Za nami kolejna szalona noc z NBA. Po niesamowitym rzucie za trzy Jaylen Brown doprowadził do dogrywki w meczu Boston Celtics – Miami Heat, ale ostatecznie górą była ekipa z Florydy. Nieco bardziej na zachód Milwaukee Bucks podejmowali Los Anegles Lakers. Pomimo powrotu do gry po kilkumiesięcznej przerwie Khrisa Middletona lepsi okazali się Jeziorowcy. Problemów Sixers ciąg dalszy – zespół z Filadelfii przegrał z Memphis Grizzlies. Wpadkę zaliczyli Phoenix Suns, którzy pomimo wyraźnego prowadzenia przegrali ostatecznie z Houston Rockets. Swój mecz grali San Antonio Spurs, ale Jeremy Sochan w dalszym ciągu pozostaje poza składem ze względu na kontuzję. Na koniec Golden State Warriors ograli Chicago Bulls, choć Byki zaliczyły imponujący powrót do walki. Co jeszcze działo się minionej nocy?
Charlotte Hornets – Washington Wizards 117:116
Statystyki na PROBASKET
- Charlotte Hornets w dalszym ciągu muszą radzić sobie bez LaMelo Balla, który rozegrał w tym sezonie tylko trzy mecze. Dodatkowo z 15 ostatnich występów Szerszenie przegrały aż 12 razy, a ich sytuacja w tabeli z dnia na dzień robi się coraz gorsza. W nieco lepszej sytuacji są Washington Wizards, którzy mieli do dyspozycji wszystkich swoich liderów, ale przed starciem z Charlotte przegrali 4 z 5 poprzednich spotkań.
- W mecz zdecydowanie lepiej weszli gospodarze, którzy w pierwszych minutach niemal w ogóle nie pudłowali, zaczynając od 7/9 z gry i prowadzenia 16:5. Wydawało się, iż Hornets mogą „ustawić ten mecz pod siebie”, ale spudłowali jednak kolejnych 8 rzutów, co pozwoliło Wizards nawiązać walkę (36:31).
- W pewnym momencie ciężar gry na swoje barki wzięli Terry Rozier oraz Kelly Oubre Jr. Duet ten zdobył do przerwy 31 „oczek” na ponadprzeciętnej skuteczności i choć przyjezdni również nie radzili sobie źle (55% z gry), to wyraźnie przegrywali walkę na tablicach (13 ofensywnych zbiórek Hornets po 2Q) na przerwę schodzili z 15-punktowym deficytem (74:59).
- Po przerwie początkowo nie zmieniło się wiele. Swoje „pięć groszy” zaczęli dokładać m.in. P.J. Washington czy Mason Plumlee i choć Bradley Beal prezentował się solidnie, to skuteczności brakowało z gry czy zza łuku brakowało nieco Kyle’owi Kuzmie czy Kristapsowi Porzingisowi. Gorąco zrobiło się w czwartej kwarcie, którą Wizards rozpoczęli od serii 24:8. Strata gości wynosiła wówczas zaledwie trzy „oczka”.
- Na 2:30 przed końcową syreną trafienie Beala zmniejszyło stratę Washingtonu do jednego punktu. Jak się później okazało, było to ostatnie trafienie tej nocy. Obie ekipy miały swoje szanse, by „zamknąć” mecz, ale wszystko sprowadziło się do ostatnich sekund. Najpierw pudło przy 13 sekundach na zegarze zaliczył P.J. Washington, po czym rzut na zwycięstwo nie trfił wspomniany Beal. Ofensywną zbiórkę zaliczył jeszcze Daniel Gafford, ale nie był w stanie wpakować piłki do kosza.
- Trzech zawodników Hornets zrobiło tej nocy różnice. Wyróżniali się przede wszystkim Terry Rozier (25 punktów, 8 asyst), Kelly Oubre Jr. (22 punkty, 7 zbiórek) oraz P.J. Washington (21 punktów, 5 asyst). Aktywny był również Mason Plumlee, autor double-double w postaci 17 „oczek” i 10 zbiórek. Bliski podwójnej zdobyczy był wchodzący z ławki rezerwowych Nick Richards, który w zaledwie 13 minut zdobył 12 punktów i 9 zbiórek.
