Wymiana ciosów w polskiej ekstraklasie. "Granica została przekroczona"

4 godzin temu
- Zatrudnienie Niedźwiedzia było kompletną pomyłką - stwierdził Jacek Klimek, prezes Stali Mielec. Teraz Janusz Niedźwiedź odniósł się do tych słów i ujawnił, iż doszło do szantażu ze strony byłego pracodawcy. - Ktoś, kto rzeczywiście chce negocjować, nie zaczyna w ten sposób - tłumaczy trener w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego Onet".
Stal Mielec spadła z Ekstraklasy. Sezon 24/25 w klubie z Podkarpacia zaczynał Kamil Kiereś, ale stracił pracę po siedmiu kolejkach, gdy miał jedno zwycięstwo, remis i pięć porażek. Potem w jego miejsce zatrudniono Janusza Niedźwiedzia, a rozgrywki właśnie kończy Ivan Djurdjević. - Zatrudnienie trenera Niedźwiedzia było kompletną pomyłką w wielu aspektach i tu stawiam kropkę. Piłka nożna jest zero-jedynkowa, tu nie ma szarości - mówił Jacek Klimek, prezes Stali w rozmowie z "Przeglądem Sportowym Onet".


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki był na trybunie kibiców Polonii?! "W Warszawie tylko Legia!"


Czytaj także:


Tak Boniek podsumował finał LE. Burza w komentarzach. "Prezesie..."


"Granica została przekroczona". Ależ słowa byłego trenera Stali w kierunku prezesa
Niedźwiedź odpowiedział na te słowa prezesa Stali w oddzielnym wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego Onet". Trener twierdzi, iż doszło do przekroczenia granicy.
- Prezes Klimek po rozstaniu zapowiedział mojemu agentowi Piotrowi Tyszkiewiczowi, iż będzie nas niszczył publicznie w świecie sportu. I to niestety realizuje. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Obie strony ustaliły, zapisały, zaakceptowały punkt na wypadek przedwczesnego rozstania. Wystarczyło podać sobie ręce i życzyć powodzenia - powiedział.
Niedźwiedź uważa, iż doszło do szantażu ze strony Klimka. - Doszło do obniżenia o połowę należnego mi odszkodowania. Były naciski w stylu, iż jeżeli nie zgodzę się na warunki prezesa, to, cytuję: "Będę latał po sądach jak Ojrzyński i dostawał pieniądze w ratach". Że "może mi nie płacić przez trzy miesiące, a później mogę iść do sądu". Ktoś, kto rzeczywiście chce negocjować, nie zaczyna w ten sposób. Miałem być niszczony. Zresztą nie tylko ja, ale też mój agent. Straszenie, szantaż, a na końcu wplątanie w to mojego siedmioletniego syna. Granica została przekroczona - dodał szkoleniowiec.


Czytaj także:


Cały świat zobaczył, co się stało w finale Ligi Europy. Obciach


- Rozstania nigdy nie są łatwe, natomiast trzeba to zrobić z klasą, honorem i wywiązać się z tego, na co umówiły się strony. Załatwianie tego przez szantaż jest niedopuszczalne. Dziś dotyka to mnie, jutro dotknie następnych trenerów. Dlatego reaguję - tłumaczy były trener Widzewa Łódź.


Zobacz też: Hiszpanie wszczęli alarm ws. Lewandowskiego. "Ostatnia szansa"
- Istnieją granice przyzwoitości, które przekroczono. Byłem gotowy usiąść do negocjacji, pomimo tego, iż sprawa była jasna i klarowna. Naprawdę byłem skłonny do obniżenia odszkodowania, ale prezes Klimek nie dał mi wyboru - mówi Niedźwiedź. Ostatecznie Stal rozliczyła się z trenerem zgodnie z zapisem w umowie.
Idź do oryginalnego materiału