Minionej nocy dwa zespoły Konferencji Wschodniej zdołały wypracować sobie awans do kolejnej rundy play-offów. Choć do składu Milwaukee Bucks powrócił Damian Lillard, to Kozły musiały uznać wyższość Indiana Pacers, którzy ograli rywala różnicą 22 „oczek”. Więcej emocji było w Filadelfii, gdzie losy spotkania rozstrzygnęły się dopiero w ostatniej minucie. Sixers przegrywali już różnicą 22 punktów, ale zdołali odrobić straty jeszcze przed przerwą. To jednak New York Knicks zamknęli całą serię w sześciu spotkaniach i zameldowali się w półfinale Wschodu, gdzie niedługo zmierzą się właśnie z Pacers.
Indiana Pacers – Milwaukee Bucks 120:98 [4-2]
Statystyki na PROBASKET
- Zgodnie z zapowiedziami Milwaukee Bucks podeszli do tego spotkania bez kontuzjowanego w dalszym ciągu Giannisa Antetokounmpo, ale do aktywnej rotacji po dwóch meczach przerwy powrócił Damian Lillard. Początkowo odpowiedzialność za ofensywę Kozłów wzięli na siebie jednak Khris Middleton, Patrick Beverley i Brook Lopez, ale kiedy rozgrywający dołożył od siebie również dwa trafienia, przewaga przyjezdnych zaczęła się powiększać (6:13).
- Bucks nie zdążyli się jednak dobrze rozkręcić, a już stracili prowadzenie. Dobrze od początku prezentował się Tyrese Haliburton, kilka trafień dołożyli też Obi Toppin oraz T.J. McConnell i kilka minut później Indiana Pacers cieszyli się już dwucyfrowym prowadzeniem (29:19).
- Gospodarze byli nieco lepiej dysponowanym zespołem i to oni kontrolowali tempo spotkania, do czego goście musieli się dostosować. Lillard i Middleton rozpoczęli jednak drugą odsłonę od szybkich ośmiu punktów, co pozwoliło im nawiązać kontakt z rywalem (38:34). Pacers odpowiedzieli jednak w najlepszy możliwy sposób. najważniejsze wsparcie z ławki zapewniali wspominani Toppin oraz McConnell, co przy punktach Aarona Nesmitha i Haliburtona pozwoliło podopiecznym Ricka Carlisle’a schodzić na przerwę z dwucyfrową zaliczką (59:47).
- Na początku trzeciej odsłony czwarty faul popełnił Myles Turner, przez co musiał on tymczasowo opuścić parkiet. To nie pomogło jednak Bucks, którzy nie byli w stanie w znaczący sposób zbliżyć się do rywala. Przy 7:42 na zegarze zza łuku trafił Obi Toppin, powiększając tym samym przewagę Pacers do 13 „oczek” (71:58). gwałtownie odpowiedział co prawda Khris Middleton, ale chwilę później prowadzenie gospodarzy wzrosło choćby do 15 punktów.
- Przez długi czas trzeciej „ćwiartki” Doc Rivers decydował się na grę niską piątką bez typowego środkowego, ale ich problemem w dalszym ciągu był brak wsparcia z ławki rezerwowych. Na pierwsze trafienie z gry swojego zmiennika Bucks czekali tej nocy ponad 33 minuty gry. Dopiero Pat Connaughton przełamał tę ofensywną niemoc, zmniejszając stratę Milwaukee do dziewięciu „oczek” (83:74).
- Sytuacja zmieniała się nieustannie. Kilkukrotnie wydawało się, iż przyjezdni są o krok od nawiązania kontaktu z rywalem, ale niemal za każdym razem gracze Indiany byli w stanie odpowiedzieć z przytupem. W ten właśnie sposób zakończyła się trzecia odsłona, kiedy to po zaskakującej trójce McConnella Pacers znów cieszyli się 15-punktową zaliczką (93:78).
