Wąsek aż się popłakał. Nie zapomni tego do końca życia. Nieprawdopodobne

1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl


Po zawodach Pucharu Świata w Oberstdorfie szkoda nam, iż Paweł Wąsek nie stanął na podium. Zabrakło niewiele, ale przecież chyba nikt nie wyobrażał sobie, iż Polaka będzie w ten weekend stać na nową życiówkę na mamucie. Bo Wąsek w lotach do tej pory toczył walkę raczej z demonami przeszłości, a nie rywalami. Wielu po tym, co przeszedł, nie włożyłoby już w ogóle nart na nogi.
Paweł Wąsek nie od razu skakał w miniony weekend w Oberstdorfie z dużą pewności siebie. Trener Thomas Thurnbichler wskazuje, iż respekt 25-letniego skoczka do latania na mamucie dobrze było widać w tym, iż nie był w stanie odpowiednio położyć się na nartach. Pozycja w locie do końca weekendu pozostała jeszcze niewykończona, ale w niedzielę zapas agresywnego podejścia do latania Wąsek niemal wyczerpał. Bo o ile w piątek i sobotę widzieliśmy Pawła, który nie był do końca przekonany do tego, co robi, tak dzień później zamienił się w kogoś potrafiącego wykorzystać swoją technikę, warunki na skoczni i odlatującego jak najlepsi na świecie.


REKLAMA


To niesamowita metamorfoza, jeżeli pomyśli się już nie tylko o samym Oberstdorfie, ale ogółem o tym, co Wąsek przeszedł w swojej karierze na mamutach. Że gdy na skoczni warunki robią się trudne, chwilami niebezpieczne, to Polak ma w sobie sporo strachu, który będzie z nim na zawsze. A jednak, tym razem wygrała w nim wielka odwaga i frajda z dalekiego latania. Wąsek walczył o podium, doleciał do czwartego miejsca. W drugim skoku osiągnął aż 233 metry.


Zobacz wideo Coming out polskiego skoczka! Kosecki: Mega szanuję taką postawę


Jedna rozmowa zupełnie zmieniła sezon Pawła Wąska. Doszedł do życiowej formy
Przed Turniejem Czterech Skoczni narzekaliśmy, iż polska kadra skoczków nie mają lidera. Że najlepszym zawodnikiem kadry Thurnbichlera był w tym sezonie już niemalże każdy. I od początku TCS tego lidera już mamy: Paweł Wąsek skacze równo i na poziomie najlepszej dziesiątki stawki Pucharu Świata. W najlepszych skokach jest w stanie zbliżyć się do ścisłej czołówki, a choćby powalczyć o podium. Może reszta zawodników wielokrotnie ma problemy ze swoją formą, jest niestabilna, a często po prostu w słabej dyspozycji, ale dla Wąska warto ciągle śledzić, co dzieje się w polskich skokach.


Kluczowym miejscem dla tego, co w tej chwili dzieje się z Wąskiem okazał się Oberstdorf. Ale miesiąc temu. Bo Wąsek wskazał niedawno konkretny moment, w którym uwierzył, iż możliwe są o wiele większe rzeczy, niż dotychczas jemu i nam się wydawało: pokonanie Karla Geigera w parze KO pierwszej serii zawodów otwierających 73. TCS. W kwalifikacjach wypadł niemrawo, ale w konkursie, po serii miejsc tuż za top 10 w pierwszej części sezonu, wreszcie był dziesiąty. I widać było, iż do skoków podchodzi z inną energią, od razu wyglądał na silniejszego niż wcześniej.
Thurnbichler mówił wówczas, iż to, co Wąsek pokazał tamtego dnia, było nie tylko efektem tego, co wspólnie wypracowali na skoczni, ale także wydarzeń spoza niej. A konkretnie - rozmowy z psychologiem. - Paweł jest jednym z tych zawodników, którzy najczęściej i najbardziej systematycznie korzystają z pracy mentalnej. W Oberstdorfie to była kwestia odnowienia pewnych rzeczy, do których przygotowywaliśmy się latem, czy w trakcie poprzednich sezonów - mówi Sport.pl Daniel Krokosz, psycholog polskich skoczków.


