Upada ostatni bastion szowinizmu w Polsce! "Zabawy pseudosamic"

7 godzin temu
W Polsce przybywa piłkarek, na stadionach padają frekwencyjne rekordy, Ewa Pajor uśmiecha się z okładki "Vogue", wyczekujemy pierwszego w historii spotkania na Euro. Ale to tylko część prawdy. Jak trzyma się ostatni bastion szowinizmu?
Piłkarki już niejedno o sobie usłyszały i przeczytały. A jednak chwilę po wywalczeniu pierwszego w historii awansu na mistrzostwa Europy, które w środę 2 lipca rozpoczynają się w Szwajcarii, i tak były zaskoczone. - Odniosłyśmy sukces, na który bardzo długo pracowałyśmy, cieszyłyśmy się, a znaleźli się ludzie, którzy pofatygowali się na nasze profile w mediach społecznościowych, by napisać, iż nie zasługujemy na ten turniej i jedziemy tam za nic. Dostałam komentarz z pytaniem, kto zrobi obiad w domu, jak mnie nie będzie. To demotywujące. Nie wchodzę w takie dyskusje, ale zastanawiam się, gdzie jesteśmy jako społeczeństwo - mówi Kinga Szemik, bramkarka reprezentacji Polski.


REKLAMA


Zobacz wideo Ulubiona piłkarka Amandy Moury Pietrzak? "Córka Dennisa Rodmana jest bardzo twarda, inspiruje mnie"


Ruszyliśmy tym tropem. Pytaliśmy, jak wygląda świat kobiecej piłki w Polsce. Jak zróżnicowany i pojemny jest, iż mieści tak wiele stereotypów, ale też rosnącą świadomość. Tyle hejtu, ale też coraz więcej kibiców. Nieznośne porównania, ale też sukcesy. Trudną codzienność i widoczny gołym okiem rozwój. Gdzie jesteśmy? Dlaczego największy dotychczas sukces piłkarek oszpeciły hejterskie komentarze? Dlaczego znaleźli się mężczyźni, którzy zamiast pochwalić, postanowili obrazić? I dlaczego Polacy, którzy błyskawicznie zakochują się w sukcesach, akurat z sukcesami piłkarek mają problem?


Obronić męskie królestwo
Ale może doświadczenia Szemik stanowią wyjątek? W grudniu reprezentacja Polski wywalczyła w barażach pierwszy w historii awans na mistrzostwa Europy, na których zwykle grają te same kraje – ze Skandynawii i z zachodu kontynentu. Akurat świat kobiecej piłki wciąż podzielony jest żelazną kurtyną – na zachodzie są tradycje, sukcesy i pieniądze, a u nas aspiracje i zaległości do nadrobienia. Raz na bal dla elity wprosiła się Ukraina, teraz udało się Polsce. Doszło tym samym do przełomu, największego sukcesu w historii kobiecej kadry. W takim też tonie opisywaliśmy zwycięskie mecze z Austrią. Zaglądamy do komentarzy pod tamtym artykułem.
"Kogo to interesuje? Zabawy samic i pseudosamic"; "A będzie tradycyjna wymiana koszulek?"; "Fajnie. Tyle iż nikt tego i tak nie ogląda. Udało się cudem dostać na mistrzostwa picipolo pod mostem"; "Co mnie to obchodzi, skoro kiedyś mistrzynie świata z USA przegrały sparing z juniorami z jakiejś podstawówki". Podobne komentarze można mnożyć. Wielu nie wypada jednak cytować. Gratulacje i zachwyty też oczywiście się pojawiają, ale odsetek negatywnych komentarzy wręcz przytłacza. I dziwi.
- Ciągłe zestawianie kobiecej piłki z męską, jest próbą obrony męskiego królestwa. Część mężczyzn nie godzi się na to, by futbol był kolejnym bastionem emancypacji. Nikogo już nie dziwi, iż mamy dyrektorki w korporacjach i premierki w rządach. Ale sport, a piłka w szczególności, długo był miejscem, gdzie mężczyźni funkcjonowali jako punkt odniesienia. Nagle na boiska weszły kobiety, coraz więcej osób je ogląda, przełamywane są kolejne bariery, upada pewne tabu i u niektórych osób pojawia się poczucie dyskomfortu czy wręcz obawa. Reakcją jest powiedzenie: słabe są, do garów! - wyjaśnia dr hab. Radosław Kossakowski, socjolog i badacz piłki nożnej kobiet.


