W głowie się nie mieści! Czeka ich kara za taki sukces w Lidze Mistrzów

6 dni temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Christian Hartmann


Przepisy, które w założeniu mają stać na straży zrównoważonego rozwoju klubów piłkarskich, tak naprawdę betonują czołówkę. Kolejną drużyną, która się o tym przekonała, jest Aston Villa. Klub Matty'ego Casha, choć zarobił fortunę w Lidze Mistrzów i wciąż jeszcze ma szanse na awans do półfinału, będzie musiał sprzedać choćby kilku zawodników.
PSR, czyli zasady dotyczące rentowności i zrównoważonego rozwoju, to zbiór przepisów, które zmuszają angielskie kluby do gimnastyki finansowej. Każdy klub musi tak prowadzić swoje finanse, by straty nie były zbyt wielkie. W ciągu trzech kolejnych sezonów ujemny bilans nie może być wyższy niż 105 mln funtów. Inaczej klub czekają kary finansowe, zakazy transferowe lub choćby odjęcie punktów w tabeli.


REKLAMA


Zobacz wideo


Straty Aston Villa przekroczyły akceptowany poziom
Kilka dni temu gruchnęła hiobowa wiadomość dla fanów "The Villans". w okresie 2023/24 klub poniósł stratę w wysokości 86 mln funtów. Razem z minusem z jeszcze wcześniejszego roku (114 mln) to już 200 mln funtów, obciążających bilans klubu. Kibice z drżeniem serca będą oczekiwać tego, co będzie się dziać w letnim oknie transferowym. Zasada jest bowiem taka, iż klub, który przekroczy limit strat, musi je pokryć z transferów. A to oznacza, iż Aston Villa będzie musiała podjąć się niemożliwego zadania: nie osłabić zespołu i jeszcze pozyskać miliony funtów ze sprzedaży graczy.


Doszło do sytuacji kuriozalnej. W tym sezonie Ligi Mistrzów Aston Villa zarobi ponad 80 mln euro, ale w regulaminach PSR nie ma to żadnego znaczenia. Liczą się wyniki finansowe z trzech ostatnich sezonów, a ten obecny zostanie doliczony dopiero przy ustaleniu zasad rentowności i zrównoważonego rozwoju w rozgrywkach 2025/26.
Przed rokiem, gdy zespół był w podobnej sytuacji, z klubem już w czerwcu, aby dopełnić terminu rozliczeń, pożegnali się m.in. Douglas Luiz, który odszedł do Juventusu za 42 mln funtów i Moussa Diaby, który wybrał saudyjski Al-Ittihad za 50 mln. To zmniejszyło trochę stratę, która w przeciwnym wypadku wynosiłaby aż 250 mln funtów. Zespół zmieścił się w limitach i uniknął kar tylko dzięki temu, iż wydatki, które poniósł na infrastrukturę i drużynę kobiecą, zmniejszyły ujemny bilans do akceptowalnego poziomu.
Właściciel Aston Villi: Te zasady nie mają sensu
Właściciele klubu, dwaj miliarderzy, Egipcjanin Nassef Sawiris i Amerykanin Wes Edens, którzy kupili Aston Villę w 2018 roku, są rozżaleni sytuacją. Zainwestowali w klub ponad 400 mln funtów, żeby z drużyny, która grała w Championship (drugi poziom ligowy w Anglii) uczynić zespół Ligi Mistrzów. Tymczasem Premier League rzuca im teraz kłody pod nogi i nie pozwala rozwijać się dalej. Jeszcze bardziej muszą osłabić zespół, żeby uczynić zadość przepisom, które co prawda mają na celu dobro i stabilność całej ligi, ale tak naprawdę powodują, iż tzw. mniejsze kluby nie mają na dłuższą metę szans wedrzeć się do czołówki na dłużej. - Niektóre z zasad w rzeczywistości doprowadziły do scementowania status quo bardziej niż do stworzenia mobilności w górę i płynności - powiedział Sawiris "Financial Times" i dodał: - Te zasady nie mają żadnego sensu i nie są dobre dla piłki nożnej.


Można powiedzieć, iż takie kluby jak Aston Villa stoją w Anglii na straconej pozycji. Zwłaszcza iż drużyna z Birmingham ma stadion jedynie na 42 tys. widzów i jego powiększenie dla zwiększenia przyszłych dochodów wiązałoby się z kolejnymi poważnymi wydatkami właścicieli. Co prawda wydatki na infrastrukturę nie są wliczane do PSR, ale z drugiej strony duża rozbudowa stadionu to ogromne ryzyko. Wielkie wydatki nie zwrócą się, jeżeli drużyna nie będzie miała wysokiego poziomu sportowego. A ten poziom w bardzo poważnym stopniu uzależniony jest od wysokości wydatków na pensje i transfery piłkarzy. A te z kolei ogranicza PSR. Dlatego właściciele Aston Villi większą uwagę poświęcają okolicom obiektu i budują centrum rozrywki, by przyciągnąć kibiców w to miejsce przez cały rok, a nie tylko na czas meczów w sezonie.


Nie tylko Aston Villa cierpi z powodu PSR
Eksperci zwracają uwagę, iż w podobnej sytuacji jak Aston Villa jest Newcastle. Drużyna z północy Anglii, która została przejęta przez fundusz inwestycyjny z Arabii Saudyjskiej, też chciałaby na stałe dołączyć do czołówki Premier League. Jednak bogaci inwestorzy nie mogą nagle zainwestować ogromnych pieniędzy w klub, bo tego zabraniają im przepisy. Szefowie Newcastle w przeciwieństwie do Aston Villi postawili na samoograniczenie. Nie ryzykują z PSR i inwestują w drużynie mniej agresywnie.
Drużynie z Birmingham został jeszcze jeden fortel, który zastosowała Chelsea. Londyński klub, aby uniknąć problemów z PSR, sprzedał drużynę kobiet za 235 mln euro. Transakcja odbyła się w ramach jednej grupy kapitałowej. Drużyna przeszła z jednej spółki Todda Boehly'ego do drugiej, a amerykański biznesmen po prostu przełożył swoje pieniądze z kieszeni do kieszeni. Dzięki temu Chelsea FC zaksięgowała zysk w wysokości 128,4 mln funtów w okresie 2023/24 i choć wydaje gigantyczne sumy na transfery, może sobie gwizdać na przepisy PSR.


Oczywiście Premier League podejrzliwie patrzy na działania Chelsea i jeszcze nie zaakceptowała sprawozdania londyńczyków. Może zakwestionować wysokość transakcji. Zdaniem niektórych ekspertów wartość kobiecej drużyny z Londynu jest ośmio- lub choćby dziesięciokrotnie niższa niż kwota sprzedaży. Choć z drugiej strony w USA kobieca drużyna z ligi NWSL, Angel City FC, została kupiona za 250 mln dolarów.


Aston Villa też ma drużynę kobiecą w kobiecej Superlidze, więc fortel Chelsea może powtórzyć.
Idź do oryginalnego materiału