"Takich jak ja zjada na śniadanie". 40-latek w pięć dni wskrzesił polski klub

7 godzin temu
- Ma prawie 41 lat, a fizycznie takich jak ja zjada na śniadanie - mówi Mateusz Bieniek, opisując Georga Grozera. Niesamowity Niemiec miał duży udział w odbudowie siatkarzy Aluronu CMC Warty Zawiercie w finale PlusLigi, w którym byli już pod ścianą. I nie byłoby to takie dziwne, gdyby nie fakt, iż dołączył do nich zaledwie pięć dni wcześniej. Wciąż może im pomóc dokonać cudu, odnośnie którego złożył już ciekawą deklarację.
Patrząc na ostatni występ Georga Grozera w barwach Aluronu CMC Warty, trudno uwierzyć, iż kiedyś przed meczem pizzę popijał colą. Można też było poczuć, jakby czas się cofnął. Na decyzję o awaryjnym dołączeniu do zespołu z Zawiercia 40-letni reprezentant Niemiec miał kilka godzin. Ale nie potrzebował więcej - wystarczyło, iż padło nazwisko Michała Winiarskiego.


REKLAMA


Zobacz wideo Aluron CMC Warta Zawiercie doprowadza do stanu 2:1 w finale PlusLigi. Bartosz Kwolek zabrał głos


Siatkarski emeryt dał sceptykom prztyczka w nos. Pochwały dla Winiarskiego
- Przyjeżdża człowiek, który może wygrać sam finał mistrzostw Polski. To klasa sama w sobie. Przyczynił się bardzo mocno do tego, iż Niemcy pojechali na ubiegłoroczne igrzyska i otarli się w Paryżu o półfinał. jeżeli jest w formie, to dla mnie to Top3 atakujących na świecie. Myślę, iż szala zwycięstwa przechyli się teraz mocno na stronę drużyny z Zawiercia - mówił Sport.pl w zeszły piątek Daniel Pliński, oceniając dyskutowane szeroko w środowisku siatkarskim pozyskanie Grozera przez Aluron w ramach transferu medycznego.
Niektórzy kwitowali to wtedy pobłażliwym uśmiechem, przekonując, iż drużyna z Zawiercia jest rozbita, a Niemiec to praktycznie siatkarski emeryt, który dołączył do zespołu bardzo późno. Pliński twierdził jednak, iż takiej klasy zawodnikowi jak 40-latek wystarczą dwa-trzy treningi, by się zgrać z rozgrywającym. Dzień później wicemistrzowie Polski przegrali boleśnie z Bogdanką LUK Lublin 0:3. Ale to, co wydarzyło się cztery dni później w Sosnowcu (Aluron gra tam domowe mecze w fazie play-off), pokazało, iż to Pliński miał rację. Grozer w wygranym 3:1 meczu zdobył, razem z Amerykaninem Aaronem Russellem, najwięcej punktów dla zwycięzców - 19. Jeden mniej dołożył Bartosz Kwolek, który wychwalał nowego klubowego kolegę.
- Supergość. Tyle już ugrał w karierze, a dalej jest w nim ogień, by wygrywać mecze. Sam fakt, iż przyjechał... Mógł dziś spakować się do domu, a podjął się niełatwego wyzwania. Świetna sprawa - podsumował tuż po środowym meczu przyjmujący zawiercian, którzy wcześniej przegrywali w finale 0-2 i byli o krok od pożegnania się z marzeniami o złocie.
Pochodzący z Węgier Grozer ofertę awaryjnego dołączenia do Aluronu dostał, gdy wracał do rodziny w Budapeszcie kilka dni po zakończeniu sezonu w Turcji. A iż kończył też występy w Arkasie Izmir, to przenosił wszystkie swoje rzeczy. Na podjęcie decyzji w sprawie oferty z Zawiercia, która była dla niego dużą niespodzianką, miał zaledwie kilka godzin. Ale podjęcie jej znacząco ułatwił mu jeden fakt - tę drużynę prowadzi Winiarski, z którym współpracuje w reprezentacji Niemiec. I to z dużymi sukcesami.


- Czy Michał miał tu duży wpływ? Oczywiście, to mój szef w kadrze. Może dzięki temu będę miał teraz więcej wolnego przed przyjazdem na zgrupowanie. A tak na poważnie, to gdy tylko mnie o to spytał, to powiedziałem, iż z przyjemnością. Uwielbiam z nim pracować - przyznaje zawodnik, który jest tylko rok młodszy od swojego szkoleniowca.


