Garmin Edge Explore pierwszej generacji był prawie idealnym sprzętem dla tych, którzy lubią się zapuścić na rowerze w nieznane, ale nie myślą przy tym o skomplikowanych treningach. Czy Edge Explore poprawił wszystkie niedociągnięcia jedynki? Prawie.
Szybka historia z dzieciństwa: Garmin Edge Explore był moim pierwszym komputerem rowerowym. W pewnym momencie uznałem, iż nie ma się już co męczyć z telefonem na kierownicy, trenować nie zamierzam (okazało się nieprawdą), potrzebuję więc czegoś z rozsądnej wielkości ekranem, mapami, nawigacją i Edge Explore 1 okazał się wtedy najrozsądniejszym i najtańszym wyborem – przynajmniej z gamy Garmina.
Edge Explore 1 nie był jednak idealny. Zdecydowanie za krótko pracował na jednym ładowaniu, jak na urządzenie, które ma w nazwie explore, działał momentami niesamowicie powolnie (wliczając w to kalkulację tras, a to przecież jego główne zastosowanie) i nie miał wysokościomierza. Do tego ostatecznie jednak kupiłem miernik mocy, więc Edge Explore musiał ustąpić miejsca 830, a potem 1040.
Teraz może byłoby trochę inaczej, bo w Edge Explore 2 zmieniło się naprawdę sporo. Aczkolwiek nie wszystko jest takie, jak można byłoby oczekiwać – przynajmniej ja w kilku kwestiach nie jestem w stanie ukryć przynajmniej lekkiego rozczarowania.
Edge Explore 2 – z zewnątrz trudno odróżnić go od jedynki
I to w stopniu wręcz ekstremalnym. Pokazałem żonie jej Edge Explore pierwszej generacji i Edge Explore 2 – nie była w stanie wskazać, który jest który, patrząc na front obu urządzeń. Wymiary są adekwatnie identyczne, wyświetlacze są takie same, monstrualne ramki są takie same.
Bez uruchamiania różnice widać adekwatnie tylko po bokach i z tyłu urządzenia. Edge Explore 2 jest tam dużo bardziej… biały. Dodatkowo przesunięto złącze ładowania (teraz w końcu USB-C) z tylnej ścianki (co za pomysł w ogóle) na przednią krawędź. Dwa przyciski umieszczone obok pozostały niemal bez zmian – chociaż mam wrażenie, iż minimalnie bardziej wystające, a przynajmniej klikające, były w poprzedniej generacji.
Niezbyt przyjemną zmianą jest natomiast fakt, iż wprowadzono trzy wersje Edge Explore 2 – z uchwytem zasilającym i bez niego, a także z uchwytem zasilającym i przewodem zasilającym do rowerów elektrycznych (Shimano, Bosh i USB-A). Samo sprzedawanie urządzenia ze specjalnym uchwytem w komplecie nie jest niczym złym, ale przy okazji pozbawiono Explore 2 w bazowej wersji opcji ładowania w wygodny sposób z powerbanku Garmin Charge. Nie jest to może duży problem, bo kosztuje on tyle, iż pewnie niewielu użytkowników Explore zdecyduje się na niego, ale warto o tym pamiętać przy zakupie.
Poza tym, jeżeli chodzi o sporą część detali technicznych, to Explore 2 pozostaje w dużej mierze kopią jedynki. Wyświetlacz dalej ma 3″ i niezbyt porywającą rozdzielczość 240 x 400. Wbudowana pamięć to przez cały czas 16 GB, klasa odporności to IPX7, łączność z zewnętrznymi urządzeniami realizowana jest przez Bluetooth albo ANT+, a cały sprzęt ma masę 104 g. Co ciekawe, mimo ze Edge Explore 1 dużo cięższy nie był (116 g), to jednak czuć te kilkanaście gramów, podnosząc oba urządzenia.
Ale to wszystko detale, przejdźmy do konkretów i faktycznych zmian.
