Wilfredo Leon czekał na to 10 lat. Cała Polska aż przecierała oczy

6 godzin temu
Aby zagrać w PlusLidze, czekał aż 10 lat. A gdy wreszcie do niej trafił, to rozbił bank. Wilfredo Leon przyznaje, iż w ostatnim sezonie jedna rzecz w Polsce bardzo go zaskoczyła. - Pierwszy raz mi się to zdarzyło - zaznacza filar reprezentacji Polski, który teraz negocjuje z trenerem Nikolą Grbiciem.
Nie było innej możliwości - podczas gali 25-lecia Polskiej Ligi Siatkówki siatkarzem sezonu 2024/25 został Wilfredo Leon. Mimo iż niektórzy mieli wątpliwości, kiedy przed sezonem Bogdanka LUK Lublin namówiła Leona na transfer do Polski. Przyjmujący, który szturmem podbił PlusLigę, dobrze o tym pamięta. Tak jak i o wkładzie żony w jego ostatnie sukcesy, o którym wspomniał podczas gali, rozbawiając zebranych.


REKLAMA


Zobacz wideo Lublin mistrzem Polski w siatkówce. Marcin Komenda: Przed sezonem mało kto na nas stawiał


Miał być żart, miało być ryzyko, a był strzał w dziesiątkę. Dwa polskie kluby zrezygnowały z Leona
- Kiedyś chciałem zagrać w PlusLidze, ale nie myślałem, iż nastąpi to dopiero 10 lat później - zaznaczył Leon, odbierając pamiątkowy puchar dla Siatkarza Sezonu.
Nagroda to efekt jego rewelacyjnych występów w Bogdance LUK Lublin, do której dołączył jesienią. Razem triumfowali w Pucharze Challenge, debiutując z przytupem w europejskich pucharach, a potem sensacyjnie zdobyli mistrzostwo Polski. A sam Leon? Zdobył 610 punktów (drugi punktujący w lidze), posłał 86 asów (najlepszy zagrywający) i dorzucił 52 bloki. Rozegrał 36 meczów i dziewięć razy wybierano go MVP spotkania, dzięki czemu pod tym względem zajął - ex aequo z Bartoszem Kurkiem z Zaksy Kędzierzyn-Koźle - pierwsze miejsce.
- Uważam, iż praca jeszcze nie jest wykonana, ale na ten sezon była wystarczająca, by być zadowolonym. Zarówno ja, indywidualnie, jak i drużyna. Mam nadzieję, iż dalej będziemy pracować nad naszą siatkówką - zaznaczył w rozmowie z grupą dziennikarzy Leon.
Wiele osób przecierało oczy ze zdumienia, gdy rok temu pojawiły się pogłoski, iż mający za sobą występy w potężnym Zenicie Kazań i od kilku lat broniący kolorów włoskiej Perugii Leon może trafić do klubu z Lublina. Ten klub rozgrywał wówczas dopiero trzeci sezon w ekstraklasie. Ale jak się okazało, nie był to wcale żart. Niektórzy jednak zwracali wówczas uwagę na ryzyko lubelskiego klubu, bo należący do ścisłej światowej czołówki zawodnik miał wtedy problemy zdrowotne, które nękały go już do dłuższego czasu.


Prezes Aluronu CMC Warty Zawiercie Kryspin Baran w niedawnym wywiadzie dla "Weszło!" przyznał, iż jego klub był bliski pozyskania 31-letniego przyjmującego, ale właśnie z powodu obaw o zdrowie ostatecznie zrezygnował.
- Z tego co wiem, dla władz klubu z Lublina, sponsorów i trenera to również duże zaskoczenie i nikt mi nie wmówi, iż mieli podstawy podejrzewać, iż Wilfredo będzie zdrowy - podkreślił Baran, którego klub został rozbity przez Bogdankę w finale PlusLigi.
Działacze z Lublina i eksperci podkreślali, iż najważniejsze było w tym wypadku spokojne wprowadzanie do gry Leona na początku sezonu. On zaś sam z siebie tuż po wtorkowej gali nawiązał do kwestii zdrowotnych oraz do wątpliwości, które wokół jego transferu się pojawiły.
- Dawno nie miałem tak, iż mogłem zagrać praktycznie od początku do końca, bez większych przerw. Pojawiały się głosy krytyki i wątpliwości dotyczące mnie. Np. związane z wydanymi na mnie pieniędzmi. To wszystko dodawało mi mocy, której nie brakowało mi w końcówce sezonu. Bardzo się cieszę z tej nagrody. Widać, iż praca tych kilku miesięcy dała dobry efekt - podsumował wicemistrz olimpijski z Paryża.


