Gdy Wojciech Szczęsny puścił cztery gole w meczu z Benficą, hiszpańska prasa wydała na niego wyrok. Wszystkie media publikując przewidywane składy na mecz Barcelona – Valencia, podawały, iż w bramce gospodarzy zagra Inaki Pena. Hiszpańscy dziennikarze i duża część kibiców winiła Polaka za stratę co najmniej dwóch goli w debiucie w barwach katalońskiego klubu w Lidze Mistrzów. W ankiecie na stronach "Mundo Deportivo" fani Blaugrany jednoznacznie wypowiedzieli się, kto powinien stać w bramce. Pena wygrał z dużą przewagą.
REKLAMA
Zobacz wideo
Debata na temat bramki w Barcelonie zakończona?
Nastroje wśród polskich fanów Szczęsnego nie były lepsze. Niektórzy już grzebali jego szanse, by mógł odegrać w tym sezonie poważniejszą rolę. Tylko nieliczni wskazywali, iż mimo wszystko to Szczęsnemu Barcelona zawdzięcza, iż w ogóle mogła o zwycięstwo w meczu z Benficą zawalczyć, a trener Hansi Flick jasno wskazał, iż błędy Polaka nie miały dla niego znaczenia.
Słowa Flicka potwierdziły się w meczu z Valencią. Trener zszokował wszystkich proroków, którzy pogrążyli już Szczęsnego, wystawiając znów polskiego bramkarza w pierwszym składzie. Barcelona wygrała 7:1 i już następnego dnia eksperci, którzy wcześniej przekreślali Szczęsnego, orzekli: "Debata na temat bramki zakończona". Taki tytuł dał dziennik "AS".
Taką tezę zdawał się potwierdzać kolejny mecz Barcelony w Lidze Mistrzów. Przeciwko Atalancie znów zagrał "Tek", jak nazywają Polaka w stolicy Katalonii.
Zaskoczeni Hiszpanie próbują sobie racjonalizować decyzję Flicka. Laia Cervello Herrero z serwisu "The Athletic" twierdzi, iż Szczęsny miejsce na boisku wywalczył sobie postawą na treningach: "W ostatnich tygodniach źródła klubowe, które, jak wszystkie wymienione w tym artykule, wolą pozostać anonimowe, aby chronić relację, mówią, iż Szczęsny radził sobie bardzo dobrze na treningach. To przykuło uwagę Flicka i postanowił on dać mu szansę. Zaufanie Niemca do Szczęsnego było większe niż błędy, które popełnił w meczach" - podkreśla Laia Cervello Herrero.
Nikt za Flickiem na nadąży
Trochę to naciągana teza. Flick postawę Szczęsnego na treningach chwalił też wielokrotnie wcześniej i jakoś hierarchii w bramce to nie zmieniało. Zresztą piłka nożna to nie bieg na 100 metrów czy podnoszenie ciężarów, gdzie można porównywać wyniki uzyskane przez zawodników na treningach.
Dużo więcej racji miał tu na pewno Dawid Szymczak ze Sport.pl, który napisał: "Dopisujemy kolejne teorie, poddając analizie słowa z konferencji prasowej, iż Szczęsny dobrze wpływa na zespół, ma charyzmę i po błędach potrafi gwałtownie się resetować. Podkreślamy, iż liczą się nie tylko mecze, a także treningi, na których to Szczęsny najpewniej prezentuje się lepiej niż Pena. Ale może nadszedł czas, by przyznać, iż wszyscy się zgubiliśmy? Że nikt za Flickiem nie nadążył? Że nie rozumieliśmy, gdy Szczęsny nie grał, i nie rozumiemy, iż zaczął grać akurat teraz".
Hansi Flick sam przyznał, iż jest przesądny. Może o to chodzi ze Szczęsnym?
pozostało coś takiego, co się wymyka racjonalizmowi. Każdy, kto zna środowisko piłkarskie, wie, iż obok ostatnio modnego naukowego i statystycznego podejścia do boiskowych wydarzeń pozostało w piłce spora doza irracjonalnych przesądów. Piłkarze i trenerzy mają cała przedmeczowe rytuały. Szczęśliwe koszulki i zwyczaje, które zapewniają fart. W sporcie, gdzie często o zdobyciu gola decyduje szczęśliwy zbieg okoliczności, zawodnicy i trenerzy potrzebują mieć pewność, iż robią wszystko, aby uśmiech losu sobie zapewnić.
I Hansi Flick, jak sam zdradził, też ma takie przesądy. W październiku wyjawił hiszpańskim dziennikarzom, iż ma zwyczaj odwracać wzrok od boiska, gdy jego drużyna wykonuje rzut karny. - Raz tak zrobiłem i strzeliliśmy gola. Postanowiłem więc, iż będę robić tak dalej, aż weszło mi to w nawyk - mówił na konferencji prasowej.
Z kolei w Niemczech opowiada się historię z mistrzostw świata w Brazylii. Tam Flick był asystentem Joachima Loewa i obaj nosili te same koszule podczas meczów, które miały przynosić drużynie szczęście.
Może więc i to właśnie kryje się pod słowami Flicka przed meczem z Valencią: - Podjęliśmy decyzję o wystawieniu "Teka". Jednym z powodów jest to, iż jeszcze z nim nie przegraliśmy.
A może Barcelona chciała osłabić pozycję Peny przed negocjacjami?
Nie chodzi o to, iż Szczęsny wygrał rywalizację z Peną, po prostu okazało się, iż ma większe szczęście od Hiszpana. Warto tu przypomnieć, w jakich okolicznościach Polak wszedł do bramki. Był to okres, gdy Barcelona miała kryzys formy: straciła pozycję lidera, bo wygrała raz w kończących rundę ligi hiszpańskiej siedmiu kolejkach. Flick szukał sposobu, jak odwrócić ten zjazd po równi pochyłej. Zmienił więc bramkarz i zadziałało. Drużyna zaczęła wygrywać mecz za meczem. I wygląda na to, iż pozycja Szczęsnego nie będzie zagrożona, póki Polak będzie "szczęśliwym talizmanem" Barcelony. To tak jak z tymi karnymi. Flick wystawił Szczęsnego i zadziałało, więc po co zmieniać?
Ale jeżeli ktoś dalej szuka racjonalizacji w wyborach Flicka, mogę jeszcze podsunąć zgrabną teorię spiskową. Akurat fakt, iż Pena wyleciał ze składu, zbiegł się z falą przedłużenia umów w Barcelonie. Nowe kontrakty podpisali Gavi, Pedri i Ronald Araujo. Pena wciąż czeka, czy klub mu zaproponuje przedłużenie umowy, która wygasa 1 lipca 2026 roku. jeżeli klub się na to zdecyduje, to na pewno negocjacyjna pozycja bramkarza będzie dużo słabsza niż jeszcze miesiąc temu. I Szczęsny się do tego przyczynił.