Wojciech Szczęsny dla naTemat: Film miał ogłosić koniec mojej kariery. I wszystko zepsułem

2 godzin temu
– Film miał ogłosić koniec mojej kariery. Taki był plan. I ja oczywiście po drodze wszystko zepsułem – żartuje Wojciech Szczęsny. W Wywiadzie dla naTemat zdradził kulisy powstawania dokumentu "SZCZĘSNY", którego premiera już 10 października na Prime Video. Bramkarz FC Barcelony opowiedział nam o relacji ze swoim ojcem. Z rozmowy dowiecie się również, dlaczego były bramkarz reprezentacji Polski czuje się... typem samotnika. I jak to było naprawdę z transferem do Katalonii.


Łukasz Grzegorczyk: W filmie powiedziałeś, iż nigdy nie udzieliłeś szczerego wywiadu. Ten dokument jest spowiedzią Wojciecha Szczęsnego?

Wojciech Szczęsny: Nie, bo film też nie jest szczery w takim kontekście, o jakim ja w tej wypowiedzi mówiłem. Są pewne sytuacje, w których nie trzeba kłamać, bo wystarczy po prostu nie mówić całej prawdy.

To znaczy?


W filmie poruszamy bardzo wiele tematów, na które nie zgodziłbym się w innych rozmowach. Udało się tu zachować równowagę. Poruszyć niektóre kwestie, ale nie rozgrzebywać ich za głęboko i tym samym zachować klasę. Film jest szczery i autentyczny, ale zebranie się na stuprocentową i niczym nieskrępowaną szczerość wymagałoby ode mnie jednak braku klasy. A nie jestem na to gotowy.

Trudno było ci "rozgrzebywać"?


Czułem się odrobinę niekomfortowo, ale z drugiej strony miałem pełne zaufanie do producentów filmu. Mamy podobne poczucie smaku i mogłem sobie pozwolić na powiedzenie wszystkiego, a oni wiedzieli, w którym momencie posunąłem się za daleko. Mieliśmy taki model współpracy, w którym w ogóle się nie zatrzymywałem i mówiłem o wszystkim, a dopiero później decydowaliśmy, czy aby na pewno nie padło o jedno słowo za dużo.

Musieli cię hamować?


Na szczęście nie trzeba było nic wycinać z wersji końcowej filmu. Produkcja świetnie wyczuła tę granicę. Realizacja filmu była dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem, ale naprawdę jestem zadowolony z efektu końcowego.

A z listy osób, które zabrały głos na twój temat? Był ktoś, kto wam odmówił, albo nie odpowiedział na zaproszenie?

Patrząc na poruszone w filmie wątki, wydaje mi się, iż pojawił się każdy, kto miał coś wartościowego do powiedzenia. Do samego końca było ryzyko, iż w filmie zabraknie Macieja Szczęsnego, ale udało się.

Gdyby ten wątek się nie pojawił, to byłoby jak luka w życiorysie.

Bardzo chciałem, aby w miarę obiektywnie przedstawić ten wątek. Żeby nie była to jednostronna wypowiedź i publiczne pranie brudów, ale pokazanie jak dwie osoby, które wyjątkowo się ze sobą nie zgadzają, widzą tę sytuację.

A ty jesteś surowym ojcem?


Jeśli za punkt odniesienia weźmiemy to, jakim był dla mnie mój ojciec, to absolutnie nie jestem surowy.

To inaczej. Czy to, jak traktował cię ojciec ma wpływ na to, jak wychowujesz swojego syna?


Tak, bo staram się robić to zupełnie na odwrót. Chciałbym być ojcem i autorytetem dla swojego syna, ale jednocześnie też jego przyjacielem. Dlatego muszę zachować równowagę, bo gdy za bardzo stanę się kumplem, to nie będę mógł być w pełni rodzicem i na odwrót. To jest moja codzienna walka o to, żeby znaleźć balans w naszej relacji. Mam nadzieję, iż jak mój syn dorośnie, to nigdy nie będzie musiał mówić o mnie tak, jak ja, gdy dziś szczerze opowiadam o swoim ojcu.

W dokumencie pojawia się Arsene Wenger. Czy traktujesz go trochę jak swojego ojca?


Trochę tak, ale dlatego, iż przez długi czas był dla mnie wielkim autorytetem. Bardziej postrzegam go jako guru - tak to nazwijmy - w mojej przygodzie sportowej. To, co mi dał, sprawiło, iż dzisiaj jestem takim mężczyzną i dumnie chodzę po świecie. Odegrał w tym dużą rolę. Nie mówię, iż zastąpił mi ojca, ale na pewnym etapie mojego życia, był bardzo istotną osobą.