Niektórzy kibice, obserwując w środę Grozera, mogli się poczuć, jakby cofnęli się w czasie. W latach 2010-12 atakujący był gwiazdą PlusLigi i bardzo mocno przyczynił się do pierwszego od lat mistrzostwa Polski Asseco Resovii Rzeszów. Wtedy, tak jak i teraz, zwracał uwagę nie tylko popisowymi akcjami, ale i wielką ekspresją.
- Naprawdę na niego aż się miło patrzy. Jest tak doświadczony i wniósł taką pozytywną energię do naszej szatni. Potrzeba nam było takiego gościa, który krzyknie, poderwie zespół do walki. Świetnie spełnił tę rolę w środę. gwałtownie się wkomponował. Ma prawie 41 lat, a fizycznie to on takich 30-latków jak ja zjada na śniadanie - kwituje z uśmiechem w rozmowie ze Sport.pl Mateusz Bieniek, kapitan zawiercian.
Grozer zaś w odpowiedzi na komplementy dotyczące jego siatkarskiej długowieczności przyznaje, iż dba o to, by ciało jak najdłużej mu dobrze służyło. Nie zawsze jednak stawiał na zdrową dietę. Krzysztof Ignaczak - jego bliski znajomy z czasów wspólnych występów w Resovii - opowiadał mi kiedyś, iż gdy Niemiec przyjechał do Rzeszowa, to jego rytuałem przedmeczowym była pizza popijana colą. Wierzył wówczas, iż dzięki temu lepiej gra.


"Igła" wspominał też to, co potwierdza każdy, kto miał choćby krótki kontakt z Grozerem. Choć na boisku przypomina on bestię, to poza nim jest sympatyczny i bardzo towarzyski. Mimo to stresował się, dołączając do nowej drużyny na sam koniec sezonu. Charaktery i reakcje kolegów z Zawiercia starał się lepiej poznać na kilku dotychczasowych treningach oraz na spotkaniach na kawie i kolacjach.
40-latek bardzo odpowiedzialnie podchodzi do swojej roli w Aluronie. I mocno przeżył wynik drugiego meczu finałowego, w którym jego nowy zespół przegrał dwa sety do 14.
- Spodziewałem się, iż będzie ciężko, ale nie spodziewałem się czegoś takiego. To było bardzo bolesne. Trudno było wyrzucić to z głowy. Ale wiedziałem, iż ściągnięto mnie, bym pomógł, jestem też najbardziej doświadczony w tej grupie, więc nie mogłem potem przyjść na trening ze spuszczoną głową. Starałem się żartować i cisnąć chłopaków. Wyszło naprawdę dobrze - podsumowuje.
Aluron, który musi sobie radzić bez dwóch podstawowych graczy - Jurija Gladyra i Karola Butryna, w którego miejsce pozyskano Grozera - w środę zaprezentował się o niebo lepiej niż w dwóch wcześniejszych meczach finału. Po nich nie miał na koncie choćby wygranego seta.


- Nie ma co się oszukiwać, w Lublinie - poza drugą partią - byliśmy bezradni i nie mieliśmy za bardzo podjazdu. Tym bardziej brawa dla nas, iż po takim łomocie potrafiliśmy się otrząsnąć, bo to nie jest łatwe. Nie chcieliśmy teraz wyjść i znowu przegrać 0:3. Chcieliśmy spróbować powalczyć. Mówiliśmy sobie, iż najpierw spróbujemy wygrać seta, potem prowadzić 2:0 i zobaczymy. Metodą małych kroków - relacjonuje Bieniek.
I przyznaje, iż dodatkowo motywująco podziałały na niego i jego kolegów wydarzenia sprzed środowego meczu w ich hali. - Robisz rano rozruch i widzisz, iż już szykują podium na ceremonię, to chcesz udowodnić, iż możemy przedłużyć tę rywalizację - zaznacza wicemistrz olimpijski z Paryża, mistrz świata 2018 i mistrz Europy 2023.
Piłkarze Interu natchnęli Kwolka. Aluron wybrał najlepszy wariant w kombinacjach z paszportami
Jeszcze inną dodatkową motywację miał Kwolek, który jest wielkim fanem Interu Mediolan. We wtorkowy wieczór emocjonował się mocno, gdy jego ulubieńcy po pełnym dramaturgii rewanżowym meczu półfinału piłkarskiej Ligi Mistrzów wygrali z Barceloną po dogrywce 4:3 i awansowali do finału.
- Tak się darłem, iż "Bieniu" prawie wyrzucił mnie z pokoju. Ciężko było się zmotywować potem jeszcze raz. To oczywiście żart. Dzięki temu miałem lepszy humor - wspominał późniejszy MVP środowego meczu.