Edge Explore 2 ma nowe menu i w końcu działa naprawdę szybko.
W dużym skrócie – Edge Explore 2 doczekał sie interfejsu prosto z Edge 1040 i przy okazji trzech konfigurowalnych profili aktywności. Jest teraz ładniej, czytelniej i przede wszystkim dużo, dużo szybciej – mam choćby wrażenie, iż Explore 2 z większością danych ustawionych tak jak w 1040, działa choćby płynniej niż 1040.
Możliwe przy tym, iż to kwestia animacji wyświetlanych na mniejszym ekranie, więc wszystko dzieje się szybciej, ale wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Wciąż jednak trudno mi uznać ten interfejs za piękny – momentami wygląda naprawdę staro, ale grunt, iż teraz jest gwałtownie i wygodnie.
Bezdyskusyjnie pozytywną zmianą jest natomiast czas potrzebny do przetworzenia przez urządzenie trasy, którą do niego wyślemy. W przypadku niezbyt długich tras (50-100 km), Explore 2 jest gotowy do nawigacji adekwatnie od razu po kliknięciu w wybraną pozycję, co jest gigantyczną poprawą w stosunku do poprzednika, który liczył od razu całą trasę i potrafił zakończyć ten proces po… wielu minutach faktycznej jazdy.
Równie ekspresowe jest też przeliczanie trasy po zboczeniu z niej i adekwatnie wszystkie operacje, jakie wykonujemy na Edge Explore 2. Może z jednym wyjątkiem.
Tym wyjątkiem jest wbudowany kreator tras, w którym zadajemy punkt startowy, dystans do przejechania, unikane elementy (np. ruchliwe drogi – o tym za chwilę) i dostajemy kilka gotowych propozycji. Tak, te propozycje są przeważnie dobre. Natomiast ich wygenerowanie zajmuje naprawdę długo – i to tak kilka minut długo.
Dużo lepiej jest odpalić na telefonie np. Komoota, zaplanować trasę i wysłać ją do Explore 2. Tym bardziej, iż Explore 2 obsługuje wybrane aplikacje zewnętrzne i można bez problemu pobierać z jego poziomu trasy np. właśnie z Komoota.
Nie trzeba też już jeździć wyłącznie po płaskim.
Albo zdawać się na dane wysokościowe z GPS. Edge Explore 2 doczekał się nie tylko dodatku wysokościomierza, ale i pełnoprawnego ClimbPro, który naprawdę potrafi się przydać podczas dłuższych podjazdów.
Choć, jak widać na powyższym obrazku, w okolicach Wrocławia raczej nie jest to funkcja, z której regularnie korzystam.
Edge Explore 2 wprowadza przy okazji zaskakująco bogatą listę obsługiwanych czujników.
Możemy do niego podłączyć praktycznie wszystko – radary (w tym te z kamerą), lampki obsługujące ANT+, a także – a może przede wszystkim – mierniki mocy. To też spora różnica w porównaniu do Jedynki, która za żadne skarby świata nie chciała tego zrobić.
Moc można przy tym wyświetlać w podobny sposób, jak na droższych modelach Garmina – m.in. po postaci mocy chwilowej, średniej z 3 sekund, mocy z okrążenia, maksymalnej mocy, stref mocy albo graficznego wykresu. Dane są też oczywiście zapisywane w Garmin Connect po zakończeniu aktywności, przenoszą się na Stravę i tak dalej:
Nagrałem kilka wyjazdów jednocześnie, z połączonym do tego samego pomiaru mocy (Rally RS100) 1040 i Explore 2 – wykresy wyglądały identycznie po ustawieniu 1-sekundowego nagrywania.
Jeśli jednak ktoś liczył, iż w takim razie Edge Explore 2 może się nadać do okazjonalnego treningu, to… trochę tak, bardziej nie. Explore 2 jest całkowicie pozbawiony jakichkolwiek funkcji treningowych, czy to z mocą, czy bez. Ograniczenie jest oczywiście kompletnie sztuczne i na siłę, ale niestety trzeba się z tym pogodzić.
