Urban właśnie dał lekcję całej Polsce. I trudno nie przyznać mu racji

3 godzin temu
Jeśli o jakimś polskim trenerze można powiedzieć, iż nie boi się stawiać na młodzież, to o Janie Urbanie. A skoro ponownie nie powołał Oskara Pietuszewskiego do reprezentacji Polski, to najwyraźniej nie traktuje go już jako 17-latka, ale jako seniora. Ci, którzy domagają się od selekcjonera, by nie patrzył na rok urodzenia gracza Jagiellonii, sami tak naprawdę oceniają przez pryzmat wieku.
Przed sześcioma laty Kraków, a wraz z nim pół Polski, przeżywał szaleństwo. Aleksander Buksa z Wisły Kraków został jednym z pierwszych zawodników urodzonych w 2003 roku, który zadebiutował w najwyższych ligach europejskich. niedługo potem został najmłodszym strzelcem gola w Ekstraklasie od czasu Włodzimierza Lubańskiego. A takie porównania wciąż ważą. W pierwszym sezonie regularnej gry trafił do siatki cztery razy - każda z bramek była trudna, efektowna, zdobyta w różny sposób, co pokazywało wszechstronność nastolatka, którego gwałtownie zaczęto łączyć w mediach z Barcelonami tego świata. Kiedy wychowanek nie zdecydował się na przedłużenie kontraktu z Wisłą, wydawało się, iż „Biała Gwiazda" wypuściła perłę, straciła szansę, by z pieniędzy za niego wyjść z długów. To, iż jako 18-latek napastnik grał już w Serie A, sugerowało, iż doniesienia o jego wielkim talencie nie były przesadzone. W końcu Robert Lewandowski w jego wieku był w rezerwach Legii.

REKLAMA







Zobacz wideo Krychowiak zakończył karierę. Jak go zapamiętamy? Żelazny: On był wielki



Jako iż w kręgach znawców polskiej piłki młodzieżowej mówiło się wówczas o całym roczniku 2003 jako wyjątkowo obfitym w talent – Kacper Kozłowski został w tamtym czasie najmłodszym piłkarzem w historii, który zagrał na mistrzostwach Europy, a na horyzoncie byli m.in. Mateusz Łęgowski, Szymon Włodarczyk czy Ariel Mosór – zapytałem polskiego skauta dużego zagranicznego klubu, czy faktycznie nadchodzą dla polskiej piłki lepsze czasy. Błyskawicznie mnie usadził. "To fajny rocznik, ale z zastrzeżeniem: jak na nas. Prawdziwe światowej klasy talenty są gdzie indziej. Zobacz sobie Jude’a Bellinghama z Birmingham City". Jakieś dwa miesiące po tamtej rozmowie Borussia Dortmund kupiła go za 30 milionów, czyniąc najdroższym 17-latkiem świata. Trzy lata później sprzedała go Realowi Madryt z czterokrotnym zyskiem. Tymczasem najwięcej wartego dziś polskiego piłkarza z rocznika 2003, wspomnianego Kozłowskiego, portal Transfermart wycenia na 4,5 miliona euro. A Meczyki.pl właśnie przymierzają go do Widzewa Łódź. To i tak nieźle, bo Buksa gra w pierwszoligowej Polonii Warszawa. Ze złotych polskich dzieci rocznika 2003 nie wyrosły światowe gwiazdy.
Oskar Pietuszewski jak Jakub Błaszczykowski
Teraz Polska przeżywa eksplozję talentu Oskara Pietuszewskiego. On również jest jednym z najwyżej wycenianych piłkarzy na świecie ze swojego rocznika. Jego również łączy się z Barceloną. Na razie tylko w Polsce, ale jednak. Co bardziej powściągliwi w opiniach porównują go do młodego Jakuba Błaszczykowskiego. Takie porównanie też swoje waży. Nie tylko dlatego, iż mowa o jednym z najlepszych polskich piłkarzy XXI wieku, ale też o skrzydłowym, który notował spektakularne wejście do Ekstraklasy. Przebijał się do niej z IV ligi, pokazywał się w otoczeniu ekstremalnie silnej wówczas Wisły Bogusława Cupiała i robił to z polotem rzadko wcześniej i później widywanym. Przez ostatnie dwadzieścia lat tylko dwóch skrzydłowych w polskiej lidze mogło słyszeć takie porównania. To Jakub Kamiński z Lecha Poznań i właśnie Pietuszewski. Z tą różnicą, iż Błaszczykowski w momencie ekstraklasowego debiutu był od nich dwa lata starszy.


