Zabrał Kubackiemu zwycięstwo. Burza po tym, co stało się w Engelbergu

5 godzin temu
Zdjęcie: Screen YouTube @EurosportPolska


Po tym konkursie w Engelbergu pozostał spory niesmak. Dwa lata temu Dawid Kubacki zajął drugie, a Piotr Żyła trzecie miejsce - było podwójne polskie podium, ale wielu kibiców musiało zaboleć, gdy Kubacki stracił prowadzenie z pierwszej serii. Zwłaszcza iż długo czekał na swój skok, a później przytrzymanie Polaka na belce kontrowersyjnie tłumaczył słoweński delegat techniczny zawodów. W tym roku w Szwajcarii Dawida Kubackiego jednak nie ma, a Sport.pl dowiedział się, co dzieje się podczas jego przerwy w startach.
W 2022 roku Kubacki do Engelbergu przyjechał jako najlepszy skoczek na świecie. W plastronie lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i z misją powiększenia swojej przewagi nad rywalami. Mógł walczyć o dwa zwycięstwa, to było jasne. I już w pierwszym konkursie stworzył sobie świetną okazję na wygraną.


REKLAMA


Zobacz wideo Ujawniamy kulisy kadry skoczków. Tak pracuje jej najważniejszy człowiek


Lanisek zaatakował, a Kubackiego nagle przytrzymali na belce. Niestety
139 metrów w pierwszej serii dało mu prowadzenie o pół punktu przed Słoweńcem Anze Laniskiem. Kubacki skoczył od niego o pół metra bliżej, ale w gorszych warunkach. Wydawało się, iż jest na najlepszej drodze, żeby odnieść czwarte tej zimy, a drugie z rzędu zwycięstwo.
Jednak w drugiej rundzie to Lanisek zaatakował. Jego świetny skok na aż 142 metry postawił Kubackiego w trudnej sytuacji. Zwłaszcza iż zaczęły się pogarszać warunki. Asystent dyrektora Pucharu Świata, Czech Borek Sedlak, który daje zawodnikom zielone światło do puszczenia się z belki, tym razem wyjątkowo długo czekał. Żółte światło, które może palić się przez 60 sekund, choć wiatr mieścił się w przyjętym przez jury korytarzu, tym razem wstrzymywało Polaka aż przez 40 sekund.
W tym czasie laserowa linia "to beat" najpierw pokazywała, iż Kubacki do pokonania Słoweńca będzie potrzebował odległości około 143-143,5 metra przy 56 punktach za styl. Taka wartość pokazywała się w grafice telewizyjnej przez ponad 15 sekund. Co ważne, wiatr nie był pokazany jako silny, zaznaczony czerwoną falującą linią, a wciąż ewidentnie mieścił się w wyznaczonym przez jury korytarzu. Tak było przez cały okres oczekiwania na skok Kubackiego. Potem nagle podmuchy się nieco wzmocniły, a choćby zmieniły kierunek. Uśredniony pomiar wskazał, iż wiało pod narty, więc Polak potrzebowałby aż 144-144,5 metra do prowadzenia. Taka sytuacja utrzymywała się jednak krótko - przez pięć sekund, a na ujęciu w stronę wieży trenerskiej widać było flagę Thomasa Thurnbichlera powiewającą mocno ze względu na silny wiatr z tyłu. I po kolejnych dziesięciu Kubacki został wreszcie puszczony - właśnie przy wietrze z tyłu skoczni i wymaganej odległości w granicach 142-143 metrów. Krótko mówiąc, w trudnej sytuacji.


I w tych warunkach Kubacki skoczył mniej więcej w miejsce, które wskazywała zielona linia. Tak się wydawało w telewizyjnym obrazku, bo w rzeczywistości nieco mu do niej zabrakło - poleciał na 140. metr. "Czy będzie dziś kolejne w tym sezonie zwycięstwo reprezentanta Polski? Będzieee? Być może będzie! Za chwilę się o tym przekonamy" - emocjonował się komentujący te zawody dla Eurosportu Marek Rudziński. Niestety, po chwili jego współkomentator Igor Błachut gwałtownie wyliczył, iż to Kubackiemu nie wystarczy. Znalazł się 3,3 punktu za Laniskiem, zajmując drugie miejsce.


