W tym sezonie Borussia Dortmund miała walczyć o mistrzostwo Niemiec. Drużynę przejął Nuri Sahin, a jego asystentem został Łukasz Piszczek. Wierzono, iż ten duet może dokonać rzeczy wielkich. Problem w tym, iż póki co totalnie zawodzą. Dowód? Po 16. kolejkach zajmowali dopiero ósme miejsce ze stratą aż 14 punktów do lidera Bayernu Monachium. Nie kwalifikowali się choćby do gry w europejskich pucharach. We wtorkowy wieczór ekipa z Dortmundu miała szansę, by zbliżyć się nieco do lokat premiowanych awansem. Okazja wydawała się wręcz idealna - mecz z beniaminkiem Bundesligi, a zarazem drużyną znajdującą się w strefie spadkowej, Holstein Kiel.
REKLAMA
Zobacz wideo "To jest bandytyzm. Przerażające". Dosadne opinie o zachowaniu Podolskiego
Katastrofalna pierwsza połowa Borussii. Rywale robili, co chcieli
W pierwszej połowie Borussia dominowała w posiadaniu piłki - aż 78 procent. Problem w tym, iż całkowicie nie przekładało się to na tablicę wyników. Zespół Sahina i Piszczka nie potrafił stworzyć zagrożenia w polu karnym rywali. Efekt? Tylko jeden celny strzał przez 45 minut. O wiele groźniejszy był Holstein, mimo iż tak długo przy futbolówce nie potrafił się utrzymać. Ale kiedy miał już ją przy nodze, to oddawał strzały. I to skuteczne.
W 27. minucie padł pierwszy gol. Ekipa z Dortmundu popełniła katastrofalny błąd, z którego skorzystał Shuto Machino. Na tym Holstein zatrzymywać się nie zamierzał. Naruszył Borussię i zadawał kolejne ciosy. I już pięć minut później drużyna Sahina musiała przyjąć kolejny. Po kapitalnym dośrodkowaniu to Phil Harres główką umieścił piłkę w siatce. Gregor Kobel był w tej sytuacji absolutnie bezradny.
Ekipa z Dortmundu była zagubiona. I jeszcze przed końcem pierwszej połowy dała się pokonać po raz trzeci. Tym razem piłkę w siatce umieścił Alexander Bernhardsson. Zapowiadało się więc na całkowitą klęskę Borussii. - Jeszcze w tym sezonie do przerwy tak wysoko nie przegrywała - podkreślali komentatorzy.
Jedynie pogoń w drugiej odsłonie spotkania mogła ją uratować. Ale czy do takowej doszło? Już na początku widowisko zostało przerwane za sprawą kibiców. Ci zadymili obiekt. Po około pięciu minutach piłkarze wrócili na murawę. Komentatorzy zastanawiali się, czy ta chwila dodatkowej przerwy pomoże Borussii zebrać siły.
Borussia ruszyła w pogoń w ostatnich 20 minutach. Nadzieję zniweczył gol w ostatnich sekundach
Początek na to nie wskazywał. Znów zespół Sahina i Piszczka raził nieskutecznością i brakiem pomysłu na pokonanie defensywy Holstein. jeżeli coś działo się pod bramką rywali Borussii, to głównie za sprawą Serhou Guirassy'ego, ale on też nie potrafił przełamać impasu.
Dopiero w 71. minucie drużyna z Dortmundu przebiła się przez obronę przeciwników. Giovanni Reyna oddał strzał z dystansu, czym nieco zaskoczył golkipera Holstein. Komentatorzy podkreślali, iż jeżeli Borussia chce urwać punkt, czy wygrać, to musi iść za ciosem, gwałtownie zaatakować rywali i skorzystać z chwili dekoncentracji. I tak siedem minut później do siatki trafił Jamie Gittens.
Szczęście zaczęło sprzyjać Borussii. W 86. minucie bezpośrednią czerwoną kartkę otrzymał Lewis Holtby, który ledwie 10 minut wcześniej wszedł na murawę. Ekipa z Dortmundu grała więc w przewadze. Tyle tylko, iż wykorzystać tego nie była w stanie. Co więcej, w ostatnich sekundach straciła kolejnego gola. W dziewiątej minucie doliczonego czasu sędzia wskazał na rzut różny dla Borussii. W pole karne Holstein pobiegł też bramkarz. Skutecznie tego stałego fragmentu rozegrać się nie udało, a na domiar złego z piłką w stronę bramki Dortmundu pobiegł Jann-Fiete Arp i trafił do pustej siatki.
Holstein Kiel - Borussia Dortmund 4:2
Była to już szósta porażka Borussii w tym sezonie. Tym samym pozostała na ósmym miejscu w tabeli, ale to nie oznacza, iż na takiej lokacie zakończy pierwszą rundę sezonu. Może ją wyprzedzić jeszcze trzech rywali, którzy nie rozegrali spotkania w 17. kolejce Bundesligi. A jak wygląda sytuacja Holstein po zwycięstwie? 17. miejsce i cztery punkty straty do bezpiecznej strefy.