Świątek prowadziła 6:1, 2:1 i nagle taki zwrot. Trudno zrozumieć, co się stało

3 godzin temu
Iga Świątek zaczęła od seta błyskawicznego, a gdy zdawała się wszystko kontrolować, nagle zaczęła grać, jak uśpiona. W drugiej rundzie US Open numer dwa światowego rankingu miała wielkie kłopoty w starciu z 66. na liście WTA Suzan Lamens. Przeżywaliśmy nerwy, widzieliśmy nieskuteczną interwencję Darii Abramowicz, a w końcu słuchaliśmy rad dawanych Idze przez cały jej sztab. Na szczęście Świątek wygrała ten horror w trzech setach 6:1, 4:6, 6:4.
W pierwszej rundzie US Open 2025 Iga Świątek potrzebowała zaledwie 60 minut, by wygrać z Kolumbijką Arango 6:1, 6:2. Po wszystkim pokonana rywalka mówiła wprost, iż cieszy się z jednego – iż nie przegrała 0:6, 0:6. Nie wiemy czy podobne myśli miała w trakcie pierwszego seta meczu ze Świątek Suzan Lamens. Ale chyba nikt nie spodziewał się po tej partii aż takich emocji.


REKLAMA


Zobacz wideo Iga Świątek? "Trudny temat". Karol Strasburger z ważnym przesłaniem


- To jest poligon doświadczalny – stwierdził Lech Sidor już w trakcie trzeciego gema meczu. Były tenisista komentował spotkanie na antenie Eurosportu i widział, iż Świątek zachowuje się trochę jak na treningu. - Otwierają się kąty, a Iga to bardzo dobrze robi [gra kątowo, wykorzystuje geometrię kortu]. I dobrze, bo gdzie próbować, jak nie tutaj, w takich meczach? – analizował ekspert. A Świątek wychodziła już na 3:0.
Najpierw Świątek się bawiła
Lamens w wymianach z faworytką po prostu próbowała przetrwać. zwykle nie była w stanie zrobić nic więcej niż tylko kilka razy odegrać na stronę Polki. Ale robiła to tak, iż piłki lądowały prawie zawsze tam, gdzie była Iga. I dawały Idze możliwość generowania kątów. Przez to Holenderka biegała, męczyła się, a i tak nic nie zyskiwała.
Każdy, kto oglądał ten mecz, musiał gwałtownie uznać, iż wygrać go może tylko Polka. – Iga się bawi. Czuje przewagę. Holenderka nie stawia żadnego oporu – mówił Marek Furjan, czyli drugi komentator Eurosportu. Te słowa padły w gemie na 5:1 dla Świątek. To było kolejne przełamanie serwisu Holenderki. Ale jak Świątek mogłaby nie odbierać przeciwniczce podania, skoro ta nadawała piłce prędkości po zaledwie 120 a choćby 115 km/h? – 75 mil przy podaniu to jest nic innego jak prowokacja – stwierdził w pewnym momencie Sidor. – Żeby wejść na piłkę, uderzyć – wyjaśniał.
Prędkościomierz po jednym z serwisów Lamens pokazał nam choćby tylko 72 mile na godzinę (115,7 km). A Świątek regularnie przekraczała 100 mil na godzinę (ponad 160 km/h). Zabawny był moment, gdy Sidor oceniał, iż Polka mogłaby serwować szybciej. To się działo w gemie na 3:0 dla niej. – Iga trochę oszczędza ramię przy serwisie. Jak na siebie serwuje dosyć delikatnie – stwierdził. I od razu dostał odpowiedź. W tamtym momencie Świątek broniła jedynego breakpointa w pierwszym secie i zaserwowała 114 mil/h (183,5 km/h). – No, to jest już wartość solidna – skomentował z uznaniem Sidor. A po chwili Świątek wygrała jeszcze dwa kolejne punkty serwisami i odebrała Lamens złudzenia.