Wenger w filmie mówi, iż miałeś 20 lat i byłeś już bardzo popularny. Nie da się temu zaprzeczyć. Wojtek Szczęsny w tym wieku czuł, iż osiągnął wszystko, czy iż może osiągnąć wszystko?

W wieku 20 lat zacząłem grać tak naprawdę, byłem już bramkarzem numer jeden w Arsenalu. Wszystko bardzo gwałtownie ruszyło i na pewno przyszedł moment, o którym Arsene mówi w filmie. Poczułem się wtedy zbyt pewnie i komfortowo. Wydawało mi się, iż jestem na autostradzie, na której do końca mojej kariery nie będzie żadnych zakrętów.

Wtedy Arsene, jak dobry ojciec, wybrał jego zdaniem odpowiedni moment, żeby dać mi porządnego kopa i zmusić mnie do cięższej pracy. Niestety łączyło się to z opuszczeniem klubu i kosztowało mnie wiele emocji i bólu. Ale z perspektywy czasu widzę jak wiele dała mi ta sytuacja i ile z niej wyciągnąłem.

Byłeś dzieciakiem, gdy wyjechałeś do Anglii. Ta przeprowadzka zmieniła cię w samotnika? Może to za mocne słowo, ale ty podobno lubisz pobyć sam.

Ale ja jestem trochę typem samotnika. Wtedy bardzo dużo czasu spędzałem sam. choćby dzisiaj, kiedy mamy dwoje dzieci i dom jest pełny, lubię znaleźć moment tylko dla siebie, żeby nic nie robić. Czy to będzie medytacja, czy po prostu przebywanie z samym sobą i ze swoimi myślami. Żona czasami znajduje mnie w różnych zakamarkach domu - dzieci śpią, a ja potrafię wybrać sobie jakieś dziwne miejsca i tam się schować.

Dziwne miejsca?


Na przykład pod schodami. Lubię w takich nieoczywistych miejscach pobyć sam. Kiedy przeprowadziłem się do Anglii, robiłem to z przymusu. Na samym początku w ogóle nie miałem znajomych, a kontakt z ludźmi w Polsce był utrudniony, mimo iż już był Skype. Ale trzeba było siedzieć w domu, przy komputerze, umówić się na rozmowę, mieć dobre połączenie internetowe…

Wtedy łatwiej było na Gadu-Gadu.

Tak, ale mam na myśli kontakt wzrokowy. Dziś możemy w każdej chwili i z każdego miejsca na świecie zadzwonić na FaceTime i się zobaczyć. Wtedy trzeba było takie spotkanie planować. Gdy już nauczyłem się języka angielskiego, było zdecydowanie łatwiej i poznałem wielu wspaniałych ludzi. ale pierwsze dwa lata na Wyspach to był sam Wojtek, piłka nożna i jego myśli. To byli moi jedyni kompani.

Grzegorz Krychowiak twierdzi, iż byłeś zbyt pewny siebie i kosztowało cię to w życiu kilka błędów.

Niektóre błędy na boisku wynikały z przesadnej pewności siebie, ale też z gotowości do poświęcenia.

A nie po prostu z odwagi?


Granica jest w tym przypadku bardzo cienka. Żadnej z podjętych na boisku decyzji nigdy bym nie zmienił, bo wydaje mi się, iż patrząc na całą moją karierę, odwaga się broniła. Oczywiście można znaleźć momenty, w których się nie opłacała, ale jestem jednym z niewielu bramkarzy, którym udało się utrzymać przez wiele lat na tak wysokim poziomie.

Nie zszedłem poniżej pewnego pułapu, więc chyba więcej osób doceniało to, co moja odwaga daje zespołowi, niż skupiało się na pojedynczych wpadkach. Nigdy nie bałem się popełniać błędów i zawsze brałem za nie odpowiedzialność. Potrafiłem się też na nich uczyć i dzisiaj mogę spojrzeć w przeszłość z dumą.

Miałem wrażenie, iż w filmie przyznałeś między słowami, iż decyzja o końcu kariery nie była do końca przemyślana.

Była bardzo przemyślana. Już wcześniej planowałem skończyć karierę w lecie 2025 roku. Wtedy kończył się mój kontrakt z Juventusem. Jednak dyrektor sportowy zdecydował, iż klubu nie stać na utrzymanie tej umowy, bo Juventus przechodził wtedy kryzys finansowy, a ja miałem chyba największy kontrakt w zespole.

Absolutnie to rozumiem i wiem, iż w takich sytuacjach warto się dogadać. Znaleźliśmy rozwiązanie i nie ukrywam, iż było dla mnie bardzo korzystne, więc jakoś wyjątkowo mnie to nie bolało. Musiałem się wtedy zastanowić, czy jestem gotowy na jakiekolwiek nowe wyzwanie, biorąc pod uwagę, iż za rok i tak zakończyłbym karierę.

