Wszyscy wiedzieli, co zrobił Iordanescu. Oto co wykrzyczał do sędziego

2 godzin temu
"Zasługujemy na szacunek!" - wrzeszczał przy linii bocznej Edward Iordanescu chwilę po tym, gdy Jarosław Przybył podyktował rzut karny dla Rakowa Częstochowa, a czerwoną kartkę zobaczył Arkadiusz Malarz. Gdyby nie wielka awantura przy linii bocznej pod koniec pierwszej połowy o meczu Rakowa z Legią można byłoby gwałtownie zapomnieć. Remis 1:1 cieszy najbardziej ligowych rywali obu drużyn.
Po ostatnim gwizdku Jarosława Przybyła Edward Iordanescu od razu ruszył w kierunku Marka Papszuna, podał mu rękę i natychmiastowo zniknął w tunelu prowadzącym do szatni. Rumun nie chciał czekać na sędziego, by nie wylewać swojej wściekłości na jego decyzje.


REKLAMA


Zobacz wideo Mendy podbije Ekstraklasę? Rzeźniczak: Pytanie, czy będzie mu się w ogóle chciało?


"Raków grać, k***a mać" - skandowali zaś kibice Rakowa, niezadowoleni z kolejnego meczu bez zwycięstwa w ekstraklasie. Te obrazki najlepiej pokazują, iż po sobotnim hicie ekstraklasy w Częstochowie jest dwóch rannych, a z wyniku najbardziej cieszy się ligowa czołówka, która w weekend zdążyła już wygrać.
"Zasługujemy na szacunek"
Był doliczony czas pierwszej połowy, kiedy po starciu z Zoranem Arseniciem Petar Stojanović zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym. Mimo iż była to sytuacja bardzo kontrowersyjna, Przybył - po analizie VAR - podyktował rzut karny dla Rakowa. Chwilę później wyrównującą bramkę dla gospodarzy zdobył Ivi.
To był moment, który na kilka minut rozpalił mecz Rakowa z Legią. Przy ławce gości, którzy nie mogli pogodzić się z decyzją sędziego, wybuchła solidna awantura. Przodował jej Iordanescu, który bez przerwy krzyczał wściekle w kierunku przybyła. Sędziego otoczyli też piłkarze z Warszawy, a bardzo ostro protestował również trener bramkarzy Legii - Arkadiusz Malarz.
Zachowanie legionistów nie obyło się bez konsekwencji. Iordanescu najpierw został ukarany żółtą kartką i jeszcze przed strzałem Iviego, poszedł do tunelu, prowadzącego do szatni. Po golu Hiszpana trener Legii wrócił na ławkę, by dalej wykłócać się z sędzią technicznym. Ale to nie on poniósł największą karę. Za impulsywne reakcje i - prawdopodobnie - za ostre słowa czerwoną kartką ukarany został Malarz. "Zasługujemy na szacunek" - wściekle wykrzykiwał Iordanescu. "Chlew przy linii" - usłyszeliśmy od jednej osoby, która była blisko tych wydarzeń.


Mimo iż po ostatnim gwizdku sędziego w pierwszej połowie Iordanescu odciągał swoich piłkarzy od sędziego, to wielkie emocje panowały jeszcze przez chwilę. Schodzący do szatni piłkarze Legii wciąż dyskutowali z Przybyłem, a wracając na boisko, jeszcze raz jasno dawali do zrozumienia, iż z decyzją arbitra ani trochę się nie zgadzają. Niekoniecznie zdrowe emocje pod koniec pierwszej połowy na nowo rozpaliły to spotkanie.
Raków zaczął, Legia odpowiedziała
Na nowo, bo o ile początek meczu - głównie dzięki Rakowowi - był ciekawy, o tyle z każdą kolejną minutą mocno przygasał. A zaczęło się obiecująco dla drużyny Papszuna, która sezon zaczęła od czterech porażek w sześciu meczach, przegrywając w poniedziałek z Górnikiem Zabrze (0:1).
Gospodarze może nie mieli stuprocentowej okazji pod bramką Kacpra Tobiasza, ale robili naprawdę dużo, by objąć prowadzenie. Raków był bardzo agresywny i aktywny w pressingu. Piłkarze Papszuna rzucali się na legionistów już wtedy, gdy ci próbowali rozgrywać piłkę pod własnym polem karnym. Na obrońców Legii mocno naciskali Ivi, Jonatan Braut Brunes oraz wahadłowi - Fran Tudor i Jean Carlos.
Papszun w pierwszych minutach miał sporo powodów, by bić brawo swoim zawodnikom. I trener Rakowa to robił, ale w innym celu. Papszun od początku żył meczem, mocno dopingował swoich zawodników i zachęcał ich do agresywnego pressingu. Kiedy legioniści krótko wznawiali grę, Papszun jak oparzony wskazywał swoim piłkarzom, by ci doskakiwali do obrońców Legii.


