Szokujące kulisy "afery premiowej" w kadrze. "Kto przegra, ten nie dostanie"

3 godzin temu
"Afera premiowa" wywołała olbrzymie zamieszanie w polskiej piłce. Wszystko zaczęło się od premiera Mateusza Morawieckiego, który w zamian za awans do fazy pucharowej MŚ w Katarze obiecał Biało-Czerwonym 50 milionów złotych premii. - Bez przerwy były żarty. Ja sobie kupię to, a ja sobie kupię tamto - opisuje dziennikarz Sebastian Staszewski, który udzielił wywiadu na kanale Youtube Bogdana Rymanowskiego.
Kadencja Czesława Michniewicza jest różnie oceniana przez polskich kibiców oraz ekspertów. Niektórzy uważają, iż broni się pod kątem wyników - bo Biało-Czerwoni awansowali na mundial w Katarze, gdzie zdołali wyjść z grupy. Inni zwracają natomiast uwagę, iż sama gra kadry nie porywała. Kontrowersje do dzisiaj budzi też właśnie kwestia wspomnianej "afery premiowej".

REKLAMA







Zobacz wideo Krychowiak zakończył karierę. Jak go zapamiętamy? Żelazny: On był wielki



Staszewski zdradza. Tak zachowywali się reprezentanci Polski
Sebastian Staszewski to dziennikarz newsowy, który jest jedną z osób najlepiej orientujących się w tym, co dzieje się za kulisami piłkarskiej reprezentacji Polski. W listopadzie premierę będzie miała jego książka "Lewandowski. Prawdziwy". Jej ważnym wątkiem są wydarzenia w trakcie i po mundialu w Katarze.
Staszewski opisał je również w wywiadzie z Bogdanem Rymanowskim, zaczynając od tego, iż Mateusz Morawiecki w pewnym momencie powiększył premię za awans do fazy pucharowej do 50 milionów złotych. - Zawodnikom poopadały szczęki. Dziś piłkarze starają się mówić, iż to były wirtualne pieniądze. Nie, nie. To były pieniądze, o których się mówiło na co dzień. Piłkarze, którzy grali w karty podczas mistrzostw świata, rzucali takimi słowami: poczekajcie, jak przyjdzie pan premier, to ruszam z grubymi stawkami. [...] Bez przerwy były żarty. Ja sobie kupię to, a ja sobie kupię tamto - twierdzi dziennikarz.
- Czy naprawdę te pieniądze były tak ważne? Były. A uważam, iż jeszcze ważniejsze były dla trenera, który potrafił w trakcie gierek żartować, iż kto przegra, ten nie dostanie premii - kontynuuje Staszewski.



Afera premiowa w kadrze. Tak to wyglądało
Reprezentacja Polski w grupie MŚ wygrała z Arabią Saudyjską, zremisowała z Meksykiem i przegrała z Argentyną. To pozwoliło jej wywalczyć upragniony awans do 1/8, gdzie Biało-Czerwoni mieli zmierzyć się z faworyzowanymi Francuzami. Staszewski zauważa, iż wówczas temat premii kompletnie zdominował dyskusje wśród reprezentantów.
- Premia powraca od razu po awansie. Rozmowy zaczynają się już w autokarze. Żarty, liczenie. A czemu Michniewicz poprosił, żeby asystent zebrał konta od piłkarzy? Uważał, iż jeżeli te pieniądze przeszłyby najpierw przez konta PZPN, to nie zostałoby z nich tyle, ile by oczekiwał. Chcieli to zrobić szybciutko, żeby każdy piłkarz jeszcze przed meczem z Francją dostał sowity przelew, który jeszcze bardziej zmotywowałby go do walki o Puchar Świata - mówi dziennikarz.
ZOBACZ TEŻ: Polska poznała rywali w el. do wielkiej imprezy. "Mocno niekorzystne"



Jak wspomina Staszewski, pojawił się jednak problem. Robert Lewandowski ruszył z inicjatywą, żeby podział pieniędzy był podobny do tego, jaki miał miejsce w przeszłości, przy okazji innych premii. To znaczy: największy przelew mieli otrzymać podstawowi oraz doświadczeni stażem zawodnicy. Nie każdy kadrowicz wyraził na to zgodę.
- Wybrała się delegacja do Roberta Lewandowskiego, która powiedziała: stary, no źle podzieliłeś. To były te złe emocje, które potem w mediach opisywał Łukasz Skorupski. Wielu zawodników, szczególnie młodych, odebrało to w ten sposób, iż Robert Lewandowski - milioner, prawie miliarder - chce zarobić kupę pieniędzy, a mniej opłacanych zawodników traktuje jak spady, które wezmą z 400 tysięcy. Jeden z zawodników się anonimowo wypowiadał, bo uważali on chce ich z tej kasy, mówiąc kolokwialnie, skroić - wspomina Staszewski.
Równo obiecanej premii dzielić nie zamierzał jednak Czesław Michniewicz, który już wcześniej proponował, żeby do sztabu szkoleniowego powędrowało łącznie aż 10 milionów złotych. - Dochodzi do sytuacji, w której zawodnicy się trenerowi stawiają. Mówią, iż trzeba to podzielić po równo, iż już to wszystko ustalili. Tam była bardzo nieprzyjemna atmosfera. Myślę, iż po tej odprawie wszystko się w zespole posypało. To było dwa dni przed meczem z Francją - podsumowuje Staszewski.
Idź do oryginalnego materiału