Słoweniec odebrał Kubackiemu szanse na zwycięstwo. Nagle słowa o alarmie po skoku Stocha
To oczywiście i tak był świetny wynik Kubackiego, a Lanisek oddał dwa dłuższe i lepiej wylądowane skoki od Polaka. Sportowo okazał się lepszy. Nikt nie miał mu nic za złe, choć pewien niesmak budziła ta sytuacja z belki startowej. Czemu Kubacki był tam tak długo trzymany, skoro wiatr mieścił się w korytarzu, nie zagrażał zdrowiu zawodnika, a Polak finalnie i tak został puszczony jeszcze przy pierwszej próbie oddanie swojego skoku, nie zdjęto go z belki?
- Będę szczery, nie wiem, dlaczego Dawid musiał czekać na oddanie swojego skoku tak długo. Wszystko mieściło się w korytarzu. Nie wiem, czemu nie nadeszło zielone światło. Ostatecznie musiał ruszać i oddał dobry skok, choć nie jeden z jego najlepszych na tej skoczni - ocenił trener Polaków, Thomas Thurnbichler w rozmowie z Eurosportem po konkursie.
- Tam też się trochę zaczęły warunki pogarszać. Taki to jest sport, myślę, iż jak na te warunki, to i tak sobie nieźle poradziłem - dodawał przed kamerą Eurosportu Kubacki.
Najważniejsze były jednak wypowiedzi innego człowieka - członka jury, delegata technicznego zawodów, Saso Komoveca. - Wiatr był w korytarzu, ale poprosiłem Borka, żeby zaczekał. Zobaczyliśmy, iż za chwilę pojawią się zmiany w sile wiatru i jego kierunku. Chcieliśmy przez te dodatkowe kilkanaście sekund zobaczyć, gdzie adekwatnie zmierza tendencja tych zmian. Ostatecznie zdecydowaliśmy się puścić Dawida, ale warunki były fair, bardzo podobne do tych, które miał Anze - tłumaczył Sport.pl Komovec. To on był zatem odpowiedzialny za to, jak dokładnie przebiegała końcówka zawodów.


W grafice mogło to wyglądać na wiatr pod narty, ale adekwatnie to raczej była cisza na skoczni. Zrobiło się trochę nietypowo dla Engelbergu, bo tu króluje przecież wiatr z tyłu, wiejący w plecy zawodnika. Byliśmy już na limicie z korytarzem. Różnica 0,5 metra na sekundę jest tu za duża, żeby podjąć nieodpowiedzialną decyzję. Skok Kamila Stocha był dla nas alarmem, bo to wtedy wiatr ucichł i musieliśmy tego przypilnować przy ostatnich zawodnikach - ocenił Komovec.
Sposób, w jaki jury zarządzało końcówką konkursu, wzbudził zatem niesmak. Zwłaszcza iż słoweński delegat niejako pomógł słoweńskiemu skoczkowi wygrać, a na pewno - choć mógł mieć dobre intencje - w pewien sposób odebrał szanse na zwycięstwo Kubackiemu. Po konkursie pozostało to już jednak jedynie małą kontrowersją. Zwłaszcza iż tego wieczora najważniejsze i tak było podwójne polskie podium - za Kubackim na trzecim miejscu znalazł się także Piotr Żyła. A już dzień później Kubacki odegrał się Laniskowi i wygrał drugi konkurs w Engelbergu. Drugi był Austriak Manuel Fettner, a podium zamknął właśnie wspomniany Słoweniec.
Kubacki nie pojechał do Engelbergu. Oto szczegóły jego przerwy w startach w PŚ
W tym roku w Engelbergu Dawida Kubackiego nie ma. Został wycofany ze składu na zawody Pucharu Świata po słabych konkursach w Titisee-Neustadt. Podjął zatem inną decyzję niż rok temu, kiedy choć był w nieco lepszej dyspozycji, to też nie potrafił nawiązać wyraźnego kontaktu z czołówką PŚ, ale po zawodach w Klingenthal nie zgodził się z trenerem Thurnbichlerem i przekonał go do wyjazdu do Engelbergu. To później odbiło się na tym, iż Polak w zasadzie do końca sezonu nie wrócił na czołowe pozycje, a podczas Turnieju Czterech Skoczni pierwszy raz od blisko 4000 dni nie przeszedł przez kwalifikacje. Teraz sfrustrowany Kubacki w Titisee-Neustadt usiadł z trenerami i wspólnie z nimi podjął mądrą decyzję o odpuszczeniu startów na rzecz spokojnych treningów.
Te mają mu pomóc poszukać odpowiedniego podejścia do swoich skoków, które pozwoliłoby odlatywać w stylu Kubackiego z końcówki 2022, a nie 2024 roku. Sam skoczek twierdził, iż jego sylwetkę z obu sezonów dzieli niewiele. Trener Thurnbichler wskazywał jednak, iż tu potrzeba zmiany podejścia i filozofii skakania, bo Kubacki czasem odbija się w taki sposób, "w jaki się już nie skacze".


