Górnik Zabrze kontra GKS Katowice, czyli innymi słowy Śląski Klasyk. Jedne z niewielu derbów w Polsce, przy których o bezpieczeństwo obawiać się nie trzeba, bo jest to mecz przyjaźni, jaka łączy kibiców obu klubów. Atmosfera zapowiadała się zatem przyjemnie, choć humory przed meczem obie drużyny mogły mieć skrajnie odmienne.
REKLAMA
Zobacz wideo Swoboda z najlepszym wynikiem w sezonie. "Troszeczkę mnie coś zabolało"
Przyjaciele zza miedzy w skrajnie różnej sytuacji
Górnik wracał na swój stadion opromieniony wielkim zwycięstwem w Szczecinie nad Pogonią 3:0. Dzięki temu przy wygranej z GKS-em mogli w optymistycznym scenariuszu zostać choćby wiceliderem. Katowiczanie z kolei to drugi biegun tabeli. Oni po piątkowym zwycięstwie Pogoni w Łodzi nad Widzewem (2:1) zlecieli do strefy spadkowej. Nic zresztą dziwnego, w tym sezonie wygrali jak dotąd tylko jeden mecz. Inna sprawa, iż w poprzedniej kolejce i to aż 4:1 z Arką Gdynia. Mogło to zatem być sygnałem odmiany katowickiego losu w tym sezonie.
Górnik zaczął bić. GKS nie przeszkadzał
Niestety dla GKS-u Górnik zawiesił poprzeczkę znacznie wyżej niż Arka. Katowiczanie przez całą pierwszą połowę nie potrafili wykreować żadnej dobrej sytuacji. Do pewnego momentu ratowało ich to, iż zabrzanie też nie imponowali, ale w końcu udało im się przycelować i to jeszcze jak! W 40. minucie Ousmane Sow sprytnie wyłożył piłkę przed szesnastkę Patrikowi Hellebrandowi, a Czech huknął, ile miał sił, prosto do bramki zasłonionego przez tłum obrońców oraz napastników Dawida Kudły. Bolesny cios dla gości krótko przed przerwą.
Okazało się jednak, iż to był dopiero początek koszmaru. W drugiej połowie katowiczanie zostali zdominowani jeszcze bardziej. Na efekty czekaliśmy tylko do 53. minuty. Sondre Liseth zniknął w polu karnym obrońcom GKS-u, a iż Lukas Ambros obsłużył go idealnym dośrodkowaniem prosto na głowę, to wstydem byłoby nie skorzystać. Goście zostali położeni na deski, ale miało być jeszcze gorzej. Absurdalnie gorzej.
Co za samobój! Absurd wystrzelił poza skalę
Nie jest pewne, o czym w 64. minucie pomyślał Marten Kuusk, zanim podał do Dawida Kudły. Wiemy jednak, czego z całą pewnością nie zrobił. Nie popatrzył, czy jego bramkarz w ogóle jest w świetle bramki. Spoiler: nie był. Efektu można się domyślić. Kuusk podał, Kudły nie było, bramkarz nie zdążył tego uratować i tak oto padł wybitnie kuriozalny samobój. Nie dało się lepiej podsumować gry GKS-u w tym meczu, choćby się nie wiadomo jak postarać.
Cóż, fani Górnika mogli po tym czymś tylko poklepać swoich przyjaciół z Katowic na pocieszenie. Choć nie wiadomo, czy ci akurat wtedy śmiali się czy płakali (po tym co zrobił Kuusk mogli zarówno jedno, jak i drugie). GKS nie zmusił rywali do dobitki. Katowiczanie dobili się sami, definitywnie zamykając kwestię zwycięzcy tego meczu. Kuusk próbował jeszcze trafić do adekwatnej bramki, ale minimalnie przestrzelił. Górnik wygrał drugi mecz z rzędu 3:0, a z kolei GKS trafia do strefy spadkowej i jest to zesłanie w pełni zasłużone po tym, co w tym spotkaniu pokazali.
Górnik Zabrze - GKS Katowice 3:0 (Hellebrand 40', Liseth 53', Kuusk 64'(sam.))
Górnik: Łubik - Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża - Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski) - Sow (70. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek)
Trener: Michal Gasparik
GKS: Kudła - Klemenz, Jędrych, Kuusk - Wasielewski, Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Galan (70. Gruszkowski) - Nowak (78. Wędrychowski), Błąd (70. Łukowski) - Zrelak (61. Buksa)
Trener: Rafał Górak
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)
Żółte kartki: Nowak (GKS)