W czwartek w wieku 82 lat zmarł Leo Beenhakker, wybitny trener, który w latach 2006-2009 prowadził reprezentację Polski. Drużynę przejął po nieudanych dla Polski mistrzostwach świata w Niemczech. Polska odpadła tam już po dwóch meczach. Przegrała najpierw z Ekwadorem, a potem z Niemcami, w spotkaniu z Kostaryką grała już tylko o honor.
REKLAMA
Zobacz wideo
Lech Kaczyński odznaczył Beenhakkera
Beenhakker, choć słabo rozpoczął eliminacje mistrzostw Europy od porażki z Finlandią 1:3 w Bydgoszczy i remisu z Serbią w Warszawie, zdołał doprowadzić drużynę do Euro 2008. To był historyczny turniej dla Polaków. Po raz pierwszy zagrali w finałach mistrzostw Starego Kontynentu. Prezydent Lech Kaczyński odznaczył wtedy Holendra Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Szczytem osiągnięć pracy Beenhakkera w kadrze były dwa mecze z Portugalią, która była wtedy aktualnym wicemistrzem Europy i czwartą drużyną świata na mundialu 2006. W Chorzowie Polacy wygrali po fenomenalnym meczu 2:1, a w rewanżu zremisowali 2:2.
Niestety, Euro 2008 było nieudane dla Polski. Kadra Beenhakkera zdobyła tylko jeden punkt po remisie z Austrią. W meczach z Niemcami i Chorwacją była tylko tłem dla rywali. Fatalnie poszyły też eliminacje mistrzostw świata. Polska szansę na awans straciła praktycznie już dwa mecze przed końcem rozgrywek.
Lato zwolnił Beenhakkera przed kamerami TV
Gwoździem do trumny okazał się mecz w Mariborze. Drużyna Beenhakkera przegrała 0:3, a ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Grzegorz Lato, wypalił przed kamerą nSportu i TVN24 zaraz po meczu: "To był ostatni mecz Leo Beenhakkera w roli selekcjonera reprezentacji Polski". Prowadzący wywiad Sergiusz Ryczel dopytał: "To było podanie się do dymisji trenera, czy trener został zwolniony?" Na to Lato odpowiedział w dość kuriozalny sposób: "Myślę, iż trener to czuje. Powiem uczciwie państwu, iż nie chcę podejmować decyzji zaraz po meczu pochopnie, ale decyzja jest nieodwołalna. Trener Beenhakker przestaje być trenerem reprezentacji Polski. W następnym tygodniu siądziemy z trenerem Beenhakkerem przy stole na spokoju i podziękujemy za jego pracę. Ponad trzy i pół roku. Myślę, iż rozstaniemy się jak przyjaciele".
O przyjacielskim rozstaniu nie było już mowy. Beenhakker dosłownie się wściekł, gdy dowiedział się, jak Lato go zwolnił. - To brak szacunku ze strony prezesa. Nie sądziłem, iż zostanę zwolniony za pośrednictwem telewizji - stwierdził i zakończył pomeczową konferencję prasową.
Sprawa miała dogrywkę w mediach. W wywiadzie z Michałem Kołodziejczykiem z "Rzeczpospolitej" Beenhakker powiedział: "Oczekiwałem odrobiny szacunku za trzy lata pracy z reprezentacją. Od dziennikarzy dowiedziałem się, iż zostałem zwolniony. A potem Lato przychodzi do mnie i zaprasza na rozmowę na wtorek. Taki jest jego poziom? Za dużo wypił? Nie zamienię z nim choćby słowa, nie uścisnę dłoni. Jestem pierwszy, który ponosi odpowiedzialność za grę reprezentacji. Byłem do zwolnienia, ale nie w taki sposób. To nie jest poziom zera, to poziom minus pięć".
Beenhakker: Teraz już wiem dokładnie, czym jest polski sejm
- Co miałem zrobić? - tłumaczył potem Lato w wywiadzie dla WP Sportowe Fakty - Przegraliśmy ze Słowenią 0:3. Poszedłem do szatni podziękować zawodnikom, bo bez względu na wynik chciałem taki gest wykonać. Gdy pojawiłem się pod drzwiami, dwóch ludzi przekazało mi, iż trener Beenhakker nie życzy sobie niczyjej obecności i zakazuje wejścia. Nie miałem zamiaru tego respektować, bo byłem prezesem związku i uważałem, iż mam prawo porozmawiać z drużyną. Wszedłem do środka, podziękowałem piłkarzom, a selekcjoner odwrócił się do mnie d**ą. Moja reakcja była taka, iż opuściłem szatnię i niedługo później powiedziałem w telewizji, iż ten pan już nie pracuje - opowiadał.
O ostatnim dniu w roli selekcjonera kadry Beenhakker opowiedział też w Holandii magazynowi "Voetbal International". Trener mówił też wtedy: "Doświadczyłem już kilku szalonych rzeczy, ale teraz wiem dokładnie, czym jest polski sejm. Szaleństwo rozpętało się dopiero po meczu. Udzielałem wywiadu na żywo i trzy metry dalej nagrano rozmowę z Lato. W trakcie rozmowy słyszę od reportera, z którym rozmawiałem, iż prezes ogłasza moją rezygnację. Nie zamieniłem z nim wtedy ani słowa. Później Lato sam do mnie przyszedł. Myślę, iż wypił o jednego drinka za dużo, a potem powiedział, iż wyraził się zbyt emocjonalnie podczas nagrania telewizyjnego. Rano w hotelu powiedziano mi, iż oczekuje mnie w przyszły wtorek w biurze w Warszawie, aby omówić dalsze sprawy". "Polski sejm" to związek frazeologiczny w języku holenderskim. To wyrażenie to synonim awantury na publicznym zebraniu.
Beenhakker: Od pierwszego dnia mnie nienawidzili
Holender wypowiedział się też wtedy ostro o polskich działaczach: "Dopóki cały ten cyrk nie zacznie zachowywać się bardziej profesjonalnie, wszystko pozostanie prowizoryczne. Na meczach wyjazdowych mamy większą grupę członków zarządu z kibicami niż zawodników do dyspozycji. Trudno o jakąś kontrolę i profesjonalne zachowanie. Wygląda na to, iż oni postrzegają to bardziej jako wyjazdy wakacyjne. Od miesięcy starałem się zaprowadzić jakiś porządek w tym chaosie. Niestety, bez widocznych rezultatów".
Beenhakker całą swoją kadencję miał na pieńku z działaczami PZPN. Szczególnie nie po drodze miał z Jerzym Engelem i Antonim Piechniczkiem, byłymi selekcjonerami. "Od pierwszego dnia starsi ludzie ze związku mnie nienawidzili. Bo miałem inny paszport. Oni nie mogli pogodzić się z tym, iż nie jestem Polakiem, a prowadzę polską reprezentację" - opowiadał Beenhakker w rozmowie z TVN Style, kilka miesięcy po zwolnieniu.
Choć polscy kibice i działacze dziś woleliby pamiętać przede wszystkim o meczach z Portugalią i awansie na Euro 2008, to jednak warto przypomnieć i ten epizod, który skończył pracę Beenhakkera w Polsce. Ku przestrodze. Bo wydaje się, iż wiele zarzutów, które sformułował Holender, nie przestało być aktualnymi i po jego zwolnieniu.