- Po stronie Wizards prym wiódł Bradley Beal, autor 33 punktów i 7 asyst. Double-double w postaci 21 „oczek” i 11 zebranych piłek dołożył Kristaps Porzingis. Zawiódł nieco Kyle Kuzma, który trafił tylko 6 z 14 rzutów z gry i skompletował 14 punktów. Podwójną zdobycz wypracował też rezerwowy Daniel Gafford (10 punktów, 12 zbiórek).
Atlanta Hawks – Denver Nuggets 117:109
Statystyki na PROBASKET
Relacja już wkrótce!
Autor: Janusz Nowakowski
Boston Celtics – Miami Heat 116:120 (po dogrywce)
Statystyki na PROBASKET
- Mecz od początku stał na wysokim poziomie i był bardzo wyrównany. Prowadzenie zmieniało się 14-krotnie, a aż 18 razy mieliśmy remis. Po pierwszej połowie Boston Celtics mieli trzy punkty przewagi (62:59). W trzeciej kwarcie Miami Heat przegrywali choćby 13 punktami (83:70), ale gwałtownie wrócili do gry. Na początku czwartej ćwiartki goście doprowadzili do remisu (91:91) i czekał nas bardzo emocjonujący finisz spotkania.
- Na niespełna dwie minuty przed końcową syreną Heat prowadzili dwoma punktami (102:104). Wydawało się iż końcówka będzie należała do przyjezdnych Miami. Heat utrzymywali niewielkie prowadzenie, a po celnym rzucie z półdystansu Jimmy’ego Butlera mieli trzy punkty przewagi (107:110). Do końca zostało tylko pięć sekund, ale ostatnia akcja meczu należała do Celtics. W tej sytuacji Bostończyków urządzał tylko celny rzut za trzy. Piłkę dostał Jaylen Brown, który musiał rzucać z bardzo dalekiego dystansu i pod presją obrony. Mimo to obrońc trafił, doprowadzając tym samym do dogrywki.
- W dogrywce żadna ze stron nie potrafiła zbudować większej przewagi, ale Heat mieli minimalne prowadzenie. Najważniejszy rzut meczu należał do Butlera, który ponownie trafił z półdystansu na kilka sekund przed końcem. Skrzydłowy dał swojej drużynie cztery punkty przewagi, jednocześnie zapewniając ostateczne zwycięstwo. Gospodarze nie potrafili po raz drugi uciec spod topora i ponieśli porażkę po znakomitym meczu.
- Jasyon Tatum grał dziś słabo, więc w rolę lidera Celtics musiał się wcielić Jaylen Brown. Grał on znakomicie, zdobywając 37 punktów (najwięcej w sezonie), 14 zbiórek i 5 asyst. Dobre spotkanie rozegrał też Marcus Smart (18 punktów i 9 asyst). Dla Heat 28 punktów i 7 zbiórek zanotował Bam Adebayo. Jimmy Butler miał 25 punktów i 15 zbiórek, a Tyler Herro dołożył 26 oczek.
Autor: Janusz Nowakowski
Brooklyn Nets – Toronto Raptors 114:105
Statystyki na PROBASKET
- Brooklyn Nets rozpoczęli to spotkanie z wysokiego „C”. Świetnie na początku spisywał się Joe Harris, którego trzy trójki – oraz trafienia m.in. Kyrie’ego Irvinga, Kevina Duranta czy Royce’a O’Neale’a – pozwoliły gospodarzom gwałtownie odskoczyć z wynikiem (32:10). W międzyczasie Toronto Raptors mieli spore problemy z odnalezieniem drogi do kosza, a w mecz weszli z fatalną 13-procentową skutecznością (2/16 z gry). Przed końcem pierwszej kwarty goście zdołali przełamać niechlubną serię, ale po pierwszej kwarcie przegrywali różnicą aż 24 punktów (41:17).
- Druga kwarta wyglądała początkowo nieco inaczej. Wydawało się, iż Raptors odnaleźli swój rytm i choć odrobienie strat było niemal niemożliwe, to regularna wymiana ciosów już tak. Nets ponownie mieli swoje lepsze momenty (szalał przede wszystkim Irving, który do przerwy miał 17 punktów), ale przewaga zespołu z Nowego Jorku nie wzrosła (72:49).
- Pozostała część spotkania była już bez większej historii. Nets pilnowali, by Raptors nie byli w stanie zniwelować strat, ale sami nie podejmowali już większych prób powiększenia prowadzenia. Pomimo świetnej końcówki Toronto podopieczni Jacque’a Vaughna dowieźli prowadzenie do końcowej syreny i odnieśli tym samym czwarte z rzędu zwycięstwo.
