Nikt chyba nie spodziewał się aż takich emocji w meczu Górnika z Energą MKS Kalisz. Goście świetnie zaprezentowali się w pierwszej połowie, ale to Górnicy przejęli inicjatywę po wznowieniu i ostatecznie wygrali aż pięcioma bramkami!
Zabrzanie wydawali się nieco zagubieni na początku spotkania, brakowało koncentracji i popełniali wręcz szkolne błędy. Kaliszanie jednak nie potrafili wykorzystać tej chwili słabości i po pięciu minutach prowadzili ledwie 1:0. Po obu stronach jednak wyraźnie było widać świetnie dysponowanych bramkarzy. Zarówno Wyszomirski, jak i Hrdlicka notowali kolejne odbite piłki. Pierwsza bramka dla Górnika padła dopiero w siódmej minucie, a jej autorem był Damian Przytuła! Dalsza walka była wyjątkowo twarda, oba zespoły wymieniały się ciosami i nikt nie odejmował ręki w obronie. Brakowało jednak bramek. Po kwadransie było ledwie 5:5 i to gospodarze musieli szukać za każdym razem wyrównania. Wtedy jednak trener Rafał Kuptel poprosił o czas i jego podopieczni zaraz po wznowieniu trafili trzykrotnie z rzędu, wychodząc na solidne prowadzenie. U zabrzan wciąż szwankowała skuteczność. Straty jednak prędko odrobili Ukraińcy – wpierw Dima Ilchenko, później Dima Artemenko po świetnym podaniu Tarasa Minotskiego. Goście jednak cały czas utrzymywali minimalne prowadzenie. W szykach obronnych Energi mogły jednak zakraść się wątpliwości, gdy jeszcze w pierwszej połowie trzecią karę ujrzał Mateusz Kus. Co więcej, kaliszanie przez kilkadziesiąt sekund musieli grać w podwójnym osłabieniu, bo karę otrzymał również Michał Drej. Zabrzańska defensywa automatycznie wysunęła się do przodu i szukała okazji na remis. I choć była ku temu okazja, zamieszanie w ostatnich sekundach z wzięciem czasu przez szkoleniowców Górnika zaniechała te możliwości i to kaliszanie schodzili do szatni prowadząc 12:11.
Po przerwie zabrzanie wyraźnie przyspieszyli. Już po 70 sekundach wyszli na pierwsze prowadzenie w tym meczu po bramkach Pawła Krawczyka i Dmytro Artemenki. Role się odwróciły. Tym razem do Górnik prowadził jedną-dwiema bramkami, a goście musieli go gonić. Doskonale w drugą połowę wszedł zwłaszcza duet Paweł Krawczyk – Dima Artemenko. Obaj nie tylko regularnie punktowali, ale także robili bardzo dużo zamieszania w ataku, by zdekoncentrować kaliską obronę. Prawdziwym szefem obrony znów okazał się Adam Wąsowski, który bardzo pewnie rozbijał kolejne próby kaliszan, a zwłaszcza Tomasa Nejdla. Po trafieniu Krawczyka na dziesięć minut przed końcem meczu Górnik prowadził już 21:17. Trener Kuptel prędko zastosował kolejne rozwiązanie taktyczne: tym razem grę siedmioma zawodnikami w ataku, acz starając się wprowadzić siódmego zawodnika już w trakcie konstruowania akcji, by zaskoczyć zabrską defensywę. Wtedy jednak doskonale zaprezentował się Jakub Szyszko, który zanotował trzy trafienia z rzędu. Tuż jednak przed ostatnim gwizdkiem kaliszanie zaczęli odrabiać straty. Zbliżyli się na trzy trafienia, wykorzystując szybkie wznowienia po faulach w ataku Górników. W końcówce jednak świetnie znów zadziałał górniczy atak, który po bramce Damiana Przytuły i rzucie karnym Dimy Artemenki ustalił wynik na 26:21.
MVP spotkania został Adam Wąsowski, kapitan Górnika Zabrze.
Górnik Zabrze – Energa MKS Kalisz 26:21 (11:12)
Górnik: Ligarzewski, Wyszomirski – Szyszko 4, Tokuda 2, Morkovsky, Bachko, Krępa, Artemenko 6, Krawczyk 4, Mauer 2, Bogacz, Minotskyi 1, Kaczor 1, Ilchenko 3, Wąsowski 3, Przytuła. Trener: Tomasz Strząbała
Kary: 4 minuty (Damian Przytuła, Adam Wąsowski)
Karne: 2/2
Kalisz: Szczecina, Hrdlicka – Starcevic 3, Nejdl 1, Kowalczyk 7, Kus 1, Drej, Kucharzyk 4, Biernacki 1, Wróbel 1, Pilitowski 1, Molski, Bekisz 1, Karpiński, Komarzewski 1, Antolak. Trener: Rafał Kuptel
Kary: 12 minut (Kus 3, Drej, Karpiński, Antolak)
Czerwona kartka: Kus (z gradacji kar)
Karne: 5/5