Grozer motywował też kolegów, gdy w czwartym secie tego pojedynku Bogdanka prowadziła już 24:22 i była o krok od wygrania drugiej partii z rzędu. W całym tym meczu ekipa z Lublina grała znacznie słabiej niż w dwóch wcześniejszych pojedynkach. Jej kapitan Marcin Komenda ostrzegał wcześniej, iż nieraz najtrudniej jest postawić kropkę nad i. I w tym wypadku wykrakał.
- Źle weszliśmy w to spotkanie. Nie graliśmy na swoim poziomie. Zdarzały nam się już w tym sezonie słabsze mecze. Szkoda, iż akurat w tym momencie też się taki przydarzył. Dużo czynników wpłynęło na to, iż przegraliśmy to spotkanie, a jednym z nich bez wątpienia była świetna gra rywali. Bardzo ryzykowali na zagrywce, nakładając na nas dużą presję, co im się opłaciło - ocenia rozgrywający.
Libero ekipy z Lublina Thales Hoss przyznaje zaś, iż w środę szwankowało w niej przyjęcie zagrywki i wspominał o pewnych kłopotach zdrowotnych, ale nie chciał wchodzić w szczegóły. Aluron zaś za sprawą kontuzji Butryna, który był podstawowym atakującym, ma problem z limitem obcokrajowców. Winiarski w meczach finału próbował kilku różnych wariantów. W trzecim świetnie sprawdziło się ustawienie z Portugalczykiem Miguelem Tavaresem na rozegraniu, Russellem na przyjęciu i Grozerem na ataku. Podstawowego libero Australijczyka Luke'a Perry'ego zastąpił Szymon Gregorowicz. Ten ostatni słabo wypadł w spotkaniu numer dwa, ale w kolejnym był bardzo pewnym punktem drużyny.
- Zastanawialiśmy się wcześniej, jaki wariant wybiorą. Postawili moim zdaniem na najlepszy. Gdybym był trenerem, to też bym tak zrobił. Russell świetnie atakuje na wysokiej piłce. Przy szybkiej też jest bardzo dobry, ale przy wysokiej szczególnie, a przy naszej dobrej zagrywce rywale muszą właśnie dobrze radzić sobie z wysoką - analizuje libero z Brazylii.


Można się więc spodziewać, iż w takim samym zestawieniu zawiercianie wystąpią w czwartym pojedynku. O ile Russell będzie w stanie grać. Jakiś czas temu pauzował z powodu kłopotów z kolanem, a w środę wciąż dawało mu się to trochę we znaki.
Mecze wagi ciężkiej co trzy dni. Grozer złożył obietnicę
Gracze Bogdanki mają świadomość, iż za sprawą swojej gorszej postawy w środę, podali butlę z tlenem rywalom. Ale też Hoss i będący największą gwiazdą klubu Wilfredo Leon podkreślają, iż wystarczą drobne korekty, by znów prezentowali się dobrze.
Skoro Grozer zaprezentował się tak dobrze niespełna tydzień po dołączeniu do składu, to pytanie, jak zagra po kolejnych dodatkowych dniach spędzonych z nowymi kolegami. Czy będzie jeszcze bardziej niebezpieczny niż ostatnio?
- Przegrałem z nim dwa lata temu w kwalifikacjach do igrzysk. Był wtedy niesamowity. Mam nadzieję, iż nie będzie tak grał następnym razem - przyznaje z uśmiechem Hoss.


Leon zaś wskazuje, iż pod tym względem czas działa na korzyść obu stron. Bo Grozer lepiej zgra się z drużyną, ale Bogdanka będzie miała więcej czasu w rozpracowanie go.
Bieniek i Kwolek tonują hurraoptymizm. Zaznaczają, iż środowe zwycięstwo dodało wiary ich drużynie, ale wciąż w finałowej rywalizacji przegrywają i muszą zwyciężyć w sobotę, by doprowadzić do piątego, decydującego pojedynku. Będzie to dla nich kolejny w ostatnim czasie mecz o wielką stawkę.
- Gramy takie już od 3,5 tygodnia co trzy dni, więc jesteśmy przyzwyczajeni, iż każdy mecz jest wagi ciężkiej - zaznacza drugi z Polaków.
Problem polega na tym, iż piąte spotkanie odbyłby się we wtorek, a już w sobotę zawiercian czeka występ w półfinale Ligi Mistrzów.


- Nie ma czasu w treningi i odpoczynek. jeżeli mielibyśmy podejść do tego czysto strategicznie, to powinniśmy przegrać w środę, by mieć ponad tydzień na przygotowania do tego półfinału - stwierdza Kwolek.
Nie przekonuje go argument, iż dzięki ewentualnemu piątemu spotkaniu w finale PlusLigi zachowaliby za to rytm meczowy. - Zagraliśmy ostatnio tyle meczów, iż ciężko byłoby wypaść z tego rytmu przez najbliższy miesiąc - podkreśla.
Ale będący jednym z liderów Aluronu przyjmujący przyznaje, iż wraz z kolegami do ostatniej piłki będą walczyć o mistrzostwo Polski. A gdyby je zdobyli, to Grozera czekać będzie realizacja pewnej deklaracji. Cała jego prawa ręka pokryta jest tatuażami, a jednym z nich jest herb Resovii, który pojawił się po wygraniu PlusLigi 13 lat temu. Niemiec obiecał, iż jeżeli teraz wywalczy drugie złoto, to również odnotuje to na swoim ciele.
- Co prawda nie byłem z chłopakami cały sezon, ale jeżeli wygramy i będę małą częścią tego sukcesu, to tak, pojawi się nowy tatuaż - zapewnia sympatyczny 40-latek.


Jeszcze nigdy w PlusLidze zespół przegrywający w finale 0-2 nie zdobył tytułu. Sobotni mecz w Lublinie rozpocznie się o godz. 17.30.
Idź do oryginalnego materiału