systemowych nad którymi cała organizacja pracuje. To cieszy, bo podjęte działania będą procentowały w następnych latach. Przeszliśmy długą drogę od skromnego kramiku na starym stadionie do dobrze prosperującego przedsiębiorstwa obsługującego ponad 1000 zamówień w miesiącu.
Idź do oryginalnego materiału