Kiepski początek warszawiaków sprawił, iż kiedy Papszun szalał przy ławce, Iordanescu ze spokojem analizował to, co działo się na boisku. Rumun pierwsze powody do zadowolenia miał dopiero w 21. minucie, kiedy jego drużyna odpowiedziała przeciwnikowi agresywnym, skutecznym pressingiem. Iordanescu bił brawo swoim zawodnikom i był to moment, od którego Legia zaczęła grać lepiej.
Chwilę później szanse na bramkę mieli Stojanović, Steve Kapuadi i Bartosz Kapustka. W końcu w 41. minucie ten pierwszy dał Legii prowadzenie. Prowadzenie, którego Legia nie dowiozła jednak do przerwy.
Reakcja Iordanescu
Problemy Legii w początkowej fazie meczu brały się przede wszystkim z zamieszania, jakie Raków robił po jej lewej stronie. Tam w pojedynkach z rywalami w ogóle nie radził sobie Ruben Vinagre. Portugalczyk, który od miesięcy w niczym nie przypomina piłkarza z rundy jesiennej zeszłego sezonu, kolejny raz należał do najsłabszych zawodników Legii.
Tym razem problemy Vinagre miał problemy na kilku poziomach. Portugalczyk był bezproduktywny w ofensywie, a jego jedyna wrzutka w pierwszych minutach została skwitowana śmiechem i gwizdami z trybun. Ale jeszcze gorzej było w defensywie.


Vinagre miał wielkie problemy z pressingiem Rakowa. Kiedy Portugalczyk otrzymywał piłkę przy linii, momentalnie doskakiwali do niego rywale. Albo był to Brunes, albo Tudor, albo jeden ze środkowych pomocników, do czego zachęcał ich norweski napastnik. Brunes, kiedy widział, iż nie zdąży do Vinagre'a, prosił o pomoc kolegów.
Legionista miał też problemy w pojedynkach z Tudorem. Zdecydowana większość akcji ofensywnych Rakowa przeprowadzana była ich prawą stroną i na pewno nie było to przypadkiem. Piłkarze Papszuna kierowali piłkę do Tudora i jednocześnie tworzyli przewagę liczebną w bocznym sektorze, dając mu możliwości rozegrania piłki.
Legia musiała w końcu zareagować. Vinagre zaczął być podwajany, a do pomocy najczęściej schodził mu Kapuadi. Bardzo przydatny był też Juergen Elitim, który dobrym ustawieniem uniemożliwiał gospodarzom kontynuowanie ataków tą samą stroną. Dobra reakcja Iordanescu i jego drużyny dała Legii kilkanaście minut wyraźnej przewagi w Częstochowie. Przewagi, która zakończyła się golem, ale nie zwycięstwem.
"Tragiczny poziom"
Remis to wynik, z którego najbardziej cieszą się ligowi rywale Rakowa i Legii. W końcu w ten weekend wygrały już znajdujące się w czubie tabeli Cracovia, Jagiellonia Białystok i Lech Poznań. Remis w Częstochowie oznacza dwóch mocno rannych.


Raków na ligowe zwycięstwo czeka od 17 sierpnia, kiedy wyszarpał wygraną 3:2 w Niecieczy. Legia nie wygrała zaś trzeciego meczu wyjazdowego w ekstraklasie z rzędu. Wcześniej piłkarze Iordanescu przegrywali z Wisłą Płock (0:1) i Cracovią (1:2). Ostatnia wygrana poza Warszawą miała miejsce 27 lipca w Kielcach (2:0). Remis w Częstochowie na pewno nikogo nie zadowala. Co ciekawe, Legia na zwycięstwo w Częstochowie czeka od kwietnia 1996 r.
Wynik nie cieszył też kibiców, którzy mieli sobotnim "hitem" mieli prawo czuć się mocno rozczarowani. Poza dobrym początkiem Rakowa i wielkimi emocjami w końcówce pierwszej połowy mecz w Częstochowie bardzo mocno rozczarował.
W pierwszej połowie mnóstwo było niedokładnych podań i chaotycznych akcji bez ładu i składu. Podobnie było po przerwie. Z tą różnicą, iż w drugiej połowie nie było choćby chwili większych emocji. Mecz, w którym obu drużynom wyjątkowo powinno zależeć na wygranej, momentami usypiał. "Tragiczny poziom" - rzucił jeden z siedzących obok nas kibiców Rakowa. I niech to będzie najlepsze podsumowanie tego spotkania.
Jedni i drudzy szansę na poprawę nastrojów będą mieli już w środę, kiedy będą nadrabiać ligowe zaległości. Raków podejmie Lecha Poznań, a Legia zagra u siebie z Jagiellonią Białystok. Relacja na żywo na Sport.pl.
Idź do oryginalnego materiału