- Liderem Nets był Kyrie Irving, który zakończył noc z dorobkiem 27 punktów i 5 asyst. Kevin Durant był nieco mniej widoczny, ale i tak zdołał zaliczyć 17 punktów, 9 zbiórek i 7 asyst. Cenne trafienia dołożyli Joe Harris (17 punktów, 5/7 za trzy), Royce O’Neale (11 punktów, 8 zbiórek; 3/6 za trzy) oraz Nic Claxton (15 punktów, 9 zbiórek).
- Po stronie Raptors wyróżnili się Pascal Siakam (24 punkty, 7 zbiórek), O.G. Anunoby (21 pkt) i Scottie Barnes (17 punktów, 9 zbiórek). Zawiódł Fred VanVleet, który trafił tylko 4 z 14 rzutów z gry, w tym 1/7 za trzy.
- Było to już trzecie starcie obu ekip w tym sezonie. W każdym z nich lepsi okazali się Nets. Ostatni bezpośredni pojedynek zaplanowano na 16 grudnia.
Cleveland Cavaliers – Orlando Magic 107:96
Statystyki na PROBASKET
Milwaukee Bucks – Los Angeles Lakers 129:133
Statystyki na PROBASKET
- To była noc, na którą czekało wielu sympatyków Milwaukee Bucks. Po kilku miesiącach przerwy do składu Kozłów powrócił kontuzjowany jak dotąd Khris Middleton, który tym samym zaliczył swój debiut w tym sezonie. Co ciekawe, dla zespołu z Wisconsin była to już siódma wyjściowa piątka w bieżących rozgrywkach.
- W pierwszych minutach gry Los Angeles Lakers prezentowali wyjątkową skuteczność, która po kolejnym trafieniu Anthony’ego Davisa sprawiła, iż Mike Budenholzer poprosił o przerwę na żądanie. Na kolejne trafienie Jeziorowców (12:17) Bucks zareagowali serią 10:0, która pozwoliła im odzyskać prowadzenie. Wydawało się, iż gospodarze przejmą wówczas inicjatywę, ale wyższy bieg ponownie wrzucili Anthony Davis oraz Russell Westbrook, który po wejściu z ławki rozdał w pierwszej odsłonie aż 5 asyst. Lakers wygrali pierwszą „ćwiartkę” 33:31.
- Po względnie wyrównanym początku drugiej odsłony Lakers rozpoczęli swoją ucieczkę. Trafiać zaczął w końcu LeBron James, kolejne asysty dokładał Westbrook, a przewaga Jeziorowców momentalnie wzrosła do 15 „oczek” (46:61). Bucks w grze utrzymywała wówczas seria punktów Jrue Holidaya, dzięki czemu na przerwę gospodarze schodzili ze stratą tylko 8 punktów (58:66).
- Po przerwie Bucks próbowali podkręcić tempo, ale Jeziorowcy zachowali czujność i wykorzystywali nadarzające się okazje, dzięki czemu udało im się nie stracić prowadzenia. Świetną grę kontynuował Holiday, ale odpowiedź na jego trafienia znajdował Lonnie Walker IV, który w pewnym momencie zdobył osiem punktów Lakers z rzędu (81:85). Jego trafienie nieco ponad minutę później powiększyło przewagę gości do 10 „oczek”. Bucks kilkukrotnie podejmowali próby zniwelowania strat, ale podopieczni Darvina Hama skutecznie utrzymywali skromną przewagę (97:101).
- Ostatnia odsłona to istna walka cios za cios. Obie drużyny wymieniały się prowadzeniem, a o wszystkim zadecydowały ostatnie minuty. W kluczowym momencie dwie trójki z rzędu trafił LeBron James, ale po wymianach ciosów pomiędzy Davisem a Brookiem Lopezem Lakers poprosili o przerwę na żądanie (129:132) na 46 sekund przed końcem. Ostatecznie szans na zwycięstwo Bucks pozbawiła nieskuteczność i choć otrzymali oni drugą szansę w postaci dwóch spudłowanych osobistych Westbrooka, to nie zdołali doprowadzić chociażby do dogrywki.
- To była wielka noc Anthony’ego Davisa. Skrzydłowy Lakers zdobył ostatecznie 44 punkty, 10 zbiórek, 4 asysty i 3 bloki. Wspierał go LeBron James, który pomimo problemów ze skutecznością skompletował ostatecznie 28 „oczek”, 8 zbiórek i 11 asyst. Dobre minuty z ławki dał Russell Westbrook, autor 15 punktów, 7 zbiórek i 11 asyst.