- Zacznę od tego, iż kompletnie nie jestem tymi komentarzami zaskoczona. Liczne badania z Zachodu pokazują, iż z sukcesami kobiet w piłce nożnej wiąże się olbrzymia fala hejtu. Jest to interpretowane jako próba utrzymania starego i znanego porządku płci - tłumaczy dr Natalia Organista, socjolożka przygotowująca książkę o kobiecej piłce. - Porównywanie osiągnięć zawodników i zawodniczek nie ma sensu ze względu na różnice fizyczne i fizjologiczne, ale robi się to, żeby podtrzymać przekonanie o wyższości kategorii męskiej. jeżeli ktoś non stop ma potrzebę podkreślania, iż dorosłe piłkarki przegrałyby z nastoletnimi chłopcami, to nie widać w tym innej motywacji niż chęć umniejszenia im i postawienia mężczyzn na piedestale. Ciągłe podkreślanie podrzędności kobiet w sporcie, w tym w piłce nożnej, jest praktyką podtrzymywania "władzy" przez określoną grupę. Oczywiście, to nie jest tak, iż ktoś na takie działania się umawia. Takie praktyki realizowane są choćby nie do końca świadomie i wiele osób nie zdaje sobie z tego procesu sprawy - dodaje.
Dlaczego jednak Iga Świątek nie słyszy, iż przegrałaby mecz z Hubertem Hurkaczem? Dlaczego Polacy potrafili zachwycić się Aleksandrą Mirosław, która na zeszłorocznych igrzyskach zdobyła złoty medal we wspinaczce? Dlaczego Julia Szeremeta nie czyta komentarzy, iż znokautowałby ją piętnastoletni junior? Dlaczego siatkarek nie atakuje się argumentem, iż serwują lżej niż Bartosz Kurek? Piłkarki analogiczne zaczepki słyszą regularnie.
- Przede wszystkim proces umniejszania, o którym mówiłam, jest częstszy w sportach, do których kobiety dopiero wchodzą. Poza tym, piłka nożna jest w Polsce sportem narodowym. Wielu mężczyzn się z nim utożsamia i w piłkarzach widzi wzór męskości: mężczyzn silnych, sprawnych, sprawczych, dostarczających pozytywnych emocji i zarabiających duże pieniądze. Wejście piłkarek trochę ten wzór męskości w ich oczach zaburza. Jest to dla nich niepokojące. Jestem przekonana, iż podobny proces będziemy obserwować też np. w hokeju na lodzie kobiet i rugby, ale na razie te sporty nie są tak popularne, jak piłka nożna kobiet, która tę popularność zyskuje bardzo szybko. Pokazują nam to badania i wszelkie statystyki oglądalności np. mundiali i Euro. Osoby zaniepokojone szerszymi zmianami społecznymi i zacieraniem się wzorców kobiecości i męskości widzą, iż w Polsce rozpoczął się ten sam proces, który od lat obserwujemy na Zachodzie. Stąd nerwowość - tłumaczy Organista.
- W tym konkretnym przypadku reprezentacji Polski i awansu na Euro dochodzi jeszcze jeden wątek. Mianowicie: co uznajemy za sukces. Przypomnijmy, iż męska kadra już kilkukrotnie dostawała się na Euro, a w 2016 r. grała choćby w ćwierćfinale. Piłkarki nie są więc pierwsze – wyjaśnia Organista, ale natychmiast zaznacza. - Ten argument ma jeden zasadniczy problem. Różnice między kobiecą a męską piłką w Polsce – w zakresie organizacyjnym i finansowym - są bardzo duże, więc kobietom trudniej się rozwijać. Zestawianie ze sobą dokonań reprezentacji męskiej i kobiecej kompletnie nie ma więc sensu. jeżeli jednak ktoś nie zdaje sobie sprawy z ograniczeń i barier, jakie pojawiają się w kobiecej piłce, to nie rozumie też skali ich sukcesu.


