Rok temu Madison Keys z powodu kłopotów zdrowotnych oglądała Australian Open w telewizji, ale teraz w pełni wynagradza sobie i swoim kibicom tamtą przymusową nieobecność. O pierwszy w karierze wielkoszlemowy finał w Melbourne może zagrać w czwartek z Igą Świątek - o ile Polka pokona Amerykankę Emmę Navarro.
REKLAMA
Zobacz wideo Konflikt Igi świątek z Danielle Collins? Wesołowicz: To jednostronny beef
Spodziewaliśmy się zaciętego pojedynku w pierwszym ze środowych ćwierćfinałów Australian Open i taki dostaliśmy. Były popisowe akcje, były też kosztowne chwile słabości.
Switolina i Keys to przedstawicielki tego samego tenisowego pokolenia - Ukrainka jest starsza o rok. Obie też w przeszłości były zawodniczkami Top10, ale z różnych względów w ostatnich latach muszą odbudowywać swoją pozycję. Amerykanka nieraz tygodniami zamiast walczyć na korcie z rywalkami, zmagała się z problemami zdrowotnymi. Zawodniczkę z Odessy urazy też nie omijały, ale za jej najdłuższą przerwą w grze stał radosny powód - jesienią 2022 roku urodziła córkę Skai.
Obie tenisistki mają też podobną częstotliwość występów w ćwierćfinale Wielkiego Szlema - Switolina zaprezentowała się w nim w środę po raz 12., a Amerykanka po raz 11. Obie też już wiedziały, jak to jest być półfinalistką tych prestiżowych zmagań, ale tylko druga z nich dokonała tego w Melbourne (2015 i 2022). Dodatkowo ona już też wiedziała, jak to jest być finalistką w takiej imprezie - o tytuł grała w US Open 2017.
Obie też wcześniej w tegorocznym Australian Open wyeliminowały "duże nazwiska" - Keys w 1/8 finału odprawiła reprezentantkę Kazachstanu Jelenę Rybakinę, a Ukrainka rundę wcześniej odprawiła rewelację poprzedniego sezonu Włoszkę Jasmine Paolini.
Tym, co różniło w dużym stopniu obie tenisistki, to zaś okres poprzedzający występ w Australian Open. Amerykanka do ćwierćfinału weszła z serią dziewięciu wygranych meczów - w pierwszej połowie stycznia triumfowała w Adelajdzie, a sezon zaczęła wcześniej w Auckland. Switolina zaś tegoroczną rywalizację zainaugurowała dopiero w Melbourne i był to jej pierwszy start od ponad czterech miesięcy. Jesienią dochodziła do siebie po wrześniowej operacji stopy.
Tym, co różni te zawodniczki, jest także styl. Keys słynie z nieustannej ofensywy i mocnych strzałów. Dużo biegająca po korcie Ukrainka skupia się w większym stopniu na obronie i grze kombinacyjnej. Próbkę tego wszystkiego zobaczyliśmy w tym ćwierćfinale.
Jako pierwsza szanse na przełamanie - przy wyniku 2:2 - miała będąca w tej chwili 14. rakietą świata zawodniczka z USA. Pewnie czująca się w dłuższych wymianach Switolina wybroniła się jednak. Pierwszym sygnałem, tego, co miało się wydarzyć w kluczowym momencie seta otwarcia, był podwójny błąd Keys w szóstym gemie. 29-latka jednak zaraz potem znów zaprezentowała siłę, na którą rywalka nie miała sposobu. Ukrainka po jednym z takich zagrań tylko bezradnie rozłożyła ręce. Wtedy trudno było się spodziewać, iż notująca jedno uderzenie wygrywające za drugim Amerykanka zaliczy za chwilę kryzys. Ten przydarzył się jej jednak w najgorszym momencie - jej serwis stracił wcześniejszą moc, do tego w wymianach posyłała piłkę daleko na aut. A Switolina takiej szansy nie zmarnowała, wygrywając od stanu 3:3 trzy gemy z rzędu.
Na początku drugiej odsłony Keys wydawała się jeszcze być myślami przy nieudanej końcówce poprzedniej odsłony i na otwarcie musiała bronić się przed kolejną stratą podania. Potem jednak zimny prysznic przyniósł efekt - znów zaczęła grać skuteczniej, wywierając większą presję na przeciwniczce. W czwartym gemie - mimo trzech "break pointów - jeszcze nic nie wskórała, ale wyraźnie czuła się już pewniej. Po popisowym i instynktownym zagraniu Switoliny przy siatce tylko się śmiała, bo nie była w stanie zrobić nic więcej. Dopięła jednak swego kilka minut później - przełamanie na wagę doprowadzenia do trzeciej partii zanotowała przy prowadzeniu 3:2. Im bliżej końca tej odsłony było, tym bardziej przygaszona robiła się Ukrainka.
Wzorem poprzednich setów w tym decydującym też o wszystkim decydował jeden "break". Padło ono łupem Keys, która tym razem uniknęła spadku poziomu. Czuła się na tyle pewnie, iż grała w sposób bardziej urozmaicony, wędrując nieraz do siatki i przynosiło jej to punkty. Przełamanie przyniósł jej piąty gem, a potem spokojnie pilnowała wyniku. Był to szósty pojedynek tych tenisistek i po raz czwarty lepsza okazała się reprezentantka Stanów Zjednoczonych. Teraz może ona cieszyć się z powrotu do Top10 światowego rankingu, który dało jej to zwycięstwo i czekać spokojnie na wyłonienie półfinałowej przeciwniczki.