Ten, kto kolarstwo ogląda okolicznościowo, prawdopodobnie nieco się zdziwi, widząc niektórych zawodników z dziwną górką na klatce piersiowej. Temat nie jest nowy, ale powrócił teraz za sprawą Tour de France. Wysyp kolarzy z wypustką w okolicach mostka widoczny był choćby na siódmym etapie francuskiego wyścigu, czyli czasówce do Gevrey-Chambertin. O co chodzi?
REKLAMA
Zobacz wideo Kwiatkowski alarmuje: Nie będzie drugiego Lewandowskiego bez wiary i wsparcia
Przepisy, a garby na piersiach
Ta górka, czy garb pod koszulką kolarzy, to owiewka. Część systemu okalającego klatkę piersiową w taki sposób, by podczas jazdy uzyskać lepszą aerodynamikę. Zaznaczmy od razu, iż taki element jako zwykła owiewka jest zabroniony przez przepisy Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI). Punkt 1.3.033 jasno określa, że:
"Zabrania się noszenia zbędnych części ubioru lub dodatków zaprojektowanych w celu polepszenia osiągnięć kolarza. W szczególności zabrania się noszenia elementów ubioru służących do zmniejszenia oporu powietrza lub modyfikacji sylwetki zawodnika".
Fot. Stephane Mahe / REUTERS
Jednak przepisy na niektóre dodatki pozwalają. Głównie te, których stosowanie jest uzasadniane "zapewnieniem bezpieczeństwa lub ochrony zdrowia kolarza". Każdy taki dodatkowy element musi zaakceptować komisja sędziowska i przeważnie je akceptuje. Dlaczego? Bo kolarze na klatce piersiowej montują sobie prostokątne odbiorniki radiowe. Te służą im do komunikacji ze swoją ekipą, do uzyskiwania informacji o przebiegu rywalizacji, ale też ostrzegania ich o niebezpieczeństwach czy problemach na trasie: śliskiej nawierzchni, źle zaparkowanej ciężarówce czy kraksach. Przy coraz szybszych wyścigach to właśnie ten element sprawia, iż poprawia się bezpieczeństwo. Dlaczego jednak niektórzy montują odbiorniki akurat na klatce piersiowej, a eksperci przekonują, iż grupa takich kolarzy będzie się zwiększać? Odpowiedź jest intuicyjna, bo kolarstwo to przecież sport, w którym każde drobne elementy wpływają na końcowy wynik.
Tam, gdzie nie ma oporów
Gdy wydawało się, iż kolarstwo po redukcji wagi rowerów, modyfikacjach koszulek i kasków zawodników, czy montowaniu w rowerach ukrytych silników elektrycznych próbowało już na każdej płaszczyźnie "pomagać" sportowcom, ciągle pojawiają się nowe "patenty" na sukces.
Nie tak dawno UCI zmieniła choćby jeden z przepisów po tym, jak profesor Bert Blocken specjalizujący się inżynierii mechanicznej na Uniwersytecie Heriot-Watt w Edynburgu w Szkocji dokładnie opisał, dlaczego zawodnicy podczas jazdy na czas lubią jeździć w wyścigach przed pojazdem wiozącym na dachu rowery. To duże auto, które nie może zbliżać się do kolarzy na mniej niż 10 metrów, sprawiało, iż przepływ powietrza za zawodnikami był mniej turbulentny, przez co spadał opór aerodynamiczny. Kolarze jeździli wtedy szybciej i mniej się męczyli. Teraz odległość aut jadących za kolarzami zwiększono podczas czasówek do 25 metrów. Swoje regulacje mają też oczywiście pojazdy jadące z przodu.
Ostatnio profesor Blocken na prośbę amerykańskiego dziennikarza triathlonowego zaczął rozgryzać sprawę wykorzystywania owiewek. To elementy zakładane przez triatlonistów pod koszulkę na wysokości mostka. Ci już ponad dekadę temu wyczuli, iż takie cudo pomaga im jeździć szybciej, a kolarze zaczęli to podłapywać. Pierwszy ze sprzętem zamontowanym na klatce piersiowej w dużym wyścigu był prawdopodobnie Fränk Schleck na Criterium International w 2011 roku. W jego ślady potem szli też inni.
