"Zdradził Polskę". Awantura polityków PiS i KO o reprezentanta [OPINIA]

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. instagram.com/lukaszkohut, screen: youtube.com/@Telewizja_Republika


Skomplikowane losy Ernsta Wilimowskiego ponownie podzieliły Polaków, politycy KO i PiS znów dolewają oliwy do ognia. Przy okazji pada nazwisko Macieja Rybusa, choć obu byłych reprezentantów Polski łączy w tym wypadku tylko jedno słowo: "zdrajca".
Wszystko zaczęło się od kwestii grobu Ernsta Wilimowskiego w Karlsruhe. Kibice Ruchu z Niemiec, którzy mogiłą słynnego piłkarza swojego klubu opiekują się od lat, zaapelowali o pomoc w ekshumacji i przeniesieniu doczesnych szczątków zawodnika. Władze cmentarza w Karlsruhe planują bowiem zlikwidować groby w tej jego części i przeznaczyć to miejsce do innych celów. Według opublikowanego na YouTube przez kanał Ruch TV filmiku koszt przeniesienia szczątki Wilimowskiego to kilkadziesiąt tysięcy euro.


REKLAMA


Zobacz wideo Będzie zgoda na powrót Rosji do zawodowego sportu. Żelazny: Mam silne obrzydzenie


Wilimowski to nie jest postać czarno-biała
W sprawę zaangażował się europoseł Koalicji Obywatelskiej Łukasz Kohut, który w swoich wpisach w mediach społecznościowych zaapelował o godne upamiętnienie reprezentanta Polski. Wilimowski w 22 meczach w kadrze strzelił 21 goli, a do historii przeszedł przede wszystkim jako autor czterech bramek w meczu mistrzostw świata w 1938 roku przeciwko Brazylii. Polska przegrała po dogrywce 5:6 i odpadła w 1/8 finału.


Wilimowski to jednak nie jest postać czarno-biała. To, iż był wielkim piłkarzem, nie podlega dyskusji. I choćby określenie go jednym z najlepszych zawodników świata jego czasów nie jest ani trochę na wyrost. Gdyby nie wojna, mógłby dokonać wielkich rzeczy z reprezentacją Polski. Jednak gdy w 1939 roku Niemcy i Sowieci zaatakowali Polskę i hitlerowcy zaczęli okupować Górny Śląsk, gdzie mieszkał Wilimowski, zawodnik Ruchu zadeklarował narodowość niemiecką i - żeby uniknąć służby wojskowej - został policjantem. Grał też w piłkę w niemieckich klubach i tamtejszej kadrze - wystąpił w ośmiu meczach reprezentacji III Rzeszy, zdobył w nich 13 goli. Cztery bramki w jednym meczu strzelił Szwajcarii (5:3 dla Niemiec), a trzy Finlandii (6:0).


Dlatego klasa sportowa to tylko część prawdy o Wilimowskim. I trudno się naprawdę dziwić, iż wpis europosła KO wzbudził ostrą reakcję po prawej stronie politycznej, choć nie tylko po prawej. Gdyby poczytać riposty pod wpisem Kohuta, to znajdzie się i takich krytyków, którzy obok nazwy konta mają np. Zandberg2025.
PiS grzmi po słowach Kohuta o Wilimowskim
Najgłośniej jednak na wpis Kohuta zareagowała prawica. Niezależna.pl pisze z odrazą: "Europoseł murem za piłkarzem, który zdradził Polskę i strzelał dla III Rzeszy". Poseł Prawa i Sprawiedliwości, Paweł Jabłoński, wykorzystał okazję, by kwestią Wilimowskiego uderzyć rządowego kandydata na prezydenta Rafała Trzaskowskiego. "Jeden z bliskich sojuszników Trzaskowskiego, europoseł Łukasz Kohut staje w obronie człowieka, który w 1939 r. zdradził Polskę i przeszedł na stronę hitlerowskich Niemiec. Grał w koszulce ze swastyką na piersi i brał od Niemców pieniądze, gdy jego koledzy z reprezentacji Polski byli przez tych Niemców mordowani. A Kohut domaga się dziś, żeby Polski Związek Piłki Nożnej «sypnął groszem» na upamiętnienie tego zdrajcy" - cytuje Jabłońskiego portal Wpolityce.pl.