Można oczywiście bawić się w samodzielne robienie interwałów i manualne wciskanie przycisku LAP, a potem utrzymywanie mocy w określonej strefie, ale na dłuższą metę będzie to trochę męczące.
Przyznam, iż nie do końca jestem przekonany, czy akurat obsługa pomiaru mocy była Edge Explore 2 aż tak bardzo potrzebna. Oznaczałoby to bowiem, iż ktoś chce wydać sporo pieniędzy na pomiar mocy, tylko po to, żeby… widzieć, z jaką mocą jeździ i to tyle. Kto wie, może faktycznie istnieją takie osoby.
O dziwo Edge Explore 2 ma zakładkę „trening”
Ale kilka z niej wynika, przynajmniej jeżeli ktoś chciałby pojeździć interwałowo. Do wyboru mamy tylko jadę na trenażerze (np. z wgraną trasą i jej symulacją), wyścig z aktywnością, albo zadanie celu – np. dystansu, czasu i dystansu albo dystansu i prędkości.
Czyli coś tam z Edge Explore 2 potrenować można, ale jednak ten zakres jest ekstremalnie ograniczony i w tej kwestii choćby Edge 130 Plus rozkłada Explore 2 na łopaki.
Analiza treningu i kondycji też jest ograniczona do minimum.
Aczkolwiek to minimum może być w tym przypadku określeniem dość krzywdzącym.
W podsumowaniu aktywności znajdziemy bowiem takie podstawy jak czas i dystans oraz tętno (z zewnętrznego czujnika, ma się rozumieć). Do tego dochodzi jeszcze kadencja, moc (i to z krzywą mocy), temperatura (wbudowany czujnik), czas w strefach mocy i tętna, a także wszystkie TSS-y, NP-y i IF-y.
Ba, jest choćby czas regeneracji po jeździe, pułap tlenowy i minuty intensywnej aktywności. Czyli całkiem konkretny zestaw, z którego większość elementów możemy wyświetlić w nowym UI na ekranie głównym Explore 2.
Nie znajdziemy tutaj jednak żadnych dalszych analiz. Ani obciążenia treningowego, ani typu obciążenia treningowego. Ani też – co jasne – żadnych sugestii treningowych. Zapomnijmy też o segmentach Stravy czy integracji z bezprzewodowymi napędami w stylu AXS czy Di2.
Częściowym rozwiązaniem tego problemu może być… posiadanie zegarka Garmina, który wspiera określanie obciążenia treningowego i rodzaju obciążenia. Sam mam 955 i wygląda to po synchronizacji tak:
Aktywność z 19.11.2022 to właśnie przejazd z Explore 2. Jest tutaj i obliczenie obciążenia i (na innej zakładce) doliczenie go do sumarycznego obciążenia treningowego z ostatnich dni i tygodni.
Równolegle dane nie przenoszą się w drugą stronę – tj. klasyfikacja efektu treningowego/typu obciążenia nie jest dopisywana do aktywności – istnieje tylko w tym zestawieniu, które generuje odpowiedni zegarek.
Brzmi to trochę zagmatwanie, ale generalnie jest dość proste – po prostu np. na 955 i w Garmin Connect będziemy mieć informacje, których nie ma w Explore 2.
Może to też w pewnym stopniu tłumaczyć, po co w Explore 2 obsługa moc. Dzięki temu otrzymujemy m.in. dodatkowo kalkulacje pułapu tlenowego (niedostępne bez pomiaru mocy), więc mamy komplet informacji dla – w domyśle – naszego podstawowego urządzenia, czyli zegarka. Tak, ktoś musiał długo nad tym kombinować.
No dobrze, ale jak Edge Explore 2 nawiguje i jak dokładny jest GPS?
Dobrze, przy czym trzeba zacząć od trzech rzeczy.