Można się domyślać, iż ofert wtedy nie brakowało.

Zapytań było bardzo dużo, ale wszystko odrzucałem. Tak naprawdę nie pochyliłem się nad żadną propozycją, nie rozmawiałem o tym z żoną. Od razu mówiłem, iż nie i koniec.

Serio nie kusiło cię jakieś ostatnie wyzwanie, zanim definitywnie powiesz sobie dość?


Doszedłem do wniosku, iż nie warto. Finansowo nie potrzebowałem zastrzyku gotówki, a cały wysiłek wiążący się z przeprowadzką do nowego kraju, uczeniem się języka, szukaniem nowej szkoły dla syna po prostu się nie opłacał. I jeszcze nasza córka miała wtedy miesiąc. Zatem wszystkie znaki na niebie mówiły mi, iż najlepszym rozwiązaniem będzie zakończenie kariery. Nie jestem osobą wierzącą, ale wierzę w karmę.

Patrząc na to, co się stało później, wróciła do ciebie całkiem szybko.

Osiągnęliśmy porozumienie z Juventusem, na którym finansowo trochę traciłem, ale zrobiłem to, bo, wierzyłem, iż warto jest być uczciwym w stosunku do ludzi. W takich sytuacjach lepiej być tym, który się odpowiednio zachował. Stałem się wolnym zawodnikiem i dzięki temu mogłem trafić do Barcelony, bo gdybym nie rozwiązał umowy, do końca grudnia byłbym związany z Juventusem. Faktycznie los mi gwałtownie coś oddał.

Ale z filmu wiemy, iż to twoja żona zdecydowała, kiedy w Barcelonie czekali na twoją odpowiedź.

Moja pierwsza reakcja na propozycję była pozytywna, ale gdy zacząłem się nad tym zastanawiać i myśleć, to stwierdziłem, iż muszę znaleźć sposób na wyplątanie się z tej sytuacji. Doszedłem do wniosku, iż nie chcę tego robić, iż po prostu się boję.

Czego się bałeś?


Przede wszystkim nie byłem pewien, czy po trzech miesiącach na emeryturze będę w stanie wrócić do odpowiedniej formy sportowej, żeby reprezentować tak wielki klub. Wydawało mi się, iż nie pasuję też do stylu gry, jaki prezentowała Barcelona. Tak naprawdę chciałem zostać w domu w Marbelli ze swoją rodziną. Takie życie bardzo mi się spodobało.

Zdążyłeś poczuć się piłkarskim emerytem?


Na pewno czułem się już bardziej golfistą niż piłkarzem. W golfa grałem codziennie, a w piłkę przez te trzy miesiące nie zagrałem ani razu. Przybyło mi też parę kilogramów. I nagle musiałem wrócić do pełnego rytmu treningowego bez okresu przygotowawczego.

Szczerze, myślałem, iż będzie gorzej niż było naprawdę. Chociaż waga do dzisiaj nie wróciła do dawnego poziomu, to po dwóch miesiącach w klubie czułem, iż jest już okej. Dzięki temu mogłem prezentować poziom, który nazwałbym akceptowalnym, może nie był jakiś wyjątkowy, ale taki, który pozwolił mi przeżyć piękną historię.

Czy w międzyczasie Barcelona zdążyła stać się twoim wymarzonym miejscem do życia choćby po karierze?


Na pewno nie. Oczywiście jestem tam bardzo szczęśliwy, syn jest bardzo zadowolony ze swojej szkoły, mamy wspaniałych sąsiadów, poznaliśmy świetnych ludzi. Ale moje miejsce do życia jest niedaleko Barcelony.

Film kończy się w taki sposób, iż da się sprytnie dopisać kolejne części. To mógłby być następny piłkarski rozdział?

Raczej nie będzie już kolejnego piłkarskiego rozdziału. Jestem aktywnym sportowcem, ale to już nie ja piszę historię, tylko staram się wspierać tych, którzy będą ją pisać. Próbuję dołożyć małą cegiełkę do sukcesu młodszej generacji. To jest rola, którą jestem w stanie zaakceptować, bo nie potrzebuję już nikomu nic udowadniać. Chcę być przydatny tym, którzy potrzebują mojej pomocy.

Wojciech Szczęsny jako mentor?


Mentor, to duże słowo, ale na pewno cieszy mnie to, iż jestem traktowany z dużym szacunkiem w zespole, w którym gram stosunkowo krótko. I też wcale nie mówię tak świetnie po hiszpańsku, więc mentorem trudno byłoby mi zostać. Z wiekiem dużo bardziej cenię sobie relacje międzyludzkie i to, co można dać od siebie. To jest chyba naturalny proces.