I stara się, oczywiście nie zdradzając tajemnicy zawodowej, wytłumaczyć, w czym pomógł Wąskowi przed zawodami na Schattenbergschanze. - Potrzebował skupić się na zadaniu, być tu i teraz, robić to, co ważne. Świetnie to wykonał i wrócił na dobrą ścieżkę w Turnieju Czterech Skoczni, który niesie ze sobą spory ciężar. Jest duże zainteresowanie mediów, kibiców, spora widownia. Niektóre rzeczy w takich okolicznościach uciekają, także po długiej przerwie, a mieliśmy święta spędzone poza światem skoków. Taki powrót do ustawień fabrycznych i koncentracji na tym, nad czym pracował wcześniej, zadziałał bardzo dobrze - opisuje Krokosz.
Psycholog polskich skoczków: Paweł potrafi pięknie wykorzystywać pewność siebie
- Paweł doskonale wie, jak to zrobić, ale czasem potrzeba informacji z zewnątrz. Takiego sygnału i przypomnienia - dodaje Krokosz.
Gdzie widzi największe zmiany u polskiego skoczka w trakcie ich współpracy, która trwa już trzeci rok? - Widać, jak rośnie świadomość Pawła. Jest otwarty na wychodzenie ze strefy komfortu, chce się rozwijać w wielu kierunkach czy eksperymentowanie ze sprzętem. Dobrze działa feedback, który dostaje we współpracy z Thomasem, czy ja mu daję. On jest wyraźnie wdrażany i to jest największa zmiana względem tego, co działo się do tej pory - ocenia psycholog.
Krokosz zauważa, iż Wąsek w odpowiedni sposób podchodzi do zyskiwania pewności siebie na skoczni. - Potrafi pięknie wykorzystywać ją w pozytywnych okolicznościach. Gdy ona na chwilę znika, też nie załamuje rąk, tylko działa dalej. To dziś kluczowa umiejętność. Pewność siebie potrafi być chimeryczna. Przychodzi i odchodzi, pracuje się nad tym, żeby ją zwiększać, ale także, żeby radzić sobie, gdy jej nie ma. Paweł to potrafi - wskazuje.


Strach nigdy nie opuści Wąska. Ale Polak może go oswoić
Teraz Wąsek wrócił do miejsca, gdzie pojawił się przełom w jego wynikach w tym sezonie. I miał przed sobą spore wyzwanie: pierwsze loty. A dla niego to coś zupełnie innego niż starty na dużych skoczniach, zwykła rywalizacja w Pucharze Świata. Skoczek pewnie jest już zmęczony opowiadaniem o traumie, jaką wywołał u niego upadek z Wisły. Gdy miał 14 lat mocno się tam poturbował, a sam wypadek wyglądał bardzo groźnie. Wąsek chciał gwałtownie wrócić do treningów, ale okazało się, iż towarzyszy mu strach. - Jak wróciłem na skocznię i siadłem na belce, to głowa zaczęła szwankować, wyświetlać różne głupie myśli. Wtedy zaczął się problem - mówił w długiej rozmowie na Sport.pl Łukaszowi Jachimiakowi.
Wąsek krok po kroku oswajał się z tym, iż nie patrzy na skoki w ten sam sposób i się boi. O ile na normalnych i dużych obiektach udało mu się to opanować, tak w przypadku lotów narciarskich do dziś nie jest mu łatwo. - Strach we mnie cały czas siedzi i myślę, iż nie pokonam go do końca swojej kariery - przyznał Wąsek.
- Jak są dobre, stabilne warunki, to raczej już mi się to nie zdarza. Ufam sobie już na tyle, iż ze spokojem idę i skaczę. Ale zdarzają się takie konkursy, jak w tym sezonie w Kuusamo, iż strach się pojawia. Wtedy rozumiem skoczków, którzy są już na górze, ale rezygnują ze skoku. Tam się coś takiego zdarzyło na treningu. W takich warunkach, gdzie nie wszystko zależy od nas, normalne jest, iż każdy się boi. Wtedy strach zawsze będzie - wskazał skoczek.
Wąsek ewenementem i przykładem. Pozwolił, żeby jego przypadek znalazł się w artykule naukowym
Najgorsze sytuacje na mamucie Wąsek miał w Planicy. W 2022 roku wycofał się z rywalizacji po jednym skoku. Rok później miał problemy, ale udało mu się je przezwyciężyć. I to, co zrobił, żeby nie myśleć tylko o problemach, jakie przydarzają mu się na mamucich skoczniach, może być przykładem silnej woli i odwagi. Pomimo silnych emocji, łez w szatni, potrafił nie tylko pojawić się na skoczni i dalej startować, ale także jeszcze mówić o całej sytuacji w mediach.