Po pierwsze – razem z Edge Explore 2 dostajemy za darmo mapy dla naszeg regionu, a jeżeli potrzebujemy innego – podłączamy się do komputera, uruchamiamy Garmin Express, wybieramy co trzeba i gotowe.
Po drugie – mamy tutaj do czynienia z trochę lepszą wersją nawigacji niż na starszych urządzeniach, szczególnie jeżeli chodzi np. o rekalkulację czy pauzowanie nawigacji po zjechaniu z kursu. W dużym skrócie: jest teraz adekwatnie dokładnie tak, jak na Edge 1040. Oczywiście opcje wyszukiwania POI są jak najbardziej na miejscu.
Po trzecie – Edge Explore 2 oferuje nowość, która trafi też niedługo do Edge 1040, a później pewnie i do wszystkich nowych komputerów rowerowych Garmina, czyli informacje o drogach o wysokim natężeniu ruchu. Są one odpowiednio oznaczone na mapie, posłużę się tu może zrzutem ekranu producenta:
Co umożliwia unikanie takich dróg, jeżeli jedziemy tak sobie o, albo wzmożenie uwagi, jeżeli nasz kurs przebiega akurat po takiej drodze. Tym bardziej, iż w trakcie jazdy – choćby przy aktywnym kursie – dostaniemy odpowiednie powiadomienie.
Na ile dokładne są te ostrzeżenia i informacje? Patrząc po mojej okolicy – dość dokładne, aczkolwiek niekoniecznie idealne. Na pewno bardzo skutecznie oznaczone są drogi krajowe z intensywnym ruchem (i to wcale nie z automatu po całej długości), a także niektóre drogi wojewódzkie, na których mogę potwierdzić, iż ruch jest spory i jazda tam jest ekstremalnie nieprzyjmna.
Z drugiej strony – niektóre drogi, na które nie wybrałbym się np. rekreacyjnie z żoną – nie mają żadnego dodatkowego oznaczenia. Najwyraźniej po prostu dla Garmina, żeby zasłużyć na takie oznaczenie, droga musi się wykazać naprawdę bardzo, bardzo wysoką intensywnością ruchu.
Jest tutaj jednak jedna pułapka – mianowicie Edge Explore 2 ostrzeże nas przed taką drogą choćby w sytuacji, kiedy biegnie wzdłuż niej odseparowana droga dla rowerów. To z kolei oznacza, iż taki alert dostanę przy każdym powrocie do domu, mimo iż choćby jednym kołem nie dotykam adekwatnie tej faktycznie ruchliwej drogi. Gdybym kupił Edge Explore 2 dla siebie, pewnie jeden profil aktywności poświęciłbym na jazdy lokalne, gdzie tych ostrzeżeń nie potrzebuję, a drugi na jazdy w nieznane, gdzie wolę wiedzieć, iż np. wjeżdżam właśnie w bardzo ruchliwe okolice.
Skoro już jesteśmy przy bezpieczeństwie.
To Edge Explore 2 ma adekwatnie wszystkie funkcje z tego zakresu, jakie jest w stanie zaoferować Garmin. Jest LiveTrack, GroupTrack, automatyczne wykrywanie wypadków czy choćby alert rowerowy.
Do tego dochodzi jeszcze wspomniana już obsługa radarów i kamer Varia – bez których nie tylko ja nie wyobrażam sobie jazdy na rowerze po drogach.
Co do GPS – skoro różnicy nie widać…
W skrócie: jest bardzo dobrze. Na tyle dobrze, iż przejazd jednocześnie z Edge Explore 2 i Edge 1040 po szosach nie przyniósł jakichś szokujących wniosków, może poza tym, iż trudno zauważyć różnice.
Rzućmy okiem może na pojedyncze miejsca, gdzie coś nie do końca się zgadzało. Edge 1040 i Edge Explore były przy tym ustawione na tryb wielu systemów GNSS – w tańszym modelu nie znajdziemy dwuzakresowego GPS, więc jeżeli jeździmy dużo po mieście albo gęstym lesie, warto o tym pamiętać.