Jak przebiega przerwa Kubackiego od startów? Sport.pl dowiedział się, iż Polak odbył już dwie sesje treningowe w Zakopanem. Z mediów społecznościowych Macieja Kota, który też został w kraju i trenuje w zakopiańskiej bazie, wygląda na to, iż skoczkowie wykorzystali do nich przygotowaną w poprzednim tygodniu skocznię HS105 - największą z kompleksu Średniej Krokwi. Centralny Ośrodek Sportu w Zakopanem wcześniej informował, iż przez cały czas niemożliwe było przygotowanie Wielkiej Krokwi, a według naszych informacji obiekt ma pozostać zamknięty aż do 8 stycznia.
Kubacki trenował ze szkoleniowcem odpowiedzialnym za bazę w Zakopanem, czyli Zbigniewem Klimowskim. To on, jeden z jego pierwszych trenerów, świetnie znający Kubackiego, został wyznaczony, żeby zająć się skoczkiem, gdy będzie pauzował w startach w Pucharze Świata.
przez cały czas nie jest jasne, czy Kubacki wróci do PŚ już na Turniej Czterech Skoczni. Nie wiadomo też, czy zostanie wysłany na planowane w dniach 27-28 grudnia konkursy Pucharu Kontynentalnego w Engelbergu. Na razie pewne jest tylko, iż odbędzie jeszcze co najmniej jedną sesję treningową w Zakopanem - w poniedziałek. Choć prawda jest taka, iż aktualnie startujący w Engelbergu zawodnicy Thomasa Thurnbichlerowi nie dają Austriakowi wielkich powodów, żeby wyrzucać ich ze składu. Każdy z nich oddał w Szwajcarii już przynajmniej jeden-dwa przyzwoite skoki pokazujące spory potencjał. A zastępujący Kubackiego Piotr Żyła, gdyby nie dyskwalifikacja, w sobotnich zawodach byłby choćby w najlepszej dziesiątce zawodów. Być może Kubacki będzie zatem musiał bardziej liczyć na wyjazd na austriacką część Turnieju Czterech Skoczni lub dopiero ewentualne zawody PŚ w Zakopanem. Na razie jego sytuacja jest trudna, pytanie także: jak prezentuje się na treningach? Więcej odpowiedzi powinniśmy poznać w kolejnych godzinach i dniach.


W niedzielę w Engelbergu zaplanowano kolejne zawody z cyklu Pucharu Świata, ale stoją pod znakiem zapytania przez trudne warunki: te zupełnie się odmieniły po dość spokojnej sobocie, a w Szwajcarii ma zacząć wiać i padać. Dlatego w niedzielnym programie dokonano zmian i przeniesiono kwalifikacje z 14:30 aż na 9:15 rano. Konkurs ma się jednak rozpocząć planowo, o 16:00. Organizatorzy liczą, iż wtedy minie najgorszy moment pogodowych zmian. Relacje na żywo z zawodów na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.
Idź do oryginalnego materiału