- Po stronie Bucks popis dał Giannis Antetokounmpo, który zakończył mecz z dorobkiem 40 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst. Świetnie dysponowany Jrue Holiday dołożył 28 punktów, 6 zbiórek i 9 asyst. Double-double w postaci 15 „oczek” i 10 zebranych piłek dorzucił wchodzący z ławki Bobby Portis. Khris Middleton, dla którego był to debiut w tym sezonie, zakończył mecz z 17 punktami i 7 asystami.
Memphis Grizzlies – Philadelphia 76ers 117:109
Statystyki na PROBASKET
- Philadelphia 76ers wciąż muszą radzić sobie bez kontuzjowanych Jamesa Hardena i Tyrese’a Maxey’ego. Pomimo obecności Joela Embiida, w pierwszych minutach ciężar gry na swoje barki wziął Tobias Harris, który po chwili otrzymał wsparcie od Shake’a Miltona. Wyczyny Ja Moranta sprawiły jednak, iż po trójce Tyusa Jonesa Memphis Grizzlies doprowadzili do remisu 21:21, a kiedy rozpędu nabrał Dillon Brooks, to gospodarze objęli prowadzenie (34:30).
- Gracze Philly mieli szczególne problemy ze skutecznością zza łuku, co ułatwiało Niedźwiadkom zadanie. Okres mało efektywnej ofensywy gości poskutkował powiększeniem przewagi Memphis (46:60), na co w dużej mierze zapracowali zmiennicy gospodarzy. W porę trafienia zaliczyli jednak Embiid, Harris oraz Georges Niang, dzięki czemu do przerwy podopieczni Doca Riversa tracili już tylko 10 „oczek”.
- Świetnie drugą połowę rozpoczął Jaren Jackson Jr., dzięki czemu przewaga Grizzlies ponownie wzrosła (73:59). W porę zareagowali jednak Embiid i Harris, którzy tej nocy napędzali ataki 76ers. To właśnie oni utrzymywali swój zespół w grze, ale jeżeli Sixers chcieli myśleć o zwycięstwie, to potrzebowali wsparcia pozostałych. Czwarta kwarta w wykonaniu przyjezdnych wyglądała nieco lepiej i zapowiadało się na interesującą końcówkę (111:106). Phildelphia nie była jednak w stanie postawić kropki nad „i”, bo w kluczowym momencie nie wykorzystali trzech z rzędu ataków.
- Dobry występ zaliczył Ja Morant, który pomimo przeciętnej skuteczności (10/28 z gry) zdobył 28 punktów i 8 zbiórek. Jaren Jackson Jr. (22 punkty, 9 zbiórek, 4 bloki) oraz Steven Adams (9 punktów, 16 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwyty, 3 bloki) otarli się o double-double.
- Po stronie Sixers dwoił się i troił Joel Embiid, któremu zabrakło dwóch asyst do potrójnej zdobyczy (35 punktów, 11 zbiórek, 8 asyst, 2 bloki). Przed długi czas wspierał go Tobias Harris, którego zabrakło jednak w kluczowych fragmentach (21 punktów, 11 zbiórek). Dobrze dysponowany Shake Milton dołożył 17 „oczek”, ale jego skuteczność pozostawiała nieco do życzenia (6/14 z gry).
San Antonio Spurs – New Orleans Pelicans 99:117
Statystyki na PROBASKET
- Drugi mecz San Antonio Spurs z rzędu, w którym zabrakło Jeremy’ego Sochana. Reprezentant Polski pozostaje poza grą z uwagi na uraz mięśnia czworogłowego uda. Pod jego nieobecność zespół z Teksasu nie zdołał ograć rozpędzonych New Orelans Pelicans, którzy w ostatnich tygodniach prezentują się bardzo solidnie.
- Do przerwy Spurs prezentowali się świetnie i zdołali postawić się wyżej postawionym i faworyzowanym rywalom. Podopieczni Gregga Popovicha, głównie za sprawą trafień Devina Vassella, schodzili na przerwę z 3-punktową zaliczką (52:49). Goście przebudzili się jednak po przerwie i przejęli kontrolę nad spotkaniem, wygrywając trzecią odsłonę 32:19, a czwartą 36:28.