Wszystkie te przykłady nie służą oczywiście umniejszaniu skali talentu zawodnika Jagiellonii Białystok. jeżeli ktoś zaczyna jak on, ma prawo mieć pułap marzeń zawieszony ekstremalnie wysoko. Jednocześnie jednak nikt wokół niego nie powinien mieć wątpliwości, iż to na razie wciąż odległe marzenia, nie cele na wyciągnięcie ręki. Buksa, Kozłowski, Kamiński, Błaszczykowski to nie są kolejne przykłady piłkarzy, którzy przepili swój talent albo przez złe wybory kompletnie go zmarnowali. Każdy trafił do jednej z najsilniejszych lig świata. I każdy przekonał się, jak trudno zrobić stamtąd kolejny krok. Kozłowski i Kamiński odbudowali się dopiero na wypożyczeniach do słabszych klubów bądź lig. Buksa wciąż próbuje wskoczyć na adekwatną ścieżkę. Jedynie Błaszczykowskiemu udało się wyjechać i grać w klubie, który go kupił, a także urosnąć razem z nim na poziom finału Ligi Mistrzów. Właśnie dlatego jest drugi pod względem liczby występów w reprezentacji Polski. Talenty tej skali nie rodzą się na kamieniu.
Jan Urban odkrywcą talentów
To, iż Pietuszewski także i tym razem nie znalazł się w gronie powołanych do reprezentacji Polski, wywołuje o tyle mniejsze kontrowersje niż przed miesiącem, iż reprezentacja młodzieżowa Jerzego Brzęczka, której jest członkiem, rozegra niebawem ważne i trudne spotkanie eliminacyjne z Włochami, podczas gdy dorosła kadra raczej już w listopadzie nie zmieni pozycji w grupie. Ale szum wokół braku tego powołania jest mniejszy także dlatego, iż 17-latek od ostatniego zgrupowania miał gorszy miesiąc. Nie strzelił gola, nie zaliczył asysty w żadnym z pięciu meczów, w których wystąpił. Wizualnie też zachwycał jakby mniej niż we wrześniu. I być może właśnie w tym widać mądrość Jana Urbana.



Selekcjonera spotkało przed miesiącem trochę zarzutów, iż boi się powołać młodego piłkarza tylko dlatego, iż jest młody, woląc wybierać z polskiej ligi doświadczonych jak Bartosz Kapustka, Paweł Wszołek, czy Kamil Grosicki. To krzywdzące. jeżeli jest w polskiej piłce trener, który nie boi się wprowadzać młodych zawodników, to właśnie Urban. Ariel Borysiuk i Michał Żyro grali u niego w Legii jako 16- i 17-latkowie. Podobnie Robert Gumny i Kamil Jóźwiak w Lechu. Dariusza Stalmacha posyłał w Górniku w pierwszym składzie na mecz z Legią jeszcze jako 15-latka. A potem zbudował w Zabrzu środek pola wokół 17-letniego Dominika Sarapaty. choćby w Śląsku Wrocław, gdzie mu się nie wiodło, wpuścił do ligi Sebastiana Bergiera, dziś czołowego polskiego strzelca w Ekstraklasie. Wszędzie, gdzie był, znajdował jakiegoś nastolatka i dawał mu szansę. Tyle że, w przeciwieństwie do swojego poprzednika na stanowisku selekcjonera, nie robił tego dla poklasku, na pokaz, byle mieć kogoś na liście debiutantów, którą będzie można kiedyś pokazać światu. jeżeli Urban uważał, iż ktoś jest gotowy, nie bał się go wpuszczać. Ale sam musiał to czuć. W kwestii obchodzenia się z Pietuszewskim zasługuje więc na dozę zaufania. Co zresztą znamienne, Adrian Siemieniec, trener nastolatka w Jagiellonii, wypowiadał się o braku powołania dla niego w sposób bardzo stonowany. Tak, jakby sam doskonale rozumiał, iż to nie jest najlepszy moment.
Koniec castingu do reprezentacji Polski
Urban wygłosił przed miesiącem ważne słowa, które nie dotyczyły Pietuszewskiego, ale można odnieść także do niego. "W ostatnim czasie zbyt łatwo było dostać się do reprezentacji". Nie chodzi o zabetonowanie kadry narodowej, obracanie się zawsze w gronie tych samych nazwisk. Od selekcjonerów trzeba oczekiwać pewnej elastyczności, która sprawi, iż Adam Nawałka wpuści do drużyny znakomicie rokującego Bartosza Kapustkę, a Juergen Klinsmann weźmie na mundial Davida Odonkora. Ale to ma być jedynie ułamek wszystkich powołań. Furtka pozostawiona dla jednego piłkarza. Najlepiej przed samym turniejem, gdy można wziąć go na zgrupowanie, poobserwować na treningu, porozmawiać z nim indywidualnie, nie tracąc go z oczu po kilku wspólnych dniach. Tymczasem Michał Probierz przyzwyczaił przez ostatnie lata do castingu na reprezentantów. Odkąd Mateusza Kowalczyka zabrał na zgrupowanie po sześciu rozegranych meczach w GKS Katowice, a Maxiego Oyedele po 184 minutach w lidze wrzucił do pierwszego składu na Portugalię, każdy Polak, odbierając telefon z nieznanego numeru, mógł oczekiwać głosu selekcjonera. To nie była normalność, ale szukanie po omacku. Robienie czegoś tylko po to, by nikt nie zarzucił, iż nic się nie robi.


