Zaczęło się jak w filmach Hitchcocka, czyli od trzęsienia ziemi, a potem napięcie już tylko rosło. choćby oglądając pojedynek Igi Świątek z Amandą Anisimovą o półfinał WTA Finals można było spalić trochę kalorii. Choć tak naprawdę słowo "pojedynek" do opisu tego meczu nie do końca pasuje. Bo Świątek do wyjątkowo mocnej współpracy zaprosiła tym razem swoich zaufanych ludzi.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek? "Trudny temat". Karol Strasburger z ważnym przesłaniem
- Mocne otwarcie – powiedziała komentująca mecz w Canal + Klaudia Jans-Ignacik o bekhendzie Anisimovej, po którym Świątek niemal upadła. To była pierwsza akcja meczu.
Drugi punkt był niemal równie spektakularny: Anisimova huknęła forhendem i wyszła na 30:0 przy serwisie Polki. - Widać, jak jest nastawiona na to spotkanie Amerykanka – podkreślał wtedy Żelisław Żyżyński, drugi komentator.
Rywalka od razu ruszyła na Świątek. Polka długo odpowiadała z uśmiechem
Anisimova od razu, od pierwszych sekund meczu, z całych sił ruszyła na Świątek. I trzeba powiedzieć, iż jej napór nie słabł. W pierwszym gemie Świątek broniła się zwłaszcza bardzo dobrym serwisem. Podawała mocno – regularnie powyżej 180 km/h – a do tego zmieniała kierunki, dzięki czemu była dla rywalki trudna do odczytania.
Przez całą pierwszą partię ten naprawdę jakościowy serwis Świątek pozwalał jej wychodzić z kłopotów. Przez godzinę i pięć minut walki w tym secie Polka aż cztery razy broniła się przed przełamaniem (Amerykanka nie musiała bronić żadnego breakpointu). I w każdej z tych sytuacji jej najgroźniejszą bronią okazywał się właśnie serwis. Ale Iga szukała też innych narzędzi.
Wymowne było to, co Polka zrobiła od razu po wyjściu na 3:2 w pierwszej partii. Wynik jeszcze nie przeskoczył z 2:2 i 40:15 na 3:2, a już widzieliśmy, jak Iga mówi coś i gestykuluje w kierunku swojego sztabu. Po chwili oglądaliśmy Świątek stojącą przed Wimem Fissettem i Darią Abramowicz i próbowaliśmy podsłuchać, co mówią do niej trener i psycholożka. Usłyszeliśmy, jak Fissette podpowiada, żeby odbierając serwis Anisimovej Iga schodziła niżej i żeby mocniej, pewniej stała.
Warto podkreślić, iż Fissette przemawiał do swojej zawodniczki w sposób jak na siebie niezwykle żywiołowy. Czuło się, iż Belg jest mocno zaangażowany. Wiedzieliśmy też, iż swoje dopowiada Abramowicz, choć w kadrze mieściły się tylko jej mocno gestykulujące ręce.
Iga Świątek i Wim Fissettescreeny z Canal+
Ewidentnie widzieliśmy, iż sztab Igi daje jej wsparcie. Również mentalne. Pod tym względem dla Świątek najważniejszy był moment, w którym serwowała i przy stanie 5:5 przegrywała 15:40. Wówczas obroniła dwa breakpointy z rzędu, a gdy wyszła na 6:5, to siadając na krótką przerwę uśmiechała się.
- Iga się uśmiecha – zdziwiła się Jans-Ignacik. - Uśmiecha się, bo kolejny raz wyszła z potężnych opresji – odpowiadał Żyżyński.
To było najmocniejsze możliwe testowanie Igi Świątek
Tak, w pierwszym secie Świątek generalnie wychodziła z opresji. A wreszcie zdominowała rywalkę w tie-breaku, wygrywając go 7-3.
Szkoda, iż na początku drugiego seta Polka nie wykorzystała pierwszych w meczu okazji na przełamanie serwisu przeciwniczki. Przy stanie 7:6, 1:1 Świątek miała aż trzy breakpointy. Wtedy mogła odjechać rywalce. Może gdyby zamieniła tamto 7:6, 1:1, 40:15 na 7:6, 2:1, to po chwili doserwowałaby gema na 7:6, 3:1 i uskrzydlona poszłaby po zwycięstwo w dwóch setach. Ale pewnie i przy wyniku 6:7, 1:3 Anisimova nie przestałaby walczyć.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż po 0:6, 0:6 ze Świątek w finale Wimbledonu Anisimova już zawsze będzie walczyła z Polką na całego, co by się nie działo. Widzieliśmy to już w ich rywalizacji o półfinał US Open, gdzie Amanda pokonała Igę 6:4, 6:3. A teraz w ich starciu o półfinał WTA Finals znów dostaliśmy świetną wersję Amerykanki.
