Szaleństwo po meczu Barcelony! Lewandowski całkowicie w cieniu

1 tydzień temu
Czego w tym meczu nie było! Padło sześć goli w dwóch seriach, nie zabrakło zwrotów akcji, w niesamowitym stylu z ławki rezerwowych wszedł Portu, a walczący o tytuł króla strzelców Lewandowski i Dowbyk zdobyli po bramce. Każde mrugniecie oczami groziło, iż coś się przegapi. Ostatecznie 4:2 wygrała Girona i wyprzedziła Barcelonę w tabeli.
W drugiej połowie realizator zawiesił oko kamery na kilkuletnim chłopcu, który w koszulce Girony wymachiwał balonem przypominającym trofeum Ligi Mistrzów. Dorośli wokół niego klaskali i wiwatowali, jakby właśnie prawdziwy puchar podnosił ich kapitan. Jakże symboliczna była ta chwila. Rewelacyjna Girona w przyszłym sezonie faktycznie zabawi wśród europejskiej elity. Z awansem oswajała się już od kilku tygodni - zaczęła planować remont trybun, ruszyła z wydzielaniem miejsc dla vipów i poszerzaniem parkingów, by spełnić wszystkie wymagania. Ale właśnie w meczu z Barceloną przyklepała to oficjalnie. Zwycięstwo było jak przybicie ostatniej pieczątki. Jak zawinięcie kokardy na wielkim prezencie. Było scenariuszem idealnym.
REKLAMA


Zobacz wideo Załamany Kamil Grosicki: Przepraszam! Zawiedliśmy, ja zawiodłem


Girona wygrała 4:2, mimo iż dwa razy goniła wynik. Pokonała Barcelonę drugi raz w tym sezonie. Rozszarpała ją kontrami! Przytłoczyła energią wprowadzonego z ławki Portu! Przeskoczyła w tabeli! Zbliżyła się do wicemistrzostwa i matematycznie zapewniła tytuł Realowi Madryt. Dla zespołu, który jeszcze dwa lata temu był w drugiej lidze to nieprawdopodobne osiągnięcie. I czują to wszyscy: kibice zaraz po ostatnim gwizdku zaczęli śpiewać klubowy hymn, piłkarze przytulali się i napawali widokiem pulsujących trybun, a główny architekt tego sukcesu - Michel, jeszcze przed zakończeniem spotkania odszedł od ławki w kierunku trybun, gdzie pocałował żonę i uściskał syna. Kilka minut później, już po meczu, wziął go za rękę i wciągnął na murawę. Tam piłkarze, trenerzy i wszyscy członkowie sztabu włożyli okolicznościowe koszulki i zapozowali z kibicami do wspólnego, historycznego zdjęcia, które już po chwili klub udostępnił we wszystkich portalach społecznościowych z opisem: "Moja drużyna zagra w Lidze Mistrzów".


