Cudowny, perfekcyjny - komentatorzy Canal+ nie kryli zachwytu nad serwisem Jeleny Rybakiny w pierwszej części pierwszego seta półfinału z Igą Świątek w Cincinnati. Ale w pewnym momencie te zachwyty się skończyły, a w kluczowych momentach Polka uporała się ze swoimi kłopotami. W efekcie może pochwalić się dodatkowo efektownym wyczynem w rywalizacji z reprezentantką Kazachstanu.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"
Przedwczesny finał w kratkę. Pojedynek na serwisy i kosmiczne liczby
Niby to był "tylko" pojedynek trzeciej zawodniczki rankingu WTA z dziesiątą, ale to tylko liczby. Bo wszyscy kibice wiedzieli, iż niedzielny pojedynek Świątek i Rybakiny to będzie tenisowe święto. A niektórzy upatrywali w nim też przedwczesnego finału.
Fakt, wiele osób ostrzyło sobie zęby na ten półfinał, spodziewając się w nim powtórki sprzed roku, czyli pojedynku Polki z Aryną Sabalenką. Ale Rybakina zadziwiająco pewnie pokonała będącą liderką światowego rankingu Białorusinkę 6:1, 6:4. To o tyle zaskakujące, iż wszystkie wcześniejsze spotkania w Cincinnati rozstrzygała dopiero w trzech setach, męcząc się nieraz mocno.
Świątek z kolei dotychczas w tym turnieju nie miała tak naprawdę poważnego sprawdzianu, wygrywając pewnie wszystkie pojedynki. Spotkanie z Kazaszką było jej pierwszym prawdziwym testem także podczas tegorocznego Roland Garros, gdy zmierzyły się w 1/8 finału. Wtedy Polka wygrała 1:6, 6:3, 7:5, a spotkanie to niektórzy określali jako królewską bitwę. Niedzielne spotkanie nie było aż tak długie i atrakcyjne, ale też zawierało zwrot akcji. Choć nie aż tak efektowny jak ten sprzed nieco ponad dwóch miesięcy.
Wiadomo było, iż Rybakina to maszyna do serwowania, która dzięki długim ramionom też jest bardzo groźna przy returnie. Zapowiadał się więc pojedynek na serwisy i obie zawodniczki przystąpiły do niego z naładowanymi działami. Przez sześć gemów obie, odbierając podanie rywalki, tylko raz były w stanie zdobyć więcej niż punkt. Nic dziwnego, iż co jakiś czas realizator pokazywał statystykę skuteczności pierwszego podania, bo ta była kosmiczna (ponad 90 proc. u Kazaszki i niemal 90 proc. u Polki).
Świątek częściej przytrafiały się podwójne błędy na tym etapie. Wynikało to przede wszystkim z faktu, iż Rybakina tradycyjnie mocno atakowała jej drugie podanie i Polka starała się za wszelką cenę utrudnić jej zadanie. A za to ryzyko czasem płaciła cenę w postaci straty punktu.
Kazaszka zaś czarowała - podobnie jak w pierwszym secie ich poprzedniego pojedynku. Teraz w jej boksie był ponownie kontrowersyjny trener Stefano Vukov (przez jakiś czas zawieszony przez WTA), który co chwila udzielał jej wskazówek i te działały. Przypominał m.in. o tym, by mistrzyni Wimbledonu 2022 obserwowała, jak ustawia się do returnu jej przeciwniczka. Dzięki temu w ćwierćfinale odebrała ochotę do gry Sabalence, zaskakując ją co chwilę.
Teraz też niekiedy Polka tylko bezradnie rozkładała ręce i frustrowała się. Trener Wim Fissette dość gwałtownie zaczął jej podpowiadać, by zmieniała pozycję przy returnie, utrudniając zadanie rywalce. Początkowo była liderka światowej listy tego nie wprowadzała w życie i stąd na tablicy wyników pojawiło się 3:5. Podanie straciła gema - najpierw Rybakinie opłaciło się ryzykowne zagranie po krosie, którym zaskoczyła Świątek, potem zapunktowała returnem, a następnie dostała prezent w postaci podwójnego błędu. Przy stanie 0:40 Polka była pod ścianą i tylko na chwilę odroczyła wyrok, bo po chwili tylko odprowadzała piłkę wzrokiem po kolejnym popisowym zagraniu przeciwniczki.
Świątek wróciła do gry, Rybakinie zaczęło brakować paliwa. Nerwy w końcówce
Podczas Roland Garros Świątek przebudziła się dopiero w drugiej partii. Teraz zrobiła to wcześniej. Jak zaznaczyli komentatorzy, w ostatniej chwili, by uratować pierwszego seta. Zdecydowanie skuteczniej returnowała, ale też trzeba przyznać, iż spadła skuteczność serwisowa Rybakiny oraz zaczęły pojawiać się błędy po jej stronie. I dlatego Polka wygrała cztery gemy z rzędu, zapisując na swoim koncie tę odsłonę.
W tym kontekście warto przypomnieć, iż w drodze do tego półfinału Kazaszka spędziła na korcie ponad osiem godzin, niemal dwa razy więcej niż Polka (ta w 3. rundzie nie musiała choćby wychodzić na kort, bo Marta Kostiuk oddała mecz walkowerem). Dawało to chyba mocno o sobie znać nie tylko w końcówce inauguracyjnego seta, ale też w drugim. Rybakina była wtedy już bardziej tylko tłem dla Świątek.
Polka mogła wygrać ten mecz jeszcze efektowniej, bo w szóstym gemie prowadziła przy podaniu przeciwniczki 40:0, ale ta się wyratowała. Zmarnowanie tej okazji z kolei usztywniło trochę raszyniankę, a dodało odwagi Kazaszce. Pierwsza przy prowadzeniu 5:2 nie wykorzystała dwóch piłek meczowych, ale nadrobiła to w kolejnym gemie przy kolejnej takiej okazji.
Świątek i Rybakina nigdy wcześniej nie mierzyły się tyle razy w jednym sezonie w meczach o stawkę co teraz. Czterokrotnie trafiały już na siebie w 2023 roku, ale wtedy ostatnie ze spotkań było pokazówką. Wówczas w zmaganiach o stawkę trzykrotnie górą była Kazaszka. W tym sezonie bilans 4-0 ma Świątek, która w całej ich rywalizacji prowadzi 6-4 i po raz pierwszy ma nad Kazaszką przewagę dwóch zwycięstw.
Polka uniemożliwiła w niedzielę rywalce 24. zwycięstwo w karierze nad zawodniczką z Top10. Sama zaś awansowała do finału prestiżowego turnieju WTA rangi 1000 po raz pierwszy od 15 miesięcy. W Cincinnati jej najlepszym wynikiem był dotychczas półfinał, na którym zatrzymała się w dwóch poprzednich edycjach.
W poniedziałkowym finale Świątek zmierzy się ze zwyciężczynią meczu między Włoszką Jasmine Paolini i Rosjanką Wieroniką Kudiermietową.