Urban zna Pietuszewskiego i nie musi tego udowadniać. Wie też prawdopodobnie, iż jest dobry. PZPN też to wie, inaczej nie pozwalałby mu grać w reprezentacji U-21, skoro rocznikowo pasowałby jeszcze do młodszej kategorii. Pokonywanie kolejnych szczebli, stopniowe podnoszenie poziomu i obserwowanie na bieżąco reakcji zawodnika i tego, czy faktycznie przez cały czas doskakuje do poprzeczki, ma głęboki sens. A na razie wszystko w tej karierze dzieje się harmonijnie. Po tym, jak zerwane więzadła krzyżowe w czasach juniorskich spowolniły jego rozwój, Pietuszewski ponad rok temu zadebiutował w Jagiellonii, co symboliczne, na stadionie słynącego z doskonałej pracy z młodzieżą Ajaxu Amsterdam. Kilka miesięcy później dostał szansę w Ekstraklasie - wiosną tego roku strzelił w niej pierwszego gola, a jesienią został podstawowym zawodnikiem i wskoczył do kadry U-21. Nic tu nie dzieje się wolno. Tempo pokonywania kolejnych szczebli i tak jest wręcz bardzo wysokie. Nie trzeba dodatkowo go podkręcać przez szum wywołany powołaniem do pierwszej reprezentacji.
Szeroka pula porównania
Największą różnicą między piłką juniorską a seniorską, nie w sensie tego, co na boisku, a w sensie ich postrzegania, jest to, iż stopniowo przestaje się patrzeć na roczniki. Także w dorosłym futbolu przychylniej spogląda się oczywiście czasem na młodych piłkarzy, widząc w nich potencjał sprzedażowy. Ale zasadniczo im zawodnik starszy, tym mniejsze znaczenie zaczyna mieć PESEL, a większe czyste umiejętności. Najlepiej widać to po przykładzie Barcelony, której ofensywę współtworzą w ostatnich latach Lamine Yamal, jeden z najmłodszych piłkarzy funkcjonujących na tak wysokim poziomie oraz Robert Lewandowski, jeden z najstarszych. A to drastycznie poszerza pulę piłkarzy, do których jest się porównywanym. I od których trzeba być lepszym.