Tak postrzega to także Krokosz, który sytuację pomocy Wąskowi w Planicy w 2023 roku przedstawił w artykule opisującym jego pracę z kadrą polskich skoczków - "Modelu psychologicznej współpracy z reprezentacją Polski w skokach" opublikowanym w listopadzie zeszłego roku. - Profesor Blecharz, przygotowując wydanie takiego periodyku naukowego, poprosił o przygotowanie artykułu o kierunku, w którym idziemy we współpracy z Thomasem Thurnbichlerem. Obaj zostaliśmy jego autorami. Zawsze, gdy coś jest opublikowane, to jest jaśniejsze i łatwiej innym osobom się do tego odnieść. Chcemy też pokazywać, iż psychologia nie jest jakąś okultystyczną dziedziną wiedzy, która bazuje na niesprawdzonych teoriach. To artykuł naukowy, więc jest wiele odwołań i wskazań, dlaczego wybieramy takie metody, a nie inne - mówi o tej publikacji psycholog.
W artykule nie jest zaznaczone, iż opisywana jest akurat sytuacja z Wąskiem. Nietrudno jednak dojść do tego, iż to właśnie o nią chodzi. Zwłaszcza, gdy w końcówce Thurnbichler i Krokosz przytaczają procedurę, która "pozwoliła oddać zawodnikowi trzy dobre, odważne skoki, pomimo odczuwania silnych emocji". I wiemy, iż skoczek pozwolił na to, żeby ten opis pojawił się w artykule. - Rozmawialiśmy z Pawłem i on sam w czasie tych wydarzeń w Planicy sporo mówił w mediach, ta sytuacja była szeroko komentowana. Za zgodą zawodnika i po konsultacji z supervisorem psychologicznym postanowiliśmy pokazać, jak wtedy pracowaliśmy - mówi nam Krokosz.
- Omówiliśmy to i zgodziliśmy się, iż dobrze będzie to opisać. Czy nie chcieliśmy zdradzać pewnych rzeczy? Wszystkie kadry w jakiś sposób korzystają z pomocy psychologów i mają własne metody. Ale nie przeszkodziło mi, iż my pokażemy te nasze. W sytuacji z Pawłem, za zgodą zawodnika, też - wskazuje Thurnbichler. I tak Wąsek stał się swego rodzaju ewenementem, przykładem tego, jak wiele u zawodnika, choćby w krótkim okresie, może zmienić praca z psychologiem.
"Piękna historia". Wąsek płakał, a potem poczuł pełną euforia z latania
- To było jedno z największych wyzwań w trakcie mojej pracy ze skoczkami i bardzo trudna sytuacja. Uważam, iż to oparcie naukowe, o którym piszemy, pomogło nam zadziałać w sposób skuteczny. Mam wrażenie, iż ta interwencja była skuteczna - ocenia Krokosz.