- Pierwsze minuty czwartej kwarty były początkiem końca Milwaukee. Piąte przewinienie popełnił Khris Middleton, co utrudniło mu poczynania w defensywie. Wyższy bieg wrzucił jednocześnie TJ McConnell, który ustanowił swój nowy rekord kariery zdobytych punktów w play-offach. Kiedy trafienie za trzy dorzucił jeszcze Ben Sheppard, a przewaga gospodarzy wzrosła do 20 punktów, to losy spotkania w dużej mierze były już rozstrzygnięte (104:84).
- Tylko dwóch zawodników Pacers zdołało tej nocy zdobyć co najmniej 20 punktów i w obu przypadkach byli to gracze rezerwowi. Największym dorobkiem mógł pochwalić się Obi Toppin, autor 21 „oczek” i ośmiu zbiórek. T.J. McConnell otarł się z kolei o double-double, zdobywając 20 punktów i dziewięć asyst. Podwójną zdobycz udało się odnotować Tyrese’owi Haliburtonowi (17 punktów, 10 asyst). Pascal Siakam dorzucił 19 „oczek”.
- Po stronie Bucks najlepiej wypadł Damian Lillard, autor 28 punktów i czterech asyst. Double-double w postaci 20 punktów i 15 zbiórek popisał się Bobby Portis. Również 20 „oczek” dołożył od siebie Brook Lopez, z kolei Khris Middleton zakończył zawody z 14 punktami i ośmioma zbiórkami na koncie.
- – Nie mógłbym spać i prawdopodobnie nie najlepiej wszedłbym w lato, gdybym chociaż nie spróbował. Wyszedłem na rozgrzewkę, zobaczyłem te wszystkie złote koszulki na krzesłach i pomyślałem „Po prostu to zróbmy” – komentował swój występ walczący z bólem Lillard.
Philadelphia 76ers – New York Knicks 115:118 [2-4]
Statystyki na PROBASKET
- New York Knicks zdecydowanie lepiej weszli w to spotkanie. Przyjezdni od początku wykorzystywali niemal wszystkie nadarzające się okazje, dzięki czemu po niespełna czterech minutach gry wypracowali sobie już dwucyfrową przewagę (4:14). Przerwa na żądanie nie odmieniła obrazu gry i Philadelphia 76ers w dalszym ciągu musieli odrabiać wyraźne straty.
- Joel Embiid wszedł w mecz ze skutecznością 3/3 i napędzał ofensywę swojego zespołu, zdobywając początkowo wszystkie punkty gospodarzy, podczas gdy jego partnerzy pudłowali rzut za rzutem (9:20). Po drugiej stronie nie do zatrzymania był Donte DiVincenzo, który nie mylił się zza łuku (3/3). Swoje dokładali również Jalen Brunson oraz OG Anunoby i przewaga Knicks momentalnie wzrosła do 19 „oczek” (9:28).
- To nie był jednak koniec fatalnych wieści dla Sixers. Po kolejnej przerwie na żądanie do szatni z ryzykiem urazu udał się Embiid. Pod jego nieobecność strata Philly wzrosła chwilowo do 22 punktów, by ostatecznie zatrzymać się na 14, głównie za sprawą trafień Nicolasa Batuma (22:36). Embiid jeszcze w pierwszej kwarcie zdołał jednak wrócić na parkiet.
- Knicks w dalszym ciągu świetnie radzili sobie na atakowanej tablicy. Na początku drugiej odsłony przyjezdni mieli już 11 ofensywnych zbiórek (przy zaledwie 8 w obronie). To pozwoliło im przede wszystkim na punkty drugiej szansy, ale w drugiej kwarcie ich ofensywa całkowicie się posypała. NYK trafili tylko 1 z 11 pierwszych rzutów w tej części, dzięki czemu Sixers stopniowo odrabiali straty.
- Dwa cenne trafienia zza łuku zaliczył Buddy Hield, który nie zagrał w dwóch poprzednich spotkaniach przez kiepską dyspozycję na początku serii. Wstrzelić odpowiednio nie mogli się co prawda Tyrese Maxey i Kelly Oubre Jr., ale seria 14:5 pozwoliła podopiecznym Nicka Nurse’a zbliżyć się na pięć punktów (36:41).
