Umowa handlowa, którą administracja Donalda Trumpa podpisała niedawno z Unią Europejską, przez wielu została odebrana jako upokorzenie Europy. Jej zapisy w jaskrawy sposób w uprzywilejowanej pozycji stawiają jedną ze stron: Stany Zjednoczone. A to tylko jeden z wielu przejawów amerykańskiej arogancji wobec europejskiego sojusznika.
REKLAMA
Zobacz wideo
NBA z buta wchodzi do Europy
W sporcie Amerykanie też chcieliby Europę przerobić na swoją modłę. Piłkarska Superliga, której nowe plany pojawiają się co i rusz, jest mocno wspierana przez amerykańskich właścicieli klubów w Europie. W koszykówce, gdzie Stany Zjednoczone mają o wiele silniejszą pozycję niż w piłce nożnej, biznesmeni za Oceanu choćby nie oglądają się na europejskie organizacje. Można powiedzieć brutalnie, iż chcą z buta wejść na Stary Kontynent ze swoją wersją NBA.
W ostatni czwartek Adam Silver, komisarz NBA, spotkał się w tej sprawie z przedstawicielami Realu Madryt. To hiszpański klub został wytypowany przez Amerykanów, na "konia trojańskiego", który otworzy im drzwi do Europy. Real ma tzw. licencję A na grę w Eurolidze, która gwarantuje start w elitarnych rozgrywkach (odpowiedniku piłkarskiej Ligi Mistrzów) do 2026 r. Silver i negocjatorzy z NBA chcą przekonać Hiszpanów, żeby nie odnawiali swojego zobowiązania, a dołączyli do projektu, który tworzą pod roboczą nazwą NBA European League. Amerykanie uważają, iż jeżeli uda im się przekonać Real Madryt, to już z kolejnymi zespołami problem będzie mniejszy.
Jednak misja w Europie nie skończyła się na Madrycie. W Wielkiej Brytanii Silver spotkał się z premierem Keirem Starmerem i burmistrzem Londynu, Sadiqem Khanem. Tam też odbył rozmowy z przedstawicielami firm inwestycyjnych, żeby zainteresować ich projektem NBA w Europie oraz z działaczami tureckiego klubu Galatasaray. Wśród potencjalnych inwestorów w drużynę nowej ligi są też katarscy właściciele Paris St. Germain. Zresztą według medialnych spekulacji NBA otwarta jest także na innych inwestorów z Bliskiego Wschodu i Zatoki Perskiej.
Szef Euroligi nie wierzy w powodzenie planów NBA
Docelowo europejska wersja NBA ma liczyć 16 zespołów. Tylko część to mają być koszykarskie firmy znane z Euroligi, reszta to mają być nowe kluby. Dla Amerykanów większe znaczenie mają nie tradycje, ale wielkość rynku, z którego kluby mogą czerpać.
Paulius Motiejunas, obecny szef Euroligi, bagatelizuje jednak zagrożenie, jakie niesie ze sobą rozwój europejskiej wersji NBA. Jego zdaniem wciąż trudno przewidzieć, jak rozwinie się inicjatywa, a w dodatku uważa, iż większe szanse powodzenia miałaby kooperacja między FIBA, Euroligą i NBA. Zresztą doszło już do spotkania wszystkich stron zainteresowanych rozwojem koszykówki w NBA. – Usłyszeliśmy to, co już było wiadomo: iż oni są w trybie eksploracji i próbują dowiedzieć się, co i jak. Powiedzieliśmy im, tak jak powiedzieliśmy publicznie, iż nie wierzymy, iż nowa liga jest czymś, co pomoże rynkowi – stwierdził Litwin w rozmowie opublikowanej w serwisie The Athletic. Dodał, iż ma nadzieję na dalsze spotkania i współpracę z NBA. Nowego projektu nie postrzega jako zagrożenia dla Euroligi: - Widzimy po umowach telewizyjnych, sponsoringu, zainteresowaniu klubów grą w Eurolidze, iż to nie jest zagrożenie, a raczej zamieszanie – stwierdził Motiejunas.
Euroliga otwiera się dla drużyn z Bliskiego Wschodu
Jako przykład rozwoju Euroligi podał dołączenie do rozgrywek drużyny z Dubaju. Zresztą to niejedyny dowód, iż europejskie rozgrywki szukają finansowego wsparcia na Bliskim Wschodzie. Tegoroczny Final Four Euroligi odbył się w Abu Zabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Euroligę opuszcza natomiast Alba Berlin, która dołącza do Ligi Mistrzów. Nieoficjalnie jako jeden z powodów decyzji niemieckiego klubu podaje się fakt, iż w ten sposób będzie mu łatwiej dołączyć do europejskiej NBA.
Plany najlepszej koszykarskiej ligi świata to nie jedyne problemy, którym europejska koszykówka musi stawić czoła. Innym jest wręcz masowy odpływ utalentowanych młodych koszykarzy, którzy dołączają do uniwersyteckich drużyn ligi NCAA. "Teraz to brzmi jak szaleństwo. Nie da się z tym rywalizować. Nie ma sensu" – mówi Motiejunas.
Nowe zagrożenie dla Europy. Młodzi koszykarze uciekają
Młodzi koszykarze decydują się na NCAA, bo mogą tam teraz zarobić pieniądze większe niż w Europie. Wcześniej w uniwersyteckiej koszykówce zawodnicy mogli otrzymywać jedynie skromne stypendium i darmową edukację. Teraz mogą zarabiać na swoim wizerunku. Dzięki temu szerokim strumieniem płyną do nich pieniądze od reklamodawców i sponsorów. Tu jednak trzeba zaznaczyć, iż w przeciwieństwie do Amerykanów Europejczycy wymagają specjalnych wiz z pozwoleniem na pracę, aby również zarabiać na swoim wizerunku. Ale to tylko mała przeszkoda, jeżeli ma się w perspektywie nie tylko ukończenie amerykańskich studiów, ale też krótszą drogę do wymarzonego kontraktu w NBA. Z ligi NCAA dużo łatwiej dostać się do najlepszej koszykarskiej ligi świata niż np. z europejskiego klubu.
Motiejunas jednak i to zagrożenie dla europejskie koszykówki bagatelizuje: - Każdy jedzie tam z myślą, iż będzie grał w NBA, ale wszyscy rozumiemy, iż tylko niewielkiemu procentowi to się uda. Myślę więc, iż w końcu będą musieli wrócić do Europy. I dlatego mówię, iż jest to problem krótkoterminowy. Minęły dwa lata – teraz jest trzeci rok – więc może jeszcze rok lub dwa, a absolwenci będą musieli znaleźć miejsce do gry. I myślę, iż ta luka sama się zlikwiduje.
Jak widać, europejscy działacze koszykówki mają coś z urzędników Unii Europejskiej. Jednak w czasach Donalda Trumpa taktyka na przeczekanie i przeciąganie negocjacji może się nie sprawdzić.