"Obaj z psychologiem usiedli na ławce. Wąsek wyraźnie płakał. Oczy zasłonił ciemnymi okularami. Kiedy stało się jasne, iż piątkowy konkurs nie dojdzie do skutku, do Wąska i Krokosza znowu dołączył Thurnbichler. Za moment psycholog kadry pobiegł po chusteczki, by nasz skoczek mógł się doprowadzić do porządku. Po chwili obaj gwałtownie udali się w kierunku szatni" - opisywał wówczas wydarzenia z Planicy dziennikarz Interii, Tomasz Kalemba.
Jak całą sytuację wspomina dziś Wąsek? - W piątek został tam odwołany konkurs indywidualny, do którego się nie dostałem. W piątek tak się bałem, iż chciałem kończyć - wspominał Wąsek. - Ale przegadaliśmy to, przepracowaliśmy i zgodziłem się startować w sobotniej drużynówce, a wcześniej poszedłem choćby na przedskoczka na ten przełożony konkurs indywidualny. Miałem tak nabrać trochę pewności siebie. Jako przedskoczek byłem ponapinany, w drużynówce jeszcze też. Skakałem z dużą kontrolą. Ale już w niedzielę naprawdę miałem frajdę z tego, iż tam skaczę. A na finałowy skok poszedłem z takim nastawieniem, iż powalczę o coś więcej i aż się za bardzo napaliłem, dlatego skok zepsułem. Ale to nic, ważne, iż naprawdę czułem już pełną euforia z latania - ocenił blisko dwa lata po całym zdarzeniu w rozmowie ze Sport.pl.
- Uważam, iż to była piękna historia - wskazuje Krokosz. - Przeszła w środowisku narciarskim z echem, w sportowym z mniejszym, ale może być przykładem wielkiej odwagi. Że wykonuje się rzeczy ważne pomimo strachu i trudnych doświadczeń. Paweł z odrobiną pomocy, bo i tak to on przecież siedział na belce, choć miał do pokonania wiele przeciwności, skakał i w pewien sposób przezwyciężył swój strach. Zrobił to wszystko w wielkim stylu i z wielką odwagą. A w dodatku jeszcze o tym opowiedział. Bardzo mi tym zaimponował - dodaje.
Siedem kroków, które odmieniły Wąska
Działanie trenera i psychologa w tamtym czasie, w czasie ostatnich zawodów sezonu, w artykule jest opisane w siedmiu krokach.


"Krok 1: Zdefiniowanie kluczowych wartości dla zawodnika i planu dnia zawodów - kluczowymi wartościami były odwaga, rozwój i zaufanie trenerowi. Z drugiej strony, planem były trzy loty, pomimo silnych wątpliwości wobec skakania na mamucich skoczniach z odpowiednią techniką odbicia i zaangażowaniem w fazie lotu.
Krok 2: Zidentyfikowanie kluczowej trudnej sytuacji. Kluczową trudnością było pasywne wyjście z progu i brak płynnego przejścia do fazy lotu - takie okoliczności, choć wydają się być bezpiecznym wyjściem z sytuacji, zwykle prowadzą do poważnego zagrożenia w pierwszej fazie lotu i przynoszą krótki skok.
Krok 3: Pomoc zawodnikowi w rozpoznaniu i zrozumieniu emocji oraz myśli, które pojawiają się w tej sytuacji. Pojawia się dużo strachu i myśli takich jak: "Jeśli się boję, to się nie nadaję".
Krok 4: Wskazanie zachowań, które nie idą ramię w ramię z wartościowymi działaniami i tych wybieranych przez zawodnika podczas wpływu trudnych emocji. W opisywanej sytuacji zawodnik wycofał się z wykonania skoku lub wykonał go bezpiecznie.
Krok 5: Wzmocnienie zachowania z kroku 4. Odpuszczony skok doprowadził u zawodnika do znacznego zmniejszenia poczucia niepokoju.
Krok 6: Określenie długofalowych konsekwencji zachowań unikowych. Ich skutek, czyli rezygnacja lub odpuszczenie skoku jest pogłębienie się przekonania, iż nie da się oddać takiego skoku, ze zwiększonym poczuciem niepokoju i spadkiem poziomu sportowego.
Krok 7: Wskazanie krótkoterminowych i długofalowych skutków zachowania związanego z wyraźnym odbiciem z progu i zaangażowaniem w przybraniu pozycji w locie. Zawodnik opisał, iż odczuł dyskomfort, który skoczek spróbuje zaakceptować, by w dalszej perspektywie mieć możliwość rozwoju sportowego i walki o czołowe miejsca w Pucharze Świata, bez względu na typ skoczni, na której rozgrywane są zawody".