Porozmawiajmy o barierach. Jak wygląda droga piłkarek do sukcesu?
Nina Patalon jest w kobiecej piłce w Polsce absolutną pionierką. Była pierwszą trenerką w najwyższej lidze i pierwszą kobietą, która uzyskała licencję UEFA Pro, będącą najwyższymi trenerskimi uprawnieniami. Była też pierwszą selekcjonerką w historii reprezentacji Polski i pierwszą, która wprowadziła kadrę na mistrzostwa Europy. Od dwudziestu lat wciąż pokonuje jakieś bariery. Ale pytana o tę najtrudniejszą, mówi o samych początkach, gdy wydawało jej się, iż jest jedyną dziewczyną na świecie, która chce grać w piłkę. Bała się, iż nie będzie miała ani z kim grać, ani gdzie grać. W jej rodzinnym Działdowie na Mazurach nie było ani klubu dla dziewczyn, ani jeszcze jednej koleżanki, z którą mogłaby pokopać.
Patalon ma w tej chwili 39 lat, jest selekcjonerką i na Euro zabiera Emilię Szymczak, 19-letnią obrończynię. I choć ona urodziła się już w innym systemie politycznym, równo dwadzieścia lat później, miała podobne zmartwienia. Może nie wydawało jej się, iż nigdzie nie znajdzie koleżanek do grania, ale na pierwszy trening w Goleniowie i tak musiała iść z dwoma kolegami. To zresztą typowe, iż dziewczyny potrzebują "męskich/chłopięcych" ambasadorów, którzy wprowadzą je do świata piłki. Pozostali chłopcy z drużyny przyjęli ją dobrze, ale na turniejach wciąż słyszała komentarze z trybun, iż dziewczyna nie może grać z chłopakami. A przecież ona jest najmłodsza w całej reprezentacji, zaczynała grać całkiem niedawno - kilka ponad dziesięć lat temu.
Jeszcze trudniej miały jej starsze koleżanki. Cytowana wyżej Szemik, rocznik 1997, nie była w chłopięcej drużynie mile widziana. Nie dość, iż grała z kolegami cztery lata starszymi, to jeszcze jeden z nich wyzwał ją do bójki na środku boiska. I dopiero, gdy stanęła do walki, nie uciekła, a później nikomu się nie poskarżyła, przestali jej dokuczać. Weronika Zawistowska (1999 r.) jest warszawianką, a i tak nie mogła znaleźć kobiecej drużyny i długo grała tylko z chłopakami. Ale one wszystkie – od Patalon począwszy – i tak miały szczęście, iż pierwszej przeszkody nie napotkały już w domu. Część obecnych reprezentantek Polski, żeby w ogóle zacząć grać, musiała najpierw przekonać nieprzychylnych rodziców.
- Z naszych badań z prof. Kossakowskim wynika, iż częściej to matki sprzeciwiały się grze swoich córek. Były strażniczkami tradycyjnej kobiecości - bały się, iż sport zmieni im sylwetki i sprawi, iż będą zbyt muskularne, a przez to niewystarczająco kobiece. To z jednej strony obrazuje panujące w naszym kraju stereotypy, a z drugiej pokazuje zewnętrzny wpływ kontekstów na aktywność zawodniczek – mówi Natalia Organista.