Kiedy człowiek jest młody, skupia się na swojej karierze i na tym, żeby osiągać własne cele, krok po kroku. Im jestem starszy, tym bardziej doceniam to, co inni zrobili dla mnie i chcę dać coś od siebie młodszym kolegom, żeby drużyna była lepsza i na co dzień lepiej nam się w niej funkcjonowało.

Kibice pięknie pożegnali cię w Turynie. Czujesz już podobne wsparcie w Barcelonie?


Czuję, ale trzeba pamiętać, iż Barcelona jest wyjątkowo specyficznym miejscem. Jest tu jedna z największych drużyn na świecie, a z drugiej strony to przecież Katalonia – zamknięty region. Wszyscy lokalni kibice są zakochani w swoim klubie i traktują go jak reprezentację Katalonii. Mają ogromną pasję do piłki nożnej.

Fajnie opowiadałeś w jednym z wywiadów, jak dzieci w Hiszpanii potrafią biegać z piłką o godzinie 23:00 między stołami w ogródku w kawiarni. Może to jest klucz do wychowania pokolenia zwycięzców na boisku.

Widziałem to w Marbelli. Naprawdę piękny widok! Brakuje tego w Polsce, ale w Hiszpanii łatwiej jest zakochać się w piłce, chociażby ze względu na pogodę. Myślę, iż w Polsce mamy jeszcze dużo pracy przed sobą, aby wejść na podobny poziom miłości do tego sportu.

Takie historie jak Roberta Lewandowskiego, jak mam nadzieję moja, Kuby Błaszczykowskiego, Grześka Krychowiaka, będą w stanie zainspirować młodsze generacje do tego, iż można zrobić coś pięknego w swoim życiu, bez względu na to, skąd się jest.

Kibice reprezentacji trochę za wami tęsknią. Wierzysz, iż będzie nowe otwarcie z trenerem Janem Urbanem?

Ja jestem teraz kibicem reprezentacji i będę zawsze trzymał za nią kciuki. Byłem w środku, wiem, iż to jest dużo cięższe niż komuś z zewnątrz może się wydawać. Nigdy w życiu nie będę jej krytykował, bez względu na to, jak będzie grała. A jeżeli któryś z młodszych kolegów będzie potrzebował mojej pomocy, to jestem otwarty, szczególnie w tych cięższych momentach.

Co będziesz robił na tej prawdziwej emeryturze? Grasz w golfa, ale nie raz mówiłeś, iż lubisz architekturę.

To moja pasja od dziecka i chciałbym się w tym kierunku rozwijać. Moim największym marzeniem zawsze było zbudowanie swojego domu, więc na pewno będę szedł w tym kierunku. Te trzy miesiące emerytury, które przeżyłem, były fajne. Ale przez jaki czas będę się tak czuł – trzy, sześć miesięcy, może rok? Nie wiem. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, iż nie będę w stanie usiedzieć w domu nie robiąc nic, zatem prędzej czy później zacznę rozwijać swoją pasję. Czy skończy się to jakimkolwiek biznesem? Nie mam pojęcia. Wewnętrzna ambicja nakazuje mi jednak, żeby myśleć poważnie o architekturze.

Dokument "Szczęsny" to kropka nad "i" w twojej karierze czy bardziej prezent dla fanów?


Film miał ogłosić koniec mojej kariery. Taki był plan. I ja oczywiście po drodze wszystko zepsułem (śmiech). Najpierw karierę skończyłem, a potem ją przedłużyłem i to w Barcelonie. Przez moje decyzje trzeba było zmieniać scenariusz.

Uważam, iż odpowiednim momentem na taki film jest koniec kariery, albo jej schyłek. To właśnie wtedy przychodzi refleksja i chęć podsumowania tego, co udało się w życiu zrobić, a co nie wyszło, rozliczenia kosztów i wyrzeczeń, jakie trzeba ponieść, by być w sporcie na wysokim poziomie. Wiedziałem, iż mogę zaufać Kacprowi Sawickiemu i Jamesowi Poole'owi, iż dostarczą produkt, który nie będzie laurką, bo ja czegoś takiego nie chciałem.

A czego najbardziej chciałeś?


Żeby każdy mógł się utożsamiać z główną postacią tego filmu, czyli ze mną. Żeby widział, iż bez względu na swoje słabości, niedoskonałości, problemy i upadki można napisać piękną historię. I mam nadzieję, iż każdy znajdzie w tej historii chociaż cząstkę siebie.

Idź do oryginalnego materiału