- Kiedyś choćby bym się nie zastanawiał - przyznał będący podczas Roland Garros ekspertem Eurosportu Dawid Celt, analizując szanse Igi Świątek przed poniedziałkowym pojedynkiem z Rebeccą Sramkovą. Wciąż stawiał teraz na 23-latkę, ale przebieg meczu ze Słowaczką potwierdził słuszność obecnej większej ostrożności kapitana reprezentacji Polski w Pucharze Billie Jean King. Walcząca o czwarty z rzędu triumf w Paryżu tenisistka przeszła na razie pierwszy sprawdzian, ale przypomniał on, jak bardzo zmieniła się jej sytuacja w tym turnieju.
REKLAMA
Zobacz wideo Jakub Kosecki o kryzysie psychicznym Igi Świątek: Ta sytuacja weszła jej mocno do głowy
Tak dużego znaku zapytania przy występie Świątek w stolicy Francji nie było jeszcze nigdy odkąd weszła na tenisowy szczyt. Owszem, były pewne wątpliwości dwa lata temu, gdy skreczowała w ćwierćfinale w Rzymie, ale gdy już się okazało, iż ciało pozwoli jej wtedy przystąpić do rywalizacji, to wątpliwości się ulotniły. Teraz sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo problem trwa od miesięcy i nie tkwi on w ciele, a w głowie byłej liderki światowego rankingu.
o ile jeszcze wcześniej niektórzy byli przekonani, iż Świątek na pewno odbuduje się na ulubionej klasycznej "mączce", to po występie w Rzymie choćby największym optymistom musiała się zapalić czerwona lampka. Bo z imprezą, którą wygrała trzy razy, pożegnała się sensacyjnie już w trzeciej rundzie, przegrywając z Danielle Collins 1:6, 5:7. Owszem, Amerykanka zagrała wtedy bardzo dobrze, ale nie da się ukryć, iż Polka miała przede wszystkim kłopot z własną grą.
Świątek, która czeka już rok na występ w finale, stopniowo traciła pewność siebie, a zyskiwały ją coraz mocniej jej rywalki. Wspominała o tym niedawno legendarna Chris Evert. Widać było to też po Sramkovej, która przez dłuższy czas w pierwszej połowie seta otwarcia i od początku drugiego grała agresywnie i odważnie, próbując stale wywierać presję na faworytce.
Na papierze 42. w rankingu WTA Słowaczka wydawała się nie mieć w poniedziałek wielkich szans. Sama dopiero po raz szósty znalazła się w głównej drabince Wielkiego Szlema, a wcześniej tylko raz dotarła w niej do drugiej rundy. Będąca teraz piątą rakietą globu Świątek z kolei po raz siódmy jest w głównym turnieju Roland Garros, a po sześciu poprzednich startach miała kosmiczny bilans 35-2 i cztery tytuły na koncie.
Przez 34 minuty Sramkova była zdecydowanie lepszą tenisistką niż w poprzednim meczu z Polką. Wtedy, w styczniowej drugiej rundzie Australian Open, ugrała zaledwie dwa gemy. Teraz od początku bardzo dobrze serwowała i cały czas starała się spychać przeciwniczkę za linię końcową. Do tego dorzuciła tak cenne na kortach ziemnych skróty, którymi sprawiała Świątek problemy.
Polka jednak zachowywała spokój. Co prawda w swoim pierwszym gemie serwisowym roztrwoniła przewagę 40:0, ale nie panikowała, co zdarzało się jej często w ostatnich miesiącach. Z czasem stawała się coraz pewniejsza, więcej pomagała sobie podaniem, a i korzyści przynosił jej forhend, który ostatnio był źródłem wielu punktów dla rywalek.
Ku euforii fanów Polki też ta dobrze się poruszała. Co jakiś czas prezentowała słynne drobne kroczki, które pomagają jej w dobrym ustawianiu się do piłki. A po turnieju w Rzymie sama przecież przyznała, iż zupełnie się pod tym względem pogubiła.
Tenisowej amunicji Słowaczce w pierwszym secie wystarczyło do stanu 3:3. Potem obniżyła loty, a Świątek zaczęła łapać wiatr w żagle i przypominać siebie z poprzednich występów w Roland Garros.
Ci, którzy myśleli, iż mająca za sobą wcześniej 10 dni treningów na paryskich kortach Polka teraz już bez problemu dopnie swego, rozczarowali się. Bo na początku drugiej odsłony faworytka niespodziewanie zaczęła grać tak, jak w ostatnich miesiącach, czyli nerwowo. Sramkova z kolei jakby wyrzuciła z głowy słabą końcówkę poprzedniej partii. Efekt był taki, iż to Słowaczka prowadziła 2:0 i 3:1.
Ale Świątek pozbierała się i odrobiła straty, a gdy to zrobiła, to słychać było jej słynny okrzyk "Jazda!". W wygraniu tej partii pomogła jej trochę rywalka, która potem zaliczyła kilka niezrozumiałych decyzji podczas wymian. Ale najważniejsze dla Polki i jej fanów było to, iż sama zachowała wtedy nerwy na wodzy.
W drugiej rundzie Świątek zmierzy się z Brytyjką Emmą Raducanu (41. WTA) lub Chinką Xinyu Wang (43.).