Przekonanie rodziców i znalezienie pierwszego klubu to dopiero początek długiej drogi. Później piłkarki, które wdrapią się na zawodowy poziom, często trenują w gorszych warunkach niż piłkarze tych samych klubów, a przy tym znacznie mniej zarabiają. W Ekstralidze powoli kończą się czasy, w których zawodniczki musiały dodatkowo pracować, by móc się utrzymać, a trenowały jedynie popołudniami. Wciąż jednak średnia pensja wynosi 4-5 tys. zł. Wyjazd za granicę? Słyszymy o reprezentantce Polski, która zrezygnowała z takiego transferu, bo proponowany kontrakt nie był wystarczająco wysoki, by mogła przeprowadzić się z najbliższą osobą. Robienie kariery kosztem rozłąki z kimś, kogo się kocha, to problem, który adekwatnie nie występuje u piłkarzy.
- Często słyszeliśmy od zawodniczek, z którymi w ramach badań przeprowadzałyśmy wywiady - było to 25 pogłębionych rozmów - iż są półprofesjonalistkami, bo zarabiają w piłce za mało, by utrzymać się tylko z niej. Mają więc dodatkową pracę, a przez to mają też mniej czasu w samą piłkę. Kluby z najwyższych lig też jeszcze nie zawsze działają w pełni profesjonalnie, więc fizjoterapeuta pojawia się np. raz w tygodniu. Czasem piłkarki trenują na boiskach gorszej jakości, a zimą nie mają dostępu do podgrzewanej murawy. Oczywiście warunki różnią się w zależności od klubu. Ale to jeszcze nie ten etap, by mówić o pełnym profesjonalizmie - wyjaśnia socjolożka.
Widać jednak krok naprzód. Sześć lat temu "Gazeta Wyborcza" pisała: "W Polsce nie da się wyżyć, gdy jest się kobietą i gra się zawodowo w piłkę. Utrzymuje się z tego dosłownie kilka dziewczyn. Górna granica zarobków to 3 tys. zł, cała reszta na stypendiach, które wynoszą 300-500 zł miesięcznie. A mówimy o Ekstralidze! Kluby I i II ligi nie płacą nic". - Dzisiaj od 3 tys. zaczynam negocjacje z klubami Ekstraligi. Najlepsze zawodniczki w Polsce, grające w czołowych klubach, zarabiają kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie - mówi nam jeden z agentów piłkarskich.
Załóżmy, iż zawodniczka jest już po trzydziestce i miała mnóstwo szczęścia, iż omijały ją kontuzje, a klub nie zostawił jej samej sobie. Zbliża się do końca kariery. Ze średniej ligowej pensji nie odłożyła zbyt wiele, więc musi rozejrzeć się za kolejną pracą. Idzie dość powszechną drogą i zamierza zostać trenerką. Znów - nie będzie łatwo.


- Trenerki doświadczają dosyć dużych barier ze względu na płeć. Mają oczywiście ułatwienia certyfikacyjne na poziomie UEFA C i UEFA B, ale później trudno im pozostać w zawodzie. przez cały czas stereotypowo są uważane głównie za trenerki od dziewczynek. Trudno sobie wyobrazić, by pracowały z chłopcami, nie wspominając o mężczyznach. Wciąż muszą udowadniać, iż się znają na piłce i są wystarczająco kompetentne. Mają też wyższy próg wejścia do klubów. Zajmuje im to więcej czasu niż trenerom. Nie mają wiele czasu w życie prywatne, jest im ciężko finansowo, a wiele osób kwestionuje to, co robią. Bardzo często mówią, iż w tym zawodzie trzyma ich jedynie pasja – zdradza dr Organista.
- Jako badaczy bardzo interesowało nas też, co w piłce kobiet robią trenerzy. Szczególnie ci, którzy wcześniej pracowali w piłce męskiej. Przyznawali, iż w momencie, gdy przychodzili do piłki kobiet, wydawało im się, iż przychodzą tylko na chwilę i gwałtownie muszą wrócić do piłki męskiej, bo zostaną zakwalifikowani jako gorsza wersja trenera. Bali się opinii, iż nie byli wystarczająco kompetentni, by pracować w piłce męskiej, więc pracują z kobietami. Wchodzili też do tej piłki przesiąknięci wieloma stereotypami. Później jednak, gdy poznawali ten świat bliżej, zaczynali kojarzyć społeczne tło, to stawali się jego największymi sojusznikami. Są ujęci tym, jak ciężko piłkarki pracują i ile musiały pokonać przeszkód, by znaleźć się w tym miejscu. Z czasem wygasała w nich potrzeba powrotu do męskiej piłki. W kobiecej znajdują wartości, za którymi czasem tęsknili w pracy z piłkarzami – opowiada.
Patalon, która przeszła całą tę drogę, wskazuje jeszcze jeden trudny moment. – Wtedy, gdy zostałam z mamą. To było dla mnie nowe. Nie mogłam już z dnia na dzień powiedzieć, iż jadę na mecz. Zastanawiałam się, jak to będzie? Z czego będę musiała zrezygnować? Jak to pogodzić? Jak sobie poradzę? Najpierw gubiłam się w roli matki. Nie było mi łatwo - osobie, która całe życie była w ciągłym ruchu i nie mogła usiedzieć w jednym miejscu - nagle zakotwiczyć w domu. Pół roku po porodzie wróciłam do pracy i jakoś udało mi się to pogodzić, ale miałam szczęście, iż mogłam liczyć na pomoc mojej mamy. Ona została w domu, a ja mogłam się dalej rozwijać. Długo nie dostrzegano, iż zawodniczki i trenerki mogą mieć dzieci i dalej normalnie funkcjonować w piłce. To się na szczęście zmieniło. Bardzo pomogła w tym presja ze strony UEFA i FIFA. Dzisiaj już kluby nie mogą powiedzieć zawodniczce w ciąży: "Nie masz kontraktu, żegnamy się". Choćby w Szkole Trenerów PZPN normalne jest już to, iż trenerka musi w pewnym momencie wyjść do pokoju obok, by nakarmić dziecko. Ale przed nami jeszcze dużo pracy - mówi selekcjonerka reprezentacji Polski.