Aluron nie był pierwszym polskim klubem, który zrezygnował z pozyskania tego klasowego gracza, mając taką możliwość. Ten, wspominając o sytuacji sprzed 10 lat, nawiązywał do Asseco Resovii. Brylującego już od kilku lat w reprezentacji Kuby siatkarza ściągnął wtedy do Polski menedżer Andrzej Grzyb. Opowiadał potem na stronie PLS, iż ówczesny trener rzeszowskiej drużyny Andrzej Kowal nie chciał włączyć przyjmującego do treningów, by nie wprowadzać zamieszania w zespole. Leon ćwiczył więc z juniorami, w młodzieżowym AKS-ie Resovia. Klub z Rzeszowa miał wtedy szansę pozyskać Leona, ale nie zdecydował się na wyłożenie wymaganych pieniędzy.
- Kilka lat temu bardzo chciałem tutaj grać. Nie udało się i to zbudowało mnie jako osobę, którą teraz jestem. Mam bardzo dobre wspomnienia odnośnie osób, które mi kiedyś pomogły. Czułem się tu bardzo dobrze, a co do klubu to... Wiecie, jak jest. Byłem tutaj sześć miesięcy. Przygotowywałem się, a jednak powiedzieli mi: nie potrzebujemy cię - wspominał w styczniowej rozmowie z dziennikarzami Leon, tuż po meczu ligowym w rzeszowskiej hali Podpromie.
Leon o zaskoczeniu w PlusLidze. Podwójny mentor. "A jak nie, to złapię ich za rękę i..."
Ruch szefów Bogdanki okazał się strzałem w dziesiątkę pod każdym względem. Leon bowiem nie tylko zapewnia wielki wkład sportowy na parkiecie, ale też jest magnesem na kibiców i sponsorów. Ci ostatni, gdy dowiedzieli się, iż jest opcja pozyskania tego gracza, to zadeklarowali wyłożenie na ten cel dodatkowych pieniędzy. A kibice zapełniali hale w każdym meczu ligowym w Polsce, w którym brał udział. Także te, w których gospodarzem byli rywale Bogdanki.
- Czy coś mnie zaskoczyło w PlusLidze przez ten rok? Że zawsze były pełne hale. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Mam nadzieję, iż dalej tak będzie - przyznał gwiazdor światowej siatkówki.


Nieraz po meczach można było zobaczyć, jak cierpliwie rozdawał wszystkim autografy i pozował do zdjęć. W związku z tym koledzy z Bogdanki już przyzwyczaili się, iż na meczach wyjazdowych zwykle to na niego najdłużej czekali w autobusie gotowi do podróży powrotnej. A sympatycy siatkówki garnęli się do Leona nie tylko po meczach.
- To wielka radość, ale czasem też kłopot - przyznał z uśmiechem 31-latek. I po chwili dodał, iż często jest też rozpoznawany i zaczepiany poza halami sportowymi. - Np. w centrum handlowym albo na ulicy. Nieraz się śpieszę i ktoś mówi, iż chciał tylko zdjęcie albo zamienić kilka słów, ale podchodzą kolejne osoby i trwałoby to już trochę. Nie zawsze więc się udaje i przepraszam za to, ale staram się. Na pewno widać w Polsce miłość do siatkówki - podsumował.
Podczas przemówienia na wtorkowej gali Leon nie zapomniał zarówno o kolegach z drużyny, jak i o pracownikach klubu i sponsorach. Wspomniał także o żonie Małgorzacie, która jest dla niego wielkim wsparciem. I to wielowymiarowo.
- Pozwala mi zawsze spać, kiedy potrzebuję - rzucił ze sceny siatkarz, rozbawiając publiczność.


A potem dopowiedział dziennikarzom, iż nieraz potrzebuje odpocząć, choćby przed meczem, i wówczas jego druga połówka bierze dzieci np. na długi spacer, by miał ciszę i spokój. - Jest niesamowita - wychwalał żonę Leon.
Przyjmujący ma teraz przerwę między sezonem klubowym i kadrowym. Przyznaje, iż z racji różnych obowiązków raczej nie uda mu się wypocząć w stu procentach przed przyjazdem na zgrupowanie reprezentacji Polski, ale zapewnia, iż gdy się pojawi w Spale, to będzie pełen energii. Trener Nikola Grbić wyznaczył mu - tak jak dużej grupie kadrowiczów - jako termin przyjazdu 2 czerwca.
- Tak mówi i oficjalnie taka jest data, ale jeszcze próbuję trochę negocjować. Trzeba próbować - tłumaczył z uśmiechem Leon.
Jego koledzy z Bogdanki nie kryją, iż występowanie z siatkarzem tej klasy to dla nich duża sprawa. Wielu obserwatorów również zwracało uwagę na to, iż u boku Leona inni grają po prostu lepiej. Czy będzie też mentorem dużej liczby młodych stażem kadrowiczów, którzy w tym roku zostali powołani przez Grbicia?


- Mam nadzieję. A jak nie, to złapię ich za rękę i powiem: "Panowie, tu pracujemy w taki sposób". Ale w reprezentacji jest pan kapitan (Bartosz Kurek - red.) i to on będzie tego pilnował. Ja będę tylko pomagał - zapewnił żartobliwie Leon.
Idź do oryginalnego materiału