Niestety, postać Wilimowskiego to nie jest najlepszy powód do sporów w mediach społecznościowych, gdzie nie ma miejsca na niuanse. Bo z jednej strony Wilimowski to przykład dylematów, przed jakimi po wybuchu wojny stanęło wielu mieszkańców Górnego Śląska, którzy dzięki zadeklarowaniu narodowości niemieckiej, mogli uniknąć prześladowań. Zresztą tu warto dodać, iż do podpisania deklaracji o przynależności do narodu niemieckiego zachęcał choćby rząd II RP na uchodźstwie. Właśnie po to, by uchronić przed wynarodowieniem terenów Górnego Śląska. Popierał to także katolicki biskup diecezji katowickiej Stanisław Adamski, który sam co prawda volkslisty nie podpisał, ale zachęcał wiernych, żeby deklarowali przynależność do narodu niemieckiego, by uniknąć deportacji. Tym, którzy ucieszyli się w tym miejscu, iż wynaleźli "zdrajcę" również wśród wysokiej rangi katolickiego duchownego, chciałbym uświadomić fakt, iż Adamski został ze swojej stolicy biskupiej deportowany w 1941 r. i w czasie Powstania Warszawskiego pełnił posługę duszpasterską w stolicy Polski.


Z drugiej strony można zrozumieć też emocje tych, którzy stracili najbliższych w czasie drugiej wojny światowej i gloryfikacja Wilimowskiego, który w tamtym czasie służył oprawcom, mocno ich boli.
Dla Rybusa Kohut był mniej wyrozumiały
I sam Kohut nie jest tu bez winy, bo choć mówi o wygumkowywaniu Wilimowskiego, to o wojennej przeszłości swojego bohatera wspomina bardzo lakonicznie. Budzi to tym większe zdziwienie, iż ten sam europoseł był bardzo stanowczy wobec Macieja Rybusa, co przypomnieli mu internauci.


Rybus, miana "zdrajcy" u wielu Polaków doczekał się po tym, jak zdecydował się nie opuszczać Rosji, po rozpoczęciu pełnoskalowej agresji tego kraju na Ukrainę. - Jak ktoś chce biegać w koszulce z literą "Z" na piersi, to gratuluję, ale niech nie nazywa się Polakiem. Przepraszam za jednoznaczne określenie, ale w tym wypadku mogę sobie pozwolić na określenie tego, co o tym sądzę. Jak ktoś chce zostać Rosjaninem, to niech sobie nim zostanie. Wolna droga, każdy ma wolną wolę. Jak ktoś wybiera pieniążki i ganianie z symbolem swastyki XXI wieku, czyli z "zetką" rosyjską, to może. Jest dorosłym facetem, wie, co robi - stwierdził wtedy specjalista od wojskowości, Jarosław Wolski w gościnnym występie w kanale "Historia Realna".


Jednak dla Rybusa też można znaleźć mnóstwo usprawiedliwień. Przede wszystkim to, iż w Rosji ma dom, rodzinę i z tym krajem związał swoją przyszłość. Porzucenie tego wszystkiego, byłoby dla niego aktem heroizmu. Tak samo jak aktem heroizmu byłoby dla Wilimowskiego przyznanie się podczas drugiej wojny światowej do polskości czy jakby chciał europoseł Kohut do górnośląskości. Oczywiście sytuacja obu była nieporównywalna. Jednak obu spotkał podobny osąd.
Wilimowski zasługuje na pamięć, ale nie na gloryfikację
Jako człowiek wychowany w PRL, doskonale pamiętam, jak postać Wilimowskiego była przemilczana. O tym, iż Polska grała w mistrzostwach świata przed II wojną światową, dowiedziałem się, przeglądając archiwalne wyniki piłkarskich mundiali. Zasłona milczenia w prasie, radiu i telewizji spuszczona była na całą kadrę sprzed 1939 roku. W tzw. Polsce Ludowej historia piłkarskich sukcesów zaczęła się od złota igrzysk w 1972 roku w Monachium. Wszystko, co było wcześniej, nie było warte uwagi.


Uważam, iż inicjatywa kibiców Ruchu, aby doczesne szczątki Wilimowskiego ekshumować i godnie pochować, zasługuje na poparcie - tego wymaga szacunek dla zmarłego i jego ciała. Warto też pamiętać o jego trudnej historii. Jednocześnie jednak uważam, iż grubym nieporozumieniem jest gloryfikowanie Wilimowskiego tylko dlatego, iż był wielkim piłkarzem. A są tacy, którzy chcieliby mu postawić pomnik. Naprawdę, jeżeli zachowujemy wyrozumiałość dla powodów, dla których "Ezi" został Niemcem, to myśląc o stawianiu pomników, powinniśmy też uszanować uczucia tych, których przodkowie przez hitlerowców byli poniewierani i mordowani.
Idź do oryginalnego materiału