Wstrząsające wyznanie Niewiadomej. Jeszcze nigdy tak nie cierpiała

17 godzin temu
Zdjęcie: instagram.com/kasianiewiadoma94


Ostatni etap kobiecego Tour de France nazwała "najgorszym doświadczeniem na rowerze", a na jego ostatnich kilometrach cierpiała jak nigdy. Ale warto było. Wygrywając w sierpniu najbardziej prestiżowy wyścig na świecie Katarzyna Niewiadoma nawiązała do największych sukcesów legend polskiego kolarstwa i dostała nominację w plebiscycie Sport.pl na Moment Roku 2024.
W plebiscycie Sport.pl wybieramy Moment Roku 2024 w polskim sporcie. Głosowanie na jedno z dziesięciu nominowanych przez nas wydarzeń - w sondażu pod tym tekstem. Ogłoszenie wyników - 31 grudnia.


REKLAMA


- Zostało jeszcze 20 sekund! Jeszcze 20 sekund! Czy Kasia Niewiadoma da radę?! - emocjonował się współkomentujący w Eurosporcie ostatni etap kobiecego Tour de France Stanisław Brzósko. A było się czym emocjonować, bo jak pisali francuscy dziennikarze - takiej końcówki wyścigu nie wymyśliłby choćby Alfred Hitchcock.


Zobacz wideo Medalistki igrzysk dostają mieszkania. Zaangażowany Robert Lewandowski


Kiedy na mecie były już Holenderki Demi Vollering i Pauliena Rooijakkers, Niewiadoma na ostatnich metrach walczyła z czasem. Polka, która przed ostatnim etapem była liderką wyścigu z przewagą 75 sekund nad Vollering, gnała do mety, by przejść do historii. Gnała, bo jej przewaga stopniała niemal do zera...
- Trzeba jechać mocno, Kasiu! Trzeba wykrzesać ostatnie resztki sił, by wygrać Tour de France. Nie oglądaj się za siebie! Jedź! - apelował w Eurosporcie Sebastian Szczęsny. Niewiadoma jechała, a z każdym kolejnym metrem na jej twarzy malował się coraz większy ból. - Jeszcze nigdy tak nie cierpiałam, jeszcze nigdy zwycięstwo tyle mnie nie kosztowało - mówiła potem w rozmowie z "Polityką".


Kiedy wpadła na metę, euforii nie było. Nie cieszyli się ani komentatorzy, ani zawodniczka. Nie wiadomo, czy ze zmęczenia, czy przez brak konkretnej informacji. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach kamery pokazały, jak wycieńczona Niewiadoma zaczyna krzyczeć i płakać. - To radość! Jest! Jest! Jest! Kasia Niewiadoma wygrała klasyfikację generalną Tour de France! - ogłosił Szczęsny.


"Najgorsze doświadczenie na rowerze"
Na ostatnim etapie mordercza była nie tylko końcówka. Liczącą niemal 150 km trasę z Le Grand-Bornand do legendarnego podjazdu pod L'Alpe d'Huez Niewiadoma określiła później w "Polityce" najgorszym doświadczeniem na rowerze.
Vollering - triumfatorka wyścigu z poprzedniego roku - oraz Rooijakkers przed ostatnim etapem zajmowały odpowiednio ósme i siódme miejsce w klasyfikacji generalnej. Vollering traciła do Niewiadomej wspomniane 75 sekund, Rooijakkers - dwie sekundy mniej. I mniej więcej na 50 km przed metą ostatniego etapu Holenderki postawiły wszystko na jedną kartę.
Vollering i Rooijakkers uciekły reszcie stawki i długo wiele wskazywało na to, iż będzie to ucieczka udana. 25 km przed metą przewaga Holenderek nad goniącą je grupą, w której była Niewiadoma, wynosiła właśnie 75 sekund. Po dodaniu bonusów za etap (10 sekund dla zwyciężczyni, sześć za drugie miejsce i cztery za trzecie) Polka spadła na trzecie miejsce w wirtualnej klasyfikacji generalnej. I była w dużym kryzysie.
- Mówi się, iż nie ma kolarstwa bez cierpienia i to prawda. Ale to było wyjątkowe - opisywała końcówkę ostatniego etapu Niewiadoma. - Był taki moment, iż marzyłam, żeby ten ból się wreszcie skończył. Jednocześnie dawałam z siebie wszystko, żeby dojechać do mety jak najszybciej. Moja rywalka Demi Vollering walczyła bardzo ostro. Straciłam ją z oczu. Nie widziałam, czy odrobiła do mnie stratę - mówiła.