- Kolejny wielki występ zaliczył Zion Williamson, autor efektownego double-double w postaci 30 punktów, 15 zbiórek, a do tego 8 asyst i 2 przechwytów. Wspierał go Jonas Valanciunas, który także odnotował podwójną zdobycz (21 punktów, 11 zbiórek). Pelicans jako zespół kiepsko prezentowali się w rzutach trzypunktowych (12/42; 28,6%), ale w tę kategorię podstrzymywał Trey Murphy III (17 punktów, 5/12 zza łuku).
- Po stronie Spurs najlepiej wypadł wspomniany Devin Vassell, zdobywca 25 punktów. Keldon Johnson, który miał ogromne problemy ze skutecznością (7/23 z gry, 1/8 za trzy), dorzucił jedynie 15 „oczek”. Bliski double-double był drugoroczniak Charles Bassey, zdobywca 11 punktów i 9 zbiórek.
Phoenix Suns – Houston Rockets 121:122
Statystyki na PROBASKET
- Faworyzowani Phoenix Suns dobrze weszli w mecz (12:2) i wiele zapowiadało wówczas łatwą przeprawę. Jeszcze przed przerwą Houston Rockets zdołali się jednak postawić i choć nie byli w stanie całkowicie zniwelować strat, do zatrzymali chcących powiększyć swoją przewagę gospodarzy. Pod dalszą nieobecność Chrisa Paula ataki Słońc napędzali Devin Booker i Mikal Bridges (łącznie 35 punktów po 2Q), do czego zdążyli nas już przyzwyczaić.
- Rakiety miały po swojej stronie Alperena Senguna, który w pierwszej połowie prawie się nie mylił (5/6 z gry, 13 pkt). Problemy miał natomiast Jalen Green, który trafił jedynie 2 z 12 prób. Problemy ze skutecznością mieli też Eric Gordon (1/5) i Kevin Porter Jr. (1/4) i z tego powodu przyjezdni schodzili do szatni z 7-punktowym deficytem (64:57).
- Liderzy ofensywy Suns byli też aktywni po przerwie i to oni odpowiadali w dużej mierze za powiększenie przewagi (86:71), ale Rakiety nie miały zamiaru składać broni. Przyjezdni najpierw zatrzymali rozpędzających się zawodników Phoenix, a następnie rozpoczęli własną pogoń za wynikiem. Ich strata malała z minuty na minutę, dzięki czemu o końcowym rezultacie miała przesądzić ostatnia minuta.
- Na 45,4 sekundy przed końcem istotną trójkę trafił Cameron Payne. Doprowadziła ona do remisu 121:121, ale w kolejnej akcji faulowany był Jalen Green, który wykorzystał jedną z dwóch prób. Ostatnie posiadanie miało należeć do Suns. Tym razem Payne spudłował jednak zza łuku, ale ofensywna zbiórka dała gospodarzom kolejną szansę. Tej nie wykorzystał jednak Booker, który po chwili pomylił się ponownie na równi z końcową syreną.
- Pomimo sporych problemów ze skutecznością Jalen Green zdobył ostatecznie 30 punktów (8/24 z gry). Jabari Smith Jr. dołożył 17 „oczek” i 6 zbiórek. Wchodzący z ławki Bruno Fernando odnotował z kolei 14 punktów i 7 zbiórek.
- Po stronie Phoenix kolejny świetny występ zaliczył Devin Booker, autor 41 punktów i 8 asyst. Wspierali go przede wszystkim Mikal Bridges (22 pkt) oraz autor double-double Cameron Payne (20 punktów, 12 asyst). Mniej aktywny ofensywnie był Deandre Ayton, który odnotował ostatecznie 8 punktów i 7 zbiórek.
Utah Jazz – Indiana Pacers 139:119
Statystyki na PROBASKET
- Tylko w pierwszej połowie aż pięciu zawodników Utah Jazz miało na swoim koncie co najmniej 10 punktów. Gospodarze lepiej dzielili się piłką, wygrywali walkę na tablicach i co najważniejsze byli zdecydowanie bardziej skuteczni od Indiana Pacers (63,4% z gry przy 43,5% Pacers oraz 52,9% przy 29,4% rywala zza łuku). Błyszczał głównie Myles Turner (5/6 z gry i 2/2 za trzy przed przerwą), ale w pojedynkę nie był w stanie nawiązać walki z Jazzmanami (75:59).
- W trzeciej kwarcie obraz gry nie uległ zmianie. Stroną dominującą w dalszym ciągu byli Jazz, a ich przewaga stale rosła. Chociaż wynik był już rozstrzygnięty, to ostatnia odsłona przyniosła sporo emocji. Obie ekipy zdobyło bowiem po 38 punktów.