Z dzisiejszej perspektywy Wąska, który rzeczywiście doszedł do walki o czołowe pozycje w zawodach na mamutach, warto zdać sobie sprawę, jaki krok w kierunku do tego uczynił wtedy w Planicy. Jak to musiało być dla niego trudne, ale jednocześnie ile satysfakcji musi czuć obecnie.
To jest historia na wzruszający film. Cierpliwie czekam na jeszcze piękniejszy happy end
Rok temu Wąsek miał zaproszenie, żeby do Planicy pojechać, ale był po świetnym występie na Pucharze Kontynentalnym w Zakopanem, zakończonym bardzo dalekim skokiem, i wolał sobie nie psuć tego wrażenia. Skończył sezon, myśląc o pozytywnych wynikach, a nie wyzwaniu, z którym mógłby sobie nie poradzić. Teraz mówił już, iż do Planicy chce pojechać, żeby rywalizować z najlepszymi, ale także pobić rekord życiowy, który długo utrzymywał się na poziomie 216,5 metra z Vikersund sprzed prawie sześciu lat. Chyba nie spodziewał się, iż dokona tego o wiele wcześniej.
To jasne, iż w Oberstdorfie nie było mu "swojo" już od pierwszego lotu i musiał się znów przyzwyczaić do większych oporów powietrza, czy wysokości, której nabiera po odbiciu. Jednak już w piątkowych treningach i kwalifikacjach poradził sobie z tym nieźle. - W kwalifikacjach skakałem z większym przekonaniem, poszedłem i pomyślałem, iż skupię się na nabraniu wysokości, a może lot się jakoś wyrówna. I stąd pojawiła się lepsza odległość - mówił Polak. Poleciał wtedy na 210,5 metra i zajął 15. miejsce, najlepsze wśród kadry Thurnbichlera. Daleko od czołówki, ale też od problemów, czy zawalenia skoku.
- Nastawiałem się jak na każde zawody. Skacze się tu dalej tak samo, więc nie było w tym nic wyjątkowego - ocenił Wąsek. Nie chciał też odpowiedzieć wprost na pytanie, czy to najbezpieczniejszy ze wszystkich mamutów. - Ciężko powiedzieć i na pewno nie chciałbym się przekonać, iż jest inaczej - śmiał się skoczek. A taka narracja panowała, gdy skoczek debiutował tu w 2019 roku i uzasadniano wysyłanie go tu jeszcze za kadencji Stefana Horngachera. Wtedy dostał swoje pierwsze powołanie na zagraniczne zawody Pucharu Świata - właśnie na loty do Oberstdorfu. I to była decyzja Horngachera, przekazana Wąskowi przez Macieja Maciusiaka. Wtedy skoczek na początku się ucieszył, ale gdy trener przekazał mu przez telefon, iż chodzi o loty, to w słuchawce usłyszał głuchą ciszę. Teraz przyznawał, iż już w Zakopanem zadawano mu sporo pytań o loty, ale sam skoncentrował się na nich dopiero, gdy dotarł do Niemiec.


- Nigdy nie wiesz wcześniej, z wyprzedzeniem, jak zareaguje zawodnik. Wszyscy wiemy, jaką historię związaną z lotami ma za sobą Paweł. Dlatego cieszę się, iż widziałem jak świadomie i pewnie był w stanie reagować na skoczni. Także zmieniać małe detale, do których potrzeba zupełnie innego poziomu pewności siebie. Dziś widzimy, iż ona u niego jest. Byłem pewny, iż może sobie poradzić. Pierwsze skoki zawsze wskazują kierunek, pozytywny lub negatywny, ale już po pierwszym treningu byłem przekonany, iż wszystko będzie w porządku. Po trzech stabilnych lotach tylko się w tym utwierdziłem - zapewnił Thurnbichler.


W sobotę Wąsek popełniał błędy i nie latał daleko. Z zawodów odpadł już po pierwszej serii i był na siebie zły. Ale w niedzielę, po odpowiednim nastawieniu przez Thurnbichlera i wskazaniu zmian, które Wąsek był w stanie zastosować, widzieliśmy Pawła-lotnika. Jego sukces, bo tak trzeba nazywać to niedzielne czwarte miejsce, staje się jeszcze większy, gdy uświadomimy sobie, iż dotąd na lotach rzadko myślał o tym, żeby powalczyć o coś więcej niż przetrwanie. Wydawało się, iż teraz czymś wielkim będzie już każdy weekend na mamucie, kiedy nie widać po nim, iż walczy ze swoimi demonami. Miały go przybliżać do tego, żeby już niedługo cieszyć się na takich skoczniach pięknymi, dalekimi lotami. Jednak Wąsek nauczył się, jak to przekuć w oddawanie na mamutach tak świetnych skoków jak wcześniej na dużych skoczniach o wiele szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. To historia na dobry, wzruszający film. A my czekamy na jeszcze piękniejszy happy end - Pawła Wąska na podium zawodów Pucharu Świata.
Idź do oryginalnego materiału