Girona kradnie serca i cieszy oczy
To były dwa wyścigi w jednym: Barcelony z Gironą o wicemistrzostwo i Roberta Lewandowskiego z Artemem Dowbykiem o tytuł króla strzelców. I oba zachwycały tempem. Nie minęło pięć minut, a już było 1:1 - najpierw gol Andreasa Christensena, po chwili odpowiedź Ukraińca. I to jaka! Girona wznowiła grę od środka, wymieniła kilka podań, po chwili była już przy polu karnym Barcelony i wyrównała. Lewandowski na pierwszą (i ostatnią) okazję czekał aż do 45. minuty - wtedy sędzia Alejandro Hernandez Hernandez przyjrzał się przy monitorze upadkowi Lamine Yamala i podyktował rzut karny, a Polak wykorzystał go w swoim stylu: do piłki podbiegał na raty, zmieniał tempo biegu i kompletnie zmylił bramkarza. Uderzył delikatnie, po ziemi, w lewo, a Paulo Gazzaniga rzucił się w prawo.
Do przerwy Barcelona prowadziła 2:1. Lepiej zaczęła też drugą połowę - częściej utrzymywała się przy piłce i ograniczyła ofensywne akcje rywali. Ale wszystko zmieniło się w 65. minucie. Wówczas z ławki rezerwowych podniósł się Portu, 31-letni napastnik, który zwykle wnosi na boisko sporo energii. Tym razem przeszedł jednak sam siebie. Już pierwszym kontaktem z piłką zdobył bramkę na 2:2. Piłką altruistycznie podzielił się z nim wtedy Artem Dowbyk. Mógł uderzać sam, wielu napastników w takiej sytuacji choćby nie rozglądałoby się wokół, ale on dostrzegł jeszcze lepiej ustawionego kolegę. Dwie minuty później Portu asystował przy trafieniu Miguela Gutierreza. I choć Girona już wiele razy w tym sezonie dokonywała "remontad" (odwracała wynik meczu na swoją korzyść), to rzadko robiła to tak gwałtownie i spektakularnie. Barcelonę zaskoczyła dwoma ciosami w dwie minuty. Z 1:2 wyszła na 3:2. Portu wziął głębszy oddech i chwilę później strzelił gola na 4:2 - najpiękniejszego ze wszystkich. Savio przerzucił mu piłkę, a on choćby jej nie przyjmował, tylko soczyście uderzył z powietrza. Wpadła tuż przy słupku, Marc-Andre ter Stegen choćby nie wyciągnął w jej kierunku rąk. Może tego strzału nie docenił, a może czuł, iż i tak nie zdoła go obronić. Girona mogła wygrać jeszcze wyżej, ale w końcówce zmarnowała dwie doskonałe szanse.
Grała porywająco, z minuty na minutę coraz lepiej. Jej piłkarze grą napędzali kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu, a później ten doping wykorzystywali jak paliwo do brawurowej jazdy w kierunku bramki Barcelony. Wydawali się czerpać satysfakcję z każdej udanej akcji. Rozprawiali się przecież nad najważniejszym zespołem z Katalonii, dla którego przez lata choćby nie byli rywalem. Wielu mieszkańców Girony miało w sercach miejsce i dla lokalnego klubu, i dla wielkiej Barcy. Aż do tego sezonu nie mieli w związku z tym żadnych dylematów. Ale teraz Girona kradnie serca i cieszy oczy. Kto nie trzymał kciuków za Kopciuszka?


Bez zmian w wyścigu o tytuł króla strzelców. Robert Lewandowski wciąż traci trzy gole
I o ile pierwszy wyścig - o miejsce za Realem Madryt na razie wygrywa Girona, która dzięki zwycięstwu ma nad Barceloną punkt przewagi, o tyle w wyścigu o tytuł najlepszego strzelca kilka się zmieniło. Dowbyk i Lewandowski strzelili w tym meczu po jednym golu. Jude Bellingam, który także utrzymuje się w czołówce, w sobotnim spotkaniu z Cadizem również raz trafił do siatki.
Ciekawie w walce o koronę zrobiło się w ostatni poniedziałek, gdy Lewandowski trzema golami zapewnił Barcelonie zwycięstwo nad Valencią. Dobił wtedy do szesnastu goli w lidze i na trzy trafienia zbliżył się do prowadzącego Dowbyka - na pięć kolejek do końca sezonu wszystko wydawało się możliwe. Hat-trick miał dodatkowo Polaka nakręcić. On sam mówił, iż potrzebował meczu-impulsu, który rozpędzi go strzelecko i doda mu energii. Ale w jego grze przeciwko Gironie nie było widać impetu - do najlepszych okazji w pierwszej połowie dochodzili środkowi pomocnicy - Ilkay Gundogan, Fermin Lopez i dwukrotnie Christensen. Lewandowski zwykle był za ich plecami i wszystkiemu przyglądał się z kilku metrów. Jedyną okazję miał z rzutu karnego i pewnie ją wykorzystał.


Po przerwie kilka się zmieniło. Lewandowski skończył mecz z zaledwie 25 kontaktami z piłką, 15 wykonanymi podaniami (10 celnych) i tylko jednym strzałem - tym z karnego. Xavi zdjął go z boiska w 79. minucie, gdy Barcelona przegrywała już 2:4. I trudno się temu dziwić. Nic nie zapowiadało powtórki z meczu z Valencią, gdy zbliżona liczba kontaktów z piłką wystarczyła mu do ustrzelenia hat-tricka. Anomalia nie zdarzają się co tydzień.
Tak wygląda klasyfikacja najlepszych strzelców i lista rywali, z którymi jeszcze się zmierzą:


Artem Dowbyk 20 goli - Alaves, Villarreal, Valencia, Granada
Jude Bellingham 18 goli - Granada, Alavés, Villarreal, Real Betis
Robert Lewandowski 17 goli - Real Sociedad, Almeria, Rayo, Sevilla
Alexander Sorloth 17 goli - Celta, Sevilla, Girona, Real Madryt, Osasuna
Ante Budimir 16 goli - Real Betis, Athletic, Mallorca, Atlético, Villarreal
Borja Mayoral 15 goli - Athletic, Cadiz, Atlético, Alavés, Mallorca
Idź do oryginalnego materiału