Nagrywanie wideo z Nikolą Grbiciem w strefie wywiadów to nie jest łatwe zadanie. Trener reprezentacji Polski dużo gestykuluje, a po meczu o brązowy medal było mu trudno choćby na chwilę ustać w miejscu. Przyznał, iż buzują w nim emocje. Mimo to cierpliwie odpowiadał na pytania, choć o jednej kwestii nie chciał rozmawiać. Od razu wyjaśnił dlaczego.
REKLAMA
Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!
Sezon testów z dwoma medalami. Grbić: "Osobiście mam z tym teraz dużą trudność"
Grbić może się pochwalić medalową serią, jakiej nie miał żaden jego poprzednik na stanowisku selekcjonera Biało-Czerwonych. Z drugiej strony: po raz pierwszy w tej roli w imprezie rangi mistrzowskiej nie dotarł do finału. To dla niego duży zawód, ale już po boleśnie przegranym półfinale z Włochami (0:3) przypomniał raz jeszcze o dużych zmianach, jakie zaszły w kadrze tego lata. Na Filipiny - pod nieobecność siedmiu wicemistrzów olimpijskich z Paryża - zabrał kilku zawodników, którzy rozgrywali pierwszy sezon w kadrze lub debiutowali w MŚ.
- Jestem dumny z chłopaków, iż zdołali wrócić po sobotniej przegranej i w niedzielę zostawili serca na parkiecie, aby zdobyć ten medal. Ale też jestem zdruzgotany i rozczarowany, ponieważ nie zrobiliśmy tego, po co tu przybyliśmy. Wiedzieliśmy, iż będzie ciężko, bo w półfinale czekać na nas będą Włosi lub Francuzi. Ale mimo wszystko, to była nasza szansa na zdobycie medalu, którego brakuje wielu z tych chłopaków. I ja jestem tu pierwszy na liście. To jedyny medal, którego nie mam. Mam nadzieję, iż za dwa lata będę miał kolejną szansę - przyznał Grbić, nawiązując do kolejnej edycji MŚ, która odbędzie się w Polsce.
Ma on za sobą udział w siedmiu czempionatach globu - czterech jako zawodnik i trzech w roli trenera. Wciąż czeka na złoto. Teraz powtórzył dziennikarzom to, co mówił już po półfinale - gdyby ktoś na początku tego sezonu zaoferował mu w ciemno dwa medale (Polacy wygrali na początku sierpnia Ligę Narodów), to natychmiast by się zgodził.
- Kto by tego nie zrobił? Bo ten sezon był po to, by próbować i sprawdzić, kto może nam pomóc i gdzie możemy dzięki temu zajść. Jest wiele rzeczy, z powodu których można i należy się cieszyć. Ale szczerze mówiąc, to osobiście mam z tym teraz dużą trudność - zaznaczył mistrz olimpijski z Sydney.
W meczu o brąz z Czechami (3:1) świetne wejście zaliczył Szymon Jakubiszak, który wcześniej głównie obserwował turniej z kwadratu dla rezerwowych. Gdy jeden z dziennikarzy spytał Grbicia, czy nie żałuje teraz, iż nie dał szansy środkowemu także w półfinale, ten uśmiechnął się wymownie.
- Wilfredo Leon jest jednym z najlepszych zagrywających na świecie. Z Kanadą zagrał jeden z najlepszych meczów w karierze. Pracuję z nim czwarty sezon i pierwszy raz widziałem, by nie popełnił żadnego błędu w tym elemencie. Ale nie ma szans, by grać cały czas na tym samym poziomie (w półfinale Leon miał trzy błędy i żadnego asa - red.). Ale to nie działa tak, iż skoro Szymon zagrał w niedzielę super, to tak samo byłoby z Włochami. Nie masz pojęcia, kto jak zagra danego dnia - argumentował szkoleniowiec.
Grbić dostał pytanie o Kurka i Sasaka, a zaczął mówić o ekonomii
Tuż przed półfinałem Polacy doznali dużej straty - z powodu urazu udział w MŚ przedwcześnie zakończył Bartosz Kurek. Kapitan drużyny, który z powodu kłopotów zdrowotnych dołączył do kolegów na dobre dopiero podczas przygotowań do turnieju na Filipinach, podczas tej imprezy coraz lepiej radził sobie i był ważnym punktem zespołu. Kiedy jednak wypadł, to w półfinale musiał grać Kewin Sasak. Zawodnik, dla którego był to debiutancki sezon w kadrze, wcześniej nie miał zbyt wielu okazji do gry w tej imprezie. Spytałam więc Grbicia, czy z perspektywy czasu uważa przyjętą taktykę za bardziej ryzykowną, niż pierwotnie zakładał. W odpowiedzi dostałam analogię do ekonomii.
