Tyrada Czesława Michniewicza. "Kłamałeś, Romek, przeproś"

2 dni temu
Zdjęcie: screen https://www.youtube.com/watch?v=ZvcQTkdEhyY


Reprezentacja Polski zdążyła odpaść z kolejnego wielkiego turnieju, a głosy o tzw. aferze premiowej przez cały czas nie milkną. Nieco ponad półtora roku temu - po powrocie kadry z Kataru - rozpętała się burza ws. pieniędzy dla piłkarzy i sztabu obiecanych przez Mateusza Morawieckiego. Teraz do całej sprawy znów wrócił ówczesny selekcjoner Czesław Michniewicz. - Było dużo kłamstw - tłumaczył.
Na przełomie listopada i grudnia 2022 roku reprezentacja Polski po wcześniejszej wygranej 2:0 w finale baraży przeciwko Szwecji wystąpiła na mistrzostwach świata w Katarze. Tam rozegrała cztery spotkania: z Meksykiem (0:0), Arabią Saudyjską (2:0) i Argentyną (0:2) w fazie grupowej oraz przegrany 1:3 mecz 1/8 finału przeciwko Francji. Dosłownie chwilę przed powrotem kadry do domu wybuchła tzw. afera premiowa.
REKLAMA


Zobacz wideo Listkiewicz nie ma wątpliwości: Probierz przywrócił życie w tej drużynie


Michniewicz kolejny raz wrócił do afery premiowej. Nie owijał w bawełnę
Przypomnijmy, jeszcze przed rozpoczęciem katarskiego mundialu z piłkarzami spotkał się Mateusz Morawiecki, który wówczas był premierem. Polityk początkowo nieco "na żarty" licytował się z kadrowiczami ws. premii, jakie mają otrzymać po potencjalnym wyjściu z grupy i osiągnięciu sukcesu na mundialu. Błahostka przerodziła się w wielki problem. Kilka tygodniu później kolejni dziennikarze niemal codziennie odsłaniali nowe kulisy "afery premiowej". Pisano o nocnych spotkaniach z selekcjonerem, kłótniach ws. podziału pieniędzy czy zbieraniu numerów kont. Tak naprawdę do tej pory cała sprawa nie została finalnie wyjaśniona.


Najbardziej na "aferze premiowej" ucierpiał Czesław Michniewicz, którego Cezary Kulesza po prostu zwolnił. Jego miejsce zajął Fernando Santos, jednak Portugalczyk niezbyt długo zabawił w naszej kadrze. Teraz, kiedy prowadzona przez Michała Probierza reprezentacja Polski zdążyła już odpaść z Euro 2024, temat burzy wokół niedoszłych premii znów powrócił. Stare rany w jednym z programów Kanału Zero rozdrapał sam Michniewicz. Bezrobotny w tej chwili trener przez całą transmisję miał tłumaczyć taktyczne aspekty trwających mistrzostw Europy, jednak w pewnym momencie zboczył z głównego tematu i rozpoczął wątek "afery premiowej".
- Było dużo kłamstw - rozpoczął, po czym zaczął rozliczać dziennikarzy. - Dzisiaj mógłbym takiego Romka Kołtonia zapytać: Romek, dalej będziesz mówił, iż było jakieś spotkanie z drużyną w moim pokoju? Kłamałeś, Romek, przeproś. Dalej – Włodar (Tomasz Włodarczyk z Meczyki.pl - red.), będziesz pisał, iż chciałem dzielić premię inaczej niż po równo? Tak mógłbym wiele osób wymieniać. Mógłbym to zebrać i odwołać się do tych wszystkich kłamstw, ale z drugiej strony, wiesz co, przeszło, minęło. Nie ma do czego wracać - powiedział Michniewicz.


- Na pewno źle się czułem przez dłuższy czas, ja i moja rodzina, bo zrobiono z nas pazernych ludzi, a ta premia ani nie pomagała, ani nie przeszkadzała. Później zrobił się problem. Wiele chamskich artykułów powstało, a nikt nie dociekał, jaka jest prawda. I nikt potem nie przeprasza, ale nie liczę na to. Tak jest w mediach - dodał.


Następnie były trener saudyjskiego Abha Club znów deklarował, iż "nie rozmawiał z zawodnikami nt. podziału pieniędzy". - Może sobie żartowali, gadali, ale to normalne, jak rozmawiasz o pieniądzach. Jak Totolotka skreślasz, to masz myśl z tyłu głowy, na co byś te pieniądze wydał, gdybyś je wygrał. Ale nie wygrałeś. Nie ma ich. - rzucił. Na koniec Michniewicz wbił potężną szpilkę w stronę Cezarego Kuleszy. - Te premie to w ogóle nie był dobry pomysł. Skończyło się awanturą. Ale to można było przedstawić na dwa sposoby. Powiedzieć: tak, była premia, ale jej nie wzięliśmy, temat zamknięty. Gdyby Boniek był prezesem, nie byłoby żadnej afery. Porozmawiałby z dziennikarzami, a tak zostałem na placu boju sam - powiedział.
Idź do oryginalnego materiału