A teraz kontrowersyjne fragmenty:
Ok, to by było na tyle.
A tak na poważnie, to różnice w większości standardowych przypadków szosowych są na tyle niewielkie, iż trzeba się bardzo natrudzić, żeby znaleźć coś ciekawego. Przykładowo:
Tutaj Edge Explore 2 zapisał trasę minimalnie poza obrębem jezdni – ale to równie dobrze może być minimalna niedokładność mapy i nie wpłynęło to w żaden sposób na zapisany dystans.
Inny zakręt: ślady adekwatnie się pokrywają:
Moment zmiany pasa i wyprzedzania rzędu samochodów – uchwycony dokładnie jak trzeba:
Gdzieś daleko dalej Edge Explore w końcu się lekko pomylił:
Ale następny zakręt zapisał już wzorowo:
Wjeżdżamy między drzewa – minimalny ochył od 1040, ale dalej nic, czym można byłoby się martwić:
I to adekwatnie byłoby na tyle. Jest dobrze, przez jakiś czas choćby jeździłem z Explore 2 zamiast 1040 i trudno mi było znaleźć jakąkolwiek znaczącą różnicę.
Pozostała jeszcze kwestia akumulatora w Edge Explore 2.
Co jest dość drażliwą kwestią, bo pamiętam traumę z długiego wyjazdu z pierwszą generacją Explore, gdzie musiałem pod koniec regularnie zatrzymywać się, żeby doładować urządzenie, bo po prostu nie było w stanie wytrzymać całego przejazdu (w sumie ok. 12 godzin) bez powerbanka.
Tutaj teoretycznie jest odrobinę lepiej, bo Edge Explore 2 powinien wytrzymać do 16 godzin „intensywnego użytkowania”, a w trybie oszczędzania energii – dobę albo i więcej bez nawigacji. Jak przekłada się to na realne zużycie?
Zaskakująco dobrze i zgodnie z prawdą. Kilkukrotnie jechałem z włączoną nawigacją, połączonym czujnikiem mocy, tętna, radarem, przednim światłem (ANT+), co powinno spełniać warunki „intensywnego użytkowania” i w zależności od tego, jak często wyświetlana była mapa na ekranie, udawało mi się osiągnąć godzinny wynik zużycia akumulatora na poziomie od ok. 6 do 8 proc. To z kolei sugeruje, iż choćby przy takim kompletnym oczujnikowaniu i nawigacji, da się teoretycznie dokręcić do tych 16 godzin, a przy odrobinie wysiłku i ograniczeniu niektórych funkcji (np. przełączenie w tryb tylko GPS) – uzyskać choćby dużo lepsze wyniki.
Tutaj mam jednak z Edge Explore 2 jeden problem.
A dokładniej – wiem, ile potrafi wytrzymać akumulator w Edge 1040. I wiem, iż jeżeli coś ma w nazwie Explore, to powinno być zdecydowanie bliżej tych wyników. Byłbym choćby pewnie w stanie zrezygnować z opcji podłączenia pomiaru mocy, gdybym w zamian otrzymał pewne dodatkowe godziny – tak, żeby ten deklarowany wynik był w okolicach 24, a nie 16 godzin. Oczywiście mogę po prostu nie podłączać pomiaru mocy, ale oszczędność tutaj nie będzie raczej gigantyczna.
Garmin Edge Explore 2 – czy warto?
W tej chwili Edge Explore 2 kosztuje około 1200 zł. W tej cenie dostajemy bardzo dobry komputer rowerowy z całkiem sporym – jak na ten segment – wyświetlaczem, ekranem dotykowym, pełnoprawną nawigacją, darmowymi mapami, podstawowymi funkcjami fitness, obsługą mierników mocy, radarów, oświetlenia, czujników tętna, ClimbPro, integracją z aplikacjami takimi jak Komoot, zapleczem programowym Garmina, a także całkiem niezłym akumulatorem.