jeżeli patrzeć na Pietuszewskiego przez pryzmat jego 17 lat, z dwoma golami i dwiema asystami w Ekstraklasie nie ma sobie równych. jeżeli jednak patrzeć na wszystkich nastolatków w lidze, lepsze liczby ma rok starszy Marcel Reguła z Zagłębia Lubin. Gdy wziąć pod uwagę wszystkich polskich skrzydłowych (lub wahadłowych), wskoczą przed niego jeszcze Kamil Grosicki, Jan Grzesik, Dawid Błanik i Michael Ameyaw. Więcej goli i asyst w Ekstraklasie ma od Pietuszewskiego trzynastu Polaków, a 28 zawodników w ogóle. A mowa tylko polskiej lidze. Dynamicznie rosnącej, ale wciąż dwunastej w Europie. A od Urbana nie oczekuje się tego, iż będzie promował polskich młodzieżowców, temu służą kadry juniorskie, ale iż będzie sięgał po najlepszych Polaków bez względu na datę urodzenia. Zarzuca się czasem selekcjonerowi, iż w przypadku Pietuszewskiego patrzy na wiek. A może właśnie nie patrzy, traktuje jak wszystkich innych piłkarzy i dlatego go nie powołuje?
Jaka jest wartość siedemnastolatków?
Tak samo jest zresztą z nośnym medialnie porównaniem wartości rynkowych, które pokazało niedawno, iż Pietuszewski to trzeci wśród najwyżej wycenianych 17-latków świata. Wbrew pozorom, 17-latkowie grający wśród seniorów nie są powszechnym widokiem. Zdarza się to tylko nielicznym. A 17-latków grających w podstawowych składach czołowych drużyn swoich krajów, do tego występujących w fazach głównych europejskich pucharów, pozostało mniej. Transfermarkt przy wycenach bierze to pod uwagę. Pietuszewski wyróżnia się więc pod tym względem w skali Europy i zwraca uwagę, jak kiedyś 16-letni Buksa strzelający w polskiej lidze. Nie dlatego, iż widziano w nim wyjątkowy talent. Dlatego, iż jeżeli w programach skautingowych, z których korzystają kluby, ustawi się filtr "16-latkowie z najwyższych lig w Europie", system nie wypluje wielu nazwisk. Ci, których wyłuska, trafiają więc naturalnie pod obserwację, także tych największych.
Czas nie stoi jednak w miejscu i z każdym miesiącem piłkarzy w wieku Pietuszewskiego będzie w europejskiej piłce więcej. Z końcem września gracza Jagiellonii wartością rynkową wyprzedzali tylko Francesco Camarda z Lecce i Rio Ngumoha z Liverpoolu. Ale miesiąc później Pietuszewski jest już siódmy. Bo akurat Lennart Karl zdążył strzelić gole dla Bayernu Monachium, Luis Enrique z PSG wpuścił parę razy na boisko Ibrahima Mbaye’a, a Jorthy Mokio zagrał w pierwszym składzie Ajaxu w Lidze Mistrzów. Wszyscy oni funkcjonują już na poziomie, do którego Pietuszewski dopiero aspiruje. A każdy miesiąc, każdy tydzień, będzie pokazywał kolejne nazwiska z rocznika 2008. Niektóre odkryjemy zresztą dopiero za kilka lat. Dziś piłkarzem z niegdyś uznawanego za złoty rocznika 2003, którego najmocniej sugerowało się Urbanowi do kadry, jest Oskar Wójcik. Gdy Buksa debiutował w Ekstraklasie, obrońca Cracovii grał jeszcze w juniorach Tarnovii. Nie wszyscy błyszczą już jako nastolatkowie. Co nie znaczy, iż w seniorskiej piłce nie mogą osiągnąć więcej.
Do Barcelony dochodzi się powtarzalnością
A to i tak tylko rocznik 2008. Wśród rok młodszych piłkarzy jest Anglik z Leicester City wyceniany na tyle samo, ile Pietuszewski. Wśród rok starszych wchodzi się już na półkę Yamala, Pau Cubarsiego, czy Franco Mastantuono, czyli zawodników Realu Madryt i Barcelony. Patrząc na przebojowość Pietuszewskiego, jego nienaganną technikę i ładne dryblingi, znacznie łatwiej rzucić, iż to pułap talentu sięgający Barcelony, niż ogarnąć rozumem, jak wielką masę fantastycznych piłkarzy z całego świata trzeba zostawić za sobą, by faktycznie kiedyś do niej dotrzeć.



Skądinąd w Polsce akurat dobrze wiemy, iż do Barcelony nie trafia się nadzwyczajnym talentem, tylko ciężką pracą i nadludzką wręcz regularnością. Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski nie trafili tam dlatego, iż tak ich oceniły algorytmy Transfermarktu, czy dlatego, iż komuś tak bardzo się spodobali, ale dlatego, iż potrafili przez ponad dekadę co trzy dni potwierdzać bardzo wysoki poziom. Największe wyzwania przed Pietuszewskim stoją właśnie teraz. Kiedy już wszyscy wiedzą, iż jest dobry, już zwracają na niego uwagę, już uważnie pilnują i mają wobec niego oczekiwania. Teraz będzie się zauważać wszystkie jego gorsze dni i gorsze tygodnie. Najdrobniejsze zmiany w grze i zachowaniu. Łatwiej, mając naturalny talent, wejść do Ekstraklasy i okiwać kilku obrońców, niż udowadniać klasę w „zimny deszczowy wieczór w Stoke". A to tego trzeba, by ze zdolnego nastolatka wyrosnąć na dobrego piłkarza. Urban, który kilka talentów z bliska widział, rozumie to pewnie lepiej niż ktokolwiek inny.
Idź do oryginalnego materiału