Takiego meczu Świątek nigdy nie zagra. 643 uderzenia. "Myślałam, iż oszaleję"

2 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Susan Mullane/USA TODAY Sports via Reuters Con, screeny z nytimes.com


- Myślałam, iż oszaleję - stwierdziła Vicki Nelson, która obroniła setbola po akcji trwającej 29 minut i złożonej z aż 643 uderzeń! To był przełom w trwającym sześć godzin i 31 minut meczu tej Amerykanki z jej rodaczką, Jean Hepner. Mija 40 lat od najdłuższego spotkania w historii damskiego tenisa. I trudno sobie wyobrazić, iż ten rekord kiedykolwiek ktokolwiek pobije.
- choćby teraz, gdy o tym myślę, zaczyna mnie boleć żołądek – stwierdziła Jean Hepner w "New York Timesie" 15 lat temu. Na 25. rocznicę jej meczu z Vicki Nelson amerykański dziennik przygotował specjalny artykuł. Dziś mija 40 lat od tamtego niezwykłego spotkania. I można stawiać wszystko, iż kiedy minie kolejnych 40 lat, to na liście najdłuższych maratonów w historii tenisa ten z 24 września 1984 roku wciąż będzie niezagrożony.


REKLAMA


Zobacz wideo Anna Kiełbasińska zdradza smaczki z wioski olimpijskiej. "Otaczasz się pięknymi ludźmi"


Wyobraźmy sobie, iż mamy odpowiedzieć na proste pytanie: jaki przebieg ma większość meczów Igi Świątek? To jasne: zwykle najlepsza tenisistka świata wygrywa pewnie, w nieco ponad godzinę. Często bywa, iż jej dobry set trwa pół godziny. Czy możliwe jest, żeby Iga rozegrała kiedyś jedną wymianę, czyli jeden punkt, na dystansie aż pół godziny? Oczywiście, iż nie, to brzmi absurdalnie. A właśnie coś takiego zrobiły Nelson i Hepner.
Lokalny dziennikarz zaczął liczyć odbicia. "Nawet nie wiem dlaczego"
To była pierwsza runda turnieju Central Fidelity Banks International w Richmond w stanie Wirginia. Impreza z pulą nagród 50 tys. dolarów nie ściągnęła na start największych gwiazd – nie grały tam rządzące wówczas w światowym rankingu WTA Martina Navratilova i Chris Evert. Mecz 93. wtedy w zestawieniu Nelson z Hepner zajmującą 172. miejsce nikogo specjalnie nie interesował. Do czasu.
Obie Amerykanki zapewniły sobie miejsce w historii tenisa zwłaszcza tym, co zrobiły w tie-breaku drugiego seta. Nelson wygrała pierwszą partię 6:4, a w drugiej było 6:6, gdy panie zaczęły decydującą - jak się okazało - rozgrywkę trwającą aż godzinę i 47 minut! To brzmi niedorzecznie – tie-break miał w sumie 24 punkty, 13-11 wygrała go Nelson. Dzięki temu zeszła z kortu jako zwyciężczyni po dwóch setach granych w sumie sześć godzin i 31 minut! Suchy wynik 6:4, 7:6 absolutnie nie mówi o wysiłku, jaki musiała włożyć w tamto zwycięstwo.
– Myślałam, iż oszaleję – mówiła zwyciężczyni w rozmowie z dziennikarzami relacjonującymi turniej. - choćby nie wiem, dlaczego ten mecz obejrzałem, ale cieszę się, iż to zrobiłem, bo okazał się historyczny – mówił po latach w "New York Timesie" jeden z dziennikarzy obecnych na tamtym meczu. John Packett z "The Richmond Times-Dispatch" w tie-breaku liczył odbicia w kolejnych wymianach. Przy wyniku 11-10 dla Hepner, a więc przy setbolu dla niej, naliczył 642 odbicia, gdy w 643. odbiciu Nelson wreszcie skończyła to uderzeniem wygrywającym. Gdyby się pomyliła, byłoby 1:1 w setach i tamten mecz potrwałby pewnie jeszcze bardzo długo.


Statystyki dowodzą: tak długo grają tylko mężczyźni
I tak to już jest rekord, którego może nikt nigdy nie pobić. W historii tenisa rzadko zdarzają się mecze trwające ponad sześć godzin. Ze statystyk wynika, iż zanotowano takich tylko 14, z czego zaledwie jeden taki rozegrały panie. Po sześciu godzinach i 31 minutach walki Nelson i Hepner jako drugi najdłuższy w historii mecz pań w statystykach figuruje ten, jaki Włoszka Camerin i Rumunka Niculesu rozegrały na turnieju ITF w Atenach w 2009 roku. Tamto trzysetowe spotkanie (6:4, 6:7, 7:6 dla Camerin) trwało pięć godzin i trzy minuty.
Czyli drugi najdłuższy mecz kobiet w historii był o półtorej godziny krótszy niż ten między Nelson a Hepner. To jest ogromna różnica. Taka mniej więcej jednego średniej długości meczu!
Zwyciężczyni przepraszała sędziów. "Musieli przysypiać"
Nic dziwnego, iż na wspomnienie przegranego maratonu Hepner choćby po latach reagowała bólem żołądka. Nie dziwi też, iż Nelson, która wygrała tamten morderczy mecz, zaraz po nim przepraszała sędziów, iż to aż tyle trwało i twierdziła, iż chyba musieli przysypiać w trakcie pracy. Nie dziwi nawet, iż dzwoniąc do swojego chłopaka (a później męża – po ślubie z Keithem Dunbarem występowała już jako Vicki Nelson-Dunbar), skarżyła się, iż właśnie przeżywa najgorszy dzień swojego życia. Swoją drogą, ten przytomnie odparł, iż Nelson zamiast się skarżyć powinna raczej pomyśleć, o ile gorzej czuje się pokonana przez nią Hepner.
W następnej rundzie Nelson siły starczyło na dwa sety walki z Michaelą Washington – przy wyniku 7:5, 5:7 decydującą partię przegrała już gładko, 0:6. A później mówiła wprost, iż była tak słaba, iż już ledwo mogła się ruszać. Ale to dziś nie ma znaczenia – to tym wcześniejszym meczem Nelson weszła do historii tenisa (a razem z nią Hepner). Pewnie na zawsze.
Idź do oryginalnego materiału