Radia na pierś, cenne sekundy na mecie
Profesor Blocken przeprowadzili badania w tunelu aerodynamicznym i właśnie opracował ich wyniki. Zestawił rowerzystę jadącego bez owiewek na klatce piersiowej z siedmioma zawodnikami wyposażonymi w owiewki o różnych rozmiarach. Badania prowadził przy prędkości 46,8 km/h, czyli średniej najlepszych zawodników na płaskich etapach francuskiego wyścigu, na dystansie 25 km - tak, by zasymulować dystans siódmego etapu Tour de France. Uzyskane wyniki dają do myślenia. Dla najkorzystniejszej zbadanej owiewki oszczędność czasu wyniosła co najmniej 0,78 sekundy na kilometr. To znaczy, iż z taką większą owiewką siódmy etap TdF dało się przejechać o 19,5 sekundy szybciej! W przypadku najmniejszej owiewki czas odcinka był lepszy niemal o trzy sekundy. To, w przełożeniu na wyniki wyścigu i jego wyrównanej rywalizacji, byłoby różnicą choćby kilku miejsc na mecie.
Opór powietrza z nawiewką na klatce (rys. a) i bez niej (b) analiza prof. Berta Blockena
Wyniki, choć nie są zaskoczeniem, pokazują, jaką konkretnie przewagę można uzyskać na trasie. Mówimy przecież o sporcie, w którym aż 80 proc. oporu powietrza powodowane jest przez kierującego rowerem. Wszystkie elementy, które ten opór zmniejszają, są na wagę złota: czy to pozycja kolarza, kask czy właśnie radio.
Jak tłumaczą eksperci i co widać na materiałach dostarczonych przez profesora Blockena, bez owiewki strefa ssania (zaznaczona na niebiesko, za zawodnikiem) w pozycji do jazdy na czas jest większa (rys. A). Z owiewką opór ten jest zmniejszony dzięki skuteczniejszej penetracji powietrza (rys. B).
"W dyscyplinie, w której o sukcesie czasem decydują dziesiętne części sekundy, zastosowanie owiewki na klatkę piersiową (nawet bardzo małej) może zadecydować o wyniku wyścigu"– podsumował w swym raporcie Blocken. Czy po jego raporcie radyjka na klatce piersiowej będą popularniejsze?
A może na plecach?
Mathieu Heijboer, dyrektor ds. wydajności w holenderskiej grupie kolarskiej Visma-Lease a Bike, nie owijał w bawełnę. - Radio jest zawodnikom niezbędne. I choćby jeżeli doskonale zdajemy sobie sprawę z aerodynamicznych zalet owiewki klatki piersiowej, to umieszczamy ją tam także ze względów bezpieczeństwa - oświadczył w rozmowie z "L’Equipe". Heijboer tłumaczy też, dlaczego radia nie chce umieszczać gdzieś na plecach lub przy biodrach zawodników (często to właśnie tam montowane jest radio). Otóż jego zdaniem takiego umiejscowienia odradzają lekarze. Ponoć przy upadkach może to prowadzić do poważniejszych urazów.
jeżeli zatem plastikowe pudełko montowane na klatce piersiowej poprawia aerodynamikę, to mimo trendu miniaturyzacji, warto zadbać, by radio było jak największe, albo przynajmniej bardziej wypełniało przestrzeń nad brzuchami zawodników. Tu akurat tak prosto nie będzie. Radioodbiorniki mają wyznaczone rozmiary maksymalne, a zwiększanie ich objętości na przykład poprzez oklejanie taśmą jest zabronione. - Musimy dopilnować, aby komisarze akceptowali nasze radia. Ale bywa z tym różnie. Podczas ostatniego wyścigu po Kraju Basków mieli z tym problem - tłumaczył Heijboer. Jego zdaniem radia na klatce piersiowej będą coraz częściej wykorzystywane nie tylko podczas etapów na czas. Przyszłość radia – przynajmniej w kolarstwie – zapowiada się zatem optymistycznie.