Felix Baumgartner poniósł tragiczną śmierć w czwartek po południu. Austriak leciał paralotnią w okolicach Porto Sant’Elpidio we Włoszech. W pewnym momencie 57-latek stracił kontrolę nad maszyną i spadł do hotelowego basenu. Na miejscu przeprowadzono akcję ratunkową, ale Baumgartnera nie udało się już uratować.
REKLAMA
Zobacz wideo Urban nie wytrzymał! "Czy ja się nie przesłyszałem?!"
Włosi podejrzewali, iż Austriak mógł stracić przytomność już w trakcie lotu, ponieważ nie wezwał pomocy, gdy tracił kontrolę nad kierunkiem szybowania. Jak podało "The Independent", miejscowa prokuratura przesłuchała świadków, którzy przekazali, iż Baumgartner przed upadkiem miał "obrócić się wokół własnej osi". To również wskazywałoby na to, iż doznał niespodziewanych problemów jeszcze w powietrzu. Jedna z teorii jest taka, iż Austriak miał atak serca.
Media docierają do kolejnych świadków. Portal ilrestodelcarlino.it porozmawiał z kobietą, która widziała ten tragiczny wypadek. - Byłam na plaży i widziałam, jak ta paralotnia spada. Wszystko miałam jak na dłoni, bo akurat patrzyłam w tamtą stronę - powiedziała kobieta.
Kolejny świadek wypadku Baumgartnera
- Początkowo myślałam, iż próbuje wylądować, ale chwilę później było jasne, iż maszyna spada, a człowiek nie może nic zrobić. Wyglądało to, jakby paralotnia się popsuła. Byłam w wielkim szoku - dodała. Na razie nie wiadomo, kiedy poznamy oficjalną przyczynę i okoliczności tragicznego wypadku.
Wiele wyjaśnić może nagranie z kamery umieszczonej na jego ciele, dzięki której 56-latek chciał zarejestrować swój lot. Włosi planują je obejrzeć najszybciej, jak to tylko możliwe.
Baumgartner w młodości trenował spadochroniarstwo w austriackiej armii, a z czasem zaczął specjalizować się w dokonywaniu rzeczy, które przeciętnemu człowiekowi nie przyszłyby choćby do głowy. W 2012 r. Baumgartner jako pierwszy człowiek wzniósł się balonem wypełnionym helem do stratosfery, a następnie zeskoczył z powrotem na ziemię, osiągając najwyższą w historii prędkość swobodnego lotu.