Dla Brazylijczyków z Ronaldinho w składzie sobotni mecz był zabawą - i było to widać już od pierwszej minuty. W składzie drużyny polskiej grało wielu zawodników jeszcze do niedawna aktywnych piłkarsko lub choćby takich, którzy wciąż są piłkarzami - jak Kamil Grosicki czy Artur Jędrzejczyk.
REKLAMA
Zobacz wideo Mamed Chalidow naprawdę wyzwał go do walki!
Wielki bałagan w meczu Polska - Brazylia. Organizatorzy nie podołali
I choć otoczka na pierwszy rzut oka mogła przypominać tą z meczów Ligi Mistrzów, to kilkakrotnie można było sobie zadać pytanie, czy organizatorów to wydarzenie nie przerasta. Wpadki przydarzały się bez przerwy. Mecz, który miał się rozpocząć o godzinie 20:30, zaczął się o 20:45. Piłkarze z Brazylii - na co uskarżał się komentujący to spotkanie Mateusz Borek - grali w nieswoich koszulkach, a niektórzy w ogóle nie byli wpisani do protokołu. A to oczywiście nie ułatwia śledzenia spotkania. Wątpliwości pojawiały się choćby przy strzelcach bramek.
Zamieszanie pojawiło się też w ważnych fragmentach meczu. Gol dla Polski na 2:2 początkowo nie został uznany, bo sędzia popełniła błąd i odgwizdała spalonego. VAR-u nie było, więc wydawało się, iż drużyna Brazylii wciąż będzie prowadzić. Tylko iż po interwencji z zewnątrz... sędzia jednak uznała bramkę. Najpewniej dzięki powtórce z transmisji TVP Sport.
No ale to mała wpadka i ostatecznie mająca pozytywny wpływ na przebieg spotkania, bo podjęto prawidłową decyzję. Można wybaczyć. Gorzej dla organizatorów wygląda to, co działo się tuż po końcowym gwizdku.
Mecz rozstrzygnęły rzuty karne. Zdziwiony tym faktem był komentator spotkania, ale również wielu kibiców - bo ci od razu po końcowym gwizdku zaczęli opuszczać stadion. W tym wypadku trzeba oddać organizatorom, iż w harmonogramie spotkania na stronie internetowej "Ronaldinho Show" jest mowa o konkursie jedenastek. Wydaje się jednak, iż można było to lepiej zakomunikować ludziom obecnym na stadionie.
Jeszcze gorzej wygląda to dla organizatorów, gdy w grę wchodzą duże pieniądze. A w przypadku "Ronaldinho Show" tak jest, bo chętni mogli wydać od 10 800 złotych do 54 000 złotych na specjalne pakiety. Co obiecuje ten najdroższy?
"Udział w meczu i treningu: gwarantowane 10 minut gry na murawie w drużynie gwiazd, w obecności takich legend jak: Ronaldinho, Edmilson, Maicon oraz wielu innych znanych piłkarzy z Polski i Brazylii", "ekskluzywny dostęp do gwiazd" oraz "elitarne doświadczenia VIP".
W końcówce meczu było widać przy linii bocznej grupę ludzi w koszulkach zespołu Brazylii, którzy chcieli wejść na boisko. Część z nich się tego nie doczekała, więc "gwarantowane 10 minut" jednak wcale nie było takie gwarantowane.
Wśród tych, którzy pojawili się na murawie, był Youtuber znany jako "Qesek", ale choćby on wszedł na boisko dopiero po drugiej bramce dla Polski, czyli w 88. minucie. Mecz trwał 96 minut. No i Ronaldinho w tym momencie na boisku nie było od dawna.
Tę sytuację zauważyli też oglądający mecz kibice. Wielu z nich nie hamowało się, wydając wyroki.
"Ludzie zapłacili kilkadziesiąt koła za możliwość gry z Ronaldinho, a nie dość, iż nie zagrali z nim, nie mieli z nim szatni, to choćby niektórych nie wpuścili choćby na kilka sekund i stali sobie przy linii czekając na nic?" - pyta jeden z nich. "Ładny wałek, szkoda tych ludzi strasznie. Generalnie organizacja tego meczu pozostawia wiele do życzenia" - dodaje kolejny.
Mecz legend Polska - Brazylia z pozycji kibica na pewno mogło dostarczyć pozytywnych emocji. Dla większości fanów spotkanie nie było katastrofą organizacyjną, ale szczegóły na pewno można było dopracować, bo właśnie przez nie wielu ludzi mogło się zawieść, a to nie powinno się wydarzyć - zwłaszcza gdy są tacy, którzy za udział w tym spotkaniu zapłacili ponad 50 000 złotych!