- To zależy, jak inwestujesz swoje pieniądze. jeżeli podzieliłabyś je po połowie, to żaden z nich nie osiągnąłby topowego poziomu. Co z inną wersją niż "pół na pół"? Tak, tylko jeżeli chciałaś mieć "Kurasia" gotowego na półfinał i finał, to ten ruch był niezbędny, bo nie grał w LN. Potrzebował czasu. I był w świetnej formie, ona cały czas rosła. A potem... Czy dało się przewidzieć to, co się stało? Absolutnie nie - zastrzegł Serb.
A po chwili dodał, iż większe rotacje na tej pozycji byłyby jego zdaniem wysłaniem sygnału podstawowemu zawodnikowi: "nie jestem ciebie pewny".
- Inwestuję też w innego, bo nie jestem pewny, czy będziesz w stanie grać. Masz różne pomysły. Czasem one wypalają, a czasem nie i musisz to akceptować. Tak to bywa w sporcie, zwłaszcza gdy mowa o kontuzji - wskazał szkoleniowiec.
Na tym nie skończył tego wątku. Tłumaczył, iż postawił także na Kurka ze względu na jego doświadczenie w grze o dużą stawkę. Sasaka określił jako świetnego gracza, który jednak wciąż ma lepsze i gorsze momenty.
- Graliśmy dwukrotnie z Włochami i w obu przypadkach Kewin nie zaliczał świetnego występu. Grał dobrze, ale nie robił różnicy. Potrzebowaliśmy więc na tej pozycji kogoś takiego, jak Bartek. Dlatego postawiłem na niego. To nie jest kwestia tego, iż nie wierzyłem w Kewina. To była po prostu kwestia wyboru - podkreślił.
I zapewnił, iż nikt nie ma gwarancji gry za nazwisko. - Nie grasz dobrze, to schodzisz. To nic osobistego, chodzi o drużynę. Pracuję tu czwarty sezon i wygraliśmy osiem medali. jeżeli nie jesteś w stanie zrozumieć i zaakceptować mojej mentalności, to może lepiej, byś nie był w zespole. Bo to jest moje podejście i w to wierzę. A patrząc wstecz, dało nam to określone wyniki - argumentował trener.
Grbić mówi wprost: "Inaczej bym oszalał". O jednym nie chciał na razie rozmawiać
Gdy spytałam, czy z perspektywy czasu zmieniłby coś w swoich decyzjach podjętych przed turniejem, to powtórzył jedno z lubianych przez siebie powiedzeń, iż po bitwie każdy jest generałem.
- Oczywiście, iż teraz zrobiłbym coś inaczej. Próbowałbym zapobiec kontuzji Tomasza Fornala (ten w trakcie MŚ doznał urazu pleców - red.). Jak mówiłem - masz pewne pomysły, dajesz z siebie wszystko i robisz to, w co wierzysz. Jak coś nie idzie po twojej myśli, to zmieniasz obrany kurs. Ale jeżeli dokonujesz ciągle zmian, to nie jest to dobry impuls i dobry przykład dla chłopaków. Jestem pewny, iż nie jestem najlepszym trenerem dla niektórych z nich. Inni szkoleniowcy są lepsi ode mnie w pracy z niektórymi zawodnikami. Ale jestem, jaki jestem. Wierzę w to, co wierzę i pracuję w określony sposób. Gdybym zaczął zmieniać rzeczy, w które wierzę i słuchać różnych głosów czy czytać komentarze w internecie, to bym oszalał - podkreślił pełen emocji Grbić.
I dodał, iż wśród topowych drużyn różnica jest bardzo niewielka i powrót z medalem z każdej imprezy, w której rywalizuje się ze świetnymi zawodnikami, powinien dawać satysfakcję.
Jeden z dziennikarzy spytał jeszcze trenera Polaków o to, co wszystkich kłuło w oczy podczas dwóch ostatnich meczów MŚ. Między jego zawodnikami często dochodziło do prostych nieporozumień, co skutkowało często stratą punktu.
- Nie chcę o tym teraz mówić, bo po pierwsze muszę ochłonąć. Chcę też obejrzeć oczywiście wszystkie mecze. By spróbować zrozumieć, czy to była kwestia komunikacji, czy też ktoś nie był w tym miejscu, w którym powinien. W przeszłości takie sytuacje nie zdarzały się nam często i nie wiem jeszcze, czy to po prostu jeden z chłopaków narobił bałaganu, czy chodziło o coś innego. Ale to prawda, iż było tego za dużo. Będziemy więc pracować nad tym i nad wieloma innymi rzeczami - zadeklarował 52-latek.
Przyznał, iż większość z przetestowanej teraz grupy - jeżeli nie wszyscy - będą kontynuować pracę z nim także w przyszłym sezonie. A gdy na koniec pytam, czy jest zmęczony, bo Kamil Semeniuk chwilę wcześniej mówił mi, iż długość turnieju dała się we znaki zawodnikom, to Grbić odpowiedział, iż nie miał czasu w zmęczenie.
- Nie spałem zbyt wiele, ale nie było tu czasu w zmęczenie. Może za trzy-cztery dni, jak emocje opadną, to będę wykończony. Nie wiem tego. Ale na razie wciąż jest we mnie pełno adrenaliny - zaznaczył trener Polaków.