Tak naprawdę w pierwszym secie Holenderka choćby przez moment nie mogła pomyśleć, iż cokolwiek w tym meczu wywalczy. Gdy wyszarpała, wymęczyła w grze na przewagi gema na 1:3, to aż krzyknęła z radości. Wtedy zapewniła sobie, iż nie przegra do zera. Po 30 minutach było już po pierwszym secie. Wynik 6:1 dla Świątek dobrze oddawał różnicę między tymi tenisistkami.
Świątek zgubiła koncentrację. Abramowicz musiała interweniować
Ale drugi set zaczął się zaskakująco. Najpierw Lamens wyszła na 1:0 przy swoim podaniu. Gema skończyła – uwaga! – swoim pierwszym uderzeniem kończącym w całym meczu. I znów krzyknęła sobie z radości. Po chwili przy podaniu Polki Holenderka prowadziła 40:15 i miała dwie piłki na 2:0.
- Nie jest łatwo utrzymać koncentrację, gdy 20-, 30-procentowy wysiłek wystarcza, żeby gwałtownie wygrać seta – mówił wtedy Sidor o Świątek. Rzeczywiście wyglądało to tak, jakby Iga po pierwszym secie trochę za bardzo się rozluźniła.
Polka podniosła poziom. Ale na moment. Najpierw nie dała rywalce uciec na 0:2, następnie sama ją przełamała i wyszła na 2:1. Jednak w drugim secie gra Świątek falowała. Nie było już dominacji z jej strony, jak w pierwszej partii, nie było pewności. Stąd wziął się zaskakujący gem na 2:2. Lamens przy serwisie Świątek wygrała go do zera! Kończąc lobem. To było już drugie takie efektowne zagranie Holenderki w ciągu kilku minut.


- Dawaj, nie skupiamy się na błędach - krzyknęła wtedy do Świątek jej psycholożka, Daria Abramowicz. Trener Wim Fissette powstrzymywał się od rad czy uwag. choćby gdy moment później Lamens wyszła na prowadzenie w drugiej partii.
Świątek sama wpuściła rywalkę do meczu
- Ewidentnie uśpiona jest Iga - zauważali komentatorzy. Po 55 minutach było 6:1, 2:3 patrząc z perspektywy Świątek. I Polka musiała naprawdę mocniej się zmobilizować, żeby spróbować ten mecz dokończyć zgodnie z planem. Zdawało się, iż to zrobi. Najpierw wyrównała w drugiej partii na 3:3, pewnie wygrywając gema przy swoim serwisie (do 15). Następnie do 15 przełamała serwis rywalki i prowadziła w meczu 6:1, 4:3.
Wtedy przy swoim podaniu Świątek znów zaskakująco się męczyła. Grała z Lamens na przewagi, musiała bronić breakpointa. Komentatorzy mieli rację, gdy mówili, iż Świątek wygrywa i przegrywa punkty, a od przeciwniczki kilka zależy. - I znów wpuszczona Lamens do meczu - ubolewał Furjan, gdy Świątek przy tym breakpoincie popełniła podwójny błąd serwisowy i było 6:1, 4:4. - Od dobrych 30 minut Iga nie gra równo, nie jest stabilna na korcie - punktował Furjan. Dodajmy, iż widoczne były też nerwy naszej tenisistki. Przy stanie 6:1, 4:4 i serwisie Lamens Świątek przegrywała 0:40. Wtedy zagrała dwie świetne akcje, po czym - gdy już kolejny raz zdawało się, iż ma wszystko w swoich rękach - popełniła błąd. I przy stanie 6:1, 4:5 musiała serwować, żeby przedłużyć drugiego seta.
Niestety, nie zdołała tego zrobić. Od stanu 4:3 Świątek w drugim secie przegrała trzy gemy z rzędu i przez to przegrała całą partię. Z niedowierzaniem patrzyliśmy na wynik 6:1, 4:5, 15:40. Nagle Lamens miała dwie piłki setowe. - Set dla Holenderki to bez wątpienia byłaby sensacja - mówił wtedy Sidor. I miał rację.


Tak, set wygrany przez Lamens w meczu ze Świątek to już sensacja. Nie żaden dramat, nie kompromitacja, nic z tych rzeczy. Ale sensacja - jak najbardziej. Po reakcjach Lamens, jej trenerki i całej nowojorskiej publiki długo w tym meczu było widać, iż wszyscy są pogodzeni z tym, iż Świątek wygra w dwóch setach. Z biegiem gry po prostu Holenderka wykorzystała szanse, które dawała jej Polka. A gdy doszło do decydującego seta, to Lamens wyglądała już całkiem inaczej niż na początku. Grała odważniej, intensywniej.
W ostatnim secie ze Świątek grał już cały team
- Weź oddech i nie skupiaj się na błędach. Masz narzędzia - krzyczała Abramowicz do Świątek po pierwszym gemie decydującej partii. Wtedy było 6:1, 4:6, 0:1 patrząc z perspektywy naszej zawodniczki. Wtedy Świątek skarżyła się swojemu zespołowi, iż ma problemy z pójściem do przodu. Wtedy ożywił się też trener Fissette. - Iga, najpierw musisz kort otworzyć! - krzyknął Maciej Ryszczuk przy stanie 6:1, 4:6, 0:1 i 30:30.