Oto najważniejsza ze zmian. Dotyczy nas wszystkich
Do hotelu w Arłamowie dojeżdża się wąskimi, krętymi dróżkami. Wśród rozległych lasów zanika zasięg, przerywa radio. Cisza i spokój. Reprezentantki Polski przygotowywały się do Euro w samym sercu Bieszczad, w tym samym miejscu, co kadra Adama Nawałki w 2016 r. przed mistrzostwami Europy we Francji i dwa lata później, przed rosyjskim mundialem. Warunki są niemal identyczne – boisko równiusieńko przycięte, kriokomora ułatwiająca regenerację, piętro tylko dla siebie i wszystkie atrakcje dookoła. Selekcjonerka ma za sobą cały sztab asystentów, o mentalne przygotowanie piłkarek dba psycholog, a najbardziej zapracowani w całym hotelu są bodaj fizjoterapeuci. Będąc tam, najłatwiej dostrzec, jak rozwinęła się kobieca piłka w Polsce. Tyle iż reprezentacja to zaledwie drobny wycinek całego obrazu kobiecej piłki. Niezbyt miarodajny, ale potrzebny, bo stanowiący przykład dla reszty.


- Piłka nożna kobiet w świadomości społeczno-kibicowsko-medialnej istnieje w Polsce dopiero od kilku lat. Wcześniej była niewidoczna i amatorska. Piłkarki z lat 90. i 00. wspominają, iż grały w męskich strojach, pożyczonych naprędce od piłkarzy. Nie były traktowane poważnie. Z jednej strony rozwój piłki kobiet zachodzi w Polsce naturalnie, z drugiej natomiast jest napędzany FIFA i UEFA, które wymuszają podnoszenie standardów. Widzimy już w dokumentach licencyjnych dla klubów Ekstraligi, iż muszą one zapewniać piłkarkom opiekę medyczną i mieć w sztabie trenera bramkarek. Rosną premie za mistrzostwo, TVP Sport transmituje ligowe mecze, na spotkaniu GKS Katowice pod koniec sezonu 4 tys. kibiców prowadziło zorganizowany doping, reprezentacja dostała się na Euro, na meczu z Rumunią zgromadziła ponad 10 tys. kibiców na trybunach, organizujemy też w Polsce młodzieżowe turnieje, a Ewa Pajor podpisuje kolejne umowy reklamowe, więc widać te kroki naprzód. Jednocześnie musimy zauważyć, iż Polki jako jedyne na Euro nie będą miały nowych koszulek stworzonych na ten turniej, bo ktoś coś zaniedbał – wylicza dr Kossakowski.
Rośnie w Polsce liczba piłkarek – w 2013 r. było ich zaledwie ok. 3000, a dziś jest ich niecałe 30 tys. Niecałe 5 tys. to zawodniczki pełnoletnie. Na profesjonalny kontrakt może liczyć średnio co dziesiąta. PZPN za cel postawił sobie spopularyzowanie dyscypliny do tego stopnia, by w Polsce było 100 tys. piłkarek. Kiedy? W 2021 r. Nina Patalon mówiła o perspektywie mniej więcej ośmiu lat, zastrzegając, iż nie jest to sztywna granica. Pomysł jest oczywisty: najpierw masowość, później selekcja, na koniec wyższy poziom klubów i reprezentacji. Patalon chce, by piłka nożna była w Polsce najpopularniejszą dyscypliną wśród dziewczyn i kobiet.
Szansą na zbudowanie zainteresowania kobiecą piłką była organizacja mistrzostw Europy. Tych, które lada dzień rozpoczną się w Szwajcarii. Polska oficjalnie ubiegała się o ten turniej, ale przegrała, bo – jak słychać w kuluarach – UEFA nie chciała wypchnąć Euro na wschód, poza żelazną kurtynę, o której wspominaliśmy na początku, w obawie, iż nie uda się zapełnić stadionów. Organizacja Euro miała nie tylko przyczynić się do wzrostu zainteresowania, ale też podnieść w Polsce standardy, bo UEFA w przypadku turniejów kobiet bardzo dba o tzw. spuściznę. Chodzi głównie o tworzenie lepszych warunków organizacyjnych i infrastrukturalnych. Ale skoro Euro nie udało się zorganizować, to przynajmniej trzeba było na nie pojechać. W Polsce widać już efekt Euro – piłkarki występują w reklamach, częściej udzielają wywiadów, dają się kibicom poznać. Bryluje Ewa Pajor, zdecydowanie najpopularniejsza z polskich piłkarek.