Decydujące okazały się ostatnie kilometry i liczący aż 21 zakrętów podjazd pod Alpe d'Huez. Dziewięć kilometrów przed metą Niewiadoma traciła do liderki 71 sekund. Pięć kilometrów dalej były to już "tylko" 54 sekundy. Ale walka trwała.
"To był szczyt możliwości ludzkiego organizmu"
- Na ostatnich trzech kilometrach adekwatnie byłam tylko ja, rower i meta. Wszystko inne wokół mnie było chaosem. Był ból i świadomość, iż nie mogę przestać. Mój mąż biegł obok mnie i mnie dopingował, a ja go nie widziałam. Nie pamiętam tego. Zero kontaktu z rzeczywistością, nie wiedziałam, co się dzieje - opisywała Niewiadoma.
- Vollering będzie już tylko patrzyła jak zahipnotyzowana w zegar, jak te sekundy będą uciekały. Kiedy przyjedzie Niewiadoma? - na antenie Eurosportu zastanawiał się Szczęsny. Chwilę wcześniej Holenderka jako pierwsza wpadła na metę i pewne było, iż klasyfikację generalną wygra albo ona, albo Niewiadoma.
Polka przekroczyła linię mety ostatniego etapu jako czwarta, 61 sekund po Vollering. Mimo iż wszystko wskazywało na zwycięstwo Niewiadomej, to pozostawała niepewność z uwagi na niewielkie różnice między zawodniczkami.


- Vollering kompletnie wyczerpana, leży na ziemi zupełnie nieżywa. Kasia też ledwo żyje. To, co zrobiła na podjeździe, to był szczyt możliwości ludzkiego organizmu - opisywał Brzósko. Chwilę później potworne zmęczenie Niewiadomej zmieniło się w euforię. Dokonała wielkiej rzeczy i jako pierwsza zawodniczka z Polski wygrała najbardziej prestiżowy wyścig kolarski świata. Po doliczeniu Vollering bonusu za etapowe zwycięstwo, o sukcesie Niewiadomej zadecydowały zaledwie cztery sekundy!


- Ten etap to był prawdziwy rollercoaster. Miałam naprawdę trudny moment na Glandon, ale na zjeździe zdołałam się odbudować. Czułam się źle, ale dawałam z siebie wszystko. Na Alpe d'Huez wiedziałam, iż muszę pojechać mądrze, by na ostatnich pięciu kilometrach minimalizować stratę do prowadzących. W radiu niesamowicie krzyczeli mi do ucha na finałowym kilometrze, a ten wjazd był dla mnie straszny, kosztował tak wiele. Szaleństwo - mówiła Niewiadoma zaraz po końcowym sukcesie.
Wielki żal Vollering
- To dla mnie wyjątkowy dzień, jestem absolutnie wniebowzięty, wzruszony. Myślę też, iż to otwiera kolejne drzwi dla polskiego kolarstwa, które zamiast ciągle upadać, powinno się wreszcie podnieść - w rozmowie z portalem Weszło powiedział pierwszy trener Niewiadomej Zbigniew Klęk.
- Na takim podjeździe jak Alpe d'Huez można albo wiele zyskać, albo wszystko stracić i to praktycznie na każdym metrze. Warunki były niełatwe, trzeba było sobie z tym wszystkim poradzić, również z tą wielką presją spoczywającą na barkach. Ale jak idzie, to idzie - dodał.


A Niewiadomej wyjątkowo dobrze szło od piątego etapu. Chociaż Polka zajęła w nim drugie miejsce, przegrywając z Węgierką Blanką Vas, to objęła prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Prowadzenie, którego nie oddała do końca wyścigu.
A TdF zaczęła - delikatnie mówiąc - spokojnie. Pierwszy etap Niewiadoma ukończyła dopiero na 58. miejscu, drugi na 25., trzeci na 51. Przełamanie przyszło na czwartym etapie, w którym Polka była trzecia. Od tamtej pory zaczęła pisać historię.
Na piątym etapie najważniejsze było nie tylko miejsce Niewiadomej, ale też sytuacja, która przydarzyła się Vollering. Dotychczasowa liderka wyścigu wzięła udział w kraksie, przez którą ukończyła etap dopiero na 50. miejscu. Vollering straciła wówczas do Niewiadomej aż minutę i 47 sekund.
Po przejechaniu ponad 150 km z belgijskiego Bastogne do francuskiego Amneville Holenderka od razu pojechała do szpitala. Na szczęście badania nie wykazały żadnych złamań, więc Vollering mogła kontynuować rywalizację w wyścigu. Poważny wypadek nie pozostał jednak bez konsekwencji.


