Niecałe dwa miesiące temu Iga Świątek rozbiła Amandę Anisimovą 6:0, 6:0 w finale Wimbledonu. Gdy teraz Amerykanka przegrała z Polką pierwszego gema, gdy od razu została przełamana, widzieliśmy, iż minę ma nietęgą. Ale pomylili się wszyscy, którzy pomyśleli wtedy, iż Świątek znów nie da Anisimovej żadnych szans.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek? "Trudny temat". Karol Strasburger z ważnym przesłaniem
Dwie-trzy minuty później Amerykanka krzyczała z radości. Po aż 13 z rzędu gemach przegranych ze Świątek wreszcie wygrała. Od razu zanotowała przełamanie powrotne na 1:1. Ulżyło jej, ulżyło jej bliskim – wszystko pokazał nam realizator transmisji. I od tego momentu zaczęła się tenisowa bitka.
Świątek szukała pomocy, a Abramowicz próbowała ją dać
Strasznie szkoda było nam - sympatyzującym ze Świątek - akcji przy 2:2 i 40:15 dla Polki przy serwisie Amerykanki. Iga miała dogodną do skończenia piłkę, długo się ustawiała, bo miała dużo czasu, chyba aż za dużo. I uderzyła ramą. Bardzo się zdziwiła.
Po tym zepsutym forhendzie Anisimova musiała obronić jeszcze tylko jedną piłkę, żeby nie dać Świątek odjechać. Zrobiła to, wyszła na 3:2. I trzeba powiedzieć, iż od tego momentu na długo przejęła kontrolę nad meczem.
"Dawaj Iga, skręt i w górę" – krzyknęła Daria Abramowicz po technicznym błędzie Świątek z forhendu w kolejnym gemie. Psycholożka Polki najpewniej przekazała instrukcję od trenera Wima Fissette’a. Świątek coraz częściej spoglądała w kierunku swojego sztabu. Może nie z aż takim zdziwieniem, z jakim popatrzyła w niebo i na swoją rakietę po uderzeniu ramą, ale widać było, iż chciałaby dostać od swoich pracowników jakieś wytłumaczenie. I podpowiedzi.
Ale co tu podpowiedzieć, gdy serwis nie działa tak, jak działać powinien? Świątek długo broniła się przed kolejnym przełamaniem, ale już po wyszarpanym przez nią gemie na 4:4 widać było, na co się zanosi. Wtedy miała tylko 31 proc. punktów wygranych po drugim serwisie (5/16), a Amerykanka miała tu 60 proc. (6/10). Pierwszego serwisu Świątek trafiła wtedy tylko 47 proc. (przy 62 proc. Amerykanki). – Widzieliście państwo, rozłożyła ręce, popatrzyła w kierunku sztabu. Szuka pomocy – zauważał w tamtym gemie komentujący mecz w Eurosporcie Marek Furjan. – Mamy gema, w którym Iga praktycznie wcale nie trafia pierwszym serwisem – dodawał Dawid Celt. Świątek tego gema przepchnęła, ale przy swoim następnym serwisie już nie dała rady.
Anisimova wygrała seta, atakując drugie serwisy Świątek. I generalnie, grając świetny, ofensywny tenis. W pierwszej partii na punkty Amerykanka była lepsza 38:30, miała 14 uderzeń kończących przy tylko sześciu niewymuszonych błędach, a Polka miała tu bilans 7:6. Duża była też różnica w drugim serwisie, co już podkreśliliśmy. Na koniec seta Amerykanka miała 54 proc. punktów wygranych po drugim podaniu (7/13), a Polka - tylko 29 proc. (5/17).
- Nie grasz źle! Swoje warunki! Dawaj! – krzyczała do Świątek Abramowicz, gdy było 4:5 i 15:40. Pierwszego setbola Świątek obroniła, ale przy drugim wyrzuciła w aut forhend. - Iga nie gra źle, nie sposób się z tym nie zgodzić, ale momentami Amerykanka gra troszkę lepiej. Przynajmniej na razie – podsumowywał po pierwszej partii Furjan.
Fissette też próbował pomóc Idze Świątek
Przed drugim setem na naszych ekranach wyświetlono informację, iż Anisimova po wygraniu pierwszego seta w meczach wielkoszlemowych nigdy nie przegrała. Że ma tu bilans 14:0. Ale liczyliśmy, iż teraz będzie ten pierwszy raz. Zwłaszcza iż Świątek po powrocie z przerwy toaletowej z wigorem ruszyła do odrabiania strat. Najpierw przełamała rywalkę do 15, po chwili do 30 wygrała gema przy swoim podaniu. I było 4:6, 2:0.
Przed kolejnym gemem Świątek w swoim stylu biegała za linią końcową. Wyglądała na głodną grania i wygrywania. – To dziecko Rafy Nadala, jak sama mówi o sobie Polka – podkreślali komentatorzy. Ale za chwilę zobaczyliśmy, iż tego dziecka Nadala tym razem Anisimova na pewno się nie wystraszy.
Amerykanka błyskawicznie wróciła do pewnego, twardego grania z pierwszej partii. Z 0:2 wyszła w drugim secie na 3:2. - Atakuj drugi serwis nie przez środek, dalej od ciała Anisimovej – radził Idze trener Fissette jeszcze zanim zrobiło się 2:3. Wtedy Świątek nie zdołała zatrzymać serii rywalki. Ale – na szczęście – po chwili wyrównała na 3:3. Przy stanie 4:6, 3:3 i 0:40 oraz serwisie Anisimovej Iga zerwała się do walki, podgoniła na 30:40 i po świetnym returnie zdawało się, iż doprowadzi do równowagi, ale piłka ledwo sięgnięta przez Amerykankę po taśmie spadła na stronę Polki. I znów Iga była pod presją, bo przegrywała już 4:6, 3:4.
Cały czas prawdą było, iż Świątek nie grała źle. Ale momentami była zbyt spięta, a Amerykanka imponowała determinacją. W każdym jej zagraniu czuło się, jak bardzo jest żądna rewanżu na 0:6, 0:6 z finału Wimbledonu. – Tutaj próżno szukać jakichś słabszych stron Anisimovej. Ona dominuje – stwierdził choćby Celt, gdy Amerykanka wyszła na 6:4, 4:3 i 30:0 przy serwisie Polki. – Wolniej początek – podpowiadał wtedy Idze Maciej Ryszczuk, trener przygotowania fizycznego. A mający duże doświadczenie trenerskie Celt tłumaczył, iż chodzi o zwolnienie ruchu w początkowej fazie serwisu.
Rady pomogły na tyle, iż Świątek wyrównała na 30:30. Ale po chwili popełniła błąd i Anisimova miała piłkę na 6:4, 5:3. Niestety, w tym momencie Polka popełniła kolejny błąd - podwójny serwisowy. Po czym podeszła do Fissette’a, a w ich wymianę zdań włączyła się Abramowicz. – Jesteś na korcie, a mecz się nie skończył! Graj! – krzyczała wtedy psycholożka.
Niestety, koniec nastąpił już szybko. Anisimova błyskawicznie wyszła przy swoim serwisie na 6:4, 5:3 i 40:0 i choć Świątek jeszcze powalczyła, to Amerykanka wykorzystała trzeciego meczbola. Tym samym Anisimova zasłużenie awansowała do półfinału US Open, a Świątek pożegnała się z turniejem.