To, co zrobił Lewandowski, wyraża więcej niż tysiąc słów

4 godzin temu
Mecz z Finlandią wyglądał tak, jak polski kibic chciałby, żeby wyglądało każde spotkanie reprezentacji Polski. Robert Lewandowski mógł świętować, bo choć długo nie grał wielkiego meczu, to trafił do siatki i miał udział w wypracowaniu kolejnego gola. To był wieczór, gdzie wiele dobrego rzucało się w oczy. Szczególnie w 68. minucie.
To była 68. minuta meczu, gdy cały stadion zaczął bić brawo. Robert Lewandowski w drugim meczu z rzędu został zmieniony. Zmieniony, ale prawdopodobnie też spełniony. W przeciwieństwie do spotkania z Holandią trafił do siatki, miał udział przy kolejnej bramce, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.


REKLAMA


Zobacz wideo Urban nie wytrzymał! "Czy ja się nie przesłyszałem?!"


Lewandowski znów się uśmiecha
- To było bardzo miłe słyszeć swoje imię i nazwisko, gdy zszedłem już z boiska. Takie wsparcie jest dla mnie czymś wyjątkowym i muszę przyznać, iż to, co robili w ostatnich miesiącach kibice, natchnęło mnie i chęć powrotu do kadry była jeszcze większa. Kibice odegrali tu istotną rolę i jeszcze raz chcę im podziękować. To coś fantastycznego - mówił Robert Lewandowski po piątkowym meczu z Holandią.
W niedzielny wieczór miał ponownie zagrać przed tysiącami z nich. Dosłownie, bowiem kadra kolejny mecz eliminacji do przyszłorocznego mundialu rozgrywała u siebie. Na chorzowski stadion przybyło 50 897 kibiców. . Być może niektórzy z nich pamiętali ostatnie spotkanie o punkty rozgrywane na Stadionie Śląskim. 29 marca 2022 roku Biało-Czerwoni pokonali Szwecję 2:0 i awansowali na mundial w Katarze. Rola Lewandowskiego była nie do przecenienia. W tamtym meczu wykorzystał rzut karny i otworzył wynik. Liczni fani, którzy w 7 września przyjechali do Chorzowa w koszulkach z nazwiskiem Lewandowskiego na plecach, mogli liczyć na powtórkę tego scenariusza.


Liczyć mógł także sam Lewandowski, dla którego czwartkowy powrót do reprezentacji nie należał do najłatwiejszych. Był osamotniony, nie oddał ani jednego strzału i nie potrafił stworzyć zagrożenia pod bramką Verbruggena. Rozegrał 64 minuty i został zastąpiony przez Karola Świderskiego. Kapitana już na konferencji prasowej w obronę wziął selekcjoner Jan Urban.
- jeżeli chodzi o Roberta, to po meczu z Holandią nie możemy mieć do niego pretensji. Według mnie pracował bez zarzutu, robił to znakomicie. Żaden napastnik na świecie nie czuje się dobrze, kiedy nie ma serwisu, ale w czwartek nie mogło być inaczej. Nie mogliśmy zagrać otwarcie z Holandią, bo wtedy na pewno byśmy przegrali. W niedzielę czeka nas zupełnie inne spotkanie - mówił.


I miał rację. Polacy grali ofensywnie, od początku spotkania kontrolowali jego przebieg. Otwartej gry było co nie miara, ale wydawało się, iż Lewandowski na przerwę do szatni bez gola i bez ani jednej sytuacji do jego strzelania. Kilka razy pokazywał partnerom, żeby zagrali do niego piłkę. Raz zszedł po nią praktycznie pod koło środkowe, zagrał efektownie piętą, a przez stadion przeszedł jęk podziwu.
To było jak kamień z serca
W drugiej minucie doliczonego czasu gry stało się jednak coś, na co wszyscy łącznie z Lewandowskim czekali. Wystarczyło genialne, prostopadłe podanie do Piotra Zielińskiego na wolne pole, przyjęcie piłki i pewne wykończenie sytuacji sam na sam z bramkarzem. Było widać, iż w tamtym momencie kapitanowi z serca spadł ogromny kamień. Pocałował orzełka na swojej koszulce, pobiegł do chorągiewki i zaprezentował dobrze znaną wszystkim celebrację. Po chwili dołączył do niego Nicola Zalewski i pozostali koledzy.
Na twarzy Lewandowskiego w końcu zagościł uśmiech, a kiedy spiker wyczytał jego nazwisko jako strzelca drugiego gola i piłkarze zaczęli iść na swoją połowę, napastnik Barcelony zdobył się na jeszcze jeden znaczący gest. Zaczął podrywać trybuny, prosząc o jeszcze większy doping. Porozumienie na linii kibice - Lewandowski było wyczuwalne.
W drugiej połowie kapitan dał się zapamiętać tylko z jednej boiskowej akcji. Mając rywala na plecach, kapitalnie mu się urwał i wyprowadził kontratak. Kilkanaście sekund później zmarnował sytuację swojego drugiego gola, ale dobitka Kamińskiego była skuteczna.


W 68. minucie Lewandowski wraz z Zalewskim i Sliszem opuścił boisko. Sytuacja z końcówki pierwszej połowy się powtórzyła. Kapitan zaczął bić brawo, dziękując kibicom za wsparcie, a kiedy był już przy linii bocznej, na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
Już po zakończonym meczu Lewandowski poprowadził kadrę wokół stadionu. Zawodnicy podziękowali za doping, a kapitan - przez cały czas będąc w doskonałym humorze - wskoczył na plecy Pawła Wszołka. Widać, iż w reprezentacji pojawiła się nowa, lepsza energia.
Kadra kończy wrześniowe zgrupowanie, pierwsze za kadencji Jana Urbana z czterema zdobytymi punktami. To bilans lepszy niż wielu zakładało. Biało-Czerwoni do rywalizacji wrócą w październiku. Rozegrają dwa mecze - towarzyski z Nową Zelandią i eliminacyjny z Litwą.
Przed Wami najnowszy Magazyn.Sport.pl! Polscy koszykarze zagrają w Katowicach o mistrzostwo Europy. Korespondenci Sport.pl czuwają, a już teraz mamy oryginalny starter pack kibica basketu. Ekskluzywne wywiady, odważne felietony i opinie przeczytasz >> TU
Idź do oryginalnego materiału