To było po akcji, którą Świątek chciała skończyć zbyt gwałtownie i nadziała się na kontrę. To samo chwilę wcześniej mówił, tyle iż po angielsku, Fissette.
W tej nerwowej chwili Idze pomógł dobry serwis. Zdobyła nim dwa punkty na wagę wyrównania na 1:1. W nie mniej nerwowym kolejnym gemie, granym na przewagi, Świątek zdołała przełamać Lamens. Prowadziła 6:1, 4:6, 2:1 i serwowała. Trzeba było mieć nadzieję, iż wreszcie wróci na poziom z pierwszego seta. Że odjedzie rywalce. "Jazda!" - krzyknęła Iga po asie serwisowym na 6:1, 4:6, 2:1 i 30:15. Po chwili wygrała wymianę złożoną z aż 17 uderzeń. I serwisem o prędkości 111 mil na godzinę (179 km/h) podwyższyła prowadzenie na 6:1, 4:6, 3:1. W kolejnym gemie zobaczyliśmy najdłuższą wymianę meczu - miała aż 24 uderzenia. Wygrała ją Świątek. Wyszła na 30:15 przy serwisie Lamens. A po chwili wygrała też punkt na 40:15 i miała dwie szanse na prowadzenie z podwójnym przełamaniem. Holenderka obroniła się dziesiątym i jedenastym winnerem w meczu. Przypomnijmy: w pierwszym secie nie miała ani jednego uderzenia kończącego. Już po tej jednej statystyce widać, jak bardzo rozwinęła się w trakcie tego meczu.


Ale, na szczęście, w decydującym momencie Świątek zaczęła dowodzić, iż jest tenisistką z innej półki. Tego gema na 4:1 wygrała w końcu swoimi winnerami. A gdy prowadziła 6:1, 4:6, 4:1 i serwowała, mając przewagę dwóch przełamań, to już naprawdę chcieliśmy wierzyć, iż możemy się uspokoić.
Ale nic z tego! Swoje podanie Świątek przegrała do 30. Decydującą piłkę wyrzuciła daleko w aut forhendem granym z połowy kortu. Wydawało się, iż to komfortowa pozycja. Ale komfortowo w tym meczu Świątek nie poczuła się już do końca. Po zmniejszeniu strat na 2:4 przy serwisie Polki, Holenderka przy swoim podaniu zbliżyła się do faworytki jeszcze bardziej. Punkt na 3:4 w tym secie wygrała po kolejnym błędzie Świątek - wyrzuconym w aut returnie.
Na szczęście wtedy, przy stanie 6:1, 4:6, 4:3 Świątek spokojnie wygrała swojego gema serwisowego. Prowadząc 6:1, 4:6, 5:3 Świątek wypracowała sobie meczbola przy serwisie Lamens. Ale szansy na skończenie meczu po równo dwóch godzinach nie wykorzystała. Od prowadzenia Igi 40:30 Holenderka wygrała trzy punkty z rzędu. Uratowała się dobrym serwisem. I wtedy, przy wyniku 6:1, 4:6, 5:4 dla Świątek pozostawała nam nadzieja, iż teraz to Iga dobrze poserwuje. I iż wreszcie wygra ten mecz.
Wielkie uff wydobyło się pewnie z ust wielu kibiców po tym jak w ostatnim gemie Świątek najpierw zagrała świetną akcję serwis + forhend, jak na 30:0 podwyższyła smeczem, a punkt na 40:0 wygrała po długiej wymianie, której rywalka nie wytrzymała. Wtedy Iga miała kolejne trzy meczbole. Pierwszego z nich, czyli drugiego w meczu, zmarnowała. Popełniła podwójny błąd serwisowy. Ale meczbola numer trzy Świątek już wykorzystała. Asem. Uff!


W trzeciej rundzie US Open Świątek zmierzy się z Anną Kalinską. Rosjanka gwałtownie (w godzinę i 19 minut) pokonała reprezentującą Kazachstan Julię Putincewą 6:1, 7:5.
Idź do oryginalnego materiału