Dzisiejszej nocy na parkietach NBA rozegrano zaledwie trzy spotkania. W starciu drużyn z dołu tabeli zwycięsko wyszli Indiana Pacers, którzy pokonali Sacramento Kings mimo potrójnej zdobyczy Russella Westbrooka. Anthony Edwards dwoił się i troił, by poprowadzić Timberwolves do kolejnej wygranej z rzędu, jednak tym razem Leśne Wilki musiały uznać wyższość Suns. Ostatnie spotkanie nocy dostarczyło najwięcej emocji, Derik Queen zanotował fenomenalne triple-double, ale spudłował rzut na remis i to San Antonio Spurs odnieśli kolejne zwycięstwo w sezonie.
Indiana Pacers – Sacramento Kings 116:105
STATYSTYKI
- Z wyjątkiem pierwszych kilku minut, mecz układał się pod dyktando Indiana Pacers. Podopieczni Ricka Carlise’a osiągnęli najwyższe prowadzenie w meczu w trzeciej kwarcie, gdy sięgnęło ono 19 punktów. Sacramento Kings udało się jednak zbliżyć do rywali, a choćby objąć kilkupunktowe prowadzenie w czwartej kwarcie.
- Duża w tym zasługa świetnie dysponowanego Russella Westbrooka, który po raz kolejny próbował ponieść na swoich barkach drużynę. MVP z 2017 roku zakończył spotkanie z kolejnym, już 207. triple-double, na które złożyło się 24 punkty, 12 zbiórek i 14 asyst, a to wszystko na skuteczności 10/16 trafionych rzutów.
- Przyjezdni z Kalifornii nie byli w stanie utrzymać prowadzenia i w ostatecznym rozrachunku ulegli finalistom z zeszłego roku. Pacers prowadził dziś Andrew Nembhard, który zanotował 28 punktów i 12 asyst oraz Pascal Siakam, autor 23 “oczek”. Po stronie Kings, solidnie spisał się wspominany już Westbrook, ale też DeMar DeRozan, który uzbierał 20 punktów.
Minnesota Timberwolves – Phoenix Suns 105:108
STATYSTYKI
- Przed rozpoczęciem spotkania obydwie drużyny plasowały się w środkowej części tabeli Konferencji Zachodniej, więc można było spodziewać się zaciętego starcia. Minnesota Timberwolves przystępowali do meczu z serią pięciu kolejnych zwycięstw i prawdopodobnie liczyli dziś na podtrzymanie passy. Phoenix Suns nie mieli jednak w planach składać broni.
- Na samym początku meczu zawodnicy Suns wypracowali sobie kilkupunktową przewagę, dzięki której nieznacznie przeważali nad rywalami. „Słońcom” ważne punkty dostarczał Dillon Brooks, z kolei Timberwolves byli utrzymywani w grze przez Anthony’ego Edwardsa, który po pierwszej połowie miał już na koncie 21 “oczek”. W drugiej odsłonie, pod nieobecność Ant-mana prym w ekipie Leśnych Wilków przejął Julius Randle, ale jemu również nie udało się zniwelować straty, w konsekwencji czego “Słońca” schodziły do szatni z niewielką, ale jednak przewagą (61:57).
- Po powrocie na parkiet obraz gry uległ nieznacznej zmianie, mianowicie gospodarze wrzucili wyższy bieg i dogonili Suns. Duża zasługa w tym Edwardsa, bowiem w newralgicznym momencie gwiazdor wziął na siebie odpowiedzialność za dostarczanie drużynie punktów, rzucił ich 11 z rzędu. Popis umiejętności strzeleckich Ant-mana pozwolił Timberwolves na kilkukrotne objęcie prowadzenia, jednak podopieczni Chrisa Fincha nie byli w stanie go utrzymać, więc przed decydującą kwartą na tablicy wyników widniał remis (84:84).
- Również w trzeciej odsłonie miało miejsce spięcie między środkowymi obydwu drużyn. Najpierw Mark Williams uderzył Rudy’ego Goberta w głowę przy próbie bloku, co naturalnie nie spodobało się Francuzowi. Niedługo później podkoszowy Timberwolves popchnął Williamsa, gdy ten próbował wykończyć akcję w powietrzu. W efekcie Gobert pożegnał się z parkietem, w skutek decyzji sędziowskiej.
- W efekcie Gobert pożegnał się z parkietem, na skutek wyrzucenia go z meczu.
