Wściekła Rosjanka tak potraktowała Igę Świątek... Cały świat zobaczył

4 godzin temu
Iga Świątek dała kolejny koncert na wimbledońskich kortach. Polka pokonała w ćwierćfinale Rosjankę Ludmiłę Samsonową 6:2, 7:5 i w czwartek zagra o wielki finał Wimbledonu. Jej pewność siebie, spokój i jakość zagrań rośnie tu z każdym meczem, co najlepiej obrazuje to, co w trakcie meczu robiła bezradna Rosjanka.
To było na samym początku meczu. Iga Świątek po wygranym gemie musiała zawiązać buty i przyklękła na skraju kortu. Potrzebowała chwili, a sfrustrowana Rosjanka, gdy tylko to zobaczyła, od razu podeszła do pani arbiter. Prosiła ją o interwencję, ale ta nie reagowała. Po chwili obie zawodniczki wróciły do gry, ale ta jedna sytuacja doskonale zobrazowała, kto w środę nie trzymał ciśnienia na korcie. Ludmiła Samsonowa zaczęła dobrze, mocno serwowała, grała wyrównane gemy przy podaniu Polki, ale w decydujących momentach to Świątek była mocniejsza. Świetnie pracowała na nogach, nie popełniała prostych błędów, a pierwszy set był bliski perfekcji. Polka wygrała w nim wszystkie punkty po pierwszym serwisie, była niezwykle pewna swoich uderzeń, a do tego spokojna i skoncentrowana.


REKLAMA


Zobacz wideo Iga Świątek zamieszkała w dzielnicy prestiżu i luksusu!


Nerwowość pojawiła się w drugim secie, ale została błyskawicznie opanowana. Rozłożone ręce i gesty w kierunku sztabu pojawiły dopiero pod koniec, gdy z wyniku 4:2 i 40:0 dla Polki, zrobiło się 5:5. Wim Fissett motywował Igę, w pewnym momencie wstała też Daria Abramowicz. Pomogło, bo Iga Świątek wróciła do tego, co prezentowała wcześniej. Zresztą przez większość meczu choćby z perspektywy trybuny prasowej było widać jej pewność. Pierwszego seta Świątek wygrała 6:2, drugi był dla niej sprawdzianem sportowym i mentalny, ale znów wytrzymała.


Zryw Rosjanki nie wystarczył, była po prostu słabsza, a momentami wściekła. W pewnym momencie - po stracie własnego podania - podeszła do swojego teamu i nerwowo pokazywała w kierunku kibiców. Miała pretensje, iż ci przeszkadzali jej w serwisie. I choć w pewnym momencie rzeczywiście ktoś otworzył butelkę szampana w chwili, gdy Samsonowa przygotowywała się do serwisu, to generalnie atmosfera na korcie numer jeden była bardzo spokojna.
"Jak to możliwe?! Chciałem zobaczyć Świątek"
Burza rozpętała się nie tylko w mediach społecznościowych. - Jak to możliwe?! Mam bilet na kort centralny, a chciałem zobaczyć Igę Świątek... Tymczasem organizatorzy ustalili jej mecz na mniejszej i mniej prestiżowej arenie - mówił mi jeden z kibiców w kolejce do wejścia na tereny All England Lawn Tennis and Croquet Club. - Niepoważne - komentował kolejny. Decyzja wywołała też dyskusje wśród dziennikarzy. Ci nie byli tak zbulwersowani, jak kibice, ale zastanawiali się nad powodami. Iga Świątek jest aktualnie czwartą tenisistką świata, Ludmiłę Samsonową sklasyfikowano na 19. miejscu w rankingu WTA. Tymczasem na korcie centralnym swój mecz pół godziny po Polce i Rosjance rozpoczęły Mirra Andriejewa i Belinda Bencic, czyli siódma i 35. zawodniczka światowego rankingu.


Do Polki te kontrowersje na szczęście nie docierały - robiła swoje, a drugi set zaczął się jeszcze lepiej niż pierwszy, bo od przełamania Rosjanki już w pierwszym gemie serwisowym. Co prawda, Polka straciła później własne podanie w piątym gemie, ale nie zwiesiła głowy, kontynuowała dobrą grę, wygrywała długie wymiany i zamknęła mecz w godzinę i 49 minut. Samsonowej robiła, co mogła: próbowała skrótów, mocnych zagrań w linię, ale była po prostu słabsza.


Atmosfera w Londynie była gorąca jednak nie tylko z powodu sportowej rywalizacji. W środę na Wyspy Brytyjskie wróciły upały. Temperatura była wyraźnie wyższa, oscylowała w okolicach 28 stopni Celsjusza. Na szczęście wiał lekki, przynoszący ulgę wiatr. Warto dodać, iż to kolejne zmiana pogody w trakcie tegorocznego Wimbledonu. W pierwszych dniach były rekordowe - jak na Wielką Brytanię - upały, później nastąpiło gwałtowne ochłodzenie, były przelotne opady, burze, a teraz znów wraca wysoka temperatura. Pod koniec tygodnia w Londynie znów ma być ponad 30 stopni Celsjusza, a ta zmienność ma oczywiście wpływ na przygotowanie zawodniczek do meczów i samą grę. Nie chodzi tu choćby o nawierzchnię - wimbledońska trawa jest starannie pielęgnowana, nawadniana, a wyspecjalizowany 'groundstaff' dba, by warunki do gry były jak najlepsze - a o piłki, które przy większej wilgotności stają się cięższe.
Drugi tydzień to też cięższe nogi. Po najlepszych zawodniczkach i zawodnikach coraz częściej widać zmęczenie i trudy turnieju. Na szczęście, Igi Świątek to nie dotyczy. Polka po raz kolejny pokazała siłę, moc i to, jak fantastycznie porusza się po korcie. W poprzednich latach dawało jej to gigantyczną przewagę, ale akurat nie na trawie. Tegoroczne treningi na Majorce i modyfikacja przygotowań do króciutkiego sezonu na trawie, dają jednak kapitalne rezultaty. - Spójrz na jej pracę nóg - mówił jeden z dziennikarzy, gdy Polka perfekcyjnie nabiegła na piłkę, wykonując przy tym charakterystyczne "drobienie". Najważniejszy w meczu z Samsonową był jednak spokój i pewność siebie. Iga Świątek po raz kolejny udźwignęła rolę faworytki i pokazała, iż jest w stanie osiągnąć na Wimbledonie rzeczy wielkie.
W półfinale rywalką Igi Świątek będzie Mirra Andriejewa z Rosji (7. WTA) lub Belinda Bencic ze Szwajcarii (35. WTA). To spotkanie zaplanowano już na czwartek i tenisistki nie będą miały tradycyjnego dnia wolnego. Ten czeka na nie dopiero w piątek - przed zaplanowanym na sobotę finałem, który odbędzie się oczywiście na korcie centralnym, podobnie jak oba kobiece półfinały. Relacje prosto z Londynu możecie śledzić w Sport.pl, Gazeta.pl, a także w naszych mediach społecznościowych.
Idź do oryginalnego materiału