- Podejście się zmienia. W dużych miastach i w społeczeństwie bardziej liberalnym, sytuacja, w której dziewczynka idzie na trening piłki nożnej, jest normalna. Nie jest kontrowersyjne to, iż dziewczyny grają, iż mamy reprezentację Polski, iż włączają się w to znane kluby. Padła więc podstawowa bariera. Raczej nie słyszy się już stwierdzeń, iż piłka jest dla mężczyzn. Rzadziej spotykamy się też ze stygmatyzującymi określeniami. Ale pewne stereotypy wciąż są bardzo silne – np. ten, iż w piłkę nożną grają głównie kobiety homoseksualne albo iż w jakiś sposób bliżej im do mężczyzn. Nie zostały jeszcze przebite takie bariery, jak sprawiedliwy dostęp do infrastruktury, środków finansowych, opieki zdrowotnej i trenerskiej. O to walczy w Europie UEFA, wymagając od krajowych federacji finansowania kobiecej piłki. W Polsce jeszcze nie widać, by taka bariera padła, choć oczywiście w ostatnich latach dokonał się postęp i przyspieszenie. To już nie jest czas, iż zawodniczki latają na mecze liniowymi samolotami, a piłkarze mają czartery. To pierwszy przykład z brzegu. Coraz częściej są w sztabach trenerzy asystenci, trener bramkarzy, fizjoterapeuta, analityk. Ale tutaj ważne jest, jak daleko spojrzymy, jak daleko odejdziemy od reprezentacji i czołowych klubów. Tam sytuacja się zmienia – tłumaczy dr Organista.


- Zmiana jest pełzająca, ale dotyczy wszystkich obszarów - zgadza się dr Kossakowski. - Organizacyjnego, bo piłkarki zaczynają grać na lepszych boiskach i stadionach, ale też mentalna. Brakuje nam jeszcze tego, by uznać, iż piłka kobiet jest sportem samym w sobie i nie trzeba jej porównywać do męskiej. Najmniej widoczna zmiana zachodzi w strukturach zarządczych - wciąż są bardzo wyraźnie zdominowane przez mężczyzn. Nie mówię, iż ma ich nie być, bo cenne jest choćby ich doświadczenie, ale można pomyśleć o oddaniu większego pola kobietom. Być może spojrzą na problem głębiej i zaproponują więcej zmian - twierdzi.
Ale wielu naszych rozmówców zaznacza, iż najważniejsza zmiana musi zajść w głowach. Ojców, matek, nauczycieli, działaczy, trenerów, dziennikarzy, ekspertów i kibiców. Nas wszystkich.
Idź do oryginalnego materiału