- Kluczową rolę w decydującej, czwartej kwarcie odegrał Collin Gillespie, który dyrygował grą zespołu i trafił ważne rzuty dla ekipy z Arizony. Oczywiście Leśne Wilki próbowały dogonić rywali, co prawie im się udało. Na niecałe półtorej minuty do końca Randle zmniejszył stratę do trzech punktów (103:106), a w ostatnich kilkunastu sekundach meczu szansę na wyrównanie miał Edwards, ale zdecydował się na rzut za dwa punkty. W ostatniej akcji stan meczu mógł wyrównać Jaden McDaniels, jednak chybił próbę zza łuku.
- Po stronie zwycięzców było kilku bohaterów: 22 punkty i siedem zbiórek zanotował Mark Williams, Dillon Brooks uzbierał 17 “oczek”, jednak na kiepskiej skuteczności (7/20), a Collin Gillespie, dzięki świetnej końcówce, zakończył zmagania z 19 punktami, sześcioma zbiórkami i czterema asystami.
- W ekipie Timberwolves świetnie spisał się Anthony Edwards, gwiazdor zapisał na swoim koncie 40 punktów na fenomenalnej skuteczności 15/21 celnych rzutów z gry. Wsparł go Julius Randle, autor 21 “oczek” i ośmiu asyst, a Bones Hyland dorzucił 14 punktów z ławki. Dobry mecz rozgrywał Rudy Gobert, dopóki nie został wyrzucony z placu gry, Francuz zanotował 15 punktów i osiem zbiórek.
New Orleans Pelicans – San Antonio Spurs 132:135
STATYSTYKI
- San Antonio Spurs prowadzili już różnicą 20 punktów w Nowym Orleanie, ale Pelicans potrafili odrobić straty i choćby objąć prowadzenie. Najważniejsze punkty dla Ostróg zdobył Dylan Harper, który na dziewięć sekund przed końcem wszedł pod kosz i dał prowadzenie swojej drużynie 133:132. W kolejnej akcji Derik Queen nie trafił z czystej pozycji i gracze Pelicans musieli faulować De’Aaron Foxa, który wykorzystał oba rzuty wolne i ustanowił wynik meczu na 135:132.
- Jeremy Sochan spędził na boisku cztery minuty w pierwszej kwarcie. W tym czasie zdobył dwa punkty i zaliczył trzy zbiórki.
- Sochan pojawił się na boisku w połowie pierwszej kwarty i od razu zdobył punkty wsadem. W kolejnych akcjach walczył z środkowym Pelicans pod koszem i zaliczył trzy zbiórki w obronie. Pomagał też w kryciu niższych zawodników rywali na obwodzie przy przekazaniu krycia. Trener Mitch Johnson szukał jednak najlepszych według siebie ustawień na boisku i sprawdzał różne piątki w różnej konfiguracji.
- Przewaga Spurs po drugiej kwarcie wynosiła 77:57 i wydawało się, iż Ostrogi mają wygraną w kieszeni. Po zmianie stron Pelicans ruszyli jednak do odrabiania strat. Trzecią odsłonę wygrali aż 45:23 i czwartą zaczynali z prowadzeniem 102:100.
- W ostatnich 12 minutach ciężar gry na siebie wziął debiutant Dylan Harper, który zdobył dziewięć punktów, a w całym spotkaniu 22, co jest jego najlepszym wynikiem w karierze. Siedem punktów w czwartej kwarcie dodał Julian Champagnie (17 w całym meczu), a sześć De’Aaron Fox (14 w meczu).
- Najlepszym graczem Pelicans był Derik Queen, który zdobył 33 punkty i zaliczył triple-double dodając 10 zbiórek i 10 asyst. Aż 29 z 33 punktów Queen zdobył w drugiej połowie (21 w trzeciej kwarcie, kiedy Pelicans odrobili 20 punktów straty). Trey Murphy dodał 32 punkty z czego aż 13 w czwartej kwarcie, ale to nie wystarczyło na pokonanie tej nocy Spurs.
- Do składu Spurs wrócił Stephon Castle, który nie grał od połowy listopada. Przeciwko Pelicans zdobył 18 punktów w 23 minuty. W szeregach Ostróg wciąż brakuje kontuzjowanego Victora Wembanyamy, a w zespole Pelicans zabrakło Ziona Williamsona, który znów mierzy się z urazem, który wyeliminował go z gry na co najmniej kilka tygodni.
- Z bilansem 16-7 Spurs zajmują 5. miejsce w konferencji Zachodniej. Kolejny mecz zagrają w nocy z środy na czwartek w Los Angeles przeciwko Lakers. Stawką spotkania będzie ćwierćfinał NBA Cup.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!

4 godzin temu











