Iva Jovic - zapamiętajcie to nazwisko. 17-letnia Amerykanka wygrała kilka dni temu swój pierwszy turniej rangi WTA. Była najlepsza w Guadalajarze, w zawodach kategorii WTA 500. W finale pokonała Kolumbijkę Emilianę Arango 6:4, 6:1.
REKLAMA
Zobacz wideo Jak Iga Świątek! Englert, Daniec, Strasburger i wiele innych gwiazd błyszczy na korcie
Dzięki temu Jovic awansowała od poniedziałku na 36. miejsce w rankingu WTA. Nigdy nie była tak wysoko. Jest jedną z czterech nastolatek w top 50 zestawienia obok Rosjanki Mirry Andriejewej, Kanadyjki Wiktorii Mboko oraz Australijki Mayi Joint, ale to Iva Jovic jest z nich najmłodsza. Ostatnią tak młodą Amerykanką, która wygrała turniej zawodowy, była Coco Gauff w 2021 roku, gdy triumfowała we włoskiej Parmie.
Pierwsza od Gauff
Jovic prawdopodobnie zostanie nominowana na koniec sezonu do nagrody w kategorii "Odkrycie roku" w plebiscycie WTA. Błyszczała w czasach juniorskich, jeszcze w styczniu znajdowała się na 206. miejscu na świecie, w ostatnich miesiącach może pochwalić się bilansem 35 zwycięstw - 13 porażek. Do tego zaliczyła m.in. drugą rundę w Australian Open, Roland Garros i US Open. Chwalą ją rodacy - były trener sióstr Williams Rick Macci napisał na portalu X: "Iva to prawdziwy talent, psychicznie jest z zupełnie innej gliny". Danielle Collins dodała: "To pierwszy z wielu jej tytułów".
Nastolatką zachwycony jest także m.in. dziennikarz Andre Rolemberg z podcastu "Tennis and Bagels". - Dostrzegam w niej coś z Emmy Raducanu. Jest bardzo agresywna, a do tego uderza płaskim bekhendem, który przypomina z kolei sposób gry Amandy Anisimovej - mówi w rozmowie ze Sport.pl.
Rolemberg docenia wielki talent Jovic, ale przy okazji wskazuje też na jej braki: w sposobie poruszania się i grze obronnej. - W tej chwili uważam, iż jest przez to bardziej podatna na ataki ze strony zawodniczek z mocniejszym uderzeniem, takimi jak Rybakina, z którą przegrała już dwa razy, i Sabalenka. Ma jednak czas, by się poprawić, a biorąc pod uwagę jej wiek i możliwości, śmiem twierdzić, iż Iva niebawem może wskoczyć do top 10, a choćby sięgnąć po tytuł wielkoszlemowy.
Nieco bardziej zdystansowany pozostaje znany amerykański dziennikarz Ben Rothenberg. Zapytany przez nas o Ivę Jovic, przyznał: "Myślę, iż wciąż trudno powiedzieć, jak z nią będzie. W tym roku radzi sobie bardzo dobrze, ale ogrywała głównie te rywalki, które powinna. Nie rozegrała zbyt wielu meczów z przeciwniczkami z top 50 na świecie".
Mistrzyni Guadalajara Open pochodzi z Torrance w amerykańskim stanie Kalifornia, ale jej rodzice mają bałkańskie korzenie, wyemigrowali do USA przed narodzinami córki. Jej ojciec, Bojan, jest Serbem, a matka, Jelena, Chorwatką. Żadne z nich nie miało wcześniej nic wspólnego z tenisem.
Iva opowiadała w sierpniu na konferencji podczas turnieju w Cincinnati: "Moi rodzice nie mieli nic, gdy dotarli do Stanów. Są farmaceutami, musieli ponownie przejść wszystkie szkolenia i po prostu ciężko pracować, żeby ułożyć sobie życie. Przeprowadzka z tak małego kraju do USA nie jest łatwa. Mama wygrała zieloną kartę na loterii, więc to był czysty przypadek". 17-latka podkreśla przy tym, iż postawa rodziców stanowi dla niej wzór do ciężkich poświęceń na korcie.
Amerykański paszport, bałkańska krew
W tenisa Iva Jovic gra od piątego roku życia. Ma starszą siostrę Mię, która odegrała kluczową rolę w jej pierwszych tenisowych krokach. - Bardzo się kłóciłyśmy. Nie znosiłam z nią przegrywać i chciałam jak najwięcej trenować, spierałyśmy się cały czas. Dziś złość kieruję w bardziej pozytywną stronę - przyznaje Iva. Mia przez cały czas gra w tenisa, ale na Uniwersytecie w Los Angeles.
Wsparcie rodziców, wpływ siostry - nikt tego nie będzie podważał. Nie da się jednak ukryć, iż paszport amerykański również ma pewne znaczenie w przypadku Ivy Jovic. W Cincinnati zdradziła, iż w tej chwili najwięcej trenuje na Florydzie, gdzie może liczyć na pomoc ze strony krajowej federacji tenisowej (USTA). - To było i jest dla mnie niesamowite wsparcie, bo wcześniej np. nie miałam możliwości podróżowania między stanami.
Czytaj także: To on ma dostać Złotą Piłkę!
Finanse to jedno, ale Amerykanie organizują liczne turnieje tenisowe i przyznają swoim zawodniczkom "dzikie karty". W ten sposób młode talenty mają szansę przebić się, zyskać bezcenne doświadczenie i punkty do rankingu. Iva Jovic dzięki "dzikiej karcie" zagrała m.in. w zeszłorocznym US Open i dotarła do drugiej rundy po tym, jak pokonała Magdę Linette. Podobny przywilej otrzymała kilka miesięcy później w Melbourne na mocy porozumienia między organizatorami poszczególnych turniejów wielkoszlemowych. Często zdarza się, iż np. Australijczycy dają "dzikie karty" Francuzom i Amerykanom, a w zamian mogą liczyć na podobne rozwiązanie w Roland Garros oraz US Open.
Gdyby Jovic reprezentowała Serbię, mogłaby zapomnieć o podobnych przepustkach. A tak może cieszyć się z przywilejów, rodzinne strony odwiedzać zaś w wakacje. Mówi biegle po serbsku. - Dzięki temu mogę rozmawiać z dziadkami, ciotkami i wujkami. Jestem rodzicom bardzo wdzięczna za to, iż nie zapomnieli o języku - wskazuje. Inspiracją był dla niej przez lata Novak Djoković, którego plakaty wieszała w pokoju. Dziś ma jednak innego idola, lidera rankingu ATP Jannika Sinnera. - Staram się go naśladować, uwielbiam na niego patrzeć. Im częściej oglądałam Novaka, Serenę Williams i Jannika, tym bardziej chciałam znaleźć się tam, gdzie oni.
Droga jeszcze daleka, ale potencjał 17-letniej Ivy Jovic jest ogromny. Na ten moment została szóstą rakietą kraju, który reprezentuje. Przed nią są: Coco Gauff (3. WTA), Amanda Anisimova (4.), Madison Keys (6.), Jessica Pegula (7.), Emma Navarro (18.) i Sofia Kenin (30.). Amerykanki stanowią dziś największą siłę w kobiecym tenisie, większą choćby niż Czeszki, które przez lata wydawały się najmocniejsze jako nacja. Gauff wygrała w tym sezonie Roland Garros, Keys Australian Open, Anisimova była w finale w Nowym Jorku. Czy w przyszłości rzeczywiście tą drogą pójdzie Jovic?