Problemy? Bardzo blisko tej ceny jest Garmin Edge 830, a Edge 530 jest zauważalnie tańszy. Oba mają jednak zdecydowanie mniejsze wyświetlacze (da się z nimi nawigować, ale różnicę czuć), 530 nie ma ekranu dotykowego i ma ograniczone funkcje nawigacyjne, natomiast 830 będzie chociażby wolniejszy w codziennym funkcjonowaniu niż Explore 2. A jeżeli komuś zależy na treningu, a nie nawigacji, to ma 130 Plus za jeszcze mniej.
Z konkurencją – przynajmniej tą z dużymi nazwami – aż takiego zamieszania nie ma. Wahoo Elemnt Bolt 2 kosztuje podobne pieniądze, ale ma zdecydowanie mniejszy wyświetlacz (2,2″), który nie jest dotykowy, więc jest raczej konkurencją dla Edge 530, a nie Explore 2. Hammerhead Karoo 2 kosztuje z kolei około 1700 zł, więc to już w ogóle inna półka cenowa.
Trzeba więc zadać sobie pytanie – na czym zależy nam najbardziej. jeżeli na treningu – to nie wiem, po co czytaliście recenzję Explore 2, to urządzenie nie jest raczej dla was. jeżeli na nawigacji, sporym wyświetlaczu, niezłym czasie pracy na jednym ładowaniu i sensownej nawigacji – tak, jak najbardziej Explore 2 może być warty zakupu.
Próbowałem sobie przy tym w trakcie testu wyobrazić, kto jest klientem docelowym Explore 2 i opcji wymyśliłem trzy podstawowe opcje:
Ktoś, kto po prostu chce mieć nawigację na rower, żeby nie męczyć telefonu – dużej konkurencji w tym segmencie nie ma, jeżeli chcemy mieć 1:1 wszystkie możliwości z Explore.
Ktoś, kto owszem, czasem coś trenuje, ale głównie robi to na trenażerze, który może połączyć np. z aplikacją na telefonie albo komputerze, natomiast na dwór wychodzi sobie po prostu pojeździć dla przyjemności.
Ewentualnie ktoś, kto ma już zegarek Garmina z masą funkcji monitorowania aktywności i kondycji. Tak, jeżeli np. mamy Forerunnera 955, to aktywności z Edge Explore 2 trafią m.in. do puli zliczanej jako obciążenie treningowe i zostaną mniej więcej prawidłowo policzone w ramach typu obciążenia. Będziemy mieć to na wszystkich wykresach, po prostu nie będziemy mieć tych informacji bezpośrednio przy każdej jeździe.
Trochę skomplikowane, ale skoro już zapłaciliśmy fortunę za zegarek, to niekoniecznie pewnie będziemy chcieli zapłacić fortunę za komputer rowerowy w rodzaju Edge 1040, a 830/530 są dla nas zbyt małe albo zbyt stare.
Na plus:
- rozsądna cena jak za urządzenie z pełną nawigacją i mapami;
- stosunkowo duży wyświetlacz;
- dodanie wysokościomierza i ClimbPro;
- dodanie obsługi masy dodatkowych czujników;
- niezły czas pracy na jednym ładowaniu;
- komplet funkcji związanych z bezpieczeństwem;
- obsługa radarów Varia i dodatkowego oświetlenia;
- na upartego da się z niego wyciągnąć dane dotyczące obciążenia i typu obciążenia treningowego.
Na minus:
- właściwie ten sam wygląd co w poprzedniej generacji i ten sam wyświetlacz;
- sztuczny brak funkcji treningowych (z niewielkimi wyjątkami;
- chciałoby się jeszcze więcej czasu pracy na jednym ładowaniu;
- brak dodatkowych złącz ładowania w wersji bez uchwytu ładującego.