- Po stronie Jazz trudno doszukiwać się tej nocy jednego lider. Świetny występ zaliczył Lauri Markkanen, zdobywca 24 punktów i 13 zbiórek (5/9 za trzy). Double-double zdobył też wchodzący z ławki debiutant Walker Kessler (20 punktów, 11 zbiórek). Jordan Clarkson dołożył 19 „oczek”, a Collin Sexton 18.
- Wśród Pacers solidnym występem popisał się 22-letni Andrew Hembhard. Bohater pamiętnego meczu z Los Angles Lakers zdobył 13 punktów i 10 asyst. Myles Turner dołożył 18 punktów, z kolei po 14 odnotowali Jalen Smith oraz Tyrese Haliburton.
- Dla Jazz jest to drugie z rzędu zwycięstwo po serii pięciu kolejnych porażek. Rewelacja początku sezonu w dalszym ciągu zachowuje 6. miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej, które bezpośrednio gwarantuje grę w play-offs.
Golden State Warriors – Chicago Bulls 119:111
Statystyki na PROBASKET
- Jeden z wielu ciekawie zapowiadających się tej nocy pojedynków. Świetnie spotkanie rozpoczął Nikola Vucević, który po 12 minutach gry miał na koncie 11 punktów. Po drugiej stronie aktywny był Klay Thompson, ale najwięcej uwagi przykuwała gra Jordana Poole’a, który w pierwszej kwarcie zaaplikował rywalom 14 „oczek” (4/7 za trzy). Wynik utrzymywał się jednak w granicach remisu (35:33).
- W drugiej kwarcie przewaga Golden State Warriors zrobiła się już widoczna. Gospodarze odskoczyli z wynikiem (49:39), ale nie byli w stanie uniknąć błędów. Seria trafień Zacha LaVine’a, wspieranego przez Alexa Caruso i Vucevicia sprawiła, iż przewaga GSW stopniała do zaledwie trzech „oczek”. Byki miały kilka okazji, by doprowadzić do remisu, ale po kolejnej nieudanej próbie akcję 3+1 zaliczył Stephen Curry, po czym tuż przed syreną kończącą pierwszą połowę trójkę dorzucił Donte DiVincenzo, równoważąc to, na co przez kilka ostatnich minut pracowali goście z Wietrznego Miasta (63:52).
- W pewnym momencie trzeciej „ćwiartki” wydawało się, iż losy spotkania mogą być niedługo rozstrzygnięte. GSW prowadzili już 81:65, ale to właśnie wtedy Chicago Bulls rozpoczęli swój pościg. Błędy Warriors sprawiły, iż ich przewaga stopniała niemal momentalnie. Gospodarze utrzymywali co prawda prowadzenie, ale było jasne, iż o końcowym rezultacie zdecyduje końcówka.
- Na 1:19 przed końcem przy stanie 115:109 zrobiło się gorąco. Sędziowie odgwizdali faul Stephena Curry’ego, który byłby jego szóstym przewinieniem. Steve Kerr wykorzystał jednak challenge, który jasno pokazał, iż rozgrywający nie faulował rywala. Po chwili Byki popełniły błąd i pozwoliły Warriors na powiększenie swojego prowadzenia, co w dużej mierze przesądziło o losach pojedynku.
- Najlepiej punktującym zawodnikiem Warriors był tej nocy Jordan Poole, który zaaplikował rywalom 30 „oczek”. Klay Thompson dołożył 26 punktów i 6 asyst. Double-double wywalczyli Stephen Curry (19 punktów, 11 zbiórek, 6 asyst) oraz Draymond Green (13 punktów, 10 asyst, 9 zbiórek). Bliski podwójnej zdobyczy był Kevon Looney (7 punktów, 12 zbiórek).
- Po stronie Bulls prym wiedli głównie Nikola Vucević (23 punkty, 11 zbiórek) oraz Zach LaVine (21 punktów, 7 zbiórek). Zabrakło wsparcia DeMara DeRozana, który trafił tylko 4 z 15 prób z gry (16 punktów, 7 asyst).
- Co ciekawe, bilans kariery Zacha LaVine’a przeciwko Golden State Warriors to po tym meczu 1-18. Jedyne zwycięstwo zaliczył w 2016 roku jeszcze w barwach Minnesota Timberwolves. Kevon Looney z kolei jest 11-0 przeciwko Bykom.