Czwarta w tej chwili tenisistka światowego rankingu grała tak, iż nasza wiceliderka listy WTA musiała błyskawicznie podnieść się po zadziwiającym występie przeciw Jelenie Rybakinie. Zaledwie dwa dni wcześniej Świątek świetnie zaczęła mecz z Kazaszką, ale po tym jak wygrała pierwszego seta (6:3), nagle drastycznie obniżyła poziom. Po przegranych przez Świątek partiach 1:6 i 0:6 komentowano, iż wręcz wpadła w panikę. Teraz wszyscy zastanawialiśmy się czy Świątek się podniesie, czy będzie gotowa, żeby odpowiedzieć na – jak słusznie przewidywaliśmy – twarde granie Anisimovej. I naprawdę miło było zobaczyć, jak Iga stawała na wysokości zadania. Oraz iż pomagali jej w tym ludzie, którzy właśnie po to z nią są.
Anisimova okazała się za mocna dla Świątek. Po prostu
Niestety, pod koniec drugiego seta Anisimova wypracowała sobie okazję na przełamanie i ją wykorzystała, dzięki czemu wyrównała stan meczu. To był gem na 7:6, 4:6, patrząc z perspektywy Polki. To był gem, po którym Świątek uznała, iż po już godzinie i 58 minutach walki potrzebuje przerwy toaletowej. Ale ważne, iż tym razem w trudnym momencie u Świątek nie doszło do zapaści, jak w poprzegrywanych 0:6 decydujących setach niedawnych meczów z Rybakiną, Navarro i Sabalenką.
Na początku ostatniego seta meczu z Anisimovą Świątek musiała bronić aż trzech breakpointów na 7:6, 4:6, 0:2. Kiedy wyszła na 7:6, 4:6, 1:1 krzyknęła "Jazda!" z taką mocą, jakby już wygrała całe spotkanie. Ale niedługo zwycięstwo od Polki mocno się oddaliło, bo Amerykanka najpierw pewnie - do 15 - wygrała swojego gema serwisowego na 2:1, a przy podaniu naszej tenisistki wywalczyła sobie wynik 40:0 i aż trzy breakpointy z rzędu. I tu - niestety - Świątek nie wytrzymała przy trzecim. Popełniła wówczas podwójny błąd serwisowy. To bardzo zabolało, bo wynik uciekł na 7:6, 4:6, 1:3. I serwowała Anisimova. Gema na 4:1 wygrała bardzo pewnie, do 15. I generalnie pewności siebie Amerykanka nie straciła już choćby na moment. Po prostu trzymała najwyższy poziom i doprowadziła ten mecz do szczęśliwego dla siebie końca.
Anisimova wygrała zasłużenie, brawa dla niej. Ale i Świątek należą się oklaski. To była całkiem inna porażka niż ta sprzed dwóch dni z Rybakiną i niż wiele porażek poniesionych w tym roku przez Igę zbyt szybko. Tu nie brakowało walki, tu nie było zwieszania głowy, tu nie było tej mowy ciała, która z Rybakiną dwa dni temu, z Sabalenką w Paryżu, z Navarro w Pekinie, z Gauff w Madrycie czy z Ostapenko w Dosze krzyczała, a nie mówiła "niech to się już po prostu skończy". Tu do końca Świątek robiła wszystko, żeby mecz odwrócić. Przy stanie 7:6, 4:6, 2:4 miała choćby szansę na przełamanie powrotne. Ale po prostu Anisimova grała za dobrze. To był mecz małych różnic, to było widowisko. Wygrała je lepsza, ale tu Świątek nie była zła.
Po przegranej z Anisimovą Świątek kończy rywalizację w WTA Finals 2025 na fazie grupowej. Natomiast Anisimova w półfinale zmierzy się z ze zwyciężczynią drugiej grupy. Tam szanse na awans zachowały Aryna Sabalenka, Jessica Pegula i Coco Gauff – końcowe rozstrzygnięcia między nimi poznamy w czwartek.

2 godzin temu

![Kolejna porażka Igi Świątek. To boli najbardziej [OPINIA]](https://sf-administracja.wpcdn.pl/storage2/featured_original/690bae035b7998_43958798.jpg)