- Po podjeździe pod Glandon czułam potężny ból pleców. Uważam, iż było to spowodowane wypadkiem kilka dni wcześniej. Czułam, iż miałam sztywne plecy i wciąż musiałam sobie radzić z bólem. Na Alpe d'Huez byłam kompletnie pusta, ale robiłam wszystko, by trzymać się daleko od rywalek. Chociaż to się udało, to teraz czuję żal, iż nie wygrałam wyścigu - mówiła Vollering na konferencji prasowej po zakończeniu TdF.
- W głowie krąży mi wiele pytań. Co by było, gdybym wstała wcześniej? Co by było, gdybym mocniej nadepnęła na pedały? Co by było, gdybym zaatakowała mocniej na przedostatnim etapie? Jestem z siebie dumna, ale będę o tym myśleć jeszcze długo - dodała.
Francja zabrała, Francja oddała
Vollering miała pecha, ale dokładnie 11 dni wcześniej pecha we Francji miała też Niewiadoma. Polka podchodziła do TdF po rozczarowującym, ósmym miejscu w wyścigu ze startu wspólnego na igrzyskach olimpijskich.
Niewiadoma, która była jedną z faworytek do medalu, wzięła udział w kraksie, która pozwoliła uciec aż 11 zawodniczkom. Mimo iż Polka dała z siebie wszystko, to szans na medal już nie miała. Straciła do niego minutę i 46 sekund.


- Jest mi przykro, iż szansa na medal uciekła w taki sposób. W drugiej części wyścigu było mega ciężko. Ciężko jest też pogodzić się z tym, iż przez cały czas tak brakuje mi szczęścia. Znowu byłam świetnie przygotowana i znowu miałam pecha - mówiła Niewiadoma. Tour de France było jej upragnionym przełamaniem.
- Kasi brakowało trochę tego błysku. Napisałem jej to zresztą, przekazując, iż jest cały czas topową zawodniczką, iż jest w elicie, a dziś cały świat sportu pozna i zapamięta na dobre jej nazwisko. I to się udało - mówił Klęk.
- Tu na mistrzostwach świata jakiś brązik, z drugiej strony również inne sukcesy, ale to było to, czego wciąż potrzebowała, takiego właśnie błysku w postaci spektakularnego zwycięstwa na jednej z najważniejszych imprez. No i dała radę wyrwać tę wygraną właśnie na Tour de France, co jest wybitnym osiągnięciem - dodał.
"Szkoda, iż państwo tego nie widzą"
Nikt nie ma wątpliwości, iż triumf Niewiadomej to największy sukces w jej karierze i jedno z największych osiągnięć w historii polskiego kolarstwa. 30-latka z Limanowej dołączyła do największych sław tej dyscypliny w naszym kraju: Ryszarda Szurkowskiego, Janusza Kowalskiego i Michała Kwiatkowskiego, czyli indywidualnych mistrzów świata.


A to przecież nie koniec polskich sukcesów na rowerach: wicemistrzem olimpijskim był Czesław Lang, medale w drużynie i indywidualnie na IO i MŚ zdobywali m.in. Stanisław Szozda i Zenon Jaskuła. Ten drugi wygrał też dwa etapy TdF, który w 1993 r. ukończył na trzecim miejscu. 11 lat później Rafał Majka triumfował w klasyfikacji górskiej wyścigu.
Niewiadoma przeszła do historii, ale jej wielkiego sukcesu kibice nie mogli w całości obejrzeć w telewizji. Podczas finałowego etapu we Francji na Eurosporcie 1 zamieszczono przekaz z drugiego etapu rywalizacji panów w Hiszpanii. Na Eurosporcie 2 w czasie historycznych chwil dla polskiego kolarstwa była transmisja z zawodów motocrossu, a potem - z turnieju golfa. Wszystko na żywo.
"Eurosport w niektórych wersjach swej ramówki i w mediach społecznościowych afiszował, iż około godz. 17.25 powinna zacząć się transmisja z ostatnich kilkudziesięciu minut kobiecego Tour de France, ale w praktyce wyglądało to tak, iż nadawca przełączył się na rywalizację Katarzyny Niewiadomej na ostatnie cztery kilometry. Przekaz na żywo zajął więc ledwie kilkanaście minut" - pisał na Sport.pl Kacper Sosnowski.
"Szkoda tylko, iż Eurosport, zamiast pokazywać na żywo walkę Polki o ostateczny triumf w wielkim wyścigu, pokazywał jakiś inny tour, gdzie nikt z naszych nie jechał... Jak widać, znowu kobiety okazały się mniej ważne niż faceci" - napisał na Facebooku jeden z użytkowników.


Stacja tłumaczyła, iż jej ramówka została ustalona odgórnie dla kilkudziesięciu państw i polski oddział nie miał możliwości jej zmienić. Eurosport dodawał, iż miał pokazać większą część finiszu pań, ale plany pokrzyżowało mu wolne tempo drugiego etapu męskiego La Vuelta a Espana.
Można było zacytować klasyka i napisać, iż "szkoda, iż państwo tego nie widzą". Najważniejsze jednak, iż informacja o sukcesie Niewiadomej obiegła świat. W końcu o wszystkim zdecydowały tylko cztery sekundy. - Dla mnie to są jednak wielkie cztery sekundy. Sekundy, które pozwoliły mi wygrać najważniejszy wyścig kolarski na świecie - podsumowała Niewiadoma.
Idź do oryginalnego materiału