- Zawodnicy Filadelfii nabrali wiatru w żagle. Po zbliżeniu się z wynikiem trafienie za trzy Oubre Jr’a. dało im pierwsze tej nocy prowadzenie (49:47). W swoim żywiole ponownie znalazł się m.in. wspomniany Hield, który chwilę po trafieniu swojego partnera dołożył dwa rzuty osobiste i kolejną, piątą już w tej kwarcie trójkę, dzięki czemu gospodarze schodzili na przerwę z trzypunktową zaliczką (54:51). Kluczową różnicą w pierwszej połowie były punkty zdobyte przez zawodników rezerwowych. Sixers mieli ich 30, z kolei Knicks okrągłe 0.
- Po powrocie na parkiet Joel Embiid próbował wysłać jasny sygnał, trafiając dwukrotnie zza łuku. Knicks zdołali odpowiedzieć i niemal zniwelować wszelkie straty, ale po czterech kolejnych punktach środkowego 76ers Tom Thibodeau poprosił o przerwę (66:61). Po wznowieniu gry Sixers dołożyli pięć kolejnych punktów i wypracowali swoją największą przewagę tej nocy.
- Świetnie dysponowany Donte DiVincenzo momentalnie odpowiedział trafieniem zza łuku. W dalszym ciągu solidnie dysponowani byli też Jalen Brunson i Isaiah Hartenstein, który sprawiał sporo problemów Embiidowi pod koszem Szóstek. To m.in. dzięki temu Knicks znów utrzymywali się w zasięgu jednego/dwóch posiadań (77:74), choć to punkty OG Anunoby’ego doprowadziły do remisu na zakończenie trzeciej kwarty.
- Przez długi czas czwartej odsłony wynik oscylował w granicach remisu i wszystko rozstrzygnęło się dopiero w ostatnich minutach. Seria trafień Brunsona, DiVincenzo i Anunoby’ego pozwoliła Knicks odskoczyć na 8 punktów przy 2:43 na zegarze. Sixers odpowiedzieli jednak za sprawą Oubre Jr’a i Maxey’ego i różnica znów wynosiła zaledwie jedno „oczko” (108:109).
- W kluczowym momencie meczu na 25 sekund przed ostatnią syreną Sixers pozwolili Joshowi Hartowi na rzut zza łuku z czystej pozycji, który obrońca skutecznie wyegzekwował (111:114). W odpowiedzi spod kosza trafił Embiid, ale po chwili musiał on opuścić parkiet, bo intencjonalny faul na przeciwniku był jego szóstym przewinieniem. Następnie nastąpiła wymiana trafień z linii rzutów wolnych, po której przy 7,1 sekundy na zegarze Knicks prowadzili trzema punktami.
- Sixers mieli jeszcze czas na rozegranie szybkiego, acz chaotycznego ataku, który przy odrobinie szczęścia mógł pozwolić im na dogrywkę. Piłka trafiła w ręce Buddy’ego Hielda, ale ten nie nie zdołał wykorzystać tej szansy.
- Kolejny wielki mecz w tej serii rozegrał Jalen Brunson, który w końcowym rozrachunku zdobył 41 punktów i 12 asyst. Double-double odnotował również Josh Hart, autor 16 „oczek”, 14 zebranych piłek, a także siedmiu asyst. Donte DiVincenzo dorzucił 23 punkty i siedem zbiórek (5/9 za trzy).
- Po stronie Sixers najlepiej w ostatnim meczu sezonu wypadł Joel Embiid, autor 39 punktów i 13 zbiórek. Wchodzący z ławki Buddy Hield dorzucił 20 „oczek” (6/9 za trzy). Po 17 punktów zdobyli Kelly Oubre Jr. oraz Tyrese Maxey, który nieco rozczarował (6/18 z gry, 1/6 za trzy).